poniedziałek, 25 stycznia 2016

4. Lunatyk-ujące rozterki

    Spotkanie prefektów Gryffindoru właśnie dobiegło końca.
    Profesor McGonagall omówiła ze swoimi podopiecznymi ostatni miesiąc poczynań Gryfonów, dała wytyczne, które w przypadku takich charakterów były raczej sugestiami i kazała jednemu z nich zrobić wieczorny obchód po szóstym i siódmym piętrze. Zadania podjął się Remus. Życząc pani profesor spokojnej nocy wyszedł szybko z jej gabinetu i skierował się ku schodom. Lily została, gdyż miała w zanadrzu pytanie pt. : Pięć minut zwłoki. Zawsze przygotowywała sobie takowe albo w trakcie zebrania, albo chwilę przed, by mieć pretekst do zostania w gabinecie tą chwilę dłużej. Dawała w ten sposób Remusowi czas, by się oddalić i unikała wspólnych powrotów, patroli, o ile nie były konieczne. W przeciwnym razie oboje - jak na dojrzałych ludzi przystało - rozmawiali ze sobą poruszając tematy całkowicie neutralne. Nie było to wbrew pozorom łatwe i wymagało od nich niezłej gimnastyki umysłowej, bo często nawet tak niewinny wątek jak lekcja Historii Magii mogła naprowadzić rozmowę na tory kolejnego wybryku szkolnej paczki buntowników.
   Lunatyk był co prawda jedynym z Huncwotów, na którego miała alergię tylko z definicji, ale dla zdrowszej atmosfery woleli nie wchodzić sobie w drogę. Lily raz jeden próbowała przedyskutować z paniczem Lupinem powody, dla których James, Syriusz są dobrymi przyjaciółmi i dobrym towarzystwem do spędzania wolnego czasu. Skończyło się to oczywiście tym, że twarz Lily od nerwów upodobniła się kolorem do jej włosów, a Remus pierwszy raz od kiedy się znali pokazał, że potrafi krzyczeć. Jakby tego było, Rogacz kiedy tylko się dowiedział o dyskutujących spacerach Lunatyka i panny Evans zapragnął poznać każdy ich szczegół i niby od niechcenia sugerował Remusowi co powinien Lily o nim i reszcie Huncwotów opowiadać. A już zwłaszcza o nim.
   Kierując się zdobytym doświadczeniem Lupin wspiął się błyskawicznie prawie już na piętra docelowe. Z resztą, mijając okna miał w głowie tylko myśli dotyczące nadchodzącej pełni. Prawie cały Księżyc świecił mu w twarz, a on ten blask odczytywał wewnętrznie jako zwykłą drwinę. Pogrążony w tych dręczących go myślach wspiął się niemal do swojego Pokoju Wspólnego, uprzednio oczywiście sumiennie zaglądając w przydzielone mu miejsca.
   Jednak tuż przed wejściem na schody czekała na niego niespodzianka. Zza jednego z filarów niespodziewanie aczkolwiek stanowczo wyszła śliczna, drobna brunetka, z prostymi włosami i ściętą prosto grzywką. Twarz miała bladą, choć delikatnie piegowatą, a oczy lazurowo-niebieskie, z którymi pięknie komponował się szalik, którym owinęła szyję.
   Remus był tak zaskoczony widokiem Krukonki, że na dłuższą chwilę zaniemówił.
- Pewnie chciałeś powiedzieć ,,Cześć". - powiedziała niezrażona jego reakcją dziewczyna.
- Tak, ale skoro już mnie w tym wyręczyłaś to może przejdziemy dalej. - odrzekł Lupin, uprzednio delikatnie odkaszlując, bo nagle zaschło mu w gardle. - Co tutaj robisz?
- Będziesz udawał, że nie wiesz, czy to też pominiemy?
- Corinne, a nie uważasz, że możemy również pominąć tą rozmowę. - powiedział wzdychając, a że był już zmęczony zabrzmiał niegrzeczniej niż tego chciał. Postanowił się zreflektować. - Schlebia mi Twoje zainteresowanie. Bardzo. Tylko, że jak już wspominałem - i nie mówię tego, żeby Cię spławić - nie umawiam się na randki.
- Bo doszukujesz się w swojej osobie jakiegoś defektu. Od razu mogę Cię ostrzec, że trochę do zajmie, bo nie masz żadnego. Dobra - dodała, widząc uniesioną z rozbawieniem brew panicza Lupina - Żadnego, który by Cię czynił nieatrakcyjnym dla przedstawicielek mojej płci. - wyraziła swoją opinię pewnym tonem, z głową wysoko uniesioną i patrząc chłopakowi prosto w oczy.
- Niemożliwa jesteś. A w dodatku uparta jak osioł. Nie wspominając o fakcie, że za takie późne spacery poza dormitorium mógłbym Cię komuś podkablować jako prefekt. - uśmiechnął się łobuzersko, ale miało to o wiele skromniejszy wydźwięk niż w wydaniu jego dwóch, bardzo popularnych kumpli.
- Śmiało, uwolnisz się w ten sposób ode mnie na kilka wieczorów. Bo jak już nieraz wspominałam - nie mam zamiaru dać za wygraną. - powiedziała i zbliżyła się elektryzująco blisko, a że nie była zbyt wysoka to nos miała na wysokości brody Lunatyka. Nie robiła tego nawet z uśmiechem, w kontaktach była chłodna jak lód. Emocje wyrażały tylko i wyłącznie jej intensywnie niebieskie oczy.
   Remus patrzył na nią, dochodząc do wniosku (wbrew wszelkim swoim zasadom), że lubi dziewczynę. Pomijając to, że często doprowadzała do krzyżowania się ich dróg. nie była natrętna. Nie znam drugiej tak niewylewnej i oszczędnej w słowach osoby, nie tylko dziewczyny. Właśnie przez to, że dawała swoim milczeniem i spokojem przestrzeń do oddechu i nigdy nie pytała pierwsza o rzeczy z życia swojego rozmówcy, o których sam nie wspomniał, Lupin kiedyś się zapomniał. Dopuścił ją o jeden krok za blisko i teraz zbierał tego plony. A przecież musiał trzymać ją na dystans, musiał... Dla jej dobra.
- Muszę już iść. - przerwał ciszej, która w towarzystwie Corinne nie była niezręczna.
- Dobrze. - nie oponowała. Zobaczyła się z nim, powiedziała to, co chciała. Nie było sensu dalej się rozwodzić nad tematem. - Dobranoc. - powiedziała i niespodziewanie wspięła się na palce i go pocałowała. Drugi raz w życiu.


***

   Remus całujący się. I to z kim? Z Królową Śniegu.
   Lily nie mogła w to uwierzyć. Cofnęła się szybko za róg i tylko wyjrzała na chwilę, żeby zobaczyć jak Lunatyk się cofa, kiwa brunetce głową, mija ją i odchodzi. Ona za to, z tą samą kamienną miną, skierowała się w stronę swojej wieży, nie oglądając się za siebie. Utwierdziła tym Lily w przekonaniu, że ma coś nie tak z głową. Panna Evans nie lubiła oceniać ludzi po pozorach, tak samo jak ich podglądać, ale Corinne Durete za każdym razem sprawiała wrażenie, jakby była na poziomie emocjonalnym skały. I ktoś taki zainteresował się delikatnym, miłym i ciepłym Remusem. A Remus nią. Żeby przeciwieństwa przyciągały się do tego stopnia... To był dla niej szok. 
   Odczekała w tych rozmyślaniach jeszcze momencik, aż od chwili, w której portret zamknął się za Lupinem minęły ok. 2 minuty i ruszyła jego śladem. Była już wykończona dzisiejszym dniem i jedyne o czym marzyła to miękkie łóżko i ciepła kołderka. 
Jak dobrze, że jutro sobota - pomyślała. - Cały Gryffindor zbierze się na boisku, a ona będzie mogła spokojnie odpocząć. Bez hałasu, nerwów, bez popisów Jamesa Pottera.


***

   W dormitorium Gryfonów piątej klasy nikt jeszcze nie spał, ale wyjątkowo, jak na tą ekipę wszyscy grzecznie leżeli w łózkach. Powodem tej wyjątkowo wcześnie zarządzonej godziny spania był oczywiście mecz Gryfoni kontra Puchoni, który miał się odbyć na drugi dzień i na który szukający i ścigający drużyny Gryffindoru musieli być w świetnej formie. A że według nich na formę pozytywnie wpływało śmianie się na potęgę przed snem to kiedy Lunatyk wrócił był bardzo wesoło i gdyby sam nie zaczął tematu, być może nikt by go nie zaczepił dzisiaj nawet o zebranie u McGonagall. 
   Zaczął zdawać raport w pierwszej pauzie między salwami śmiechu, w którym sam uczestniczył. Łapa i Rogacz z uwagą słuchali wszystkich tych określeń, których używała pani profesor żeby opisywać swoją dezaprobatę dla ich wybryków. Wiedziała, że dotrze to do zainteresowanych i także nie przestawała im imponować kreatywnością w negatywnym komentowaniu wszystkich dowcipów. Kiedy ustalili wstępnie czym ją zabawią w następnym miesiącu, Remus zdecydował się powiedzieć to, co mu ciążyło. Zawsze tak robił. Dzielił się ze swoimi przyjaciółmi wszystkim, bo tylko im tak naprawdę ufał.
- Całowałem się z Corinne.
Nie pamiętał żeby chociaż raz cisza w tym pokoju zapadła tak szybko, jak teraz. 
- Cold - Corinne? - zapytał odruchowo Syriusz, zapominając o braku sympatii Lunatyka do przezwiska, które jej nadali.
- Tak. Czekała na mnie, aż wrócę ze spotkania. I na ,,do widzenia" mnie pocałowała. - powiedział to spokojniej niż się czuł. Położył się na swoim łóżku z rękami pod głową.
- Ładnie. A czy Ty przypadkiem nie miałeś żyć jak mnich? - zapytał Rogacz siadając na baczność.
- Miałem i nadal mam. Zaskoczyła mnie. Poza tym, mówiłem Wam, że tak w zasadzie to ją lubię.
- To trochę sprzeczne sygnały. - powiedział Syriusz i prychnął pod nosem. Przecież nikt tak nie zwodził dziewczyn, jak on. Jego dalsze komentarze w tej sprawie byłyby czystą hipokryzją.
- Lubisz, całujesz się z nią. Co stoi na przeszkodzie żeby spróbować. Ten jeden raz. Przecież nikt Ci nie każe się z nią żenić. - wyraził swoją opinię James i był w tym bardzo obiektywny, bo osobiście nie przepadał za Krukonką.
- Bo to nie jest fair. Wiązać się z kimkolwiek, ze świadomością, że nie będę mógł zaproponować później nic poważnego.
- No tak, te Twoje chore zasady...
- Chory to ja jestem Syriuszu i nikogo nie będę tym obciążał.
- Jeśli obciążająca jest znajomość z Tobą to chyba od tego ciężaru powinniśmy być już dawno garbaci. - skwitował Potter, czym wywołał ogólną wesołość, a Peter skwapliwie i z wielkim zaangażowaniem pokiwał głową, żeby go wesprzeć.
- Dobra koniec tematu. Wy chyba spać macie, o ile mi wiadomo? - powiedział Lupin z nutką ironii w głosie.
- Tak jest mamusiu. - powiedział Łapa, rozbawiony zachowaniem przyjaciela.
- Chyba za porównanie z mamą Syriusza to się obrazić powinieneś. I pamiętaj! - zawołał Rogacz do Remusa, opadając na poduszki - Bez ryzyka nie ma zabawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz