czwartek, 29 czerwca 2017

19. Pukanie

Kochani!
Jak widzicie już wróciłam i w ramach zadośćuczynienia wstawiam następną notkę. Postaram się wstawiać je od teraz raz w tygodniu. 
Dziękuję wszystkim wiernym czytelnikom za cierpliwość <3 oraz zapraszam do lektury tych całkiem nowych :)
W dalszym ciągu proszę o komentarze i przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, których nie wyłapałam, a które zapewne gdzieś się w notkach przewijają.
Pozdrawiam Was i życzę miłego czytania :)))

:) :) :)

   Peter po skończeniu swojego kolejnego i z pewnością nieostatniego indywidualnego szlabanu, który odbywał pod czujnym okiem profesor McGonagall zmierzał nieśpiesznie w stronę wieży Gryffindoru. Szedł sam zajadając się czekoladową żabą, którą znalazł w kieszeni szaty, a którą zostawił tam kilka dni wcześniej jako przekąskę ,,na później”. Wiedział, że już dziś nie ma w planach niczego ciekawego, a tym bardziej nie zamierzał się w żadnym razie uczyć. Choć w tej drugiej kwestii Remus mógł mieć trochę odmienne zdanie. Po wynikach mini-testów próbnych, które zrobili nauczyciele niektórych przedmiotów uczniom klasy piątej nawet James i Syriusz ( których wyniki były wyjątkowo monotonne – W, W, W, W ) przyznali, że za Glizdka trzeba się wziąć na poważnie. Nie byli w tym zbyt nachalni, ale nauczyli się sprytnie przemycać delikatne korepetycje w trakcie przygotowywania swoich wspaniałych numerów. Zależało im na dobru przyjaciela i choć obaj oburzyliby się zapewne na takie stwierdzenie – mieli ze swoimi zdolnościami pedagogicznymi i podejściem do ,,ucznia” zadatki na nauczycieli.
   Profesor McGonagall zdawała sobie sprawę z tego, że oprócz wielkiego talentu będącego udziałem Pottera i Blacka obaj cechują się też wielkim sercem, mimo całych serii dowcipów i problemów, których potrafili dostarczyć społeczności szkolnej w ciągu tygodnia. Dlatego pomijając zajęcia dodatkowe, na które ostatnio kazała przyjść Peterowi nie martwiła się mocno jego egzaminami. Niestety w związku z codziennym zachowaniem Huncwoci swoją sympatię do nich musiała raczej kryć i pilnować, żeby za każdą akcję wbrew regulaminowi spotkała ich kara. Peter swoim właśnie zakończonym szlabanem zamknął odpracowywanie ostatniego numeru. Rogacz, Łapa i Lunatyk swoje kary już odbyli, każdy innego dnia lub o różnej porze. Była to nowa technika opiekunki Domu Godryka. Uważała i to całkiem trafnie, że chłopcy rozrabiać wolą całą paczką i dlatego zamiast odbierać im jeden wieczór za jednym zamachem, sprawiała, że nie mogli knuć niczego w pełnym składzie czasem aż przez cztery pod rząd.
   Peter wiedział, że nie jest mózgiem huncwockich operacji i zdarzało się, że przychodził do dormitorium by usłyszeć gotowy plan. Nie miał nic przeciwko temu. Samo debatowanie nad organizacją nie było dla niego tak bardzo ciekawe, zwłaszcza, że przed większymi akcjami potrafiły one trwać nawet kilka dni. Kiedy tak było Glizdogon często nawet nie doczekiwał końca nocnych narad i wcześniej, po długiej i dzielnej walce z sennością po prostu zasypiał.  Chłopcy żartobliwie nazywali go wtedy ,, Człowiekiem Czynu”, który woli działać niż planować. Za to samymi akcjami był tak podekscytowany, że o chociażby odrobinie senności nie było mowy. Syriusz i James, którzy w tworzeniu swoich numerów byli prawdziwymi artystami i wirtuozami kreatywności zazwyczaj pozwalali Glizdogonowi na ,,naciśnięcie czerwonego guzika”, czyli zainicjowanie i rozpoczęcie zabawy. To naprawdę dawało Peterowi tyle radości, że wystarczało mu w zupełności za udział w całym dowcipowym procesie. Za to pozostała trójka Huncowtów zdawała sobie sprawę, że realizacja to zazwyczaj czubek góry lodowej i wszystkie poprzedzające ją etapy dawały im ( nawet Remusowi ) mnóstwo satysfakcji. Co prawda koronacją trudów był końcowy efekt, a wpisywały się w niego reakcje uczniów ( w przypadku większości – śmiech, uznanie, zachwyt ), ich obrażenia ( w przypadku tych, którzy nie zaliczali się do większości, czyli Ślizgonów ) albo nerwy nauczycieli, starających się ukryć uśmiechy, czy czasem nawet podziw. Wszystkie te wrażenia i uczucia towarzyszące huncwockiej zabawie potrafiły zachłysnąć i były niesamowicie uzależniające. Do tego stopnia, że gdy poziom adrenaliny i rozrywki w szkole spadał poniżej zera chłopcom zdarzało się nawet spontanicznie i nagle coś ,,skomponować”, by wskaźnik dobrej zabawy na powrót wywindował na wyżyny. Ten rodzaj akcji, spontanicznych i nieplanowanych był realizowany praktycznie z biegu i wyjątkowo nie zawsze w pełnym składzie.
   Wiedząc o tej właściwości wybryków niespodziewanych Peter, widząc ożywienie z jakim rozmawia ze sobą grupa Krukonek przed nim dyskretnie przyśpieszył kroku, żeby podsłuchać o czym debatują. Miał przy tym nadzieję usłyszeć imiona, nazwiska, bądź przezwiska swoich współlokatorów i nacieszyć uszy szczegółami tego, co właśnie zrobili. Kolejnym krokiem po nagromadzeniu wystarczającej ilości informacji miałoby w zamyśle Glizdka odchrząknięcie w celu zwrócenia na siebie uwagi i minięcie dziewczyn z zadowoloną miną. Zdawał sobie sprawę, że choć nie mógłby nigdy liczyć na taką popularność wśród płci przeciwnej jaką cieszył się Remus, James, a już tym bardziej Syriusz, jego przynależność do paczki Huncwotów podnosiła, nazwijmy to – jego wartość rynkową o ładnych kilka lub kilkanaście punktów. Peter bardzo to lubił. Podobało mu się grzanie w blasku jupiterów nakierowanych na jego przyjaciół i nie przeszkadzało mu, że popularność zdobywa w pewnym sensie ,,po znajomości”.
   Gotowy już do szpiegowania, z papierkiem po czekoladowej żabie wepchniętym do kieszeni i oblizanymi pośpiesznie palcami zbliżył się podekscytowany do dziewczyn i niemal przestępował z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać, aż przekaże wszystko co usłyszy przyjaciołom. Krukonki były tak zajęte omawianą przez siebie sprawą, że nawet nie zwróciły uwagi, że ktoś im depcze po piętach. Przynajmniej dopóki to deptanie nie stało się dołowne.
- Au! – krzyknęła jedna z dziewczyn, której Peter nastąpił nie tylko na nogę, ale i na szatę, przez co prawie się przewróciła. – Uważaj, jak chodzisz. – powiedziała zdenerwowana, chwilę po tym, jak koleżanki uchroniły ją przed upadkiem spowodowanym ,,atakiem” Petera.
- Przepraszam. – powiedział chłopak z trochę przestraszoną miną, po czym minął dziewczyny i puścił się biegiem w stronę wieży.
   Peter był dobrym szpiegiem. Niektórych mogło to dziwić, bo był dosyć pulchny i niezdarny, ale kiedy chciał potrafił być cichy jak myszka ( choć w jego przypadku trafniejsze było porównanie ,,jak szczur” ). Dlatego tak się speszył, gdy dał się poniekąd przyłapać dziewczynom. To nie było w jego stylu. Ale rzecz, którą udało mu się wyłapać z ich rozmowy była tak zadziwiająca, że przez chwilę starając się ją przeanalizować chyba stracił kontakt z rzeczywistością. Było to tak dziwne i trudne do przetrawienia… Na szczęście w końcu dotarło do Petera i sprawiło, że ten nieprzepadający za nadmiernym ruchem chłopak pokonywał dalej biegiem już ostatnie schody dzielące do od obrazu z Grubą Damą. W głowie kołatało mu tylko jedno: Muszę powiedzieć chłopakom.
- Hasło? – zapytała Gruba Dama nie odrywając się nawet od poprawiania włosów w trakcie przeglądania się w srebrnym pucharku.
- Szpon hipogryfa. – wydyszał Gryfon trzymając się za brzuch i starając się wyrównać oddech.
   Gruba Dama tylko spojrzała na niego marszcząc brwi i otworzyła przejście. Glizdogon przemknął przez Pokój Wspólny, przy czym obił się o paru uczniów, ale na schodach prowadzących do dormitorium zabrakło mu już trochę sił. Właśnie dlatego kiedy wszedł do pokoju oparł się o drzwi, które zamknął i zanim cokolwiek powiedział starał się powstrzymać przed wypluciem płuc.
   Chłopcy patrzyli na niego, a gdyby określić ich miny nazwami znaków interpunkcyjnych byłyby to znaki zapytania. Remus siedzący po turecku na kufrze stojącym w nogach jego łóżka, gdzie bardzo lubił czytać oparty o balustradę zamknął książkę i nie przytrzymał palcem miejsca, w którym skończył. Znaczyło to, że lektura poszła w odstawkę i jest tak samo ciekawy jak dwaj pozostali Huncwoci tego, z czym przyszedł do nich Peter. James i Syriusz, ten pierwszy siedząc na parapecie, a ten drugi opierając się o swoją szafkę nocną dyskutowali zawzięcie o czymś nachylając się nad Mapą. Kiedy zobaczyli Glizdogona, a raczej stan w jakim się znajdował Potter błyskawicznie w paru szybkich ruchach złożył pergamin i podał go Syriuszowi, który schował go pod swój materac. Chłopcy opracowali prosty grafik, według którego codziennie kto inny chował w swoich rzecz ich wielki skarb. Wcześniejszy system pt.: ,,Tydzień u każdego i zmiana” został zniesiony, kiedy w trakcie tygodnia Petera ten nie wiedział, gdzie schował Mapę i tak się tym zestresował, że poprosił chłopców o zmianę systemu, mimo iż znalezienie jej kosztowało ich jedno machnięcie różdżką i zaklęcie Accio. Potem chłopcy byli nawet wdzięczni Glizdkowi, bo kiedy James chwycił lecącą w jego kierunku Mapę wpadł na pomysł, by na wszelki wypadek może zastanowić się czy jej aby przed takim sposobem znajdowania nie zabezpieczyć. Syriusz nie odrzucił tego pomysłu od razu, ale stwierdził żeby na razie poczekać z jego realizacją i spojrzał wymownie na Petera.
   Ten ostatni nadal czerwony, ale już oddychający prawie normalnie stanął już o własnych siłach, bo doszedł do wniosku, że jego opowieść zrobi większe wrażenie, jeśli nie będzie się słaniał po podłodze.
- Dobra. Niech będzie, że ja to zainicjuję. – Powiedział Rogacz wstając z parapetu i podchodząc do balustrady swojego łóżka, żeby się o nią niedbale oprzeć z rękami w kieszeniach. – Co się stało?
- Słyszeliście co się dziś wydarzyło po eliksirach w holu? – zaczął Glizdek głosem pełnym emocji. – Elinor Durete…
- Rozmawiała z Śmierciożercami W Śliniaczkach… – powiedział Syriusz.
- … po czym podeszła do Lily i Severusa… - dodał Remus.
- … porozmawiała ze Smarkiem, wyszeptała mu coś do ucha, a na odchodne nazwała Evans… - James nie dokończył tylko zacisnął szczękę tak mocno, że można było mieć wrażenie, że zaraz sobie zęby pokruszy.
- Nie musisz kończyć, wiemy. – powiedział Łapa kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu. – A Ty co masz taką minę Peter?
- Mogliście dać mi opowiedzieć. – bąknął i poszedł paść na swoje łóżko.
- Nie mów, że będziesz się teraz dąsać. Jeśli Cię to pocieszy to też nie wiemy o tym jakoś specjalnie długo. – powiedział Remus odkładając książkę na półkę. Niby żadnej nowej sensacji nie było, ale znał swoich przyjaciół zbyt długo i zbyt dobrze, by sądzić, że w związku z tym nad tą istniejąca i znów wywołaną na wierzch przejdą obojętnie.
- W sumie rzeczywiście mogliśmy docenić fakt, że zmieniłeś dla nas kolor na kolor dojrzałego pomidora i udawać, że o niczym nie wiemy, ale… – powiedział Łapa i zaczął wyliczać – Po pierwsze potem byłoby Ci jeszcze bardziej głupio, gdybyś się dowiedział, że o wszystkim wiemy. Po drugie – wolałbym słuchać krzyku mandragory niż tej historii lub nawet jej fragmentu po raz tysięczny, bo choć faktycznie wiemy o tym, jak zaznaczył Luniaczek od niedawna to liczba osób, która w ciągu godziny opowiadała lub starała się nam o tym powiedzieć była zatrważająca. A po trzecie – Syriusz popatrzył na Rogacza, który właśnie poczochrał sobie włosy i poprawił okulary, co oznaczało, że już się zdążył uspokoić. – Gdybyś był pierwszą osobą mówiącą o tym Rogasiowi mógłbyś zostać kontuzjowany. Pierwszemu opowiadającemu prawie się oberwało za tą obelgę pod adresem Lily. Choć wszyscy dobrze wiemy kogo tak naprawdę James miał ochotę uszkodzić. – zakończył Łapa i rozłożył się na wpół leżąco na swoim łóżku.
- To raczej nie jest żadna tajemnica. Smarkerusa. – powiedział Potter i wyjął z szafki nocnej piłeczkę do ping-ponga, którą zwędził kiedyś nauczycielce od mugoloznawstwa, bo rozmiarem trochę przypominała Złotego Znicza. Teraz zaczął nią sobie podrzucać, żeby wyciszyć się do końca.
- Dlaczego jego? To nie on obraził Lily. – Remus starał się tak często, jak mógł temperować porywcze charaktery przyjaciół.
- Lunatyku, nie poznaję Cię. – Syriusz się uśmiechnął. – Czyżbyś sugerował przeprowadzenie ataku na pannę Durete?
- Bardzo zabawne. Nie śmiałbym podnosić ręki na Twoją dziewczynę. – powiedział zaczepnie Lupin, na co obaj z Potterem się uśmiechnęli.
- Długo mi będziecie jeszcze dogryzać?
- W sumie nie rozumiem dlaczego. – odezwał się Peter, choć miał plan udawać przez chwilę obrażonego. – Elinor to niezła laska.
- Wow, no proszę. Nasz Glizdek dorasta. – zażartował Rogacz. – Ja nie twierdzę, że czegoś brakuje jej powierzchowności. I choć nie jest absolutnie w moim guście to przyznaję, że jest atrakcyjna…
- Znacznie bardziej byłaby według Ciebie atrakcyjna, gdyby zamiast czarnych miała rude włosy. – mruknął Łapa.
-… Tylko, że ta jej atrakcyjność – kontynuował James niezrażony tekstem przyjaciela. – nie obroni jej przed odwetem za używanie takich słów.
- Używanie takich słów – czytaj: Obrażanie Evans. – Łapa nie ustawał w komentowaniu wypowiedzi przyjaciela.
- A jeśli chodzi o Smarka to należy mu się za nie bronienie Evans, za towarzystwo, w którym się obraca i za fakt, że…
- … istnieje. – dokończyli wszyscy chóralnie, znając już argumenty Jamesa przemawiające za jego atakami na Snape’a.
- Skoro to już ustaliliśmy, to powiedz mi James, poważnie chcesz przeprowadzać atak na Elinor?
- Remusie, nie musisz się bać reakcji Syriusza, sam się nią zajmę po cichu.
- Skończyliście już?
- Nie wiem jak Lunatyk, ale ja się dopiero rozkręcam. A to, że to dziewczyna – to, co z tego? Ślizgonki już się nam zdarzało obierać za cel. A skoro Smoczyca zadała się z takim, a nie innym towarzystwem to nie mam zamiaru mieć i w tym przypadku żadnych skrupułów. – James skończył przemowę i położył się na łóżku wystawiając jedną rękę tak, by móc odbijać piłeczkę od ziemi.
- Swoją drogą – zaczął Łapa po krótkiej chwili ciszy. – Elinor to ciekawy okaz.
   Chłopcy, a konkretnie Remus i James spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Peter natomiast zaczął potakiwać z wyraźnie rozmarzonym wzrokiem.
- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Rogaś, daj znać kiedy Ci się znudzą te żarty.
- Syriuszu ja mówię teraz na poważnie i bez żadnych przytyków.  Nie poczułeś Ty przypadkiem do niej mięty na tej randce sobotniej?
- Nie. – powiedział Łapa i choć zrobił to bez wahania to zrobił przy tym minę, która kazała Potterowi dalej drążyć temat.
- Chyba nie muszę Ci przypominać, że Huncwoci nie mają przed sobą tajemnic? – powiedział James, a Syriusz powtrzymał się od komentarza, że w takim razie powinien przestać wszystkim wpierać, że wcale nie jest zakochany w Lily Evans. To kłamstwo i tak było tak niewiarygodne, że się do kłamstw nie zaliczało.
- Pamiętam o tym doskonale. Zwyczajnie się zastanawiam jak najlepiej rozegrać tą całą sytuację z Ognistą Panną Durete. Bo czuję, że ta randa to zaledwie preludium jest podchodów.
- Jeszcze nie przywykłeś do tego, że dziewczyny Cię podrywają? – zapytał Peter.
- Przywykłem. – Syriusz nie uważał tego stwierdzenia za jakąkolwiek nieskromność. Była to zwyczajnie prawda wynikająca z jego oczywistej atrakcyjności. – Ale ona jest dosyć specyficzna.
- Poniekąd to Twoja kobieca wersja.
- Skoro już się włączyłeś do rozmowy Luniaczku to może mi coś doradzisz? Jak Ty sobie radzisz z Królową Śniegu?
- To co dobre na lód, raczej do ognia się nie nadaje. – powiedział wymijająco Lupin i poszedł do łazienki przebrać się w piżamę.
   Syriusz tylko się uśmiechnął. Wiedział, że kwestię, która mu chodziła po głowie po ostatniej rozmowie z Jules związaną z trójkącikiem, Elinor, Willow etc. etc. musi najpierw sam rozeznać. Bo właśnie w ten sposób Casanova Hogwartu decydował się na ewentualne posiadanie dziewczyny. Nie na drodze miłosnych uniesień i porywów serca. On kalkulował i analizował, a wybranka, która miała ostatecznie dostąpić tego zaszczytu… Chyba jeszcze sam nie do końca był w stanie określić jakimi cechami powinna się charakteryzować. Jedno było pewne – nie mogła być przeciętna.
- Remus przebrał się w piżamkę, z miny Glizdka widzę, że czuje zakwasy po tym dzisiejszym wysiłku nawet przewracając się z boku na bok, więc wnioskuję, że dziś czeka nas raczej spokojny wieczór.
- Chyba tak Rogaczu. – ledwo Syriusz to powiedział w dormitorium dało się słyszeć cichutkie, ale naglące pukanie w szybę.
   Huncwoci spojrzeli w stronę źródła tego dźwięku, czyli na okno między łózkami Jamesa i Syriusza. Wydawało się, że niczego za nim nie ma, ale pukanie się powtórzyło. Potter podszedł do okna i je otworzył… I nic. Wystawił nawet głowę w głęboki mrok wieczoru, którym charakteryzowały się zimowe miesiące, napuszczając do dormitorium dawkę zimnego powietrza.
- Średnio chyba prawdopodobne żebyśmy wszyscy czterej mieli omamy słuchowe? – powiedział James odwracając się do przyjaciół. Oni tylko wzruszyli ramionami i wraz z zamknięciem okna wrócili do swoich zajęć.
   Jednak pukanie rozległo się ponownie. Było to tak dziwne, że nawet Peter spionizował na łóżku swoje obolałe ciało. Tym razem to Lupin, który akurat skończył pakować spodnie do kufra ruszył w stronę okna. Wyjrzał, otworzył, wyjrzał ponownie i nic.
- Myślicie, że doczekaliśmy się w końcu momentu, w którym ktoś postanowił zrobić dowcip dowcipnisiom? – zapytał zamykając okno.
- Jeśli tak to ja z przyjemnością przyjmę wyzwanie. Nikt nie ma z nami szans w Huncwockich Mistrzostwach. – powiedział Syriusz przechylając się na jeden brzeg łóżka, by spod drugiego wydobyć bez szwanku Mapę.
   Remus wrócił do swojego łóżka i zaczął szukać we wcześniej odłożonej książce miejsca, w którym skończył, James już leżał na swoim przerzucając piłeczkę z ręki do ręki i obmyślając zemstę za użycie niewybaczalnego słowa ,,szla**”. Nawet w myślach Potter nie był w stanie tego ,,wymówić”.
   Tylko Glizdogon tak się zafascynował tym dziwnym pukaniem, że aż wstał i teraz czekał bez ruchu na środku pokoju, nasłuchując kolejnego… PUK PUK. Długo czekać nie musiał. Rzucił się do okna i od razu je otworzył, jakby myślał, że ten dźwięk zaraz ucieknie.
- Peter uważaj, bo wypadniesz. – powiedział Rogacz patrząc jak przyjaciel wychyla się przez okno klęcząc na parapecie.
- W razie czego wyciągniesz miotłę i będzie miał dodatkowy trening szukającego ze Zniczem w rozmiarze XXXXXXL. – zażartował Syriusz, na co James się zaśmiał.
- Nie rozumiem jak możecie być tacy spokojni? Nie denerwuje Was to? – zapytał Peter zamykając okno z rezygnacją.
- Jak mistrzowie denerwowania ludzi sami jesteśmy na takie zaczepki wyjątkowo odporni.
- Łapa dobrze mówi. Poza tym, jeśli w ten sposób nie damy się sprowokować autor pukania posunie się do czegoś mniej subtelnego i wtedy łatwiej będzie go namierzyć oraz dorwać. – James użył swojego wszechwiedzącego tonu i dalej bawił się piłeczką.
   Nie musieli długo czekać na powrót natarczywego pukania. Tym razem jednak żaden nie zareagował. Remus kompletnie się wyłączył czytając książkę, a przywódcy Huncwotów - niecierpliwi w czekaniu na coś, ale gdy ktoś próbował ich celowo wyprowadzić z równowagi wykazujący niezwykłą cierpliwość i wydający się być nie do ruszenia. Pierwszy wymiękł Peter.
- Proszę, niech ktoś coś zrobi! – zawołał, zakrywając się poduszką, bo miał wrażenie, że to ciche pukanie zaczyna mu się wwiercać w głowę. – Syriuszu, Ty jeszcze nie próbowałeś. Sprawdź okno.
- Uważasz, że mogę być bardziej spostrzegawczy niż nasz wspaniały szukający?
- Marne szanse, ale zawsze możesz spróbować doskoczyć choć do połowy ustawionej przez mnie poprzeczki. Poza tym chyba czas na jakąś interwencję skoro temu bębnieniu udało się zmęczyć jednego z naszej paczki.
- Może to jednak pułapka, co? – powiedział Syriusz, ale wstał z łóżka i położył na nim rozłożoną Mapę. – Która uruchamia się za którymś np. czwartym razem?
- Boisz się o swoją piękną buźkę? – Rogacz się zaśmiał, ale stanął za plecami przyjaciela. Pułapka była całkiem prawdopodobna, a on nie chciał dopuścić by Łapie stała się krzywda. Black był dla niego jak brat.
   Syriusz otworzył okno i nie zdążył nawet wystawić przez nie głowy, gdy stało się coś innego niż nic z poprzednich trzech razy. Do dormitorium wleciał malutki papierowy samolocik, zatoczył rundkę między balustradami łóżek, by w końcu zacząć kołować nad głową Syriusza. Wylądował dopiero, gdy Black wystawił mu jako lądowisko swoją rękę.
- Czyli jednak potrzebny był jakiś klucz. – Rogacz czekał w napięciu i tak, jak pozostali Huncwoci patrzył jak Łapa otwiera i czyta liścik, który zaraz po przeczytaniu… Uległ samozapłonowi i zamienił się kupkę popiołu, którą Syriusz strzepał z ręki przez okno.
- Ale numer. – powiedział Glizdogon.
- Co to było? – Remus tym razem nie odłożył książki.
- I od kogo? – James patrzył na przyjaciela i nie zwrócił uwagi, że okulary zsunęły mu się już do połowy nosa.
   Syriusz popatrzył na nich przegryzając policzek, co świadczyło, że bije się sam ze sobą. W końcu podjął decyzję.
- Elinor. I to niestety wszystko co mogę Wam powiedzieć. A teraz muszę iść.
- I uważasz, że po dostaniu takich skrawków informacji po prostu Cię puścimy.
- James, musicie mi zaufać. – Black spojrzał Potterowi w oczy, a minę miał poważną. Takie zestaw był bardzo rzadki w zachowaniu obu przywódców Huncwotów i między innymi dlatego obaj brali go bardzo na poważnie.
- Wiesz, że jeśli o to chodzi to ufam Ci jak nikomu na świecie. Ale użyj swojej huncwockiej intuicji i odpowiedz na pytanie: Wyczuwasz zagrożenie albo postęp?
- Nie i dlatego masz mi obiecać, że nie pójdziecie za mną.
- Trochę ciężko to obiecać wziąwszy pod uwagę nowych ,,przyjaciół” Elinor. – zauważył, a raczej wypowiedział na głos to, co wisiało w powietrzu Remus.
- Nie przesadzajmy, ja bym szybciej obstawiał jakiś oryginalny sposób zwrócenia na siebie uwagi i podrywu.
- A gdzie masz teraz iść? – zapytał Potter, a widząc wymowne uniesienie brwi przez Syriusza dodał: - Okej, to chociaż zerknij na Mapę i upewnij się, że terem czysty.
   Łapa tak właśnie zrobił. Po czym uśmiechnął się do przyjaciół, skinął głową i narzuciwszy na plecy kurtkę ruszył w stronę drzwi.
- Weź pelerynkę. Na wszelki wypadek, żebyś choć od strony Gonagall nie miał w razie czego problemów. – Rogacz podał mu pelerynkę i mrugnął. Patrzył jak przyjaciel zamyka za sobą drzwi i jak atmosfera w dormitorium robi się senna. On sam ze spokojem poszedł do łazienki wziąć prysznic i przebrać się w piżamę.
   Nie martwił się, bo tak się Syriusz spodziewał śledził jego wzrok skierowany na Mapę i wiedział dokładnie dokąd Black zmierza. A w przystani oprócz śladów stóp z napisem ,,Elinor Durete” nie było nikogo innego.

środa, 28 czerwca 2017

18. Coraz szersze kręgi

   Cylinder wypełniony ,,punktami” Gryffindoru wzbogacił się o sporą garść symbolizująca 20 punktów, które zostały przydzielone pewnej rudej dziewczynie na kończącej się właśnie lekcji eliksirów. Uczniowie czując zbliżającą się przerwę zaczęli pakować swoje książki do toreb, a w sali do eliksirów dało się wyczuć narastający brak skupienia. Gdy dzwony rozbrzmiały na korytarze wylali się uczniowie, jak mrówki z rozgrzebanego mrowiska. ,,Mrówki” wychodzące z lochów w barwach Gryffindoru i Slytherinu cieszyły się niezmiernie faktem, że skończyły na dzień obecny zajęcia i nawet te najpilniejsze zamiast myśleć o zbliżających się oraz niezwykle ważnych na piątym roku egzaminach planowały już miłe spędzenie popołudnia. Na książki miał przyjść czas dopiero późnym wieczorem po kolacji.
   Oczywiście pierwsi z lochów wybiegli Huncwoci, za nimi cała reszta w nieuporządkowanym ciągu, choć nie do końca. Lily Evans, która chciała spędzić teraz trochę czasu ze swoim Ślizgońskim przyjacielem, szła przed nim, by w razie ewentualnych huncwockich pomysłów ( dla Lily huncwocki był synonimem głupiego ) ustrzec przed nimi Severusa. Sam zainteresowany był tego świadomy i średnio tym faktem zadowolony, ale nauczył się rozpoznawać kiedy przeciwstawianie się pannie Evans jest warte, a kiedy niewarte wszystkich towarzyszących mu nerwów.
- To co będziemy robić? – zapytała Lily pokonując ostatnie stopnie schodów prowadzących do lochów lub z lochów do holu, co było w tym przypadku właściwszym opisem.
- Wszystko na co masz ochotę. – odpowiedział odruchowo Severus i uśmiechnął się, uświadamiając sobie, co właśnie nastąpni.
- Wszystko? – Lily odwróciła się do przyjaciela. – Czyli skok ze spadochronu mi załatwisz i to powiedzmy w ciągu pięciu minut?
- Dobra, dobra, przepraszam. To było automatyczne. I już prostuję – wszystko na co masz ochotę i co leży w naszym zasięgu. Ale – kontynuował widząc wyczekującą minę Lily – nie mam konkretnej propozycji.
- A szkoda. Mam ochotę na coś nietypowego i szalonego.
- Nie ten adres. – burknął Sev słysząc przymiotniki, których użyła Rudowłosa.
- Nie rób takiej miny. Nie o to mi chodziło. Po prostu w moim przypadku te słowa nie są ściśle zarezerwowane i powiązane z tymi czterema bałwanami. No, może trzema, Remus się jeszcze jako tako broni. W każdym razie ja na całe szczęście uniknęłam tego prania mózgu. – powiedziała lekko podirytowana Lily, a Severus słysząc określenie ,,bałwany” od razu się rozchmurzył.
- W porządku, ale co w takim razie miałaś na myśli? Siedzenie na błoniach rozumiem nie jest nietypowe.
- Raczej nie. – Lily wzięła się pod boki i zaczęła rozglądać po holu, szukając inspiracji. Nie spodziewała się jak nietypowej sytuacji zaraz będzie świadkiem. Pierwszym alarmem świadczącym, że jej prośba zostanie spełniona była mina  Severusa, który dosłownie wytrzeszczył oczy na coś, a raczej kogoś znajdującego się za plecami Lily.
   Gdy dziewczyna się odwrócił prawie wbiło ją w podłogę. W ich stronę zmierzał nikt inny tylko Elinor Durete. Dziewczyna szła charakterystycznym dla siebie kołyszącym się krokiem zostawiając za sobą grupkę Śmierciożerców Juniorów, z którymi właśnie skończyła rozmawiać. Ci patrzyli jeszcze przez chwilę na jej… kształty i rozeszli każdy w swoją stronę. W tym czasie Elinor zdążyła pomachać do Severusa i przeczesać palcami swoje długie czarne włosy. Mało tego – uśmiechała się do niego swoim pięknym, uroczym uśmiechem, jak do najlepszego przyjaciela. Ślizgon był w tak głębokim szoku, że aż odwrócił się za siebie, by upewnić się, że to na pewno on jest odbiorcą sygnałów Elinor. Lily, która trochę szybciej się otrząsnęła ( w końcu na nią atuty panny Durete nie robiły wrażenia ) odsunęła się dwa kroki w tył, by na prostej drodze łączącej Krukonkę z Severusem. Nie był to w żadnym razie dowód uległości czy tym bardziej strachu. Te pojęcia były dalekie charakterowi Lily. Ona zwyczajnie obrała pozycję, z której najlepiej mogła obserwować dalszy rozwój sytuacji. A był on godny uważnego zapamiętania.
- Witaj Severusie.
- Cześć. – ledwo wydukał Severus starając się zachować kamienną Ślizgońską twarz.
- Miło Cię widzieć. – Elinor starała się nie śpieszyć z wyjawieniem swoich intencji.
- Tak. – jedyna, bardzo ambitna odpowiedź, na którą było stać chłopaka w tym momencie.
- Rozmawiałam właśnie z chłopakami. – powiedziała i zarzuciła włosy za ramię, robiąc niepostrzeżenie krok w kierunku Severusa. Niepostrzeżenie dla niego, ale nie dla Lily, która stała dalej bez ruchu marszcząc brwi.
- Widziałem. – Severus zaczął odzyskiwać jasność myślenia w tej absurdalnej sytuacji. – Coś się stało?
- To zależy. – uśmiechnęła się widząc, że rozmowa idzie po jej myśli.
- Od czego?
- Ile wiesz do tej pory. – mrugnęła do Severusa i w swojej łaskawości obdarzyła Lily przelotnym spojrzeniem.
- Wydaje mi się… - zaczął chłopak wyraźnie speszony, ale nie widział jak skończyć swoją wypowiedź, zezując nerwowo na przyjaciółkę.
- Że nie powinniśmy o tym rozmawiać przy świadkach. Wiem, wiem. Dlatego już idę, ale najpierw – odchrząknęła delikatnie i rozejrzała się po korytarzu. Stłumiła chichot. Liczba par oczu skierowanych w ich stronę była wystarczająca by uznać jej plan za udany, a misję za zakończoną sukcesem. – Najpierw chciałabym zaktualizować Twoje informacje. – dokończyła i nachyliła się w stronę Severusa kładąc mu dłoń na ramieniu, a drugą osłaniając usta od strony Lily, by uczynić swój szept bardziej ostentacyjnym.
- Dziękuję za informacje. – powiedział Ślizgon z delikatnym opóźnieniem spowodowanym zapachem perfum dziewczyny.
- Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie. Z resztą tak, jak zawsze. – dokończyła tajemniczo i odwróciła się na pięcie. Zrobiła już dwa kroki do przodu, ale stwierdziła, że nie może sobie odpuścić i nawet nie w jej stylu byłoby nie zakończyć z grubej rury. – Do zobaczenia Severusie. – zawołała przez ramię. – Do mam nadzieję nie-zobaczenia Szlamo. – na te słowa, powiedziane wystarczająco głośno, by doszły do wszystkich osób znajdujących się w holu i śledzących mniej lub bardziej dyskretnie rozwój wydarzeń Lily aż drgnęła. Słyszała już co prawda niejednokrotnie to przezwisko pod swoim lub innych adresem, ale jeszcze nigdy nie było wypowiedziane tak spokojnym i słodkim głosem. Elinor tylko zarzuciła włosami ( robiła to tak, jak zauważył Syriusz - bardzo często i praktycznie machinalnie ) i odeszła z uniesioną głową. Była pewna, że nikomu nie uszło uwadze jej zachowanie i że do wieczora przynajmniej trzy czwarte szkoły dowie się o całej akcji. Zerknęła kątem oka na schody prowadzące na piętro i zobaczyła grupkę Gryfonek z czwartej klasy stłoczonych na pierwszych dwóch stopniach i szepczących coś do siebie. Widać było, że były w drodze na górę kiedy coś je zatrzymało, a teraz od emocji miały niemal wypieki na twarzy. Na twarzy Krukonki zagościł uśmiech.
Może więcej niż trzy czwarte i szybciej niż do wieczora. – pomyślała i zniknęła za rogiem.
   Dopiero wtedy, jakby wyrwani z hipnozy ruszyli się Severus i Lily. Ten pierwszy popatrzył na przyjaciółkę z przerażeniem w oczach. Rudowłosa patrzyła na niego, a w swoich migdałowych oczach miała ogień. Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę jakich kłopotów przysporzy mu cała ta rozmowa i to, co w jej trakcie usłyszała Lily. Choć słowo ,,szlama” było potworne wiedział, że to nie ono zdenerwowało pannę Evans.
- Dostałam już wystarczającą dawkę adrenaliny. Teraz spacer po błoniach w zupełności mi wystarczy. – powiedziała dziewczyna i swoim energicznym krokiem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Dopiero kiedy za nimi zniknęła Severus otrzeźwiał i ruszył za nią.
   Szli w milczeniu dłuższą chwilę. Doszli dość daleko od zamku zanim Lily uspokoiła się szybkim tupaniem. Oparła się o jedno z drzew, założyła ręce na piersi i spojrzała wyczekująco na Severusa. Pod jej wzrokiem śnieg wokół niego wydawał się topić.
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytała z lekką ironią w głosie. – Pewnie nie. Bo przecież wiąże Cię tajemnica i solidarność Sługusów Ciemności czy jakie tam przezwisko chcecie sobie nadać, by budzić podziw i strach wśród uczniów w szkole i jednocześnie nie ujawniać się ze swoimi przyszłymi aspiracjami! – wykrzyczała, a kiedy to z siebie wyrzuciła schowała twarz w dłoniach.
- Lily… - spróbował Severus, ale źle ocenił sytuację. Evans jeszcze nie wyrzuciła z siebie wszystkiego.
- Lily? A czy ideologicznie bardziej nie pasuje do mnie słowo, którego użyła Elinor? Przecież wiem, że wśród Twoich wspaniałych przyjaciół właśnie tak jestem nazywana…
- Nie przeze mnie. Nigdy bym nawet tak o Tobie nie pomyślał. – powiedział zdecydowanie Snape.
- Ale tajemnice i knucie to już co innego. Widziałam Twoją minę, kiedy Smoczyca zaczęła do tego nawiązywać. I przerażenie, aby przypadkiem czegoś przy mnie nie zdradziła.
- Użyłaś przezwiska. Nie lubisz tego robić. – wypalił Severus i nieśmiało delikatnie się uśmiechnął.
- Nie zmieniaj tematu. Jestem bardziej zła niż Ci się wydaje. Po prostu nie chciałam robić w holu jeszcze większego widowiska niż to, które zapewniła wszystkim panna Durete. Naprawdę to nie mam nawet ochoty z Tobą rozmawiać. – powiedziała i oparła się o drzewo tak, że stała teraz do Snape’a bokiem.
- Lily przepraszam Cię bardzo za całą tą sytuację i za to, że musiałaś wysłuchać obelgi pod swoim adresem.
- Ale za towarzystwo, w którym się obracasz i rzeczy, które z nimi planujesz to już nie? – obróciła na chwilę głowę w jego stronę, a następnie dalej uporczywie patrzyła w przestrzeń.
- Ja mam swoich przyjaciół, a Ty swoich. Nie chciałem rozmawiać z Elinor przy Tobie, żeby tych dwóch światów nie mieszać. Przecież już dawno temu ustaliliśmy, że ideologia dla dobra naszej przyjaźni powinna być tematem tabu.– powiedzenie tego kosztowało Severusa sporo odwagi i teraz czekał niemal na bezdechu na reakcję Rudowłosej.
   Dziewczyna najpierw zamarła i się zapowietrzyła, ale zamiast wybuchnąć wypuściła powoli powietrze z płuc i zrezygnowana opuściła głowę.
- Coraz trudniej nam będzie tak funkcjonować. Widzę przecież, że znajomość ze mną nie jest akceptowana przez Twoje towarzystwo. I że starasz się w związku z tym, jak najmniej im się rzucać tym w oczy.
- Jak to? Nieprawda. Nie ukrywam tego, że się przyjaźnimy. – obruszył się Snape, pamiętając o tych wszystkich razach, gdy mówił kolegom, żeby dali Lily spokój i nie nazywali jej szlamą.
- Jesteś pewny? Zastanów się. Pomyśl jak często wychodziliśmy razem do wioski jeszcze rok temu, a jak często wychodzimy teraz. Czas spędzamy zazwyczaj schowani przed wszystkimi w bibliotece za książkami. Albo na błoniach w odosobnieniu. Nie mówię, że to zawsze jest Twoja wina, ale właśnie do tego nawiązywałam kiedy mówiłam dziś o nietypowym spędzaniu wolnego czasu. – Lily skończyła i z ciężkim sercem zobaczyła, że Sev uświadamia sobie, że to prawda i dalej nie próbuje protestować.
- Jednego jestem pewny – nie zrezygnuję ze znajomości z Tobą. – była to najbardziej otwarta deklaracja Severusa wobec Lily jaką kiedykolwiek wypowiedział.
- Cieszę się z tego. W końcu to właśnie Ty towarzyszysz mi od samego początku mojej magicznej przygody. – Lily wreszcie się uśmiechnęła, po czym westchnęła, by ulżyć wielkiemu ciężarowi, który czuła na sercu. – Jesteś moim przyjacielem Sev. I martwię się o Ciebie. Bardzo! To mnie denerwuje chyba w największym stopniu. Martwię się o wszystkich swoich przyjaciół, ale żadne z nich nie pcha palców między drzwi.
- Paradoksalnie rzecz biorąc ludzie po stronie Zła nie muszą się go obawiać, nie uważasz? – powiedział z pozoru poważnie, ale z uśmiechem na ustach.
- Bardzo zabawne. – powiedziała Lily i dała Snape’owi kuksańca w bok. Zmniejszyła w ten sposób dystans miedzy nimi. Teraz stała z nim twarzą w twarz i patrzyła mu prosto w oczy. – Nie chcę wiedzieć jakie informacje przekazała Ci Elinor. Nie chcę słyszeć czym się zajmujecie. Proszę Cię po prostu o jedną rzecz. – patrzyli na siebie przez sekundę w milczeniu. – Teraz powinieneś zapytać jaką. – Lily uśmiechnęła się półgębkiem.
- Jaką? – zapytał Severus i się zaśmiał.
- Właściwie to nie jest prośba, tylko rozkaz. –wyciągnęła palec wskazujący w geście groźby. – Masz na siebie uważać. Nie narażaj się bez potrzeby, nie rób głupstw i nie narażaj innych. I zastanów się może jeszcze raz nad własnymi poglądami.
- Musiałaś dodać to ostatnie. – Severus przewrócił oczami.
- Musiałam. I nie rób min! – zawołała odchodząc ścieżką w stronę jeziora. – Idziesz na spacer?
- Idę. Ale powiedz mi jeszcze jedną rzecz.
- Jaką?
- Czujesz, że występujesz wbrew swoim zasadom moralnym przymykając oko na plany moje i mojej paczki.
- Nie znam tych planów.
- Ale zdajesz sobie sprawę z ich istnienia.
- Tak. I tak, jest mi z tym ciężko. Ale zgadzam się nadwyrężać i naciągać swoje zasady, bo mam nadzieję. – zatrzymała się na brzegu jeziora, do którego dotarli i spróbowała puścić kaczkę.
- Nadzieję na co? – zapytał Severus idąc w jej ślady.
- Pamiętasz jak uczyliśmy się puszczać kaczki nad tym małym stawem na skraju lasku?
- Taaak. – opowiedział Snape, trochę zbity z tropy tą nagłą zmianą tematu. – Próbowaliśmy prawie cały dzień od świtu do wieczora, bo nawet jak Ci wychodziło to starałaś się dalej dążyć uparcie do perfekcji już od najmłodszych lat.
- Nie ma niczego złego w chęci rozwijania się. – powiedziała zadziornie i rzuciła po raz kolejny. -  Bardzo miło wspominam ten dzień. Pogoda była piękna, szło nam z każdym rzutem coraz lepiej, co tylko zachęcało do dalszych prób. I nawet Petunia na chwilę się przyłączyła. Ale szybko jej się to ,,znudziło”. – Lily wykrzywiła się przez chwilę, ale przełknęła po raz kolejny fakt, że dobre stosunki z siostrą to sprawa należąca do przeszłości i oprócz grzecznościowych zachowań serwowanych w obecności rodziców kontakt z nią jest praktycznie żaden.
- A wiesz co ja miło wspominam? – zapytał Snape, żeby odciągnąć Lily od przykrego tematu. – Jak przekonywałaś mnie, że skręcanie łańcucha huśtawki i odkręcania się na niej z głową do góry to prawdziwie ,,magiczne” odczucie, przypominające latanie albo teleportację. – zaśmiali się oboje na myśl o tym. – Z tym pierwszym to po lekcjach z latania na miotle w pierwszej klasie wiesz, że średnio trafiłaś, a co do drugiego – przekonasz się jak będziemy się uczyć teleportacji za dwa lata.
- Myślę, że nie przebije to huśtawek w żadnym względzie. – zażartowała dziewczyna i puściła ostatnią kaczkę. – Liczyłam wtedy, że jest to dopiero początek długiej i owocnej znajomości. I to nie tylko dlatego, że potrzebowałam przewodnika po świecie magii. W każdym razie moja nadzieja przeszła w rzeczywistość. I wracając do tematu – chcę żeby i teraz tak było.
- To znaczy?
- Obecnie mam nadzieję, że przejdziesz na moją stronę. – powiedziała z mocą Lily i zanim Severus zdążył cokolwiek powiedzieć, zarzuciła mu ręce na szyję i mocno przytuliła. On szybko przezwyciężył zdziwienie i żeby nie zmarnować okazji odwzajemnił objęcie. – Wiem, że mnie nie zawiedziesz. – wyszeptała mu do ucha i zwolniła uścisk odsuwając się na odległość wyprostowanych rąk. – To co? – zapytała, podnosząc z ziemi kamień. – Mały konkurs czyj poleci dalej?
   Severus tylko pokiwał głową. Tylko na tyle był w stanie sobie teraz pozwolić, bo gardło miał ściśnięte. Patrzył na Lily przygotowującą się do rzutu i czuł jak serce dalej szybciej mu bije.
   Przytulili się. Ona go przytuliła. I to nie przy składaniu życzeń czy dla zabawy. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek czuł tak wielkie szczęście. Oraz nadzieję, która już od pewnego czasu w nim spała, a teraz rozbudziła się na nowo i po tym obudzeniu momentalnie wzmogła jego ciche zachwyty nad osobą Rudowłosej. To jedno, krótkie przytulenie sprawiło, że zupełnie zapominał o tym, co ich wywiało na błonia.
   Jednak Snape w tej wybiórczej amnezji był całkowicie osamotniony. Nie było osoby, która będą świadkiem przedstawienia Elinor nie opowiedziała o nim do tej pory komuś innemu. Historia zataczała coraz szersze kręgi w szkole na wzór kręgów na jeziorze wywoływanych kamieniami. Misja Elinor Durete została zakończona sukcesem.