piątek, 10 czerwca 2016

11. Burza

   Cisza, która zapanowała w Pokoju Wspólnym była stanem chwilowym.
- Kto by się spodziewał, że spotkamy nasz grzeczne dziewczynki o tak nieprzepisowej porze poza dormitorium? - powiedział James i odruchowo postępując krok w stronę Lily poczochrał sobie ręką włosy.
- Nie sądzisz chyba, że tak łatwo odwrócisz naszą uwagę? - zapytała Lily i zacisnęła usta ze złości tak mocno, że aż jej zbielały.
- Gdzież byśmy śmieli obrażać w ten sposób Waszą inteligencję. - powiedział Syriusz uśmiechając się półgębkiem i mrugnął, co Willow odczytała bardzo personalnie, a Peter zanotował w myślach w katalogu pt.; Jak się zachowywać żeby być fajnym?
- Lily to jest sprawa, którą nie możemy się od tak podzielić.
- A to niby dlaczego?
- Bo ktoś może sobie tego nie życzyć.
- Kto? Severus?
- Jego zdaniem i uczuciami bym się akurat tak nie przejmował. - to stwierdzenie nie spodobało się pannie Evans i jeszcze bardziej ją rozeźliło.
- Ty to raczej nie przejmujesz się niczym poza własnym tyłkiem. - odparowała, zanim przepuściła myśli przez swój filtr opanowania.
- Wow, Lily. - Syriusz aż na chwilę wytrzeszczył oczy. - Nie sądziłem, że potrafisz być taka ,,wulgarna'.
- To przez tą późną porę. Kiedy Lily się nie wyśpi potrafi być bardzo nieznośna. - wtrąciła Willow, widząc szansę na pożartowanie z Syriuszem i kompletnie z zafascynowania Łapą nie rejestrując, że nabija się z przyjaciółki. Poza tym, uśmiech Blacka, którym ją obdarzył, byłby pewnie według niej wart nawet świadomego aktu takiej nielojalności. Lily postanowiła nie reagować. Był to jeden z tych momentów, w którym czuła się najbardziej dojrzałą osobą w promieniu paru mil.
- Wracając do tematu. Co wyście robili i co z tym wspólnego ma Severus?
- Niemożliwie uparta jesteś. - odparł zaczepnie James.
- Odpowiesz czy będziesz dalej kluczył i próbował mnie zwodzić?
- Już powiedziałem, że nie mogę. Ktoś dla mnie ważny mógłby mieć z tego powodu problemy. - dopiero po powiedzeniu tego zdania, James zdał sobie sprawę, że trochę przesadził z niewłaściwym doborem słów.
- A niby kto? - nie dawała za wygraną Evans.
- Ja. - Syriusz wykazał się przytomnością umysłu. - Zakpiłem sobie z Twojego wspaniałego kolegi i właśnie jego ratowaniem musieliśmy się zająć. A konkretnie - James musiał się zająć.
- Ratowaniem przed czym?
- Przed niebezpieczeństwem. - Black wytrzeszczył oczy, odgrywając straszną minę.
- Bardzo zabawne. - powiedziała ruda, a Willow uśmiechnęła się promiennie do Syriusza ( co nie było absolutnie nietypową reakcją).- A gdzie się to niebezpieczeństwo kryło?
- Na końcu tunelu pod Wierzbą Bijącą. - powiedział i tylko on jeden zauważył, że na ową szczerość Potterowi się spięły wszystkie mięśnie.
- Jakiego tunelu? - Willow dostała aż wypieków z ekscytacji.
- Zakazanego i tak niebezpiecznego, że tylko czekać aż się komuś zwali na głowę. - odparł Rogacz.
- Nie musisz nas zniechęcać, pchać się tam nie zamierzamy. Mamy trochę oleju w głowie. - powiedziała z przekąsem Lily.
- W odróżnieniu od Twojego kolegi. - mruknął Łapa.
- Na pewno nie wszedł by tam bez powodu, musieliście go podpuścić! - wybuchła niespodziewanie Lily. - Mogło mu się coś stać!
- I właśnie dlatego, jak przyznałem się Jamesowi do swojego, przyznaję - nie najlepszego pomysłu, pognał mu na ratunek.
- Nie wierzę. - powiedziała rudowłosa z takim jadem, że aż dziw, iż Peter zdobył się na odwagę na wtrącenie się do rozmowy.
- Ja mogę poświadczyć...
- Akurat jesteś wiarygodnym źródłem. Robisz wszystko tak, jak Ci dwaj pseudo-wspaniali Ci karzą.
- Strasznie nerwowa jesteś. Nawet bardziej niż zazwyczaj. - powiedział Rogacz i zaczął się poważnie zastanawiać czy Lily aby się dobrze czuje. Mimo jej niechęci do jego osoby zawsze starała się zachowywać kulturalnie tak długo, na jak długo pozwalał jej wybuchowy charakter. A było to dłużej niż dwie minuty.
- Nic się nie stało Severusowi?
- Nic. Tylko dzięki błyskawicznej i bezinteresownie bohaterskiej akcji Jamesa. - powiedział Syriusz i dał dyskretnie znać swoim towarzyszom, żeby się przesunąć w stronę dormitorium. Na Petera dyskretne sygnały nie działy, ale szczęśliwie zwykł poruszać się za Jamesem i Syriuszem jak ich satelita.
- Pomogłeś Severusowi?
- Aż tak Cię to dziwi? - zapytał James. Po czym dodał zezując rozbawiony na przyjaciół. - Tak, to jednak dziwne.
- Cieszę się, że macie ubaw. Po raz kolejny udowadniacie swój wysoki poziom. Tylko tacy kretyni mogli wpaść na pomysł, żeby kogoś nabrać w tak podły sposób. - założyła ręce na piersi i odwróciła się połowicznie do Willow, która próbowała dać jej znać, żeby trochę ochłonęła. Bez efektów.
- Po pierwsze, powinnaś być chyba wdzięczna za swojego przyjaciela. A po drugie czy kretynem nie jest przypadkiem również ten, kto się daje nabierać w taki sposób?
- Odczep się od Seva. Ty i Twój zadarty nos nie mają prawa oceniać innych.
- A już w szczególności Twojego ukochanego Seva. - James powiedział to złośliwym tonem, a takiego jeszcze do Lilu nigdy nie użył, ale zaczęła mu już poważnie działać na nerwy. Korzystając z faktu, ze jego odzywka spowodowała ogólne znieruchomienie, dodał - I mimo, że nie jesteśmy tak wspaniali jak on i jego przetłuszczone włosy to nie jest powód, żeby nas obrażać z taką radością.
- Świnia.
- Furiatka.
Po wymianie tych dwóch słów, ostrych teraz jak sieknięcia miecza, panna Evans czerwona na twarzy i pan Potter z przekrzywionymi w nerwach okularami, obrócili się niemal jednocześnie i skierowali do swoich dormitoriów.
- To była z pewnością chwila legendarna. Czujmy się wyróżnieni, że byliśmy jej świadkami. - skomentował Syriusz kiedy zostali w Pokoju Wspólnym we troje. Willow zaśmiała się, a że była zszokowana zachowaniem przyjaciółki zabrzmiało to troszkę histerycznie.
- Zawsze jakieś emocje, prawda? Można to uznać za pewnie krok w przód.
- Faktycznie. To do zobaczenia, oby szybkiego w równie emocjonujących okolicznościach. - powiedział Syriusz i ukłonił się Willow teatralnie kierując się z Peterem w stronę schodów.
   Nie zdawał sobie sprawy, ile tym ostatnim zdaniem obudził w Will nadziei i przez to ilu jej snów miał być dziś w nocy bohaterem.


***


   Lily zgasiła światło i wskoczyła pod kołdrę tak, jak stała, a kiedy Willow wróciła usilnie i całkiem udanie udawała, że śpi. Nie wiedziała czy jej przyjaciółka w to uwierzyła, ale była jej wdzięczna, że postanowiła zagrać w tą grę i dać jej święty spokój. Miała na dziś dosyć emocji, nerwów, nawet zwyczajnych rozmów.
   Nie była z siebie dumna. Przyznawała się bez bicia przed sobą i innymi, że nie należała do spokojnych i flegmatycznych osób, ale co innego być wybuchowym, a co innego chamskim. Co innego kłócić się z klasą, a co innego drzeć się bez ładu i składu. Co innego obrażać Pottera, bo jest zadufanym osłem, a co innego w momencie, w którym on zrobił coś dobrego i to dla kogoś kogo z pewnością sympatią nie darzył... No może nie w zupełności. Pomagał Syriuszowi, który mógłby wpaść w tarapaty, gdyby Sevowi coś się stało, ale zawsze. Jednego był pewna - ich wersji wydarzeń. 
   Może było to dziwne w sytuacji, gdy ma się do czynienia z największymi krętaczami w szkole, ale ona zawsze miała niezawodną wręcz intuicję. Nie było to żadne przechwalanie, tylko zwyczajny fakt - wiedziała kiedy kłamali. Dlatego też czuła, ze nie usłyszała całej prawdy, ale w tym momencie nie miała do tego głowy. Koniec dnia w towarzystwie Huncowtów... Chyba dzisiaj tylko w tym wszystkim trzęsienia ziemi brakowało, by dzień był jeszcze paskudniejszy.
   A nie powinien taki być. Przez większość jej życia ten konkretny dzień, ta konkretna data zawsze były wesołe, pełne dobrej zabawy i uśmiechu. Aż do jej 11 urodzin. A dlaczego? Bo właśnie wtedy przestały być z Petunią nierozłączne i wtedy dzisiejsza data, czyli urodziny jej siostry były tylko bolesnym przypomnieniem rozmiarów przepaści między nimi.
   Wstała rano, bardzo wcześnie rano i pobiegła do sowiarni żeby wysłać paczkę. Zaadresowała ją tak, żeby od sówki płomykówki odebrali prezent jej rodzice. Dopiero oni mieli go przekazać Petunii, żeby nie denerwować jej sprawami magicznymi. Następnie zdenerwowana udała się na lekcje. Miała w planach rozmówić się z Severusem w sprawie Mary, u której spędziła część poprzedniego wieczoru. Na szczęście po takim dwudniowym odstępie czasu dała radę ochłonąć i miała być to rzeczowa rozmowa, na którą... Niestety Severus okazał się nie mieć odwagi.
   Potem. Potem dostała list od rodziców. A właściwie dwa listy w jednej kopercie. Jeden od rodziców, w którym była tradycyjna wymiana informacji i troskliwe, rodzicielskie pytania, ale wszystko było wyjątkowo delikatnie formułowane. Jakby chcieli ją tymi słowami pogłaskać uspokajająco po głowie. Dowiedziała się dlaczego dopiero przy drugiej wiadomości. 
   Był to list od Petunii. 
   List tak przykry, że mimo iż nie chciała widziała cały czas wszystkie zapisane w nim niemiłe słowa. Prezent, czyli własnej roboty album z zielnikiem, do których Petunia zawsze miała słabość i serce, został podarty i wyrzucony. Serce Lily zabolało na wieść o tym, ale nie wierzyła i nigdy nie uwierzy, że jej siostra tego nie pożałowała. Siostry Evans były impulsywne i obie potrafiły łatwo eksplodować, choć na różny sposób, ale cechą wspólną tych wybuchów był fakt, że zawsze ich potem żałowały. Rudowłosa była przekonana, ze jej siostra żałuje, nawet jeśli sama przed sobą się do tego nie przyznaje. Dlatego wierzyła, że droga do obudzenia w jej sercu siostrzanych uczuć nie jest wcale jeszcze zamknięta. Tęskniła za siostrą i chciała dalej ją mieć za przyjaciółkę.
   Pogrążona w tych smutnych rozmyślaniach, została na koniec dnia ściągnięta do Pokoju Wspólnego i po przesiedzeniu tam dłuższej chwili, ze zmęczenia i nerwów nie nadawała się już do spotkania a Jamesem Potterem. Cóż przynajmniej odkryła, że ,,Umówisz się ze mną Evans?" ma też swoje granice wytrzymałości i była to informacja ciekawa oraz warta chwili refleksji. Ale na pewno już nie tego wieczoru.
   Panna Evans odwróciła się na drugi bok i słuchając zbliżającej się od strony Zakazanego Lasu burzy odpłynęła w sen.