środa, 11 maja 2016

10. Wierzba Bijąca

   Wierzba Bijąca w blasku Księżyca w pełni mogła być naprawdę hipnotyzująca. Zwłaszcza kiedy się nie ruszała. Gruby pień, potężne i sękate korzenie oraz powykrzywiane na wszystkie strony gałęzie drzewa, które samotnie stało na uboczu swoją dziwną groteską przyciągały uczniów za każdym razem, gdy ci spostrzegali je po raz pierwszy. Różnie się to kończyło, ale dawało naukę na przyszłość i to taką, której nie dało się zapomnieć - od wierzby należało się trzymać z daleka.
   Stojąc tak w atmosferze pełnej grozy i pilnując, by nikt nie skorzystał z chwilowego paraliżu drzewa i nie zakradł się do znajdującego się między korzeniami tunelu, pani Pomfrey cała dygotała. Miała na sobie co prawda ciepłą szatę i naciągnięty na głowę kaptur, ale ta noc była wyjątkowo nieprzyjemna. Wiatr duł z wielką mocą i przeszywał milionem lodowatych ostrzy przy każdym ruchu. Poza tym pielęgniarka, choć zawsze zasadnicza i nieznosząca sprzeciwu należała do osób niezwykle biorących sobie wszystko do serca. Właśnie dlatego podczas pracy w Hogwarcie, mimo iż było to jej powołanie i czuła to całą sobą, wiele nocy sypiała zaledwie parę godzin lub nie spała wcale. Spędzała ten czas albo na lunatycznym przechodzeniu między łóżkami pacjentów, albo na segregowaniu lekarstw i ziół, albo po prostu na nerwach. Teraz nerwy stanowiły drugie źródło dygotów u pani Pomfrey.
   Gdyby nawet nie myśleć przez chwilę o wydarzeniach z ostatniego weekendu, w tym o brutalnym i - nie bała się tego określenia - bestialskim napadzie na Mary, to wystarczyło zadanie, które właśnie wykonywała tak, jak co miesiąc. Biedny Remus. Był to jeden z tych chłopców, co to z miejsca wzbudzali sympatię i nie budzili żadnych zastrzeżeń w kwestii dobrych intencji. Niestety w zestawie aspektów, które od razu rzucały się w oczy znajdował się też strasznie schorowany wygląd.
   Poppy była tolerancyjna, ale nie twierdziła, że z miejsca zaakceptowała decyzję dyrektora, kiedy ten oznajmił jej spokojnym głosem o powodach posadzenia Wierzby Bijącej i o pewnej charakterystycznej ,,przypadłości" nowego ucznia. Od razu przeraził ją fakt, że raz w miesiącu w tak znikomej odległości od szkoły będzie grasował... Ale zaufała zabezpieczeniom dyrektora i przyjęła kolejny, wyznaczony przez niego obowiązek. Pamiętała doskonale moment, w którym pierwszy raz spotkała się z Remusem w sali wejściowej. Chłopak nie wiedział, gdzie oczy podziać, a pani Pomfrey była zbyt taktowna żeby pleść bez sensu, by ,,rozładować" sytuację. Na samym początku zawarli niemy pakt milczenia, który trwał do dzisiaj. Było to trochę tak, jakby znała panicza Lupina w dwóch różnych światach. W tym pierwszym było milczenie, strach i ból. A w tym drugim, w którym odwiedzał Skrzydło Szpitalne regularnie razem z resztą Huncwotów - dużo śmiechu, wygłupów i szczęścia. Przyjaźń z tymi trzema zakręconymi jak chińskie termosy chłopakami naprawdę dodawała Remusowi skrzydeł.
   Te rozważania zajęły pielęgniarce zaledwie parę chwil, w ciągu których w drzewo wróciło życie. Widząc to, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę zamku, kompletnie nieświadoma, że na jej miejsce przybędzie zaraz ktoś całkowicie do tego nieupoważniony.


***


   W dormitorium Gryfonów piątego roku nigdy nie było tłoku wcześniej niż w środku nocy, a luzy robiły się jeszcze długo przed śniadaniem. Ten wieczór nie należał w tym przypadku do wyjątków - kiedy trzech Huncwotów weszło do swojego pokoju było już długo po godzinie, w którą wybijała cisza nocna. Oczywiście powrót nie oznaczał grzecznego położenia się do łóżek. Przynajmniej nie u wszystkich, bo Peter, dla którego nie istniało co takiego jak za dużo snu albo jedzenia, od razu wskoczył na swoje miejsce i choć udawał, że stara się uczestniczyć w zawziętej dyskusji i kreowaniu pomysłów przez Jamesa i Syriusza tak, jak zazwyczaj nie wychodziło mu to za dobrze i już po chwili oczy mu się zamknęły i zaczął pochrapywać. Na jego pierwsze chrapnięcie przywódcy Huncwotów zerknęli na niego, posłali sobie rozbawione spojrzenia i kontynuowali planowanie kolejnych wybryków.
- Chyba nic z tego dzisiaj dalej nie będzie. - powiedział James i ułożył się z rękami pod głową na swoim łóżku.
- A to niby dlaczego? - zapytał Syriusz, choć jego uwaga była zdecydowanie rozproszona.
- Bo Ty najwyraźniej za cel dzisiejszego wieczoru wybrałeś sobie pracę nad mapą. Wzroku od niej nie odrywasz. - wytłumaczył Potter na widok pytającej miny Blacka, który nareszcie podniósł wzrok znad pergaminu.
- Po prostu wydaje mi się, że można przyśpieszyć jej tworzenie. Bo jak już będzie gotowa będzie naszą bezcenną bronią. - powiedział Syriusz zdecydowanym głosem i rozsiadł się na parapecie.
- Przyśpieszy od następnej pełni. Ustaliliśmy przecież, że nastąpi w nią premiera naszych animagicznych zdolności, a wtedy...Mmm...- rozmarzył się Rogacz.
- Nic nas nie powstrzyma. - dokończył Łapa. - Moim zdaniem mogliśmy już zaszaleć dzisiaj. Rozsadzi nas energia i niecierpliwość przez ten dodatkowy miesiąc czekania.
- Glizdek nie jest jeszcze gotowy, a wiesz jaki Lunatyk jest tym wszystkim zestresowany. Nie ma co mu dostarczać więcej powodów do obaw.
- Wow, James. Ostrzegaj jak masz zamiar takie dojrzałe i rozważne opinie wygłaszać to będę mógł się przygotować do nagrywania i potem mieć ciekawe i zachęcające prezenty dla Evans.
- Ale Ci się dowcip wyostrzył Syriuszu, bardzo zabawne. Rozumiem, że nie jesteś w nastroju, bo nasza gwiazdka zniknęła, ale...- dalsza część wypowiedzi została zagłuszona poduszką, którą w twarz oberwał od Łapy.
- Daruj sobie takie teksty. Jules jest świetną dziewczyną, ale w kategoriach koleżanek.
- Czyli nie jest wystarczająco dobra dla boskiego panicza Blacka? A wydawało mi się, że to właśnie niemożność jej namierzenia tak Cię zmotywowała do pracy nad mapą. - Rogacz uśmiechnął się wrednie.
- I komu to się dowcip wyostrzył? Wiesz doskonale, że nie jestem zainteresowany żadnym stałym związkiem. Patrząc na Ciebie i widząc jakie trwale dziury na mózgu wywołuje latanie za jedną panną utwierdzam się tylko w tym przekonaniu. - po tym tekście poduszka z impetem wróciła do Syriusza i potargała mu jego zawsze nonszalancko opadające na twarz włosy.
- Powinieneś pomyśleć nad taką fryzurą. Żadne stałe związki, by Ci wtedy nie groziły.
- Dobra dobra, pośmialiśmy się, a teraz jak chcesz się dowiedzieć czegoś ciekawego to lepiej daruj sobie te przytyki.
- Szantaż? Zamykam się już i słucham nowin z zainteresowaniem. - Rogacz podniósł się na łokciach i poprawił okulary, które prawie spadły mu przy tym z nosa.
- Chodzi o Smarkerusa. - na te słowa James usiadł na baczność. - Wiesz doskonale jaki jest podejrzliwy w kwestii ,,wyjazdów" Remusa, więc...- Syriusz uśmiechnął się półgębkiem i wstał, żeby schować Mapę do swojej szafki nocnej, a następnie machnięciem różdżki ściągnął Petera z łóżka.
- Co się dzieje? - zapytał zaspany Glizdogon przecierając oczy i próbując się uwolnić z kołdry, która razem z nim wylądowała na ziemi.
- Szykuje się akcja. - wytłumaczył James. - Kontynuuj Łapo.
- Dałem naszemu kochanemu Smarkowi możliwość uzyskania odpowiedzi na dręczące go pytania odnośnie naszej tajemnicy i - Black zerknął na zegarek - myślę, że możemy udać się pod Wierzbę Bijącą na obserwowanie przedstawienia.
- To znaczy?
Syriusz wytłumaczył Jamesowi wszystko wyraźnie z siebie zadowolony, jednak James zadowolenia nie okazał i już po chwili wybiegł z dormitorium z peleryną-niewidką w ręku. Łapa, choć na brak refleksu nie narzekał i zachowywał się mimo swojej ,,huncwotowości" w raczej logiczny sposób, na taką reakcję przyjaciela osłupiał i stał przez dobre trzy sekundy ze średnio inteligentnym wyrazem twarzy. A kiedy oprzytomniał i rzucił się w pogoń za Jamesem, ten był już na dole schodów i nie zamierzał na niego czekać. Nie wspominając o Peterze, który potykając się o swoją poduszkę udał się w ślady swoich idoli, krzycząc za nimi (co nie był zbyt inteligentne, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę porę).
- James, Syriusz, poczekajcie! Przecież Smarkerus pewnie nawet nie podejdzie do Wierzby Bijącej! Ej, chłopaki!
I w ten oto sposób wszyscy trzej biegiem opuścili Wieżę Gryffindoru.


***

  
   Lily związała swoje gęste, rude włosy w koński ogon i skierowała się z piżamą pod pachą w stronę łazienki. Dzisiaj według ustalonego zawsze na początku roku z dziewczynami grafiku korzystała z niej przedostatnia i dlatego prawie wszystkie jej współlokatorki już spały. Ta jedna, która nie spała i która była tego wieczoru ostatnia w kolejce pod prysznic była chwilowo nieobecna i panna Evans mogła w związku z tym oddać się swoim rozważaniom, a konkretnie temu wkurzaniu się na to paskudne, bezmyślne, okropne...
- Lily- drzwi do dormitorium otworzyły się akurat w momencie, gdy miała zamknąć za sobą łazienkę, a w nich zobaczyła wsuniętą głowę tej-która-była-następna-w-kolejce. Willow powiedziała jej imię teatralnym szeptem, a teraz ruchem ręki przywoływała ją do siebie. Lily nie zdążyła nawet otworzyć ust, a panna Penn już zniknęła na na klatce schodowej. Rudowłosa odłożyła swoje rzeczy na łóżko i upewniając się, że nie obudziły reszty dziewczyn wyszła z pokoju. Idąc za Willow do Pokoju Wspólnego miała zdziwioną i lekko zniecierpliwioną minę, jednak panna Penn była jedną z jej najbliższych przyjaciółek. Uwielbiała tą filigranową, lekko zakręconą dziewczynę, której włosy świetnie oddawały jej charakter, okalając jej buzię burzą loków w kolorze mlecznej czekolady. Ładnie komponowało się to z delikatnymi piegami i bardzo jasnymi oczami. Była to tylko część zalet Willow i to tylko tych związanych z aparycją. Kiedyś nawet Lily dała się jej wciągnąć w tworzenie tabelki zawierającej wszystkie jej zalety i wady. Ruda średnio lubiła takie akcje, nie podobało jej się nic co kojarzyło się z katalogowaniem dziewczyn jak towary na rynku, ale Will tak nalegała, że w końcu przystała na jej pomysł, choć wynik tej rozpiski był według Lily oczywisty - Willow była atrakcyjna. Nie w taki sposób żeby rzucać się wszystkim w oczy, ale podobała się chłopakom. Tylko problem w tym, że aby wpaść w oko Syriuszowi Blackowi nie wystarczyło być po prostu atrakcyjnym. Lily nie rozumiała fascynacji swojej przyjaciółki, bo przecież oprócz wyglądu ważne jest też w miarę przyzwoite zachowanie, ale starała się ją wspierać, zachowując przy cały szacunek do samej siebie i kobiecej godności
   Panna Evans myślała o tym idąc po schodach i martwiąc się co takiego jej przyjaciółka znowu wymyśliła, bo choć nie było do nagminne to pannie Penn zdarzały się różne ekscentryczne inwencje. Teraz już sama postawa Will, która stanęła sztywno przy kominku z założonymi rękami nie wróżyła niczego dobrego.
- Co się dzieje? - zapytała Lily, starając się żeby jej ton nie miał w sobie żadnej nuty, która mogłaby zniechęcić Will do szczerej odpowiedzi. Bo zdarzało się już wielokrotnie, że ten Loczek urażony rzekomo zbyt ostrym tonem Rudej zamykał się w sobie.
- Coś się dzieje. - odpowiedziała Willow poważnym tonem.
- A mogłabyś to sprecyzować? - tym razem zabrzmiało to średnio miło, ale szczęśliwie rozmówczyni panny Evans była zbyt poruszona, żeby zwrócić na to uwagę.
- Skończyłam właśnie rozmowę z mamą, zamknęłam połączenie Sieci Fiuu, ale nie zdążyłam jeszcze wstać z kolan kiedy... - celowo poczyniona dramatyczna pauza - usłyszałam jakieś dziwne poruszenie od strony dormitorium chłopców i nagle - kolejne teatralne zawieszenie głosu, które Lily cierpliwie zniosła - przez Pokój Wspólny przebiegli jak huragany najpierw James, potem Syriusz i w trochę większym odstępie Peter. Byli tak poruszeni, że nawet mnie nie zauważyli! - skończyła i dopiero na koniec zaczerpnęła powietrza, którego już wyraźnie zaczynało jej brakować.
- Okeeej. - Lily powiedziała powoli i ostrożnie. - To Cię tak poruszyło? Przecież w przypadku tych wariatów podejrzane by było normalne i grzeczne zachowanie.
- Tylko, że zazwyczaj pracują oni w sposób przemyślany i jakby...dystyngowany. To profesjonaliści.
- A Ty za to profesjonalne profile psychologiczne im zrobiłaś.
- Możesz się nabijać, ale mam rację. A jako dowód mogę Ci powtórzyć to co usłyszałam kiedy Glizgodon gonił Łapę i Rogacza.
- Co takiego? - Lily udawała zainteresowanie, by nie zranić przyjaciółki, ale tak naprawdę chciała już wrócić do dormitorium.
- ,,James, Syriusz, poczekajcie! Smarkerus nawet nie podejdzie do Wierzby Bijącej!", coś takiego. - powiedziała Willow i uśmiechnęła się triumfalnie widząc zmieniającą się wyraźnie minę Lily.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście.
- A niech to... Wierzba Bijąca... Jeśli te durnie chcą ją wykorzystać do zrealizowania kolejnego dowcipu to są skrajnie nieodpowiedzialni... Przecież... Ja nie wiem czemu tak się uczepili Seva. - Lily wyrzucała z siebie te myśli, krążąc wokół foteli.
- Spokojnie moja droga. Ja wiem, że masz do niego słabość, której nie rozumiem, ale nie ma co podnosić paniki.
- Nie przesadzaj, dobrze? Ile razy mam Ci powtarzać, że to kwestia wieloletniej przyjaźni. Poza tym akurat Ty nie powinnaś mi robić problemów o jakiekolwiek słabości. Założę się, że to widok Syriusza tak wyostrzył Ci zmysły, pamięć i kazał mnie wtajemniczyć w zaistniałą sytuację, a nie fakt ze wspomnieli o Severusie... Zanim zaprzeczysz zastanów się czy nie mam racji!- zawołała szybko Lily i wyciągnęła palec w stronę już zapowietrzającej się z oburzenia Willow, z której powietrze po tych słowach szybko uszło.
- To co robimy? Bo ja raczej nie zasnę, jeśli się nie dowiem co się dzieje. I Ty zapewne też nie. -odpowiedziała Will obejmując się ramionami.
- Zaczekamy na naszych ,,bohaterów". Ty zobaczysz Syriusza, a ja dowiem się co oni znowu nawyrabiali. - oświadczyła stanowczo Lily siadając na kanapie.
- Super. - ochoczo stwierdziła panna Penn i dosiadła się do przyjaciółki.


***


- Miałeś szczęście, z resztą wszyscy je mieliśmy. - powiedział po raz kolejny James kiedy zmierzali po ruchomych schodach w kierunku portretu z Grubą Damą.
- Nie sądziłem, że aż tak się uwziął. - mruknął Syriusz, analizując tą odrobinę podziwu, który przemknął mu przez myśli kiedy zobaczył z daleka Smarkerusa wchodzącego do tunelu. Ciekawy element.
- Myślicie, że nikomu nic nie powie? - zapytał Peter, który nadal miał wypieki na twarzy z emocji.
- Dumbledore wydał mu wyraźny zakaz. Nie piśnie ani słówka. - odrzekł Potter z niezachwianą pewnością, która brała się z wielkiego szacunku do dyrektora i pewności o jego niezachwianym autorytecie.
- Tylko teraz nas będzie miał na oku. To co powiedział na odchodne - ,, Nie dzielcie się z nikim tą wiedzą. I nie dajcie się skusić złym pomysłom, które są związane z jej posiadaniem." To drugie zdanie było skierowane również do nas. Dumbledore to najbystrzejszy facet na świecie. Będzie nas miał na oku. - zauważył wnikliwie i trafnie Łapa.
- Czy to teraz Twój jedyny problem? - zapytał zirytowany James odwracając się i zastępując Syriuszowi drogę na schodach, które jak na komendę zaczęły się obracać. - Nie jest Ci choć trochę głupio, że wpadłeś na taki nieciekawy w skutkach pomysł?
- A Tobie by było Rogasiu? - zapytał w odpowiedzi i uśmiechnął się szeroko. James nie mógł odeprzeć tego argumentu i dłużej pozostać poważny. Odwzajemnił uśmiech i ruszył dalej.
- Ja odpuściłem, ale przygotuj się na wykład od naszego Luniaczka. To jemu mogłeś najbardziej zaszkodzić.
- Wybaczy i będzie się jeszcze z tego śmiał. - niezwykle pewnie stwierdził Syriusz.
- No bo to było zabawne. Smark wyszedł na niezłego balona. - odezwał się w końcu Peter, a na jego słowa obaj bruneci spojrzeli na niego z rozbawionymi minami i zgodnie wybuchli śmiechem.
- Mimo całej mojej nieodpowiedzialności jego mina była niepodważalnie bezcenna. - zaśmiał się szczekliwie Łapa.
- Mandragora. - powiedział Grubej Damie rozbawiony Rogacz, a ona wyjątkowo bez marudzenie o późnej porze otworzyła od razu wejście. - Była. Ale gdybym pojawił się w tym tunelu parę sekund za późno mogłoby się to dla Smarkerusa skończyć nieciekawie... - i w tym właśnie momencie stanął jak wryty napotykając piorunujące spojrzenie pięknych, migdałowych oczu rudowłosej dziewczyny, która stała na jego drodze, tupiąc ze zdenerwowania nogą. 
   A on po raz pierwszy zareagował na jej widok w tak mało głośny i entuzjastyczny sposób. Cóż, trzeba było pokazać co znaczą huncwockie zdolności aktorskie.