czwartek, 29 czerwca 2017

19. Pukanie

Kochani!
Jak widzicie już wróciłam i w ramach zadośćuczynienia wstawiam następną notkę. Postaram się wstawiać je od teraz raz w tygodniu. 
Dziękuję wszystkim wiernym czytelnikom za cierpliwość <3 oraz zapraszam do lektury tych całkiem nowych :)
W dalszym ciągu proszę o komentarze i przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, których nie wyłapałam, a które zapewne gdzieś się w notkach przewijają.
Pozdrawiam Was i życzę miłego czytania :)))

:) :) :)

   Peter po skończeniu swojego kolejnego i z pewnością nieostatniego indywidualnego szlabanu, który odbywał pod czujnym okiem profesor McGonagall zmierzał nieśpiesznie w stronę wieży Gryffindoru. Szedł sam zajadając się czekoladową żabą, którą znalazł w kieszeni szaty, a którą zostawił tam kilka dni wcześniej jako przekąskę ,,na później”. Wiedział, że już dziś nie ma w planach niczego ciekawego, a tym bardziej nie zamierzał się w żadnym razie uczyć. Choć w tej drugiej kwestii Remus mógł mieć trochę odmienne zdanie. Po wynikach mini-testów próbnych, które zrobili nauczyciele niektórych przedmiotów uczniom klasy piątej nawet James i Syriusz ( których wyniki były wyjątkowo monotonne – W, W, W, W ) przyznali, że za Glizdka trzeba się wziąć na poważnie. Nie byli w tym zbyt nachalni, ale nauczyli się sprytnie przemycać delikatne korepetycje w trakcie przygotowywania swoich wspaniałych numerów. Zależało im na dobru przyjaciela i choć obaj oburzyliby się zapewne na takie stwierdzenie – mieli ze swoimi zdolnościami pedagogicznymi i podejściem do ,,ucznia” zadatki na nauczycieli.
   Profesor McGonagall zdawała sobie sprawę z tego, że oprócz wielkiego talentu będącego udziałem Pottera i Blacka obaj cechują się też wielkim sercem, mimo całych serii dowcipów i problemów, których potrafili dostarczyć społeczności szkolnej w ciągu tygodnia. Dlatego pomijając zajęcia dodatkowe, na które ostatnio kazała przyjść Peterowi nie martwiła się mocno jego egzaminami. Niestety w związku z codziennym zachowaniem Huncwoci swoją sympatię do nich musiała raczej kryć i pilnować, żeby za każdą akcję wbrew regulaminowi spotkała ich kara. Peter swoim właśnie zakończonym szlabanem zamknął odpracowywanie ostatniego numeru. Rogacz, Łapa i Lunatyk swoje kary już odbyli, każdy innego dnia lub o różnej porze. Była to nowa technika opiekunki Domu Godryka. Uważała i to całkiem trafnie, że chłopcy rozrabiać wolą całą paczką i dlatego zamiast odbierać im jeden wieczór za jednym zamachem, sprawiała, że nie mogli knuć niczego w pełnym składzie czasem aż przez cztery pod rząd.
   Peter wiedział, że nie jest mózgiem huncwockich operacji i zdarzało się, że przychodził do dormitorium by usłyszeć gotowy plan. Nie miał nic przeciwko temu. Samo debatowanie nad organizacją nie było dla niego tak bardzo ciekawe, zwłaszcza, że przed większymi akcjami potrafiły one trwać nawet kilka dni. Kiedy tak było Glizdogon często nawet nie doczekiwał końca nocnych narad i wcześniej, po długiej i dzielnej walce z sennością po prostu zasypiał.  Chłopcy żartobliwie nazywali go wtedy ,, Człowiekiem Czynu”, który woli działać niż planować. Za to samymi akcjami był tak podekscytowany, że o chociażby odrobinie senności nie było mowy. Syriusz i James, którzy w tworzeniu swoich numerów byli prawdziwymi artystami i wirtuozami kreatywności zazwyczaj pozwalali Glizdogonowi na ,,naciśnięcie czerwonego guzika”, czyli zainicjowanie i rozpoczęcie zabawy. To naprawdę dawało Peterowi tyle radości, że wystarczało mu w zupełności za udział w całym dowcipowym procesie. Za to pozostała trójka Huncowtów zdawała sobie sprawę, że realizacja to zazwyczaj czubek góry lodowej i wszystkie poprzedzające ją etapy dawały im ( nawet Remusowi ) mnóstwo satysfakcji. Co prawda koronacją trudów był końcowy efekt, a wpisywały się w niego reakcje uczniów ( w przypadku większości – śmiech, uznanie, zachwyt ), ich obrażenia ( w przypadku tych, którzy nie zaliczali się do większości, czyli Ślizgonów ) albo nerwy nauczycieli, starających się ukryć uśmiechy, czy czasem nawet podziw. Wszystkie te wrażenia i uczucia towarzyszące huncwockiej zabawie potrafiły zachłysnąć i były niesamowicie uzależniające. Do tego stopnia, że gdy poziom adrenaliny i rozrywki w szkole spadał poniżej zera chłopcom zdarzało się nawet spontanicznie i nagle coś ,,skomponować”, by wskaźnik dobrej zabawy na powrót wywindował na wyżyny. Ten rodzaj akcji, spontanicznych i nieplanowanych był realizowany praktycznie z biegu i wyjątkowo nie zawsze w pełnym składzie.
   Wiedząc o tej właściwości wybryków niespodziewanych Peter, widząc ożywienie z jakim rozmawia ze sobą grupa Krukonek przed nim dyskretnie przyśpieszył kroku, żeby podsłuchać o czym debatują. Miał przy tym nadzieję usłyszeć imiona, nazwiska, bądź przezwiska swoich współlokatorów i nacieszyć uszy szczegółami tego, co właśnie zrobili. Kolejnym krokiem po nagromadzeniu wystarczającej ilości informacji miałoby w zamyśle Glizdka odchrząknięcie w celu zwrócenia na siebie uwagi i minięcie dziewczyn z zadowoloną miną. Zdawał sobie sprawę, że choć nie mógłby nigdy liczyć na taką popularność wśród płci przeciwnej jaką cieszył się Remus, James, a już tym bardziej Syriusz, jego przynależność do paczki Huncwotów podnosiła, nazwijmy to – jego wartość rynkową o ładnych kilka lub kilkanaście punktów. Peter bardzo to lubił. Podobało mu się grzanie w blasku jupiterów nakierowanych na jego przyjaciół i nie przeszkadzało mu, że popularność zdobywa w pewnym sensie ,,po znajomości”.
   Gotowy już do szpiegowania, z papierkiem po czekoladowej żabie wepchniętym do kieszeni i oblizanymi pośpiesznie palcami zbliżył się podekscytowany do dziewczyn i niemal przestępował z nogi na nogę, nie mogąc się doczekać, aż przekaże wszystko co usłyszy przyjaciołom. Krukonki były tak zajęte omawianą przez siebie sprawą, że nawet nie zwróciły uwagi, że ktoś im depcze po piętach. Przynajmniej dopóki to deptanie nie stało się dołowne.
- Au! – krzyknęła jedna z dziewczyn, której Peter nastąpił nie tylko na nogę, ale i na szatę, przez co prawie się przewróciła. – Uważaj, jak chodzisz. – powiedziała zdenerwowana, chwilę po tym, jak koleżanki uchroniły ją przed upadkiem spowodowanym ,,atakiem” Petera.
- Przepraszam. – powiedział chłopak z trochę przestraszoną miną, po czym minął dziewczyny i puścił się biegiem w stronę wieży.
   Peter był dobrym szpiegiem. Niektórych mogło to dziwić, bo był dosyć pulchny i niezdarny, ale kiedy chciał potrafił być cichy jak myszka ( choć w jego przypadku trafniejsze było porównanie ,,jak szczur” ). Dlatego tak się speszył, gdy dał się poniekąd przyłapać dziewczynom. To nie było w jego stylu. Ale rzecz, którą udało mu się wyłapać z ich rozmowy była tak zadziwiająca, że przez chwilę starając się ją przeanalizować chyba stracił kontakt z rzeczywistością. Było to tak dziwne i trudne do przetrawienia… Na szczęście w końcu dotarło do Petera i sprawiło, że ten nieprzepadający za nadmiernym ruchem chłopak pokonywał dalej biegiem już ostatnie schody dzielące do od obrazu z Grubą Damą. W głowie kołatało mu tylko jedno: Muszę powiedzieć chłopakom.
- Hasło? – zapytała Gruba Dama nie odrywając się nawet od poprawiania włosów w trakcie przeglądania się w srebrnym pucharku.
- Szpon hipogryfa. – wydyszał Gryfon trzymając się za brzuch i starając się wyrównać oddech.
   Gruba Dama tylko spojrzała na niego marszcząc brwi i otworzyła przejście. Glizdogon przemknął przez Pokój Wspólny, przy czym obił się o paru uczniów, ale na schodach prowadzących do dormitorium zabrakło mu już trochę sił. Właśnie dlatego kiedy wszedł do pokoju oparł się o drzwi, które zamknął i zanim cokolwiek powiedział starał się powstrzymać przed wypluciem płuc.
   Chłopcy patrzyli na niego, a gdyby określić ich miny nazwami znaków interpunkcyjnych byłyby to znaki zapytania. Remus siedzący po turecku na kufrze stojącym w nogach jego łóżka, gdzie bardzo lubił czytać oparty o balustradę zamknął książkę i nie przytrzymał palcem miejsca, w którym skończył. Znaczyło to, że lektura poszła w odstawkę i jest tak samo ciekawy jak dwaj pozostali Huncwoci tego, z czym przyszedł do nich Peter. James i Syriusz, ten pierwszy siedząc na parapecie, a ten drugi opierając się o swoją szafkę nocną dyskutowali zawzięcie o czymś nachylając się nad Mapą. Kiedy zobaczyli Glizdogona, a raczej stan w jakim się znajdował Potter błyskawicznie w paru szybkich ruchach złożył pergamin i podał go Syriuszowi, który schował go pod swój materac. Chłopcy opracowali prosty grafik, według którego codziennie kto inny chował w swoich rzecz ich wielki skarb. Wcześniejszy system pt.: ,,Tydzień u każdego i zmiana” został zniesiony, kiedy w trakcie tygodnia Petera ten nie wiedział, gdzie schował Mapę i tak się tym zestresował, że poprosił chłopców o zmianę systemu, mimo iż znalezienie jej kosztowało ich jedno machnięcie różdżką i zaklęcie Accio. Potem chłopcy byli nawet wdzięczni Glizdkowi, bo kiedy James chwycił lecącą w jego kierunku Mapę wpadł na pomysł, by na wszelki wypadek może zastanowić się czy jej aby przed takim sposobem znajdowania nie zabezpieczyć. Syriusz nie odrzucił tego pomysłu od razu, ale stwierdził żeby na razie poczekać z jego realizacją i spojrzał wymownie na Petera.
   Ten ostatni nadal czerwony, ale już oddychający prawie normalnie stanął już o własnych siłach, bo doszedł do wniosku, że jego opowieść zrobi większe wrażenie, jeśli nie będzie się słaniał po podłodze.
- Dobra. Niech będzie, że ja to zainicjuję. – Powiedział Rogacz wstając z parapetu i podchodząc do balustrady swojego łóżka, żeby się o nią niedbale oprzeć z rękami w kieszeniach. – Co się stało?
- Słyszeliście co się dziś wydarzyło po eliksirach w holu? – zaczął Glizdek głosem pełnym emocji. – Elinor Durete…
- Rozmawiała z Śmierciożercami W Śliniaczkach… – powiedział Syriusz.
- … po czym podeszła do Lily i Severusa… - dodał Remus.
- … porozmawiała ze Smarkiem, wyszeptała mu coś do ucha, a na odchodne nazwała Evans… - James nie dokończył tylko zacisnął szczękę tak mocno, że można było mieć wrażenie, że zaraz sobie zęby pokruszy.
- Nie musisz kończyć, wiemy. – powiedział Łapa kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu. – A Ty co masz taką minę Peter?
- Mogliście dać mi opowiedzieć. – bąknął i poszedł paść na swoje łóżko.
- Nie mów, że będziesz się teraz dąsać. Jeśli Cię to pocieszy to też nie wiemy o tym jakoś specjalnie długo. – powiedział Remus odkładając książkę na półkę. Niby żadnej nowej sensacji nie było, ale znał swoich przyjaciół zbyt długo i zbyt dobrze, by sądzić, że w związku z tym nad tą istniejąca i znów wywołaną na wierzch przejdą obojętnie.
- W sumie rzeczywiście mogliśmy docenić fakt, że zmieniłeś dla nas kolor na kolor dojrzałego pomidora i udawać, że o niczym nie wiemy, ale… – powiedział Łapa i zaczął wyliczać – Po pierwsze potem byłoby Ci jeszcze bardziej głupio, gdybyś się dowiedział, że o wszystkim wiemy. Po drugie – wolałbym słuchać krzyku mandragory niż tej historii lub nawet jej fragmentu po raz tysięczny, bo choć faktycznie wiemy o tym, jak zaznaczył Luniaczek od niedawna to liczba osób, która w ciągu godziny opowiadała lub starała się nam o tym powiedzieć była zatrważająca. A po trzecie – Syriusz popatrzył na Rogacza, który właśnie poczochrał sobie włosy i poprawił okulary, co oznaczało, że już się zdążył uspokoić. – Gdybyś był pierwszą osobą mówiącą o tym Rogasiowi mógłbyś zostać kontuzjowany. Pierwszemu opowiadającemu prawie się oberwało za tą obelgę pod adresem Lily. Choć wszyscy dobrze wiemy kogo tak naprawdę James miał ochotę uszkodzić. – zakończył Łapa i rozłożył się na wpół leżąco na swoim łóżku.
- To raczej nie jest żadna tajemnica. Smarkerusa. – powiedział Potter i wyjął z szafki nocnej piłeczkę do ping-ponga, którą zwędził kiedyś nauczycielce od mugoloznawstwa, bo rozmiarem trochę przypominała Złotego Znicza. Teraz zaczął nią sobie podrzucać, żeby wyciszyć się do końca.
- Dlaczego jego? To nie on obraził Lily. – Remus starał się tak często, jak mógł temperować porywcze charaktery przyjaciół.
- Lunatyku, nie poznaję Cię. – Syriusz się uśmiechnął. – Czyżbyś sugerował przeprowadzenie ataku na pannę Durete?
- Bardzo zabawne. Nie śmiałbym podnosić ręki na Twoją dziewczynę. – powiedział zaczepnie Lupin, na co obaj z Potterem się uśmiechnęli.
- Długo mi będziecie jeszcze dogryzać?
- W sumie nie rozumiem dlaczego. – odezwał się Peter, choć miał plan udawać przez chwilę obrażonego. – Elinor to niezła laska.
- Wow, no proszę. Nasz Glizdek dorasta. – zażartował Rogacz. – Ja nie twierdzę, że czegoś brakuje jej powierzchowności. I choć nie jest absolutnie w moim guście to przyznaję, że jest atrakcyjna…
- Znacznie bardziej byłaby według Ciebie atrakcyjna, gdyby zamiast czarnych miała rude włosy. – mruknął Łapa.
-… Tylko, że ta jej atrakcyjność – kontynuował James niezrażony tekstem przyjaciela. – nie obroni jej przed odwetem za używanie takich słów.
- Używanie takich słów – czytaj: Obrażanie Evans. – Łapa nie ustawał w komentowaniu wypowiedzi przyjaciela.
- A jeśli chodzi o Smarka to należy mu się za nie bronienie Evans, za towarzystwo, w którym się obraca i za fakt, że…
- … istnieje. – dokończyli wszyscy chóralnie, znając już argumenty Jamesa przemawiające za jego atakami na Snape’a.
- Skoro to już ustaliliśmy, to powiedz mi James, poważnie chcesz przeprowadzać atak na Elinor?
- Remusie, nie musisz się bać reakcji Syriusza, sam się nią zajmę po cichu.
- Skończyliście już?
- Nie wiem jak Lunatyk, ale ja się dopiero rozkręcam. A to, że to dziewczyna – to, co z tego? Ślizgonki już się nam zdarzało obierać za cel. A skoro Smoczyca zadała się z takim, a nie innym towarzystwem to nie mam zamiaru mieć i w tym przypadku żadnych skrupułów. – James skończył przemowę i położył się na łóżku wystawiając jedną rękę tak, by móc odbijać piłeczkę od ziemi.
- Swoją drogą – zaczął Łapa po krótkiej chwili ciszy. – Elinor to ciekawy okaz.
   Chłopcy, a konkretnie Remus i James spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Peter natomiast zaczął potakiwać z wyraźnie rozmarzonym wzrokiem.
- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Rogaś, daj znać kiedy Ci się znudzą te żarty.
- Syriuszu ja mówię teraz na poważnie i bez żadnych przytyków.  Nie poczułeś Ty przypadkiem do niej mięty na tej randce sobotniej?
- Nie. – powiedział Łapa i choć zrobił to bez wahania to zrobił przy tym minę, która kazała Potterowi dalej drążyć temat.
- Chyba nie muszę Ci przypominać, że Huncwoci nie mają przed sobą tajemnic? – powiedział James, a Syriusz powtrzymał się od komentarza, że w takim razie powinien przestać wszystkim wpierać, że wcale nie jest zakochany w Lily Evans. To kłamstwo i tak było tak niewiarygodne, że się do kłamstw nie zaliczało.
- Pamiętam o tym doskonale. Zwyczajnie się zastanawiam jak najlepiej rozegrać tą całą sytuację z Ognistą Panną Durete. Bo czuję, że ta randa to zaledwie preludium jest podchodów.
- Jeszcze nie przywykłeś do tego, że dziewczyny Cię podrywają? – zapytał Peter.
- Przywykłem. – Syriusz nie uważał tego stwierdzenia za jakąkolwiek nieskromność. Była to zwyczajnie prawda wynikająca z jego oczywistej atrakcyjności. – Ale ona jest dosyć specyficzna.
- Poniekąd to Twoja kobieca wersja.
- Skoro już się włączyłeś do rozmowy Luniaczku to może mi coś doradzisz? Jak Ty sobie radzisz z Królową Śniegu?
- To co dobre na lód, raczej do ognia się nie nadaje. – powiedział wymijająco Lupin i poszedł do łazienki przebrać się w piżamę.
   Syriusz tylko się uśmiechnął. Wiedział, że kwestię, która mu chodziła po głowie po ostatniej rozmowie z Jules związaną z trójkącikiem, Elinor, Willow etc. etc. musi najpierw sam rozeznać. Bo właśnie w ten sposób Casanova Hogwartu decydował się na ewentualne posiadanie dziewczyny. Nie na drodze miłosnych uniesień i porywów serca. On kalkulował i analizował, a wybranka, która miała ostatecznie dostąpić tego zaszczytu… Chyba jeszcze sam nie do końca był w stanie określić jakimi cechami powinna się charakteryzować. Jedno było pewne – nie mogła być przeciętna.
- Remus przebrał się w piżamkę, z miny Glizdka widzę, że czuje zakwasy po tym dzisiejszym wysiłku nawet przewracając się z boku na bok, więc wnioskuję, że dziś czeka nas raczej spokojny wieczór.
- Chyba tak Rogaczu. – ledwo Syriusz to powiedział w dormitorium dało się słyszeć cichutkie, ale naglące pukanie w szybę.
   Huncwoci spojrzeli w stronę źródła tego dźwięku, czyli na okno między łózkami Jamesa i Syriusza. Wydawało się, że niczego za nim nie ma, ale pukanie się powtórzyło. Potter podszedł do okna i je otworzył… I nic. Wystawił nawet głowę w głęboki mrok wieczoru, którym charakteryzowały się zimowe miesiące, napuszczając do dormitorium dawkę zimnego powietrza.
- Średnio chyba prawdopodobne żebyśmy wszyscy czterej mieli omamy słuchowe? – powiedział James odwracając się do przyjaciół. Oni tylko wzruszyli ramionami i wraz z zamknięciem okna wrócili do swoich zajęć.
   Jednak pukanie rozległo się ponownie. Było to tak dziwne, że nawet Peter spionizował na łóżku swoje obolałe ciało. Tym razem to Lupin, który akurat skończył pakować spodnie do kufra ruszył w stronę okna. Wyjrzał, otworzył, wyjrzał ponownie i nic.
- Myślicie, że doczekaliśmy się w końcu momentu, w którym ktoś postanowił zrobić dowcip dowcipnisiom? – zapytał zamykając okno.
- Jeśli tak to ja z przyjemnością przyjmę wyzwanie. Nikt nie ma z nami szans w Huncwockich Mistrzostwach. – powiedział Syriusz przechylając się na jeden brzeg łóżka, by spod drugiego wydobyć bez szwanku Mapę.
   Remus wrócił do swojego łóżka i zaczął szukać we wcześniej odłożonej książce miejsca, w którym skończył, James już leżał na swoim przerzucając piłeczkę z ręki do ręki i obmyślając zemstę za użycie niewybaczalnego słowa ,,szla**”. Nawet w myślach Potter nie był w stanie tego ,,wymówić”.
   Tylko Glizdogon tak się zafascynował tym dziwnym pukaniem, że aż wstał i teraz czekał bez ruchu na środku pokoju, nasłuchując kolejnego… PUK PUK. Długo czekać nie musiał. Rzucił się do okna i od razu je otworzył, jakby myślał, że ten dźwięk zaraz ucieknie.
- Peter uważaj, bo wypadniesz. – powiedział Rogacz patrząc jak przyjaciel wychyla się przez okno klęcząc na parapecie.
- W razie czego wyciągniesz miotłę i będzie miał dodatkowy trening szukającego ze Zniczem w rozmiarze XXXXXXL. – zażartował Syriusz, na co James się zaśmiał.
- Nie rozumiem jak możecie być tacy spokojni? Nie denerwuje Was to? – zapytał Peter zamykając okno z rezygnacją.
- Jak mistrzowie denerwowania ludzi sami jesteśmy na takie zaczepki wyjątkowo odporni.
- Łapa dobrze mówi. Poza tym, jeśli w ten sposób nie damy się sprowokować autor pukania posunie się do czegoś mniej subtelnego i wtedy łatwiej będzie go namierzyć oraz dorwać. – James użył swojego wszechwiedzącego tonu i dalej bawił się piłeczką.
   Nie musieli długo czekać na powrót natarczywego pukania. Tym razem jednak żaden nie zareagował. Remus kompletnie się wyłączył czytając książkę, a przywódcy Huncwotów - niecierpliwi w czekaniu na coś, ale gdy ktoś próbował ich celowo wyprowadzić z równowagi wykazujący niezwykłą cierpliwość i wydający się być nie do ruszenia. Pierwszy wymiękł Peter.
- Proszę, niech ktoś coś zrobi! – zawołał, zakrywając się poduszką, bo miał wrażenie, że to ciche pukanie zaczyna mu się wwiercać w głowę. – Syriuszu, Ty jeszcze nie próbowałeś. Sprawdź okno.
- Uważasz, że mogę być bardziej spostrzegawczy niż nasz wspaniały szukający?
- Marne szanse, ale zawsze możesz spróbować doskoczyć choć do połowy ustawionej przez mnie poprzeczki. Poza tym chyba czas na jakąś interwencję skoro temu bębnieniu udało się zmęczyć jednego z naszej paczki.
- Może to jednak pułapka, co? – powiedział Syriusz, ale wstał z łóżka i położył na nim rozłożoną Mapę. – Która uruchamia się za którymś np. czwartym razem?
- Boisz się o swoją piękną buźkę? – Rogacz się zaśmiał, ale stanął za plecami przyjaciela. Pułapka była całkiem prawdopodobna, a on nie chciał dopuścić by Łapie stała się krzywda. Black był dla niego jak brat.
   Syriusz otworzył okno i nie zdążył nawet wystawić przez nie głowy, gdy stało się coś innego niż nic z poprzednich trzech razy. Do dormitorium wleciał malutki papierowy samolocik, zatoczył rundkę między balustradami łóżek, by w końcu zacząć kołować nad głową Syriusza. Wylądował dopiero, gdy Black wystawił mu jako lądowisko swoją rękę.
- Czyli jednak potrzebny był jakiś klucz. – Rogacz czekał w napięciu i tak, jak pozostali Huncwoci patrzył jak Łapa otwiera i czyta liścik, który zaraz po przeczytaniu… Uległ samozapłonowi i zamienił się kupkę popiołu, którą Syriusz strzepał z ręki przez okno.
- Ale numer. – powiedział Glizdogon.
- Co to było? – Remus tym razem nie odłożył książki.
- I od kogo? – James patrzył na przyjaciela i nie zwrócił uwagi, że okulary zsunęły mu się już do połowy nosa.
   Syriusz popatrzył na nich przegryzając policzek, co świadczyło, że bije się sam ze sobą. W końcu podjął decyzję.
- Elinor. I to niestety wszystko co mogę Wam powiedzieć. A teraz muszę iść.
- I uważasz, że po dostaniu takich skrawków informacji po prostu Cię puścimy.
- James, musicie mi zaufać. – Black spojrzał Potterowi w oczy, a minę miał poważną. Takie zestaw był bardzo rzadki w zachowaniu obu przywódców Huncwotów i między innymi dlatego obaj brali go bardzo na poważnie.
- Wiesz, że jeśli o to chodzi to ufam Ci jak nikomu na świecie. Ale użyj swojej huncwockiej intuicji i odpowiedz na pytanie: Wyczuwasz zagrożenie albo postęp?
- Nie i dlatego masz mi obiecać, że nie pójdziecie za mną.
- Trochę ciężko to obiecać wziąwszy pod uwagę nowych ,,przyjaciół” Elinor. – zauważył, a raczej wypowiedział na głos to, co wisiało w powietrzu Remus.
- Nie przesadzajmy, ja bym szybciej obstawiał jakiś oryginalny sposób zwrócenia na siebie uwagi i podrywu.
- A gdzie masz teraz iść? – zapytał Potter, a widząc wymowne uniesienie brwi przez Syriusza dodał: - Okej, to chociaż zerknij na Mapę i upewnij się, że terem czysty.
   Łapa tak właśnie zrobił. Po czym uśmiechnął się do przyjaciół, skinął głową i narzuciwszy na plecy kurtkę ruszył w stronę drzwi.
- Weź pelerynkę. Na wszelki wypadek, żebyś choć od strony Gonagall nie miał w razie czego problemów. – Rogacz podał mu pelerynkę i mrugnął. Patrzył jak przyjaciel zamyka za sobą drzwi i jak atmosfera w dormitorium robi się senna. On sam ze spokojem poszedł do łazienki wziąć prysznic i przebrać się w piżamę.
   Nie martwił się, bo tak się Syriusz spodziewał śledził jego wzrok skierowany na Mapę i wiedział dokładnie dokąd Black zmierza. A w przystani oprócz śladów stóp z napisem ,,Elinor Durete” nie było nikogo innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz