Kochani!
Jak widzicie już wróciłam i w ramach zadośćuczynienia wstawiam następną notkę. Postaram się wstawiać je od teraz raz w tygodniu.
Dziękuję wszystkim wiernym czytelnikom za cierpliwość <3 oraz zapraszam do lektury tych całkiem nowych :)
W dalszym ciągu proszę o komentarze i przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, których nie wyłapałam, a które zapewne gdzieś się w notkach przewijają.
Pozdrawiam Was i życzę miłego czytania :)))
:) :) :)
Peter po skończeniu swojego kolejnego i z pewnością nieostatniego
indywidualnego szlabanu, który odbywał pod czujnym okiem profesor McGonagall
zmierzał nieśpiesznie w stronę wieży Gryffindoru. Szedł sam zajadając się
czekoladową żabą, którą znalazł w kieszeni szaty, a którą zostawił tam kilka
dni wcześniej jako przekąskę ,,na później”. Wiedział, że już dziś nie ma w
planach niczego ciekawego, a tym bardziej nie zamierzał się w żadnym razie
uczyć. Choć w tej drugiej kwestii Remus mógł mieć trochę odmienne zdanie. Po
wynikach mini-testów próbnych, które zrobili nauczyciele niektórych przedmiotów
uczniom klasy piątej nawet James i Syriusz ( których wyniki były wyjątkowo
monotonne – W, W, W, W ) przyznali, że za Glizdka trzeba się wziąć na poważnie.
Nie byli w tym zbyt nachalni, ale nauczyli się sprytnie przemycać delikatne
korepetycje w trakcie przygotowywania swoich wspaniałych numerów. Zależało im
na dobru przyjaciela i choć obaj oburzyliby się zapewne na takie stwierdzenie –
mieli ze swoimi zdolnościami pedagogicznymi i podejściem do ,,ucznia” zadatki
na nauczycieli.
Profesor McGonagall zdawała sobie sprawę z tego, że oprócz wielkiego
talentu będącego udziałem Pottera i Blacka obaj cechują się też wielkim sercem,
mimo całych serii dowcipów i problemów, których potrafili dostarczyć
społeczności szkolnej w ciągu tygodnia. Dlatego pomijając zajęcia dodatkowe, na
które ostatnio kazała przyjść Peterowi nie martwiła się mocno jego egzaminami.
Niestety w związku z codziennym zachowaniem Huncwoci swoją sympatię do nich
musiała raczej kryć i pilnować, żeby za każdą akcję wbrew regulaminowi spotkała
ich kara. Peter swoim właśnie zakończonym szlabanem zamknął odpracowywanie
ostatniego numeru. Rogacz, Łapa i Lunatyk swoje kary już odbyli, każdy innego
dnia lub o różnej porze. Była to nowa technika opiekunki Domu Godryka. Uważała
i to całkiem trafnie, że chłopcy rozrabiać wolą całą paczką i dlatego zamiast
odbierać im jeden wieczór za jednym zamachem, sprawiała, że nie mogli knuć
niczego w pełnym składzie czasem aż przez cztery pod rząd.
Peter wiedział, że nie jest mózgiem huncwockich operacji i zdarzało się,
że przychodził do dormitorium by usłyszeć gotowy plan. Nie miał nic przeciwko
temu. Samo debatowanie nad organizacją nie było dla niego tak bardzo ciekawe,
zwłaszcza, że przed większymi akcjami potrafiły one trwać nawet kilka dni.
Kiedy tak było Glizdogon często nawet nie doczekiwał końca nocnych narad i wcześniej,
po długiej i dzielnej walce z sennością po prostu zasypiał. Chłopcy żartobliwie nazywali go wtedy ,,
Człowiekiem Czynu”, który woli działać niż planować. Za to samymi akcjami był
tak podekscytowany, że o chociażby odrobinie senności nie było mowy. Syriusz i
James, którzy w tworzeniu swoich numerów byli prawdziwymi artystami i
wirtuozami kreatywności zazwyczaj pozwalali Glizdogonowi na ,,naciśnięcie
czerwonego guzika”, czyli zainicjowanie i rozpoczęcie zabawy. To naprawdę dawało
Peterowi tyle radości, że wystarczało mu w zupełności za udział w całym
dowcipowym procesie. Za to pozostała trójka Huncowtów zdawała sobie sprawę, że
realizacja to zazwyczaj czubek góry lodowej i wszystkie poprzedzające ją etapy
dawały im ( nawet Remusowi ) mnóstwo satysfakcji. Co prawda koronacją trudów
był końcowy efekt, a wpisywały się w niego reakcje uczniów ( w przypadku
większości – śmiech, uznanie, zachwyt ), ich obrażenia ( w przypadku tych,
którzy nie zaliczali się do większości, czyli Ślizgonów ) albo nerwy
nauczycieli, starających się ukryć uśmiechy, czy czasem nawet podziw. Wszystkie
te wrażenia i uczucia towarzyszące huncwockiej zabawie potrafiły zachłysnąć i
były niesamowicie uzależniające. Do tego stopnia, że gdy poziom adrenaliny i rozrywki
w szkole spadał poniżej zera chłopcom zdarzało się nawet spontanicznie i nagle
coś ,,skomponować”, by wskaźnik dobrej zabawy na powrót wywindował na wyżyny.
Ten rodzaj akcji, spontanicznych i nieplanowanych był realizowany praktycznie z
biegu i wyjątkowo nie zawsze w pełnym składzie.
Wiedząc o tej właściwości wybryków niespodziewanych Peter, widząc
ożywienie z jakim rozmawia ze sobą grupa Krukonek przed nim dyskretnie
przyśpieszył kroku, żeby podsłuchać o czym debatują. Miał przy tym nadzieję
usłyszeć imiona, nazwiska, bądź przezwiska swoich współlokatorów i nacieszyć
uszy szczegółami tego, co właśnie zrobili. Kolejnym krokiem po nagromadzeniu
wystarczającej ilości informacji miałoby w zamyśle Glizdka odchrząknięcie w
celu zwrócenia na siebie uwagi i minięcie dziewczyn z zadowoloną miną. Zdawał
sobie sprawę, że choć nie mógłby nigdy liczyć na taką popularność wśród płci
przeciwnej jaką cieszył się Remus, James, a już tym bardziej Syriusz, jego
przynależność do paczki Huncwotów podnosiła, nazwijmy to – jego wartość rynkową
o ładnych kilka lub kilkanaście punktów. Peter bardzo to lubił. Podobało mu się
grzanie w blasku jupiterów nakierowanych na jego przyjaciół i nie przeszkadzało
mu, że popularność zdobywa w pewnym sensie ,,po znajomości”.
Gotowy już do szpiegowania, z papierkiem po czekoladowej żabie
wepchniętym do kieszeni i oblizanymi pośpiesznie palcami zbliżył się
podekscytowany do dziewczyn i niemal przestępował z nogi na nogę, nie mogąc się
doczekać, aż przekaże wszystko co usłyszy przyjaciołom. Krukonki były tak
zajęte omawianą przez siebie sprawą, że nawet nie zwróciły uwagi, że ktoś im depcze
po piętach. Przynajmniej dopóki to deptanie nie stało się dołowne.
- Au! – krzyknęła jedna z
dziewczyn, której Peter nastąpił nie tylko na nogę, ale i na szatę, przez co
prawie się przewróciła. – Uważaj, jak chodzisz. – powiedziała zdenerwowana,
chwilę po tym, jak koleżanki uchroniły ją przed upadkiem spowodowanym ,,atakiem”
Petera.
- Przepraszam. – powiedział chłopak
z trochę przestraszoną miną, po czym minął dziewczyny i puścił się biegiem w
stronę wieży.
Peter był dobrym szpiegiem. Niektórych mogło to dziwić, bo był dosyć
pulchny i niezdarny, ale kiedy chciał potrafił być cichy jak myszka ( choć w
jego przypadku trafniejsze było porównanie ,,jak szczur” ). Dlatego tak się
speszył, gdy dał się poniekąd przyłapać dziewczynom. To nie było w jego stylu.
Ale rzecz, którą udało mu się wyłapać z ich rozmowy była tak zadziwiająca, że
przez chwilę starając się ją przeanalizować chyba stracił kontakt z
rzeczywistością. Było to tak dziwne i trudne do przetrawienia… Na szczęście w
końcu dotarło do Petera i sprawiło, że ten nieprzepadający za nadmiernym ruchem
chłopak pokonywał dalej biegiem już ostatnie schody dzielące do od obrazu z
Grubą Damą. W głowie kołatało mu tylko jedno: Muszę powiedzieć chłopakom.
- Hasło? – zapytała Gruba Dama
nie odrywając się nawet od poprawiania włosów w trakcie przeglądania się w
srebrnym pucharku.
- Szpon hipogryfa. – wydyszał Gryfon
trzymając się za brzuch i starając się wyrównać oddech.
Gruba Dama tylko spojrzała na niego marszcząc brwi i otworzyła
przejście. Glizdogon przemknął przez Pokój Wspólny, przy czym obił się o paru
uczniów, ale na schodach prowadzących do dormitorium zabrakło mu już trochę
sił. Właśnie dlatego kiedy wszedł do pokoju oparł się o drzwi, które zamknął i
zanim cokolwiek powiedział starał się powstrzymać przed wypluciem płuc.
Chłopcy patrzyli na niego, a gdyby określić ich miny nazwami znaków
interpunkcyjnych byłyby to znaki zapytania. Remus siedzący po turecku na kufrze
stojącym w nogach jego łóżka, gdzie bardzo lubił czytać oparty o balustradę
zamknął książkę i nie przytrzymał palcem miejsca, w którym skończył. Znaczyło
to, że lektura poszła w odstawkę i jest tak samo ciekawy jak dwaj pozostali
Huncwoci tego, z czym przyszedł do nich Peter. James i Syriusz, ten pierwszy
siedząc na parapecie, a ten drugi opierając się o swoją szafkę nocną dyskutowali
zawzięcie o czymś nachylając się nad Mapą. Kiedy zobaczyli Glizdogona, a raczej
stan w jakim się znajdował Potter błyskawicznie w paru szybkich ruchach złożył
pergamin i podał go Syriuszowi, który schował go pod swój materac. Chłopcy
opracowali prosty grafik, według którego codziennie kto inny chował w swoich
rzecz ich wielki skarb. Wcześniejszy system pt.: ,,Tydzień u każdego i zmiana”
został zniesiony, kiedy w trakcie tygodnia Petera ten nie wiedział, gdzie
schował Mapę i tak się tym zestresował, że poprosił chłopców o zmianę systemu,
mimo iż znalezienie jej kosztowało ich jedno machnięcie różdżką i zaklęcie
Accio. Potem chłopcy byli nawet wdzięczni Glizdkowi, bo kiedy James chwycił
lecącą w jego kierunku Mapę wpadł na pomysł, by na wszelki wypadek może
zastanowić się czy jej aby przed takim sposobem znajdowania nie zabezpieczyć.
Syriusz nie odrzucił tego pomysłu od razu, ale stwierdził żeby na razie poczekać
z jego realizacją i spojrzał wymownie na Petera.
Ten ostatni nadal czerwony, ale już oddychający prawie normalnie stanął
już o własnych siłach, bo doszedł do wniosku, że jego opowieść zrobi większe
wrażenie, jeśli nie będzie się słaniał po podłodze.
- Dobra. Niech będzie, że ja to
zainicjuję. – Powiedział Rogacz wstając z parapetu i podchodząc do balustrady
swojego łóżka, żeby się o nią niedbale oprzeć z rękami w kieszeniach. – Co się
stało?
- Słyszeliście co się dziś
wydarzyło po eliksirach w holu? – zaczął Glizdek głosem pełnym emocji. – Elinor
Durete…
- Rozmawiała z Śmierciożercami W
Śliniaczkach… – powiedział Syriusz.
- … po czym podeszła do Lily i
Severusa… - dodał Remus.
- … porozmawiała ze Smarkiem,
wyszeptała mu coś do ucha, a na odchodne nazwała Evans… - James nie dokończył
tylko zacisnął szczękę tak mocno, że można było mieć wrażenie, że zaraz sobie
zęby pokruszy.
- Nie musisz kończyć, wiemy. –
powiedział Łapa kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu. – A Ty co masz taką minę
Peter?
- Mogliście dać mi opowiedzieć. –
bąknął i poszedł paść na swoje łóżko.
- Nie mów, że będziesz się teraz
dąsać. Jeśli Cię to pocieszy to też nie wiemy o tym jakoś specjalnie długo. –
powiedział Remus odkładając książkę na półkę. Niby żadnej nowej sensacji nie
było, ale znał swoich przyjaciół zbyt długo i zbyt dobrze, by sądzić, że w
związku z tym nad tą istniejąca i znów wywołaną na wierzch przejdą obojętnie.
- W sumie rzeczywiście mogliśmy docenić
fakt, że zmieniłeś dla nas kolor na kolor dojrzałego pomidora i udawać, że o
niczym nie wiemy, ale… – powiedział Łapa i zaczął wyliczać – Po pierwsze potem
byłoby Ci jeszcze bardziej głupio, gdybyś się dowiedział, że o wszystkim wiemy.
Po drugie – wolałbym słuchać krzyku mandragory niż tej historii lub nawet jej
fragmentu po raz tysięczny, bo choć faktycznie wiemy o tym, jak zaznaczył
Luniaczek od niedawna to liczba osób, która w ciągu godziny opowiadała lub
starała się nam o tym powiedzieć była zatrważająca. A po trzecie – Syriusz popatrzył
na Rogacza, który właśnie poczochrał sobie włosy i poprawił okulary, co
oznaczało, że już się zdążył uspokoić. – Gdybyś był pierwszą osobą mówiącą o
tym Rogasiowi mógłbyś zostać kontuzjowany. Pierwszemu opowiadającemu prawie się
oberwało za tą obelgę pod adresem Lily. Choć wszyscy dobrze wiemy kogo tak
naprawdę James miał ochotę uszkodzić. – zakończył Łapa i rozłożył się na wpół
leżąco na swoim łóżku.
- To raczej nie jest żadna
tajemnica. Smarkerusa. – powiedział Potter i wyjął z szafki nocnej piłeczkę do
ping-ponga, którą zwędził kiedyś nauczycielce od mugoloznawstwa, bo rozmiarem trochę
przypominała Złotego Znicza. Teraz zaczął nią sobie podrzucać, żeby wyciszyć się
do końca.
- Dlaczego jego? To nie on
obraził Lily. – Remus starał się tak często, jak mógł temperować porywcze
charaktery przyjaciół.
- Lunatyku, nie poznaję Cię. –
Syriusz się uśmiechnął. – Czyżbyś sugerował przeprowadzenie ataku na pannę
Durete?
- Bardzo zabawne. Nie śmiałbym
podnosić ręki na Twoją dziewczynę. – powiedział zaczepnie Lupin, na co obaj z
Potterem się uśmiechnęli.
- Długo mi będziecie jeszcze
dogryzać?
- W sumie nie rozumiem dlaczego. –
odezwał się Peter, choć miał plan udawać przez chwilę obrażonego. – Elinor to
niezła laska.
- Wow, no proszę. Nasz Glizdek
dorasta. – zażartował Rogacz. – Ja nie twierdzę, że czegoś brakuje jej
powierzchowności. I choć nie jest absolutnie w moim guście to przyznaję, że
jest atrakcyjna…
- Znacznie bardziej byłaby według
Ciebie atrakcyjna, gdyby zamiast czarnych miała rude włosy. – mruknął Łapa.
-… Tylko, że ta jej atrakcyjność –
kontynuował James niezrażony tekstem przyjaciela. – nie obroni jej przed
odwetem za używanie takich słów.
- Używanie takich słów – czytaj:
Obrażanie Evans. – Łapa nie ustawał w komentowaniu wypowiedzi przyjaciela.
- A jeśli chodzi o Smarka to
należy mu się za nie bronienie Evans, za towarzystwo, w którym się obraca i za
fakt, że…
- … istnieje. – dokończyli wszyscy
chóralnie, znając już argumenty Jamesa przemawiające za jego atakami na Snape’a.
- Skoro to już ustaliliśmy, to
powiedz mi James, poważnie chcesz przeprowadzać atak na Elinor?
- Remusie, nie musisz się bać
reakcji Syriusza, sam się nią zajmę po cichu.
- Skończyliście już?
- Nie wiem jak Lunatyk, ale ja
się dopiero rozkręcam. A to, że to dziewczyna – to, co z tego? Ślizgonki już
się nam zdarzało obierać za cel. A skoro Smoczyca zadała się z takim, a nie
innym towarzystwem to nie mam zamiaru mieć i w tym przypadku żadnych skrupułów.
– James skończył przemowę i położył się na łóżku wystawiając jedną rękę tak, by
móc odbijać piłeczkę od ziemi.
- Swoją drogą – zaczął Łapa po
krótkiej chwili ciszy. – Elinor to ciekawy okaz.
Chłopcy, a konkretnie Remus i James spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Peter natomiast zaczął potakiwać z wyraźnie rozmarzonym wzrokiem.
- Chcesz nam coś powiedzieć?
- Rogaś, daj znać kiedy Ci się
znudzą te żarty.
- Syriuszu ja mówię teraz na
poważnie i bez żadnych przytyków. Nie
poczułeś Ty przypadkiem do niej mięty na tej randce sobotniej?
- Nie. – powiedział Łapa i choć
zrobił to bez wahania to zrobił przy tym minę, która kazała Potterowi dalej
drążyć temat.
- Chyba nie muszę Ci przypominać,
że Huncwoci nie mają przed sobą tajemnic? – powiedział James, a Syriusz
powtrzymał się od komentarza, że w takim razie powinien przestać wszystkim
wpierać, że wcale nie jest zakochany w Lily Evans. To kłamstwo i tak było tak
niewiarygodne, że się do kłamstw nie zaliczało.
- Pamiętam o tym doskonale.
Zwyczajnie się zastanawiam jak najlepiej rozegrać tą całą sytuację z Ognistą
Panną Durete. Bo czuję, że ta randa to zaledwie preludium jest podchodów.
- Jeszcze nie przywykłeś do tego,
że dziewczyny Cię podrywają? – zapytał Peter.
- Przywykłem. – Syriusz nie
uważał tego stwierdzenia za jakąkolwiek nieskromność. Była to zwyczajnie prawda
wynikająca z jego oczywistej atrakcyjności. – Ale ona jest dosyć specyficzna.
- Poniekąd to Twoja kobieca
wersja.
- Skoro już się włączyłeś do
rozmowy Luniaczku to może mi coś doradzisz? Jak Ty sobie radzisz z Królową
Śniegu?
- To co dobre na lód, raczej do
ognia się nie nadaje. – powiedział wymijająco Lupin i poszedł do łazienki
przebrać się w piżamę.
Syriusz tylko się uśmiechnął. Wiedział, że kwestię, która mu chodziła po
głowie po ostatniej rozmowie z Jules związaną z trójkącikiem, Elinor, Willow
etc. etc. musi najpierw sam rozeznać. Bo właśnie w ten sposób Casanova Hogwartu
decydował się na ewentualne posiadanie dziewczyny. Nie na drodze miłosnych
uniesień i porywów serca. On kalkulował i analizował, a wybranka, która miała
ostatecznie dostąpić tego zaszczytu… Chyba jeszcze sam nie do końca był w
stanie określić jakimi cechami powinna się charakteryzować. Jedno było pewne –
nie mogła być przeciętna.
- Remus przebrał się w piżamkę, z
miny Glizdka widzę, że czuje zakwasy po tym dzisiejszym wysiłku nawet
przewracając się z boku na bok, więc wnioskuję, że dziś czeka nas raczej
spokojny wieczór.
- Chyba tak Rogaczu. – ledwo Syriusz
to powiedział w dormitorium dało się słyszeć cichutkie, ale naglące pukanie w
szybę.
Huncwoci spojrzeli w stronę źródła tego dźwięku, czyli na okno między
łózkami Jamesa i Syriusza. Wydawało się, że niczego za nim nie ma, ale pukanie
się powtórzyło. Potter podszedł do okna i je otworzył… I nic. Wystawił nawet
głowę w głęboki mrok wieczoru, którym charakteryzowały się zimowe miesiące,
napuszczając do dormitorium dawkę zimnego powietrza.
- Średnio chyba prawdopodobne
żebyśmy wszyscy czterej mieli omamy słuchowe? – powiedział James odwracając się
do przyjaciół. Oni tylko wzruszyli ramionami i wraz z zamknięciem okna wrócili
do swoich zajęć.
Jednak pukanie rozległo się ponownie. Było to tak dziwne, że nawet Peter
spionizował na łóżku swoje obolałe ciało. Tym razem to Lupin, który akurat
skończył pakować spodnie do kufra ruszył w stronę okna. Wyjrzał, otworzył,
wyjrzał ponownie i nic.
- Myślicie, że doczekaliśmy się w
końcu momentu, w którym ktoś postanowił zrobić dowcip dowcipnisiom? – zapytał zamykając
okno.
- Jeśli tak to ja z przyjemnością
przyjmę wyzwanie. Nikt nie ma z nami szans w Huncwockich Mistrzostwach. –
powiedział Syriusz przechylając się na jeden brzeg łóżka, by spod drugiego
wydobyć bez szwanku Mapę.
Remus wrócił do swojego łóżka i zaczął szukać we wcześniej odłożonej
książce miejsca, w którym skończył, James już leżał na swoim przerzucając
piłeczkę z ręki do ręki i obmyślając zemstę za użycie niewybaczalnego słowa
,,szla**”. Nawet w myślach Potter nie był w stanie tego ,,wymówić”.
Tylko Glizdogon tak się zafascynował tym dziwnym pukaniem, że aż wstał i
teraz czekał bez ruchu na środku pokoju, nasłuchując kolejnego… PUK PUK. Długo
czekać nie musiał. Rzucił się do okna i od razu je otworzył, jakby myślał, że
ten dźwięk zaraz ucieknie.
- Peter uważaj, bo wypadniesz. –
powiedział Rogacz patrząc jak przyjaciel wychyla się przez okno klęcząc na
parapecie.
- W razie czego wyciągniesz
miotłę i będzie miał dodatkowy trening szukającego ze Zniczem w rozmiarze
XXXXXXL. – zażartował Syriusz, na co James się zaśmiał.
- Nie rozumiem jak możecie być
tacy spokojni? Nie denerwuje Was to? – zapytał Peter zamykając okno z
rezygnacją.
- Jak mistrzowie denerwowania
ludzi sami jesteśmy na takie zaczepki wyjątkowo odporni.
- Łapa dobrze mówi. Poza tym,
jeśli w ten sposób nie damy się sprowokować autor pukania posunie się do czegoś
mniej subtelnego i wtedy łatwiej będzie go namierzyć oraz dorwać. – James użył
swojego wszechwiedzącego tonu i dalej bawił się piłeczką.
Nie musieli długo czekać na powrót natarczywego pukania. Tym razem
jednak żaden nie zareagował. Remus kompletnie się wyłączył czytając książkę, a
przywódcy Huncwotów - niecierpliwi w czekaniu na coś, ale gdy ktoś próbował ich
celowo wyprowadzić z równowagi wykazujący niezwykłą cierpliwość i wydający się
być nie do ruszenia. Pierwszy wymiękł Peter.
- Proszę, niech ktoś coś zrobi! –
zawołał, zakrywając się poduszką, bo miał wrażenie, że to ciche pukanie zaczyna
mu się wwiercać w głowę. – Syriuszu, Ty jeszcze nie próbowałeś. Sprawdź okno.
- Uważasz, że mogę być bardziej
spostrzegawczy niż nasz wspaniały szukający?
- Marne szanse, ale zawsze możesz
spróbować doskoczyć choć do połowy ustawionej przez mnie poprzeczki. Poza tym
chyba czas na jakąś interwencję skoro temu bębnieniu udało się zmęczyć jednego
z naszej paczki.
- Może to jednak pułapka, co? –
powiedział Syriusz, ale wstał z łóżka i położył na nim rozłożoną Mapę. – Która uruchamia
się za którymś np. czwartym razem?
- Boisz się o swoją piękną buźkę?
– Rogacz się zaśmiał, ale stanął za plecami przyjaciela. Pułapka była całkiem
prawdopodobna, a on nie chciał dopuścić by Łapie stała się krzywda. Black był
dla niego jak brat.
Syriusz otworzył okno i nie zdążył
nawet wystawić przez nie głowy, gdy stało się coś innego niż nic z poprzednich
trzech razy. Do dormitorium wleciał malutki papierowy samolocik, zatoczył
rundkę między balustradami łóżek, by w końcu zacząć kołować nad głową Syriusza.
Wylądował dopiero, gdy Black wystawił mu jako lądowisko swoją rękę.
- Czyli jednak potrzebny był
jakiś klucz. – Rogacz czekał w napięciu i tak, jak pozostali Huncwoci patrzył
jak Łapa otwiera i czyta liścik, który zaraz po przeczytaniu… Uległ
samozapłonowi i zamienił się kupkę popiołu, którą Syriusz strzepał z ręki przez
okno.
- Ale numer. – powiedział Glizdogon.
- Co to było? – Remus tym razem
nie odłożył książki.
- I od kogo? – James patrzył na
przyjaciela i nie zwrócił uwagi, że okulary zsunęły mu się już do połowy nosa.
Syriusz popatrzył na nich przegryzając policzek, co świadczyło, że bije
się sam ze sobą. W końcu podjął decyzję.
- Elinor. I to niestety wszystko
co mogę Wam powiedzieć. A teraz muszę iść.
- I uważasz, że po dostaniu takich
skrawków informacji po prostu Cię puścimy.
- James, musicie mi zaufać. –
Black spojrzał Potterowi w oczy, a minę miał poważną. Takie zestaw był bardzo
rzadki w zachowaniu obu przywódców Huncwotów i między innymi dlatego obaj brali
go bardzo na poważnie.
- Wiesz, że jeśli o to chodzi to
ufam Ci jak nikomu na świecie. Ale użyj swojej huncwockiej intuicji i odpowiedz
na pytanie: Wyczuwasz zagrożenie albo postęp?
- Nie i dlatego masz mi obiecać,
że nie pójdziecie za mną.
- Trochę ciężko to obiecać
wziąwszy pod uwagę nowych ,,przyjaciół” Elinor. – zauważył, a raczej
wypowiedział na głos to, co wisiało w powietrzu Remus.
- Nie przesadzajmy, ja bym
szybciej obstawiał jakiś oryginalny sposób zwrócenia na siebie uwagi i podrywu.
- A gdzie masz teraz iść? –
zapytał Potter, a widząc wymowne uniesienie brwi przez Syriusza dodał: - Okej,
to chociaż zerknij na Mapę i upewnij się, że terem czysty.
Łapa tak właśnie zrobił. Po czym uśmiechnął się do przyjaciół, skinął
głową i narzuciwszy na plecy kurtkę ruszył w stronę drzwi.
- Weź pelerynkę. Na wszelki
wypadek, żebyś choć od strony Gonagall nie miał w razie czego problemów. –
Rogacz podał mu pelerynkę i mrugnął. Patrzył jak przyjaciel zamyka za sobą
drzwi i jak atmosfera w dormitorium robi się senna. On sam ze spokojem poszedł
do łazienki wziąć prysznic i przebrać się w piżamę.
Nie martwił się, bo tak się Syriusz spodziewał śledził jego wzrok skierowany
na Mapę i wiedział dokładnie dokąd Black zmierza. A w przystani oprócz śladów
stóp z napisem ,,Elinor Durete” nie było nikogo innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz