piątek, 8 stycznia 2016

2. Walentynki

   Róż.
   Mnóstwo różu.
   Różowe baloniki, różowe serduszka, różowe falbanki i firanki w oknach, różowe wstążeczki, różowe kupidynki, różowe świeczki i różowe wystawy w sklepach. Tak właśnie tego zimowego dnia wyglądało Hogseamde. Jak zalane różową powodzią. Mdlącą różową powodzią.
   W zestawieniu z mnóstwem białego puchu, który padał poprzedniej nocy jak oszalały, ograniczając widoczność na 2 metry w przód, wioska przypominała krajobraz z bajki. Słodkiej bajki, ze słowami występującymi wyłącznie w formie zdrobnień. I choć biło to swoim przesadyzmem w oczy, na większość uczniów spacerujących dzisiaj po wiosce miało ciekawy wpływ. Wyjątkowość Walentynek polegała dokładnie na tym. Wpędzała ludzi w jakieś dziwne przeświadczenie, że tylko wtedy są zdolni do okazywania uczuć, a miłość ma moc stokrotnie większą. Z tego powodu pary, które chodziły po uliczkach wioski w dzień Świętego Walentego trzymając się za ręce miały tak rozanielone miny i wielkie oczekiwania.
   Na szczęście w tym natłoku walentynkowego szaleństwa byli tacy, którzy zachowywali zdrowy rozsądek albo raczej normalność, żeby nie obrazić wielbicieli 14 lutego. Korzystali z przywileju cosobotniej wycieczki, ale bez randkowego towarzystwa. Oczywiście by zdecydować się na taki krok należało mieć mnóstwo pewności siebie oraz chodzić z głową dumnie uniesioną do góry. A oba te podpunkty pasowały idealnie do panny Lily Evans. To właśnie ona namówiła swoje dwie koleżanki z dormitorium (te które zostały tego dnia bez chłopaków) do damskiego wypadu do Hogsmeade wbrew wszystkim oporom i wątpliwościom. Uważała, że ma prawo się zrelaksować i żadnego męskiego kompana do tego nie potrzebuje. Planowała co prawda wieczorem wyjść na błonia z Severusem, ale przecież nie w ramach randki.
   Samotnie Walentynki spędzali także Remus i Peter, ale obaj z dwóch różnych powodów. Ten pierwszy, prefekt, najspokojniejszy z Huncwotów i swoim urokiem zjednujący sobie sympatię przedstawicielek płci przeciwnej kategorycznie unikał randek. Wszystkie dziewczyny, które choć próbowały okazać mu uwagę - delikatnie i kulturalnie odrzucał, a 14 lutego zaszywał się w dormitorium lub w bibliotece ze stertą książek. Odcinał się od świata i wracał dopiero po różowej burzy. Na brak powodzenia nie mógł narzekać, aż tak wstydliwy żeby nie zaprosić dziewczyny na randkę nie był, więc co było powodem tej awersji? Futerkowy problem. Według jego najlepszych przyjaciół była to głupia wymówka i bezsensowna przyczyna unikania związków, ale jak to podsumowywali - każdy Huncwot musiał być trochę dziwakiem.
   Peter natomiast ochotę na randki miał, niestety trudniej mu było znaleźć na te randki towarzystwo. Mówiąc otwarcie nie prezentował się tak dobrze jak jego trzej kumple, ale mimo wszystko głównym powodem takiego, a nie innego stanu rzeczy była jego nieśmiałość i niepewność we wszelkich kontaktach, nie tylko tych damsko-męskich. W związku z tym kolejne już Walentynki spędzał w sobie wyłącznie znany sposób, najpewniej wędrując po zamku i odwiedzając kuchnię, do której wejście kiedyś pokazali mu James i Syriusz. Była co prawda ta historia z Harriet z zeszłego roku, ale tego wolał ani nie wspominać ani nie powielać...
   Nasuwało się pytanie: co w tak kochliwy dzień robili przywódcy Huncwotów, którzy uchodzili za królów szkoły. W szczególności Syriusz ze swoim modelowym wyglądem i uwodzicielskim spojrzeniem. James może nie uchodził za tak szalenie atrakcyjnego, ale przystojny był. Dystans między Rogaczem a zainteresowanymi nim dziewczynami tworzył się w innym miejscu zatytułowanym: Umówisz się ze mną Evans? Lecz skoro tajemnicą nie była również zawsze otrzymywana odpowiedź, wiele pań mogło szukać go wzrokiem tego dnia. Ich wysiłki musiały się jednak zakończyć klęską, bo James tego dnia od rana był dosłownie niewidzialny. Nikomu nic nie mówiąc wstał wcześniej, wyciągnął swoją pelerynkę-niewidkę i ruszył w poszukiwaniu swojej ulubionej rudowłosej. Śledził ją co roku, może nie jakoś obsesyjnie i niezdrowo, ale sumiennie sprawdzając czy aby żaden adorator się koło niej nie kręci, a raczej czy ona żadnemu nie okazuje zainteresowania. James nigdy szczerze nie powiedział przyjaciołom co robi w Walentynki, kiedy znika na cały dzień. Uważał, że nie wychodzi zbyt korzystnie w takiej sytuacji i nawet najlepszym kumplom wolał nie ujawniać, jak silna jest jego fascynacja Lily. Milczenie i kłamstwa nie zwiodły jednak braterskiej więzi między Rogaczem i Łapą. Syriusz wiedział doskonale, gdzie znika jego najlepszy przyjaciel, ale otwarcie nigdy tego nie powiedział. W ten sposób chronił wiernie prywatność Jamesa, który z kolei zdawał sobie sprawę, że Łapa zna jego sekret. A Syriusz wiedział, że on wie, ale mimo wszystko nikt nie mówił o tym głośno i tak sobie udawali w najlepsze.
   Tymczasem Syriusz w tym roku zmienił diametralnie i znacząco sposób spędzania Walentynek, na wyjątkowo do niego nie pasujący i wzbudzający wiele emocji. I tak oto szedł przez wioskę, centralnie samym środkiem uliczki, trzymając pod rękę śliczną dziewczynę z długimi, brązowymi włosami, zielonymi oczami i ładną, zaokrągloną tam, gdzie trzeba figurą. Mijające ich dziewczyny, nawet te na randkach wodziły za Syriuszem tęsknym, pełnym cichego uwielbienia wzrokiem, a na jego towarzyszkę patrzyły z przekąsem i najczęściej zazdrością. Obu rodzajów spojrzeń para była w pełni świadoma.
   Kiedy doszli do Trzech Mioteł, Syriusz otworzył przed Jules drzwi uśmiechając się znacząco i powiedział, żeby poszła zająć jakiś stolik, a sam podszedł do lady Madame Rosmerty.
- Syriuszu, mój drogi, czym mogę Ci służyć? - zapytała kobieta, wyraźnie uradowana widokiem jednego ze swoich ulubionych komików.
- Chciałbym zamówić najbardziej romantyczne napoje z dzisiejszej Walentynkowej karty. - powiedział uśmiechając się serdecznie.- Tak romantyczne żeby serduszkami odbijało mi się przez najbliższy miesiąc.
- Bardzo zabawne. Zaraz podam żartownisiu. - powiedziała, a kiedy już chciał odejść, szturchnęła go w ramię i zapytała szeptem - Czy Twoja wybranka to ta, o której myślę?
- Udam, że nie przenikam ludzkim myśli z dziecięcą łatwością, a poza tym - prawdziwy mężczyzna nie odpowiada na takie pytania. - wykonał gest zamykania buzi na kłódkę i mrugnął.
   Idąc w kierunku Jules z satysfakcją odnotował, że jest obserwowany. Zanim usiadł dał Jules buziaka w policzek. Ona tylko uśmiechnęła się półgębkiem i uniosła brew.
- O to Ci chodziło? - zapytała możliwie najciszej, nachylając się w jego kierunku.
- Powiem szczerze, że aż takiego zainteresowania się nie spodziewałem. - odparł biorąc ją za leżącą na stoliku rękę.
- Gdybym wiedziała, że to zadania będzie tak niebezpieczne i dostarczy mi tyle adrenaliny, nie zastanawiałabym się nad przystaniem na Twoją propozycję tak długo. Zawsze jakaś dodatkowa przygoda.
- Niebezpieczne? Adrenalina? - zapytał, lekko marszcząc brwi.
- Nie udawaj, że nie wiesz co mam na myśli. Po dzisiejszym dniu stanę się wrogiem publicznym numer jeden w szkole. Większość dziewczyn będzie chciała wydłubać mi oczy. - zrobiła przerażoną minę i ułożyła palce w szpony.
- To teraz wiesz, że nie przesadzałem. Uratowałaś mnie przed całą armią rozkochanych dziewczyn.
- No tak, bo już zapomniałam jaki to Ty jesteś wspaniały i uwielbiany. Cóż za zaszczyt mnie dziś spotkał, będę miała o czym w życiu opowiadać, nagle wszystko nabrało se...
- Dobra wystarczy. Nawet udawana randka do czegoś zobowiązuje. - spojrzał na nią wymownie, drugie zdanie sygnalizując praktycznie tylko ruchem warg.
   Madame Rosmerta przyniosła napoje. Wyglądały jak Walentynki w płynie. Różowe kufle były w odcieniu napoju, więc wydawał się unosić w powietrzu, a było to tym bardziej efektowne, że róż cały czasz zmieniał odcień. Na wierzchu była piana, z której unosiły się i pękały bąbelki w kształcie serduszek, a słomki wyglądały jak łuki kupidyna z naciągniętą strzałą.
- Smacznego. - powiedziała Rosmerta, a potem zmierzyła Jules badawczym spojrzeniem, w sposób, który zapewne wydawał się jej dyskretny.
- Nie rozumiem. - powiedziała dziewczyna, kiedy Madame Rosmerta już się oddaliła. - Przyjaźnię się z Wami już od paru miesięcy, pokazuję w Hogsmeade w Waszym ,,akompaniamencie" regularnie, a nikt nie wydaje się patrzeć na nas z niedowierzaniem albo podejrzliwością.
- Myślę, że o wiele trudniej opinii publiczno-szkolnej było uwierzyć w moją przyjaźń z dziewczyną niż teraz w to, że owa przyjaźń zmieniła się w coś więcej. - powiedział Syriusz i zaryzykował pociągnięcie pierwszego łyka ze Nektaru Zakochanych, jak został w karcie nazwany ten napój.
- I jak? - zapytała, patrząc na łykającego płyn Łapę.
- Słodkie. I jest to wszystko co mogę Ci na ten temat powiedzieć, dalszych wrażeń nie da się opisać, trzeba poznać je osobiście.
- Może poczekam jeszcze chwilę i jeśli włosy ani sposób myślenia nie zmienią u Ciebie koloru to zaryzykuję. - zażartowała, na co Syriusz odpowiedział robiąc najsłodszą minę, jaką był w stanie zrobić.
- Pij śmiało. Najwyżej będziesz patrzeć na świat przez różowe okulary. - powiedział i pociągnął kolejny łyk.
- Pamiętasz to? To określenie?
- Oczywiście. Pamiętam praktycznie wszystkie przysłowia i przenośnie, które Peter przyniósł z mugoloznawstwa.
- Swoją drogą ciekawe, że zapisał się na akurat taki przedmiot dodatkowy. To znaczy, pochodzi z rodziny czarodziejów czystej krwi i na pewno dowie się tam wielu nowych rzeczy, ale właśnie przez swoje pochodzenie będzie się musiał wszystkiego uczyć, wszystko będzie dla niego nowe.
- Ty to wiesz, my wiedzieliśmy i Peter raczej też, ale chyba spodziewał się innego poziomu trudności, jeśli chodzi o ten przedmiot. Nie docenił kreatywności mugoli.
- Nie on jeden i niestety nie on ostatni. A skoro już zeszliśmy na tematy szkoły, jak Ci idzie przygotowanie do egzaminów?
- Chyba sobie kpisz. Jestem rewelacyjnie przygotowany i to bez żadnych przygotowań. - powiedział i rozsiadł wygodniej na krześle.
- Przepraszam panicza, że zapomniałam o jego niezwykłych zdolnościach,, kolejna już gafa dzisiaj. - zakryła usta dłonią z udawanym przerażeniem.
   Oboje wybuchnęli śmiechem i wrócili do rozmowy, która tak ich pochłonęła, że nie zauważyli upływającego czasu i wędrówki Słońca, powoli docierającego już do widnokręgu. Ale w dobrym towarzystwie czas zawsze szybko leci. Zdecydowanie za szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz