czwartek, 20 lipca 2017

22. Zemsta najlepiej smakuje na zimno

   Uczulenie.
   Wydawać się mogło taka prozaiczna dolegliwość, występująca w tylu odmianach i owocująca rozmaitymi skutkami, od delikatnych, czasem ledwie zauważalnych, do poważnych, nawet śmiertelnie groźnych. Coś tak pospolitego w świcie magii nie powinno występować. A jednak.
   Zaczerwienione i łzawiące oczy, zatkany nos, nieustanne kichanie – to były objawy, które pojawiały się momentalnie i właśnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy tylko Willow wchodziła do klasy od zielarstwa.
    Pierwsze zajęcia z tego przedmiotu były dla dziewczyny bardzo pamiętne, bo odkrywcze. Przed ich rozpoczęciem nie zdawała sobie nigdy wcześniej sprawy ze swojej dolegliwości, bo ( jak większość swojej rodziny ) nie miała ręki do roślin. Jej tata miał co prawda siostrę stryjeczną, która żyła z hodowli i sprzedaży magicznych ziół oraz roślin, ale Willow jej ani razu nie odwiedziła, a samą kobietę widziała może parę razy w życiu. Wynikało to z podejścia ciotki Wandy do dzieci i wszystkiego, co z nimi związane. Po tym, jak mała córeczka jej koleżanki, która dopiero okrywała swoje moce oraz uczyła się nad nimi panować, wpuszczona na chwilę do ogródka jednym niefortunnym, magicznym kichnięciem ścięła prawie wszystkie rośliny rosnące na grządkach… Cóż, wystarczyło powiedzieć, że był to koniec przyjaźni cioci Wandy z ową matką Grządkowej Niszczycielki, przed posesją w odpowiedniej odległość od ogródka został umieszczony znak ,,Dzieciom wstęp wzbroniony”, a ciocia utwierdziła się w przekonaniu, że jej decyzja do staropanieństwie jest słuszna.
   W każdym razie Willow została pozbawiona możliwości odkrycia swoich dolegliwości i gdy zaczęła kichać raz, za razem, z krótkimi przerwami na oddechy, po wejściu do zielarni, nauczycielka nie wiedziała w pierwszej chwili co zrobić. Szczęśliwie zdiagnozowana przez panią Pomfrey alergia nie uniemożliwiła dziewczynie uczestniczenia w zajęciach. Pomocy w tym przypadku profesor Slughorn uwarzył odpowiedni eliksir antyalergiczny i teraz wystarczało, by Willow piła go przed zajęciami w trakcie posiłku. Ale należało o tym pamiętać zawsze, bo uczulenia dziewczyny na magiczne ( i tylko magiczne ) rośliny była wyjątkowo silna.
   Niestety dzisiejsza dawka lekarstwa została przez Gryfonkę zaniedbana. Nieobecność Syriusza i Remusa na śniadaniu i kompletna konspiracja w tej kwestii reszty Huncwotów wytrąciła ją z rytmu. Nie była co prawda wzorowym pacjentem, ale w momentach jej zapominalstwa zawsze z odsieczą przychodziła Lily. Niestety, tym razem ta Ruda Wersja Przypominajki nie zadziałała, bo została osaczona przez Jamesa Pottera, który z wiadomych powodów chciał umilić sobie jakoś początek dnia. Postanowił to zrobić uprzykrzając go pannie Evans komplementami w swoim stylu oraz charakterystycznymi pytaniami o to, czy nie chciałaby spędzić wolnego czasu wieczorem z najwspanialszym chłopakiem w szkole – czyli paniczem Jamesem Potterem, gdyby miały tu miejsce jakiekolwiek wątpliwości. Lily nie zamieniła z przyjaciółkami prawie ani słowa jedząc szybko owsiankę. Do Rogacza też starała się nie odzywać, a w trakcie żucia i milczenia oddychała głęboko, by się uspokoić. Odezwała się dopiero pod salą od zielarstwa, a o alergii Willow obie przypominały sobie, gdy ta druga prawie uderzyła się o półkę czołem kichając.
   Pani profesor znając przypadłość Willow  oraz ją samą, wiedziała, że nieprzyjęcie dawki eliksiru nie było absolutnie celowe. W przeciwnym wypadku mogłoby się przecież zdarzać już wielokrotnie częściej, na przykład w dni, w które odbywały się zaliczenia. Jednak Willow nie była kombinatorką, a jej przerażona mina między kichnięciami, utwierdziła profesorkę w przekonaniu, że nie wzięła leku przez gapiostwo i zwolnienie jej z dzisiejszych zajęć nie będzie wielką tragedią.
   Właśnie dlatego teraz, zamiast na lekcji z resztą swojego rocznika, Willow siedziała na fotelu w Pokoju Wspólnym i czytała podręcznik od zielarstwa. Gdy to robiła, siedząc z podwiniętymi nogami i zaplatając sobie na palcach swoje loki usłyszała hałas od strony dziury pod portretem. Zerknęła znad książki na źródło płaszczących, gniewnych kroków i zobaczyła… Wstrzymała oddech.
- Cześć Syriuszu. – powiedziała odruchowo i wstała z fotela, co było jej pierwszym nietrzęsącym się zachowaniem od czasu wspólnego karania Muclibera. Cieszyła się, że Pokój Wspólny jest pusty i ten jej debiut nie ma żadnych świadków.
   Black spojrzał w jej stronę, ale chyba dopiero po chwili tak naprawdę ją zobaczył. Widać było po jego minie, że wraca do rzeczywistości z intensywnych i dalekich rozmyślań, a jego oczy z bojowego, nabierają coraz bardziej neutralnego, a potem przyjaznego wyrazu.
- Cześć. Zielarstwo odwołane?
- Dla mnie tak. Wiesz – alergia.
- Eliksir Ci się skończył? – Syriusz zadał to pytanie, ale Willow widziała, że zrobił to trochę automatycznie, uwalniając dla niej tylko jeden tor myślenia, podczas, gdy pozostałe wciąż były zaangażowane w coś innego.
- Zapominałam wziąć. – odpowiedziała i skrzywiła się w duchu. Mogła przecież powiedzieć coś mniej nudnego, chociażby, że chciała się urwać z zajęć. Jednak skutecznie rozpraszała ją porwana koszulka Syriusza, a raczej to, co jej rozerwanie ukazało. Zdała sobie z opóźnieniem sprawę, że powinna zadać nasuwające się od początku pytanie. – Co Ci się stało?
- Co masz na myśli? – zapytał Syriusz z łobuzerskim uśmiechem, po tym, jak prychnął rozbawiony. Willow często wydawała się tak bardzo zagubiona i niewinna, to jej pytanie również zostało zabarwione tymi jej cechami. I właśnie ta naiwność przedarła się przez mur zamyślenia oraz złości Łapy, powodując rozbawienie. – Fryzura mi się popsuła? Czy mam coś na zębach? – zaczął żartować, a widząc, że dziewczyna się uśmiecha uderzył się w czoło otwartą dłonią. – Wiem już. Chodzi o to, że jestem mokry i poszarpany. – powiedział i obrócił się wokół własnej osi. Willow się zaśmiała. Chłopak spojrzał na nią i stwierdził, że ktoś powinien mu teraz dotrzymać towarzystwa. Żeby nie poszedł do Elinor i nie zrzucił jej z wieży. – Opowiem Ci o wszystkim, ale w dormitorium. Rozumiesz, wolałbym się przebrać w coś suchego i nieporwanego. Może być?
   Willow tylko pokiwała głową. Propozycja Syriusza prawie sprawiła, że usiadła z wrażenia. Dlatego musiała się spiąć, żeby nie zaczepić się idąc po schodach. Black by jednak tego nie zauważył. Zastanawiał się czy istnieje osoba bardziej skłonna do komplikowania sobie życia. Jedna dziewczyna była chyba obrażona, druga go szantażowała, więc co on zrobił? Postanowił spędzić czas z trzecią. Gdy tak to sobie przedstawił zdał sobie sprawę, że jego ochrona antykobieca wymaga renowacji.
- Usiądź sobie i poczęstuj się. – powiedział i machnął różdżką, a z szafki nocnej wyleciało kilka opakowań czekoladowych żab. A konkretnie – z szafki nocnej Petera. – Daj mi chwilkę. – po czym zniknął w łazience ze świeżymi ciuchami w ręku.
   Willow lubiła czekoladę, ale bez wydziwiania i jakiejkolwiek zabawy w nadzienia czy dodatki. Dlatego czekoladowe żaby należały do tej ulubionych słodyczy. Z przyjemnością usiadła na parapecie i otworzyła pierwsze opakowanie. Gdy sięgnęła po drugie, Syriusz wyszedł z łazienki.
- Smacznego. – powiedział i jak na komendę bardzo głośno zaburczało mu w brzuchu. – Chyba też coś przekąszę. – położył się w poprzek na łóżku i sięgnął po trzecie opakowanie z zapasów Glizdka.
- Czekam na historię. – powiedziała nieśmiało Willow. Syriusz spojrzał na nią, uśmiechnął się i bez mrugnięcia okiem zaczął kłamać.
- Poszedłem na mały zwiad do przystani i coś poszło nie tak, jak powinno. Wypadłem z łódki, a wcześniej trochę zaczepiłem o wyszczerbioną burtę. – nie mógł jej powiedzieć prawdy, wiedział o tym od początku. Nie wiedział czy jest to Kłamstwo Poziom 1. czy 2. Kategorię pierwszą zawsze się naprostowywało albo osobiście, albo automatycznie swoimi kolejnymi krokami. Kategoria druga… Prawdę, którą chroniła znali tylko i wyłącznie wybrani. Na skategoryzowanie w tym przypadku przyjdzie czas, gdy całą historię naświetli Jamesowi.
- Czyli szykuje się coś na jeziorze? – Willow zdawała się akceptować wersję Syriusza. Nie miała powodów, by ją kwestionować. Znaczy się miała i to wiele, znając od dawna Huncwotów, ale nie zamierzała tego robić.
- Nie zdradzamy naszych tajemnic, wiesz o tym.
- Wiem. Remus Ci pomagał?
- Czemu pytasz?
- Bo jego też na śniadaniu nie było.
- To ciekawe. – powiedział powoli Łapa. – Nie, ze mną go nie było. Najwyraźniej on również miał swoją indywidulaną misję do wykonania. – skwitował spokojnie, choć ciekawość zaczęła go zżerać tak, jak on właśnie zjadł kolejną czekoladową żabę.
- Nie bałeś się…Nie bałeś? – Willow wypowiadając pytanie postanowiła, że uczyni je bardziej tajemniczym i go nie dokończy. Wyszło trochę dziwnie, ale Syriusz wykazał się niespodziewanym taktem i zamiast pytać: ,,Zacięłaś się?” i peszyć Willow, poszedł pożądanym przez nią tropem.
- Czego?
- Wpuszczać mnie tutaj. Do wszystkich Waszych sekretów. – zrobiła minę, która przypominała złowrogiego, małego kotka.
- Są niemal nienanoszalne. Jesteśmy profesjonalistami. Chcesz jeszcze? – zapytał wstając z łóżka i zmierzając do szafki Petera na mały przegląd. Dopiero po tym pytaniu Willow zauważyła, że zjedli razem siedem czekoladowych żab i że to ona zjadła więcej. Zrobiło jej się głupio.
- Chyba już wystarczy.
- Skoro słodycze nie mają żadnego wpływu na Twoje centymetry to jedz śmiało. Niewiele osób ma takie szczęście. I właśnie dlatego dbamy z Jamesem, żeby Glizdek bardziej się ograniczał. – Syriusz się uśmiechnął i rzucił jej kolejne opakowanie słodkości. Willow faktycznie nie miała skłonności do tycia i bardzo się z tego cieszyła… Ale zaraz, czy to był swego rodzaju komplement od panicza Blacka dla jej figury? Stop, nie może się zapędzać.
- Lubisz słodycze. Coś jeszcze?
- To znaczy? – zapytała zdziwiona. Nie wiedziała, że Syriusz rozpoczął właśnie badanie rozpoznawcze, które tak bardzo lubił. Rogacz się kiedyś z niego śmiał, że niedługo zacznie zakładać ludziom teczki osobowe.
- Co jeszcze lubisz?
,,Ciebie” – chciała powiedzieć, ale nie miała dość odwagi.
- Zwierzęta. W domu mam trzy psy.
- To Twoje ulubione stworzenia?
- Tak. – odpowiedziała, patrząc jak Syriusz uśmiecha się tajemniczo. – Coś nie tak?
- Wręcz przeciwnie. Ja też uwielbiam psy. – powiedział i zaśmiał się krótko, jakby opowiedział dowcip. – A Twoje marzenia?
- To trochę intymne pytanie. – powiedziała i w charakterystyczny dla siebie sposób podciągnęła nogi na parapet.
- Nie mówię, że największe. Jakiekolwiek. Ja chciałbym zostać aurorem.
- Okej. W takim razie Włochy. – powiedziała i usiadła prosto.
- Słucham?
- Chciałabym tam pojechać i zwiedzić Rzym, Florencję… I tak dalej, i tak dalej.
- Wszystko przed Tobą.
   Teraz siedząc i rozmawiając z Syriuszem Blackiem w jego dormitorium rzeczywiście w to wierzyła. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyłaby, że da radę złożyć przy nim składne, pełne zdanie. Niestety, ledwie się ,,zadomowiła” w tej nowej sytuacji, a drzwi do pokoju się otworzyły i na progu stanęli trzej pozostali Huncwoci. Wytrzeszczyli na nich oczy, a potem…
- Czy to moje żaby?! – wykrzyknął rozżalony Peter.
   Kiedy całe towarzystwo przestało się śmiać z ataku histerii Glizdka, dziewczyna poczuła, że czas zostawić chłopców samych, a porozumiewawcze spojrzenie, które jej mignęło między Syriuszem a Jamesem, tylko ją w tym utwierdziło.
- Do zobaczenia na OPCM. – rzuciła jeszcze przed zamknięciem drzwi.
- Super, jeszcze to. – powiedział załamany Rogacz, gdy zostali sami. Co prawda mieli teraz dwie godziny przerwy  po zielarstwie, ale coś takiego było niemal obowiązkiem etycznym przed zajęciami z nowym profesorem obrony przed czarną magią. Był tak niesamowicie strachliwy, że gdy kazał im ćwiczyć zaklęcia ( zajęcia praktyczne musieli wywalczyć marudzeniem na każdej lekcji oraz w trakcie przypadkowych spotkaniach na korytarzach ), chował się za biurkiem tak, że wystawała mu tylko głowa.
- Myślę, że mamy teraz inne tematy do omówienia. – zauważył jak zwykle skrupulatny Remus.
- Nie będę się spierał. – James usiadł błyskawicznie na łóżku, prosty jak struna i z wyszczerzonymi zębami. – Czyżbyś zgłaszał się na ochotnika, żeby zacząć?
- I wytłumaczyć się ze swojej nieobecności na śniadaniu. – dodał Syriusz zadowolony, że nie wypadł z obiegu informacji.
- O której oczywiście wiesz od Willow? – zapytał Lunatyk.
- Nie zdradzam swoich informatorów. – Łapa uśmiechnął się łobuzersko, po czym na myśl o ,,informatorach” przypomniał sobie z kim spędził dzisiejszą noc i mina mu zrzedła. – Przynajmniej nie wszystkich. – dodał ciszej.
- Jak to? – od razu zainteresował się Rogacz.
- O tym później. Ustąpię miejsca w kolejce Remusowi.
- Myślisz, że będziesz miał do wyłożenia ciekawszy temat i bardziej wstrząsające informacje?
- Absolutnie Luniaczku nie umniejszam Twoich przygód. Zwyczajnie w związku z moją historią będę miał do Was prośbę, nad której realizacją będzie trzeba trochę podebatować.
- Dobra. Czyli najpierw mówi Remus, potem Syriusz, a my z Peterem mamy dziś wieczór pod znakiem sióstr Durete. – Rogacz usiadł wygodniej. – Nie rób takiej zdziwionej miny Syriuszu, panicz Lupin wpadł dziś w ,,zasadzkę” Królowej Śniegu.
- Nieustępliwa jest. To u nich rodzinne. Tak samo z resztą jak organizowanie zasadzek. Nie, nic więcej nie powiem, musisz być cierpliwy Rogaczu. I zdecyduj się, gdzie w końcu lokujesz swoją ogromną ciekawość.
- Na razie moja uwaga w całości należy do Lunatyka.
- Dziękuję. A skoro już doszedłem do głosu to powiem krótko: będę od dziś spotykał się z Corinne i spędzał z nią więcej czasu. – powiedział spokojnie Lupin, a widząc, że jego przyjaciele kompletnie zamarli, dodał. – Coś nie tak?
- Myślisz, że takim ochłapem nas zadowolisz? – James uniósł znacząco brew.
- A co byście jeszcze chcieli wiedzieć?
- Wszystko. – odpowiedzieli chórem przywódcy Huncwotów.
- Spodziewałem się tego. – Lupin westchnął. – Ja i Corinne będziemy się spotykać na podobnych, jak para warunkach, ale kompletnie bez żadnych zobowiązań.
   15 sekund ciszy. Coś takiego świadczyło, że mieszkańcy dormitorium naprawdę byli w szoku.
- Słyszałeś to Rogaczu?
- Świat oszalał… Nasz Luniaczek i takie rzeczy. – Potter udał, że cmoka z dezaprobatą.
- Domyślam się, że był to pomysł Corinne. A skoro tak się domyślam, to znaczy, że mam o Tobie bardzo dobre zdanie.
- Cóż za zaszczyt. A ja je niszczę wchodząc w taki układ. – Remus udał załamanego.
- W otwarty związek, nazwijmy to po imieniu. – powiedział Syriusz. – Ciekawy zestaw. Ty – brak zobowiązań, ale w związku. Ja -  brak związku, ale szczególne zobowiązania.
- To znaczy?
- Zaraz powiem. Chwilowo nie chcę Ci kraść publiczności.
- Ja już skończyłem.
- Naprawdę? – odezwał się pierwszy raz Peter, który do tej pory siedział na łóżku po turecku, z wypiekami na twarzy słuchając rewelacji.
- No właśnie. A szczegóły jakieś? Znaczy, nie musisz nam tłumaczyć, czemu nie chcesz się wiązać. Wiemy już jak idiotyczne jest Twoje podejście. – powiedział Potter. – Ale jak ona to sobie wyobraża i czego by chciała?
- Umowy nie spisywaliśmy, ale jak tylko to zrobimy, od razu się zgłoszę, żebyś przeczytał i zatwierdził w roli osoby trzeciej. Łapo, wydaje mi się, że teraz Twoja kolej.
- Daj spokój Rogasiu. Wiesz, że Remus jest dobry w utrzymywaniu tajemnic. Nic od niego nie wyciągniesz. Nawet takimi obrażonymi minami.
- One działają tylko na Twoje czułe serduszko, prawda? – James spojrzał na Łapę i machinalnie roztrzepał sobie włosy na głowie.
   Chłopcy się zaśmiali, a po tej miłej wymianie zdań Syriusz był w wystarczająco dobrym nastroju, by opowiadając jeszcze raz przeżyć ostatnią noc.
- Elinor należy do Śmierciożerców Juniorów, chcę bym był na każde jej skinienie, jeśli chodzi o spotkania, a McGonagall myśli, że byliśmy na całonocnej randce w przystani.
   Black celowo wyrzucił z siebie wszystkie te informacje jedna za drugą. Wolał, by jego przyjaciele przełknęli to wszystko za jednym zamachem, zamiast po każdym skończonym zdaniu wytrzeszczać na niego oczy. Remus oprzytomniał jako pierwszy, by powiedzieć:
- Wygrałeś. Twoja sensacja jest bardziej zniewalająca. – uśmiechnął się delikatnie i krzepiąco, bo widział do jakiego stanu doprowadzają przyjaciela te przeżycia.
- Wcale się z tego powodu nie cieszę.
- Stop! – zawołał James. – Po ko-le-i. – powiedział powoli. – To była ta tajemnica, po którą ściągnęła Cię do przystani? Ja to po części miałem nadzieję, że to jakieś oryginalne metody podrywu, choć kłóciło mi się to z dalszym scenariuszem, według którego nie wróciłeś do dormitorium przez całą noc.
- To poniekąd były BARDZO oryginalne metody podrywu. Z szantażem, molestowaniem, a nawet odrobiną przemocy. – mruknął Syriusz kładąc się na łóżku z rękami pod głową i patrząc się tak gniewanie na baldachim nad głową, jakby ten go poważnie obraził.
- Poszedłeś do przystani, a ona tam czekała… - zaczął Rogacz, bo wiedział, że inaczej nie uzyska klarownej wizji całej sytuacji.
- Wolę to wyrzucić z siebie bez dłuższych wstępów, okej? Wypłynęliśmy na jezioro, ona się zdekonspirowała i zaproponowała, że będzie moim podwójnym agentem. Oraz oczywiście zmusiła, żebym obiecał dyskrecję.
- Której przecież dotrzymujesz. Dawno temu ustaliliśmy, że znaczenie słowa obietnica w naszej czteroosobowej rodzinie wygląda inaczej.
- Tak, ale postanowiłem o tym nie informować Elinor.
- Powiedziałeś jej imię z takim wstrętem…
- Dziwisz mi się Rogaczu?
- Może trochę. W końcu, chcę pracować dla nas – tych dobrych, a pod nimi – tymi złymi, dołki kopać.
- Tylko do czasu James. Jeśli w szkole zmieni się układ sił, to się wypnie na nas. Działa na wiele frontów, żeby zawsze mieć wyjście awaryjne.
- Słusznie wnioskuję, że częścią planu Elinor wobec Ciebie była ta scena ze Snapem i Lily w holu?
- Tak Remusie. Sprawiła, że cała szkoła wie, jakie ma podejście i z kim trzyma. Przynajmniej pozornie.
- Nieźle to sobie wykombinowała. – przyznał James. – I mierzi Cię najbardziej jej obłuda? Czy to, że ceną za szpiegowanie jest Twój bezcenny czas i Twoja wyjątkowa osoba? – spróbował zażartować.
- Myślisz, że gdyby sytuacja tak wygląda, to zgodziłby się na jej propozycję?
- A zgodziłeś się? – Glizdek z emocji miał zaraz wyjść z siebie. Dla niego możliwość randkowania z Elinor to byłaby największa nagroda.
- Kojarzysz moje wcześniejsze wzmianki o szantażu?
- I o przemocy Łapo, o tym też wspominałeś. Ale zgaduję, że chronologicznie pierwszy był szantaż. Czego dotyczył?
   Syriusz zamknął oczy i powiedział.
- Jules.
- Jak to? – Remus aż drgnął.
- Wiem, kto ją otruł i jak to się stało.
- To świetnie. Niech rezerwuje salę w św. Mungu. – Rogacz był wyraźnie poruszony. – Ale w takim razie jakiego haka ma na Ciebie Elinor?
- Ma dopilnować, że już więcej nikt nie tknął Jules albo – w przypadku, gdy nie będę współpracować – że wezmą ją za stały cel. – Syriusz powiedział to praktycznie przez zęby.
   Tu padły słowa niecenzuralne pod adresem Smoczycy, a padły one zarówno z ust Jamesa, jak i Remusa. Gdy ich pierwsza fala złości minęła, można było kontynuować rozmowę.
- Dobrze. – powiedział powoli James, wchodząc w rolę racjonalnego stratega. - Zanim przejdziemy dalej… Kwestię szantażu już naświetliłeś: albo będziesz jej miłośnym niewolnikiem albo naszej Jules stanie się krzywda. – Remus się uśmiechnął delikatnie słysząc przymiotnik ,,naszej”. Jasne było, że Puchonka została już przez nich adoptowana. – A co z wspomnianą przemocą?
- Najpierw jeszcze było molestowanie, bo jedno z drugiego poniekąd wynika. – powiedział Syriusz i wstał z łóżka. Doszedł do wniosku, że trochę pochodzi dla uspokojenia po dormitorium.
- Rzuciła się na Ciebie?
- Tak i chciała pocałować. Ja ją odruchowo odepchnąłem, a łódka pod wpływem gwałtownych ruchów tak się rozbujała, że wpadliśmy do wody.
- Brrr… - Jamesa aż odruchowo strząchnęło na myśl o tym.
- Luz. Byliśmy już w przystani, a tam pod wpływem zaklęć lub sam nie wiem czego woda jest trochę cieplejsza. Kąpieli nadal nie polecam, ale zawału się nie dostaję w razie nagłego kontaktu. Z resztą jak widać. – powiedział Syriusz, dochodząc nieśpiesznie do drzwi i obracając się na pięcie. – Kiedy wyszliśmy na pomost zaczęliśmy się kłócić i wtedy weszła McGonagall.
- Wyobrażam sobie jej minę, jak Was zobaczyła…
- Uwierz Rogaś, nie wyobrażasz. Takiej jej jeszcze nie widziałem. – Łapa aż zatrzymał się na środku pokoju, by podkreślić, jak bardzo inny był to ochrzan, od tego dobrze im znanego. – Zazwyczaj widać po Gonagall, że gdzieś tam docenia nasz pomysł, spryt, talent i – wbrew temu, co próbuje nam wmówić – że nas lubi. Tam w przystani – to była zupełnie inna bajka. – był to kolejny powód, dla którego Syriusz nie czuł się za dobrze. Denerwowali nauczycieli niejednokrotnie, ale zawodzić ich nie lubili. Zwłaszcza tych przez Huncwotów lubianych i szanowanych.
- Zabrała Was do Dumbledore’a? – zapytał Lupin.
- Tak. Mam kolejny szlaban. A skoro już o tym mowa – Łapa odwrócił się do Petera – jakim cudem dostaliśmy szlaban za…
- Przepraszam… - powiedział Glizdek, zanim Black skończył i schował się za swoją puchową poduszką.
- Tak myślałem. Dzisiejszy dzień pretenduje do tytułu najgorszego w tym roku.
- Wiesz, nie dla wszystkich. Lunatyk na przykład myślę, że jest zadowolony. – powiedział zaczepnie James.
- Tak, jestem. Ale nie z tego powodu, o którym myślisz. Jestem zadowolony z Syriusza, że postanowił się tak poświęcić dla Jules.
- Sugerujesz, że zazwyczaj mam przyjaciół w głębokim poważaniu? – Łapa aż się oburzył.
- Wiesz co, rozmawiając z Tobą trzeba czasem tak ważyć słowa. – Remus przewrócił oczami. – Potrafisz wyłuskać z czyiś słów to najbardziej negatywne znaczenie.
- Remusie, wiesz nie od dziś, że nasz Łapa jest przewrażliwiony na swoim punkcie. Dobieraj rozważniej słowa. – Potter wstał i pogroził Remusowi palcem. Obaj się zaśmiali. Syriusz tylko na nich spojrzał i pokręcił głową. NIE był przewrażliwiony na swoim punkcie i wiedział, że ma sporo wad, ale za przyjaciela miał się dobrego.
- Łapo, chodziło mi o to, że nie zaryzykowałeś, nie próbowałeś się buntować, nie odegrałeś żadnej brawury. Przystałeś potulnie na wszystkie warunki.
- Nie pozwolę na to, żeby Jules stała się krzywda. – powiedział Syriusz z wielką mocą w głosie. Chłopcy spojrzeli na niego. James położył mu rękę na ramieniu:
- My też nie.
   Remus uśmiechnął się i pokiwał głową, ale jego kiwanie głową było niczym w porównaniu z energicznym kiwaniem Petera, który chciał pokazać, jak bardzo jest zaangażowany w tą i każdą inną huncwocką sprawę.
- Glizdek głowa Ci odpadnie. – zażartował James, ale widząc że jego najlepszy przyjaciel zamiast coś dodać, patrzy skamieniały w przestrzeń, dodał. – Wszystko w porządku?
- Nie. Zapomniałem o jeszcze jednym szczególe. – odrzekł przez zaciśnięte zęby, po czym opowiedział chłopakom, jak przed wejściem do gabinetu dyrektora spotkali Jules oraz zacytował przebieg rozmowy. Miał nadzieję, że chłopcy zapałają taką samą wściekłością na pannę Durete i zaraz wspólnie pójdą wywiesić ją za nogi pod sufitem w Wielkiej Sali.
- Szlag mnie zaraz trafi. – powiedział Remus i wstał z łóżka. Teraz siedział już tylko Peter, który poczuł się z tym do tego stopnia niekomfortowo, że zsunął się z pościeli i przystanął, opierając się o jeden z filarów swojego baldachimu.
- Akurat po Tobie nie spodziewałem się takiego wybuchu, ale absolutnie nie jestem jego przeciwnikiem. Ja osobiście byłem bliski uduszenia Elinor.
- A ja jestem bliski uduszenia Ciebie.
- Co?
- Niebo!
- Wow, Remusie, nie ma to jak cięta riposta. – Rogacz wtrącił nieśmiało, bo też nie wiedział jeszcze o co przyjacielowi chodzi. On szybko jednak śpieszył wytłumaczyć.
- Czemu nic nie powiedziałeś Jules? Nie próbowałeś jej wytłumaczyć?
- Tekstem: To nie jest tak, jak myślisz. Taaak, z pewnością poprawiłoby to sytuację.
- Głupi nie jesteś, jakbyś schował dumę do kieszeni, to wymyśliłbyś rozwiązanie.
- Ale czy ja mam obowiązek się jej tłumaczyć? Z jakiej racji?
- Bo przyjąłeś ją do grona swoich przyjaciół, a teraz… - Remus w końcu stwierdził, że nerwy są bez sensu. – Zwyczajnie mi się wydaje, że nie zachowujesz się wobec niej fair. Wystawiasz ją dla Elinor… Nie przerywaj mi, wiem, że to nie tak było, ale z jej perspektywy najpierw tak wyglądało… Potem znowu się dystansujesz, a na koniec pozwalasz, by sobie pomyślała nie wiadomo co o sytuacji, której była świadkiem. Ona moim zdaniem zasługuje na znacznie więcej.
- To jej zaproponuj może związek otwarty. – walnął Black. Był wściekły na Remusa, że powiedział na głos to, o co sam po cichu miał do siebie pretensje. Czyli tak naprawdę – wściekły był na siebie.
- Syriuszu, przesadziłeś trochę. – powiedział James.
- Wiem. Przepraszam.
- Nie ma za co. – Lupin przysiadł na swoim kufrze. – Po prostu nie rozumiem Twojego zachowania. Jakbyś z jednej strony chciał się przyjaźnić z Jules, a z drugiej miał jakiś problem z tym, że dziewczyna tak się do Ciebie zbliżyła i zaskarbiła sympatię.
- Trafiłeś w sedno Luniaczki. – Potter założył ręce na piersi i spojrzał na Blacka.
- Dziękuję za tą wnikliwą psychoanalizę, ale ja nie mam żadnych problemów z przyjaźnieniem się z płcią przeciwną. – pstryknął palcami i zrobił triumfalną minę. – Widzieliście przecież sami, że zaprosiłem tu dzisiaj Willow.
- Tak, ale na własnych warunkach, które możesz ustalić, bo Willow jest w Ciebie zapatrzona, jak w obrazek. A nad Jules kontroli nie masz.
- Rozumiem przyjacielu, że to dla Ciebie trauma – dziewczyna, która nie mdleje, kiedy spojrzysz na nią Spojrzeniem nr 5, ale cóż – musisz się z tym pogodzić. – James położył dłoń na piersi, jakby okazywał Syriuszowi współczucie.
- A idźcie Wy. – Łapa na powrót położył się na swoim łóżku. – A w razie czego, Lożo Szyderców, pamiętajcie, żeby potwierdzić przed Willow moją wersję, że niby wykonywałem huncwocką tajną misję.
- Powiedziałeś jej coś takiego?
- Musiałem jakoś wytłumaczyć swój stan.
- Jaki stan? – zapytał Peter, bo nikt inny tego nie zrobił, Remus i James zrozumieli.
- Byłem cały mokry i miałem rozerwaną koszulkę. – odpowiedział Syriusz.
- Rozerwaną koszulkę? – powtórzył Rogacz. – To jest ten akt przemocy?
- Tak, próbując się ratować przed upadkiem naderwała ją, a potem w trakcie kłótni poprawiła.
- Tak dla ścisłości – Jules też widziała, że masz koszulkę w strzępach? – zapytał Remus.
- Trudno było nie zauważyć. I daruj sobie te znaczące westchnięcia. Wy lepiej skupcie się na tym, jak zemścić się na Elinor i zapewnić Jules bezpieczeństwo, mimo jej gróźb.
- Co do tego drugiego, to miałbym pewien pomysł. Może nawet dwa. – James przerzucał z ręki do ręki puste opakowanie po czekoladowej żabie. Gdy myślał, prawie zawsze musiał coś robić z rękami.
- Świetnie.
- No nie wiem, czy tak świetnie Syriuszu, raczej nie zostaniesz fanem żadnego z nich.
- Jakoś to przeżyję. Byle by były w huncwockim stylu. A zemsta?
- Zemsta najlepiej smakuje na zimno. – powiedział Rogacz i obaj z Syriuszem uśmiechnęli się złowrogo.
   Znaczyło to jedno: plan miał być wymyślony starannie, szczegółowo, a jego dopracowanie miało zająć trochę czasu. Przez to Syriusz miał być skazany na trwanie przez pewien okres w niezbyt komfortowej dla siebie sytuacji. Jednak pocieszał i motywował go fakt, że Elinor Durete dosatnie nauczkę, której ( o ile Huncwoci będę w formie – a zawsze są ) nigdy nie zapomni.



2 komentarze:

  1. Hej! Chciałam tylko powiedzieć, że właśnie zaczynam czytać od pierwszego rozdziału i jak dobrnę do końca, to zostawię porządny komentarz :)
    Serdecznie pozdrawiam
    Drama
    qwertzxcvb.blog.pl

    OdpowiedzUsuń