Uczulenie.
Wydawać się mogło taka prozaiczna dolegliwość, występująca w tylu
odmianach i owocująca rozmaitymi skutkami, od delikatnych, czasem ledwie
zauważalnych, do poważnych, nawet śmiertelnie groźnych. Coś tak pospolitego w
świcie magii nie powinno występować. A jednak.
Zaczerwienione i łzawiące oczy, zatkany nos, nieustanne kichanie – to
były objawy, które pojawiały się momentalnie i właśnie, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki, gdy tylko Willow wchodziła do klasy od zielarstwa.
Pierwsze zajęcia z tego przedmiotu były dla
dziewczyny bardzo pamiętne, bo odkrywcze. Przed ich rozpoczęciem nie zdawała
sobie nigdy wcześniej sprawy ze swojej dolegliwości, bo ( jak większość swojej
rodziny ) nie miała ręki do roślin. Jej tata miał co prawda siostrę stryjeczną,
która żyła z hodowli i sprzedaży magicznych ziół oraz roślin, ale Willow jej
ani razu nie odwiedziła, a samą kobietę widziała może parę razy w życiu.
Wynikało to z podejścia ciotki Wandy do dzieci i wszystkiego, co z nimi
związane. Po tym, jak mała córeczka jej koleżanki, która dopiero okrywała swoje
moce oraz uczyła się nad nimi panować, wpuszczona na chwilę do ogródka jednym
niefortunnym, magicznym kichnięciem ścięła prawie wszystkie rośliny rosnące na
grządkach… Cóż, wystarczyło powiedzieć, że był to koniec przyjaźni cioci Wandy
z ową matką Grządkowej Niszczycielki, przed posesją w odpowiedniej odległość od
ogródka został umieszczony znak ,,Dzieciom wstęp wzbroniony”, a ciocia
utwierdziła się w przekonaniu, że jej decyzja do staropanieństwie jest słuszna.
W każdym razie Willow została pozbawiona możliwości odkrycia swoich
dolegliwości i gdy zaczęła kichać raz, za razem, z krótkimi przerwami na
oddechy, po wejściu do zielarni, nauczycielka nie wiedziała w pierwszej chwili
co zrobić. Szczęśliwie zdiagnozowana przez panią Pomfrey alergia nie
uniemożliwiła dziewczynie uczestniczenia w zajęciach. Pomocy w tym przypadku
profesor Slughorn uwarzył odpowiedni eliksir antyalergiczny i teraz
wystarczało, by Willow piła go przed zajęciami w trakcie posiłku. Ale należało
o tym pamiętać zawsze, bo uczulenia dziewczyny na magiczne ( i tylko magiczne )
rośliny była wyjątkowo silna.
Niestety dzisiejsza dawka lekarstwa została przez Gryfonkę zaniedbana.
Nieobecność Syriusza i Remusa na śniadaniu i kompletna konspiracja w tej
kwestii reszty Huncwotów wytrąciła ją z rytmu. Nie była co prawda wzorowym
pacjentem, ale w momentach jej zapominalstwa zawsze z odsieczą przychodziła
Lily. Niestety, tym razem ta Ruda Wersja Przypominajki nie zadziałała, bo
została osaczona przez Jamesa Pottera, który z wiadomych powodów chciał umilić
sobie jakoś początek dnia. Postanowił to zrobić uprzykrzając go pannie Evans
komplementami w swoim stylu oraz charakterystycznymi pytaniami o to, czy nie
chciałaby spędzić wolnego czasu wieczorem z najwspanialszym chłopakiem w szkole
– czyli paniczem Jamesem Potterem, gdyby miały tu miejsce jakiekolwiek
wątpliwości. Lily nie zamieniła z przyjaciółkami prawie ani słowa jedząc szybko
owsiankę. Do Rogacza też starała się nie odzywać, a w trakcie żucia i milczenia
oddychała głęboko, by się uspokoić. Odezwała się dopiero pod salą od
zielarstwa, a o alergii Willow obie przypominały sobie, gdy ta druga prawie
uderzyła się o półkę czołem kichając.
Pani profesor znając przypadłość Willow
oraz ją samą, wiedziała, że nieprzyjęcie dawki eliksiru nie było
absolutnie celowe. W przeciwnym wypadku mogłoby się przecież zdarzać już
wielokrotnie częściej, na przykład w dni, w które odbywały się zaliczenia.
Jednak Willow nie była kombinatorką, a jej przerażona mina między kichnięciami,
utwierdziła profesorkę w przekonaniu, że nie wzięła leku przez gapiostwo i
zwolnienie jej z dzisiejszych zajęć nie będzie wielką tragedią.
Właśnie dlatego teraz, zamiast na lekcji z resztą swojego rocznika,
Willow siedziała na fotelu w Pokoju Wspólnym i czytała podręcznik od
zielarstwa. Gdy to robiła, siedząc z podwiniętymi nogami i zaplatając sobie na
palcach swoje loki usłyszała hałas od strony dziury pod portretem. Zerknęła
znad książki na źródło płaszczących, gniewnych kroków i zobaczyła… Wstrzymała
oddech.
- Cześć Syriuszu. – powiedziała
odruchowo i wstała z fotela, co było jej pierwszym nietrzęsącym się zachowaniem
od czasu wspólnego karania Muclibera. Cieszyła się, że Pokój Wspólny jest pusty
i ten jej debiut nie ma żadnych świadków.
Black spojrzał w jej stronę, ale chyba dopiero po chwili tak naprawdę ją
zobaczył. Widać było po jego minie, że wraca do rzeczywistości z intensywnych i
dalekich rozmyślań, a jego oczy z bojowego, nabierają coraz bardziej
neutralnego, a potem przyjaznego wyrazu.
- Cześć. Zielarstwo odwołane?
- Dla mnie tak. Wiesz – alergia.
- Eliksir Ci się skończył? –
Syriusz zadał to pytanie, ale Willow widziała, że zrobił to trochę automatycznie,
uwalniając dla niej tylko jeden tor myślenia, podczas, gdy pozostałe wciąż były
zaangażowane w coś innego.
- Zapominałam wziąć. –
odpowiedziała i skrzywiła się w duchu. Mogła przecież powiedzieć coś mniej
nudnego, chociażby, że chciała się urwać z zajęć. Jednak skutecznie rozpraszała
ją porwana koszulka Syriusza, a raczej to, co jej rozerwanie ukazało. Zdała
sobie z opóźnieniem sprawę, że powinna zadać nasuwające się od początku
pytanie. – Co Ci się stało?
- Co masz na myśli? – zapytał
Syriusz z łobuzerskim uśmiechem, po tym, jak prychnął rozbawiony. Willow często
wydawała się tak bardzo zagubiona i niewinna, to jej pytanie również zostało
zabarwione tymi jej cechami. I właśnie ta naiwność przedarła się przez mur zamyślenia
oraz złości Łapy, powodując rozbawienie. – Fryzura mi się popsuła? Czy mam coś
na zębach? – zaczął żartować, a widząc, że dziewczyna się uśmiecha uderzył się
w czoło otwartą dłonią. – Wiem już. Chodzi o to, że jestem mokry i poszarpany.
– powiedział i obrócił się wokół własnej osi. Willow się zaśmiała. Chłopak
spojrzał na nią i stwierdził, że ktoś powinien mu teraz dotrzymać towarzystwa.
Żeby nie poszedł do Elinor i nie zrzucił jej z wieży. – Opowiem Ci o wszystkim,
ale w dormitorium. Rozumiesz, wolałbym się przebrać w coś suchego i
nieporwanego. Może być?
Willow tylko pokiwała głową. Propozycja Syriusza prawie sprawiła, że
usiadła z wrażenia. Dlatego musiała się spiąć, żeby nie zaczepić się idąc po
schodach. Black by jednak tego nie zauważył. Zastanawiał się czy istnieje osoba
bardziej skłonna do komplikowania sobie życia. Jedna dziewczyna była chyba
obrażona, druga go szantażowała, więc co on zrobił? Postanowił spędzić czas z
trzecią. Gdy tak to sobie przedstawił zdał sobie sprawę, że jego ochrona
antykobieca wymaga renowacji.
- Usiądź sobie i poczęstuj się. –
powiedział i machnął różdżką, a z szafki nocnej wyleciało kilka opakowań
czekoladowych żab. A konkretnie – z szafki nocnej Petera. – Daj mi chwilkę. –
po czym zniknął w łazience ze świeżymi ciuchami w ręku.
Willow lubiła czekoladę, ale bez wydziwiania i jakiejkolwiek zabawy w
nadzienia czy dodatki. Dlatego czekoladowe żaby należały do tej ulubionych
słodyczy. Z przyjemnością usiadła na parapecie i otworzyła pierwsze opakowanie.
Gdy sięgnęła po drugie, Syriusz wyszedł z łazienki.
- Smacznego. – powiedział i jak
na komendę bardzo głośno zaburczało mu w brzuchu. – Chyba też coś przekąszę. –
położył się w poprzek na łóżku i sięgnął po trzecie opakowanie z zapasów
Glizdka.
- Czekam na historię. –
powiedziała nieśmiało Willow. Syriusz spojrzał na nią, uśmiechnął się i bez
mrugnięcia okiem zaczął kłamać.
- Poszedłem na mały zwiad do
przystani i coś poszło nie tak, jak powinno. Wypadłem z łódki, a wcześniej
trochę zaczepiłem o wyszczerbioną burtę. – nie mógł jej powiedzieć prawdy,
wiedział o tym od początku. Nie wiedział czy jest to Kłamstwo Poziom 1. czy 2.
Kategorię pierwszą zawsze się naprostowywało albo osobiście, albo automatycznie
swoimi kolejnymi krokami. Kategoria druga… Prawdę, którą chroniła znali tylko i
wyłącznie wybrani. Na skategoryzowanie w tym przypadku przyjdzie czas, gdy całą
historię naświetli Jamesowi.
- Czyli szykuje się coś na
jeziorze? – Willow zdawała się akceptować wersję Syriusza. Nie miała powodów,
by ją kwestionować. Znaczy się miała i to wiele, znając od dawna Huncwotów, ale
nie zamierzała tego robić.
- Nie zdradzamy naszych tajemnic,
wiesz o tym.
- Wiem. Remus Ci pomagał?
- Czemu pytasz?
- Bo jego też na śniadaniu nie
było.
- To ciekawe. – powiedział powoli
Łapa. – Nie, ze mną go nie było. Najwyraźniej on również miał swoją
indywidulaną misję do wykonania. – skwitował spokojnie, choć ciekawość zaczęła
go zżerać tak, jak on właśnie zjadł kolejną czekoladową żabę.
- Nie bałeś się…Nie bałeś? –
Willow wypowiadając pytanie postanowiła, że uczyni je bardziej tajemniczym i go
nie dokończy. Wyszło trochę dziwnie, ale Syriusz wykazał się niespodziewanym
taktem i zamiast pytać: ,,Zacięłaś się?” i peszyć Willow, poszedł pożądanym
przez nią tropem.
- Czego?
- Wpuszczać mnie tutaj. Do
wszystkich Waszych sekretów. – zrobiła minę, która przypominała złowrogiego,
małego kotka.
- Są niemal nienanoszalne.
Jesteśmy profesjonalistami. Chcesz jeszcze? – zapytał wstając z łóżka i
zmierzając do szafki Petera na mały przegląd. Dopiero po tym pytaniu Willow
zauważyła, że zjedli razem siedem czekoladowych żab i że to ona zjadła więcej.
Zrobiło jej się głupio.
- Chyba już wystarczy.
- Skoro słodycze nie mają żadnego
wpływu na Twoje centymetry to jedz śmiało. Niewiele osób ma takie szczęście. I
właśnie dlatego dbamy z Jamesem, żeby Glizdek bardziej się ograniczał. –
Syriusz się uśmiechnął i rzucił jej kolejne opakowanie słodkości. Willow
faktycznie nie miała skłonności do tycia i bardzo się z tego cieszyła… Ale
zaraz, czy to był swego rodzaju komplement od panicza Blacka dla jej figury?
Stop, nie może się zapędzać.
- Lubisz słodycze. Coś jeszcze?
- To znaczy? – zapytała
zdziwiona. Nie wiedziała, że Syriusz rozpoczął właśnie badanie rozpoznawcze,
które tak bardzo lubił. Rogacz się kiedyś z niego śmiał, że niedługo zacznie
zakładać ludziom teczki osobowe.
- Co jeszcze lubisz?
,,Ciebie” – chciała powiedzieć,
ale nie miała dość odwagi.
- Zwierzęta. W domu mam trzy psy.
- To Twoje ulubione stworzenia?
- Tak. – odpowiedziała, patrząc
jak Syriusz uśmiecha się tajemniczo. – Coś nie tak?
- Wręcz przeciwnie. Ja też
uwielbiam psy. – powiedział i zaśmiał się krótko, jakby opowiedział dowcip. – A
Twoje marzenia?
- To trochę intymne pytanie. –
powiedziała i w charakterystyczny dla siebie sposób podciągnęła nogi na
parapet.
- Nie mówię, że największe.
Jakiekolwiek. Ja chciałbym zostać aurorem.
- Okej. W takim razie Włochy. –
powiedziała i usiadła prosto.
- Słucham?
- Chciałabym tam pojechać i
zwiedzić Rzym, Florencję… I tak dalej, i tak dalej.
- Wszystko przed Tobą.
Teraz siedząc i rozmawiając z Syriuszem Blackiem w jego dormitorium
rzeczywiście w to wierzyła. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu nie
uwierzyłaby, że da radę złożyć przy nim składne, pełne zdanie. Niestety, ledwie
się ,,zadomowiła” w tej nowej sytuacji, a drzwi do pokoju się otworzyły i na
progu stanęli trzej pozostali Huncwoci. Wytrzeszczyli na nich oczy, a potem…
- Czy to moje żaby?! – wykrzyknął
rozżalony Peter.
Kiedy całe towarzystwo przestało się śmiać z ataku histerii Glizdka,
dziewczyna poczuła, że czas zostawić chłopców samych, a porozumiewawcze
spojrzenie, które jej mignęło między Syriuszem a Jamesem, tylko ją w tym
utwierdziło.
- Do zobaczenia na OPCM. –
rzuciła jeszcze przed zamknięciem drzwi.
- Super, jeszcze to. – powiedział
załamany Rogacz, gdy zostali sami. Co prawda mieli teraz dwie godziny
przerwy po zielarstwie, ale coś takiego
było niemal obowiązkiem etycznym przed zajęciami z nowym profesorem obrony
przed czarną magią. Był tak niesamowicie strachliwy, że gdy kazał im ćwiczyć
zaklęcia ( zajęcia praktyczne musieli wywalczyć marudzeniem na każdej lekcji
oraz w trakcie przypadkowych spotkaniach na korytarzach ), chował się za
biurkiem tak, że wystawała mu tylko głowa.
- Myślę, że mamy teraz inne
tematy do omówienia. – zauważył jak zwykle skrupulatny Remus.
- Nie będę się spierał. – James
usiadł błyskawicznie na łóżku, prosty jak struna i z wyszczerzonymi zębami. –
Czyżbyś zgłaszał się na ochotnika, żeby zacząć?
- I wytłumaczyć się ze swojej
nieobecności na śniadaniu. – dodał Syriusz zadowolony, że nie wypadł z obiegu
informacji.
- O której oczywiście wiesz od
Willow? – zapytał Lunatyk.
- Nie zdradzam swoich
informatorów. – Łapa uśmiechnął się łobuzersko, po czym na myśl o
,,informatorach” przypomniał sobie z kim spędził dzisiejszą noc i mina mu
zrzedła. – Przynajmniej nie wszystkich. – dodał ciszej.
- Jak to? – od razu zainteresował
się Rogacz.
- O tym później. Ustąpię miejsca
w kolejce Remusowi.
- Myślisz, że będziesz miał do
wyłożenia ciekawszy temat i bardziej wstrząsające informacje?
- Absolutnie Luniaczku nie umniejszam
Twoich przygód. Zwyczajnie w związku z moją historią będę miał do Was prośbę,
nad której realizacją będzie trzeba trochę podebatować.
- Dobra. Czyli najpierw mówi
Remus, potem Syriusz, a my z Peterem mamy dziś wieczór pod znakiem sióstr
Durete. – Rogacz usiadł wygodniej. – Nie rób takiej zdziwionej miny Syriuszu,
panicz Lupin wpadł dziś w ,,zasadzkę” Królowej Śniegu.
- Nieustępliwa jest. To u nich
rodzinne. Tak samo z resztą jak organizowanie zasadzek. Nie, nic więcej nie
powiem, musisz być cierpliwy Rogaczu. I zdecyduj się, gdzie w końcu lokujesz
swoją ogromną ciekawość.
- Na razie moja uwaga w całości
należy do Lunatyka.
- Dziękuję. A skoro już doszedłem
do głosu to powiem krótko: będę od dziś spotykał się z Corinne i spędzał z nią
więcej czasu. – powiedział spokojnie Lupin, a widząc, że jego przyjaciele
kompletnie zamarli, dodał. – Coś nie tak?
- Myślisz, że takim ochłapem nas
zadowolisz? – James uniósł znacząco brew.
- A co byście jeszcze chcieli
wiedzieć?
- Wszystko. – odpowiedzieli
chórem przywódcy Huncwotów.
- Spodziewałem się tego. – Lupin
westchnął. – Ja i Corinne będziemy się spotykać na podobnych, jak para
warunkach, ale kompletnie bez żadnych zobowiązań.
15 sekund ciszy. Coś takiego świadczyło, że mieszkańcy dormitorium
naprawdę byli w szoku.
- Słyszałeś to Rogaczu?
- Świat oszalał… Nasz Luniaczek i
takie rzeczy. – Potter udał, że cmoka z dezaprobatą.
- Domyślam się, że był to pomysł
Corinne. A skoro tak się domyślam, to znaczy, że mam o Tobie bardzo dobre
zdanie.
- Cóż za zaszczyt. A ja je
niszczę wchodząc w taki układ. – Remus udał załamanego.
- W otwarty związek, nazwijmy to
po imieniu. – powiedział Syriusz. – Ciekawy zestaw. Ty – brak zobowiązań, ale w
związku. Ja - brak związku, ale
szczególne zobowiązania.
- To znaczy?
- Zaraz powiem. Chwilowo nie chcę
Ci kraść publiczności.
- Ja już skończyłem.
- Naprawdę? – odezwał się
pierwszy raz Peter, który do tej pory siedział na łóżku po turecku, z wypiekami
na twarzy słuchając rewelacji.
- No właśnie. A szczegóły jakieś?
Znaczy, nie musisz nam tłumaczyć, czemu nie chcesz się wiązać. Wiemy już jak
idiotyczne jest Twoje podejście. – powiedział Potter. – Ale jak ona to sobie
wyobraża i czego by chciała?
- Umowy nie spisywaliśmy, ale jak
tylko to zrobimy, od razu się zgłoszę, żebyś przeczytał i zatwierdził w roli
osoby trzeciej. Łapo, wydaje mi się, że teraz Twoja kolej.
- Daj spokój Rogasiu. Wiesz, że
Remus jest dobry w utrzymywaniu tajemnic. Nic od niego nie wyciągniesz. Nawet
takimi obrażonymi minami.
- One działają tylko na Twoje
czułe serduszko, prawda? – James spojrzał na Łapę i machinalnie roztrzepał
sobie włosy na głowie.
Chłopcy się zaśmiali, a po tej miłej wymianie zdań Syriusz był w
wystarczająco dobrym nastroju, by opowiadając jeszcze raz przeżyć ostatnią noc.
- Elinor należy do Śmierciożerców
Juniorów, chcę bym był na każde jej skinienie, jeśli chodzi o spotkania, a
McGonagall myśli, że byliśmy na całonocnej randce w przystani.
Black celowo wyrzucił z siebie wszystkie te informacje jedna za drugą.
Wolał, by jego przyjaciele przełknęli to wszystko za jednym zamachem, zamiast
po każdym skończonym zdaniu wytrzeszczać na niego oczy. Remus oprzytomniał jako
pierwszy, by powiedzieć:
- Wygrałeś. Twoja sensacja jest
bardziej zniewalająca. – uśmiechnął się delikatnie i krzepiąco, bo widział do
jakiego stanu doprowadzają przyjaciela te przeżycia.
- Wcale się z tego powodu nie
cieszę.
- Stop! – zawołał James. – Po
ko-le-i. – powiedział powoli. – To była ta tajemnica, po którą ściągnęła Cię do
przystani? Ja to po części miałem nadzieję, że to jakieś oryginalne metody
podrywu, choć kłóciło mi się to z dalszym scenariuszem, według którego nie
wróciłeś do dormitorium przez całą noc.
- To poniekąd były BARDZO
oryginalne metody podrywu. Z szantażem, molestowaniem, a nawet odrobiną
przemocy. – mruknął Syriusz kładąc się na łóżku z rękami pod głową i patrząc
się tak gniewanie na baldachim nad głową, jakby ten go poważnie obraził.
- Poszedłeś do przystani, a ona
tam czekała… - zaczął Rogacz, bo wiedział, że inaczej nie uzyska klarownej
wizji całej sytuacji.
- Wolę to wyrzucić z siebie bez
dłuższych wstępów, okej? Wypłynęliśmy na jezioro, ona się zdekonspirowała i
zaproponowała, że będzie moim podwójnym agentem. Oraz oczywiście zmusiła, żebym
obiecał dyskrecję.
- Której przecież dotrzymujesz.
Dawno temu ustaliliśmy, że znaczenie słowa obietnica w naszej czteroosobowej
rodzinie wygląda inaczej.
- Tak, ale postanowiłem o tym nie
informować Elinor.
- Powiedziałeś jej imię z takim
wstrętem…
- Dziwisz mi się Rogaczu?
- Może trochę. W końcu, chcę
pracować dla nas – tych dobrych, a pod nimi – tymi złymi, dołki kopać.
- Tylko do czasu James. Jeśli w
szkole zmieni się układ sił, to się wypnie na nas. Działa na wiele frontów,
żeby zawsze mieć wyjście awaryjne.
- Słusznie wnioskuję, że częścią
planu Elinor wobec Ciebie była ta scena ze Snapem i Lily w holu?
- Tak Remusie. Sprawiła, że cała
szkoła wie, jakie ma podejście i z kim trzyma. Przynajmniej pozornie.
- Nieźle to sobie wykombinowała.
– przyznał James. – I mierzi Cię najbardziej jej obłuda? Czy to, że ceną za
szpiegowanie jest Twój bezcenny czas i Twoja wyjątkowa osoba? – spróbował
zażartować.
- Myślisz, że gdyby sytuacja tak
wygląda, to zgodziłby się na jej propozycję?
- A zgodziłeś się? – Glizdek z
emocji miał zaraz wyjść z siebie. Dla niego możliwość randkowania z Elinor to
byłaby największa nagroda.
- Kojarzysz moje wcześniejsze
wzmianki o szantażu?
- I o przemocy Łapo, o tym też
wspominałeś. Ale zgaduję, że chronologicznie pierwszy był szantaż. Czego
dotyczył?
Syriusz zamknął oczy i powiedział.
- Jules.
- Jak to? – Remus aż drgnął.
- Wiem, kto ją otruł i jak to się
stało.
- To świetnie. Niech rezerwuje
salę w św. Mungu. – Rogacz był wyraźnie poruszony. – Ale w takim razie jakiego
haka ma na Ciebie Elinor?
- Ma dopilnować, że już więcej
nikt nie tknął Jules albo – w przypadku, gdy nie będę współpracować – że wezmą
ją za stały cel. – Syriusz powiedział to praktycznie przez zęby.
Tu padły słowa niecenzuralne pod adresem Smoczycy, a padły one zarówno z
ust Jamesa, jak i Remusa. Gdy ich pierwsza fala złości minęła, można było
kontynuować rozmowę.
- Dobrze. – powiedział powoli
James, wchodząc w rolę racjonalnego stratega. - Zanim przejdziemy dalej… Kwestię
szantażu już naświetliłeś: albo będziesz jej miłośnym niewolnikiem albo naszej
Jules stanie się krzywda. – Remus się uśmiechnął delikatnie słysząc przymiotnik
,,naszej”. Jasne było, że Puchonka została już przez nich adoptowana. – A co z
wspomnianą przemocą?
- Najpierw jeszcze było
molestowanie, bo jedno z drugiego poniekąd wynika. – powiedział Syriusz i wstał
z łóżka. Doszedł do wniosku, że trochę pochodzi dla uspokojenia po dormitorium.
- Rzuciła się na Ciebie?
- Tak i chciała pocałować. Ja ją
odruchowo odepchnąłem, a łódka pod wpływem gwałtownych ruchów tak się
rozbujała, że wpadliśmy do wody.
- Brrr… - Jamesa aż odruchowo
strząchnęło na myśl o tym.
- Luz. Byliśmy już w przystani, a
tam pod wpływem zaklęć lub sam nie wiem czego woda jest trochę cieplejsza.
Kąpieli nadal nie polecam, ale zawału się nie dostaję w razie nagłego kontaktu.
Z resztą jak widać. – powiedział Syriusz, dochodząc nieśpiesznie do drzwi i
obracając się na pięcie. – Kiedy wyszliśmy na pomost zaczęliśmy się kłócić i
wtedy weszła McGonagall.
- Wyobrażam sobie jej minę, jak
Was zobaczyła…
- Uwierz Rogaś, nie wyobrażasz.
Takiej jej jeszcze nie widziałem. – Łapa aż zatrzymał się na środku pokoju, by
podkreślić, jak bardzo inny był to ochrzan, od tego dobrze im znanego. –
Zazwyczaj widać po Gonagall, że gdzieś tam docenia nasz pomysł, spryt, talent i
– wbrew temu, co próbuje nam wmówić – że nas lubi. Tam w przystani – to była
zupełnie inna bajka. – był to kolejny powód, dla którego Syriusz nie czuł się
za dobrze. Denerwowali nauczycieli niejednokrotnie, ale zawodzić ich nie
lubili. Zwłaszcza tych przez Huncwotów lubianych i szanowanych.
- Zabrała Was do Dumbledore’a? –
zapytał Lupin.
- Tak. Mam kolejny szlaban. A
skoro już o tym mowa – Łapa odwrócił się do Petera – jakim cudem dostaliśmy szlaban
za…
- Przepraszam… - powiedział
Glizdek, zanim Black skończył i schował się za swoją puchową poduszką.
- Tak myślałem. Dzisiejszy dzień
pretenduje do tytułu najgorszego w tym roku.
- Wiesz, nie dla wszystkich.
Lunatyk na przykład myślę, że jest zadowolony. – powiedział zaczepnie James.
- Tak, jestem. Ale nie z tego
powodu, o którym myślisz. Jestem zadowolony z Syriusza, że postanowił się tak
poświęcić dla Jules.
- Sugerujesz, że zazwyczaj mam
przyjaciół w głębokim poważaniu? – Łapa aż się oburzył.
- Wiesz co, rozmawiając z Tobą
trzeba czasem tak ważyć słowa. – Remus przewrócił oczami. – Potrafisz wyłuskać
z czyiś słów to najbardziej negatywne znaczenie.
- Remusie, wiesz nie od dziś, że
nasz Łapa jest przewrażliwiony na swoim punkcie. Dobieraj rozważniej słowa. –
Potter wstał i pogroził Remusowi palcem. Obaj się zaśmiali. Syriusz tylko na
nich spojrzał i pokręcił głową. NIE był przewrażliwiony na swoim punkcie i
wiedział, że ma sporo wad, ale za przyjaciela miał się dobrego.
- Łapo, chodziło mi o to, że nie
zaryzykowałeś, nie próbowałeś się buntować, nie odegrałeś żadnej brawury.
Przystałeś potulnie na wszystkie warunki.
- Nie pozwolę na to, żeby Jules
stała się krzywda. – powiedział Syriusz z wielką mocą w głosie. Chłopcy
spojrzeli na niego. James położył mu rękę na ramieniu:
- My też nie.
Remus uśmiechnął się i pokiwał głową, ale jego kiwanie głową było niczym
w porównaniu z energicznym kiwaniem Petera, który chciał pokazać, jak bardzo
jest zaangażowany w tą i każdą inną huncwocką sprawę.
- Glizdek głowa Ci odpadnie. –
zażartował James, ale widząc że jego najlepszy przyjaciel zamiast coś dodać,
patrzy skamieniały w przestrzeń, dodał. – Wszystko w porządku?
- Nie. Zapomniałem o jeszcze
jednym szczególe. – odrzekł przez zaciśnięte zęby, po czym opowiedział
chłopakom, jak przed wejściem do gabinetu dyrektora spotkali Jules oraz
zacytował przebieg rozmowy. Miał nadzieję, że chłopcy zapałają taką samą
wściekłością na pannę Durete i zaraz wspólnie pójdą wywiesić ją za nogi pod
sufitem w Wielkiej Sali.
- Szlag mnie zaraz trafi. –
powiedział Remus i wstał z łóżka. Teraz siedział już tylko Peter, który poczuł
się z tym do tego stopnia niekomfortowo, że zsunął się z pościeli i przystanął,
opierając się o jeden z filarów swojego baldachimu.
- Akurat po Tobie nie
spodziewałem się takiego wybuchu, ale absolutnie nie jestem jego przeciwnikiem.
Ja osobiście byłem bliski uduszenia Elinor.
- A ja jestem bliski uduszenia
Ciebie.
- Co?
- Niebo!
- Wow, Remusie, nie ma to jak
cięta riposta. – Rogacz wtrącił nieśmiało, bo też nie wiedział jeszcze o co
przyjacielowi chodzi. On szybko jednak śpieszył wytłumaczyć.
- Czemu nic nie powiedziałeś Jules?
Nie próbowałeś jej wytłumaczyć?
- Tekstem: To nie jest tak, jak
myślisz. Taaak, z pewnością poprawiłoby to sytuację.
- Głupi nie jesteś, jakbyś
schował dumę do kieszeni, to wymyśliłbyś rozwiązanie.
- Ale czy ja mam obowiązek się
jej tłumaczyć? Z jakiej racji?
- Bo przyjąłeś ją do grona swoich
przyjaciół, a teraz… - Remus w końcu stwierdził, że nerwy są bez sensu. –
Zwyczajnie mi się wydaje, że nie zachowujesz się wobec niej fair. Wystawiasz ją
dla Elinor… Nie przerywaj mi, wiem, że to nie tak było, ale z jej perspektywy
najpierw tak wyglądało… Potem znowu się dystansujesz, a na koniec pozwalasz, by
sobie pomyślała nie wiadomo co o sytuacji, której była świadkiem. Ona moim
zdaniem zasługuje na znacznie więcej.
- To jej zaproponuj może związek
otwarty. – walnął Black. Był wściekły na Remusa, że powiedział na głos to, o co
sam po cichu miał do siebie pretensje. Czyli tak naprawdę – wściekły był na
siebie.
- Syriuszu, przesadziłeś trochę. –
powiedział James.
- Wiem. Przepraszam.
- Nie ma za co. – Lupin przysiadł
na swoim kufrze. – Po prostu nie rozumiem Twojego zachowania. Jakbyś z jednej
strony chciał się przyjaźnić z Jules, a z drugiej miał jakiś problem z tym, że
dziewczyna tak się do Ciebie zbliżyła i zaskarbiła sympatię.
- Trafiłeś w sedno Luniaczki. –
Potter założył ręce na piersi i spojrzał na Blacka.
- Dziękuję za tą wnikliwą
psychoanalizę, ale ja nie mam żadnych problemów z przyjaźnieniem się z płcią
przeciwną. – pstryknął palcami i zrobił triumfalną minę. – Widzieliście
przecież sami, że zaprosiłem tu dzisiaj Willow.
- Tak, ale na własnych warunkach,
które możesz ustalić, bo Willow jest w Ciebie zapatrzona, jak w obrazek. A nad
Jules kontroli nie masz.
- Rozumiem przyjacielu, że to dla
Ciebie trauma – dziewczyna, która nie mdleje, kiedy spojrzysz na nią
Spojrzeniem nr 5, ale cóż – musisz się z tym pogodzić. – James położył dłoń na
piersi, jakby okazywał Syriuszowi współczucie.
- A idźcie Wy. – Łapa na powrót
położył się na swoim łóżku. – A w razie czego, Lożo
Szyderców, pamiętajcie, żeby potwierdzić przed Willow moją wersję, że niby
wykonywałem huncwocką tajną misję.
- Powiedziałeś jej coś takiego?
- Musiałem jakoś wytłumaczyć swój
stan.
- Jaki stan? – zapytał Peter, bo
nikt inny tego nie zrobił, Remus i James zrozumieli.
- Byłem cały mokry i miałem
rozerwaną koszulkę. – odpowiedział Syriusz.
- Rozerwaną koszulkę? – powtórzył
Rogacz. – To jest ten akt przemocy?
- Tak, próbując się ratować przed
upadkiem naderwała ją, a potem w trakcie kłótni poprawiła.
- Tak dla ścisłości – Jules też
widziała, że masz koszulkę w strzępach? – zapytał Remus.
- Trudno było nie zauważyć. I
daruj sobie te znaczące westchnięcia. Wy lepiej skupcie się na tym, jak zemścić
się na Elinor i zapewnić Jules bezpieczeństwo, mimo jej gróźb.
- Co do tego drugiego, to miałbym
pewien pomysł. Może nawet dwa. – James przerzucał z ręki do ręki puste
opakowanie po czekoladowej żabie. Gdy myślał, prawie zawsze musiał coś robić z
rękami.
- Świetnie.
- No nie wiem, czy tak świetnie
Syriuszu, raczej nie zostaniesz fanem żadnego z nich.
- Jakoś to przeżyję. Byle by były
w huncwockim stylu. A zemsta?
- Zemsta najlepiej smakuje na
zimno. – powiedział Rogacz i obaj z Syriuszem uśmiechnęli się złowrogo.
Znaczyło to jedno: plan miał być wymyślony starannie, szczegółowo, a
jego dopracowanie miało zająć trochę czasu. Przez to Syriusz miał być skazany
na trwanie przez pewien okres w niezbyt komfortowej dla siebie sytuacji. Jednak
pocieszał i motywował go fakt, że Elinor Durete dosatnie nauczkę, której ( o
ile Huncwoci będę w formie – a zawsze są ) nigdy nie zapomni.
Hej! Chciałam tylko powiedzieć, że właśnie zaczynam czytać od pierwszego rozdziału i jak dobrnę do końca, to zostawię porządny komentarz :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Drama
qwertzxcvb.blog.pl
Hej :) czekam w takim razie i pozdrawiam ;)
Usuń