poniedziałek, 22 sierpnia 2016

15. Detektywi i delegaci

   Lily siedziała ze swoimi przyjaciółkami w Pokoju Wspólnym i rozmawiała na temat, który nie schodził z ust uczniów Hogwartu przez ostatnie kilka godzin. Był wieczór, a w Hogsmeade w czasie incydentu była spora grupa uczniów z każdego domu, dlatego nie było zamku nikogo, kto by nie słyszał o otruciu Jules Justice.
- Podobno wszystko wydawało się być w porządku kiedy wychodziła z Trzech Mioteł…
- I co w związku z tym? Sugerujesz, że Darius Pattern podał jej truciznę – zapytała zirytowana Lily, która nie lubiła plotek i snucia teorii spiskowych. Wiedziała, że żyją w mrocznych czasach, ale nie ma co dostawać paranoi.
- No nie, to jasne że została otruta w Pubie. Po prostu analizujemy jak działa i atakowała ją trucizna. – powiedziała Willow z poważną miną, co było urzekające w przypadku jej słodkiej, okrągłej buzi.
- Ale miała szczęście, prawda? Nie dość, że trucizna okazała się nie być śmiertelna…
- …jeszcze tego by brakowało…
- …to w dodatku okazało się, że jest dostępny bezoar i to na zawołanie.
- Kitty, naprawdę wierzysz, że to był przypadek? – zapytała Ruth i spojrzała na nią wymownie.
- Bezoar nie zalicza się raczej do akcesoriów, które nosi się w kieszeni ot tak na co dzień.
- Słyszałaś co powiedziała nasza mistrzyni eliksirów? Jeśli bezoar był w wiosce to musiało mieć to związek z otruciem Jules. – wygłosiła swoją opinię Willow, dalej nie zmieniając swojego tonu pełnego powagi.
- Mówisz poważnie? Czyli sugerujesz, że Twój kochany Syriusz Black miał coś wspólnego z tym zamachem? W końcu to on miał jakimś dziwnym sposobem ten magiczny kamień w kieszeni kurtki. – powiedziała Ruth marszcząc brwi tak, że powstała między nimi pionowa kreska.
- Absolutnie! Niby jak i dlaczego. Przecież ta Jules to jego przyjaciółka. – zaprotestowała natychmiast Willow na tyle głośno, że jej słowa doszły do uszu Huncwotów siedzących przy kominku niedaleko stolika dziewczyn. One jakoś niespecjalnie rzuciły się do potakiwania Willow.
- Moim zdaniem to mógł być ich jakiś kolejny, głupi żart. – powiedziała Lily patrząc w okno.
- To chyba jakaś kpina?! – dziewczyny prawie podskoczyły na dźwięk głosu Pottera, pełnego oburzenia i złości. Stał teraz obok ich stolika, a za jego plecami ustawili się właśnie Remus z Peterem, którzy zerwali się z foteli trochę wolniej niż ich narwany przyjaciel. – Jak możecie myśleć, że moglibyśmy zrobić coś tak bezmyślnego i potwornego?
- Akurat jeśli chodzi o bezmyślność nie jeden raz wchodziliście na jej wyżyny, więc nie dziw się że mamy takie podejrzenia. – odparowała Lily.
- Czemu jedno i drugie z Was używa liczby mnogiej? – zapytała Kitty cicho wyraźnie zestresowana tym, że znalazła się w oku cyklonu kłótni Evans i Pottera. Nikt niestety nie zwrócił na nią uwagi.
- Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś, co stanowiłoby zagrożenie dla życia któregoś z uczniów.
- A mam Ci przypomnieć te wszystkie ataki na Severusa. – zapytała rudowłosa i aż wstała z krzesła.
- To trochę inna kategoria. – James ujął to tak celowo i uśmiechnął się półgębkiem. Nadal był jeszcze wkurzony po ich ostatniej wymianie zdań, ale musiał przyznać – była piękna kiedy się denerwowała, a pasemko rudych włosów opadało jej na twarz.
- Jesteś okropny.
- Nie moja wina, że wzięłaś za punkt honoru stworzyć program ochrony dla Łojowatych.
- I nie moja wina, że ryzyko jest dla Ciebie ważniejsze niż używanie mózgu. Skoro nie macie nic wspólnego z trucizną podaną Jules to skąd u Syriusza wziął się bezoar?
- Ktoś mu go podrzucił! – Rogacz był tak wkurzony, że aż dostał wypieków na twarzy.
- Nie uważasz, że brzmi to trochę naciąganie? – zapytała i założyła ręce na piersi.
- Lily, a czy Ty nie uważasz że naciągana jest teoria o podtruwaniu przez nas dobrej przyjaciółki? – odezwał się Remus, głos rozsądku i zimna głowa Huncwotów. Dopiero teraz na jego słowa kłócąca para się rozejrzała i zauważyła, że wszyscy ich słuchają. Część robiła to bardziej dyskretnie, część mniej, ale żadnemu Gryfonowi obecnemu w Pokoju Wspólnym nie umknęło słowo wypowiedziane przez Lily i Jamesa, tego można było być pewnym. Lily wzięła głęboki oddech i postanowiła zachowywać się jak na Prefekta przystało:
- A macie pomysł kto mógł to zrobić?
- Niestety nie, ale uwierz- trafi na czarną listę wyroków-do-wykonania obok Muclibera.
- A gdzie jest Syriusz? – zapytała Willow, choć to pytanie cisnęło się na usta zapewne wszystkim.
- Daj spokój i tak się dowiedzą – powiedział Remus do Jamesa, który ( już było to widać po jego minie ) miał zamiar trochę pozmyślać. – Jest u dyrektora, składa wyjaśnienia.
- Składał. Teraz jest tu już od dłuższej chwili słucha Waszej dyskusji i ciekawych rzeczy się dowiaduje. – wszyscy odwrócili się w stronę wejście do PW, a z dziury wyłonił się Syriusz. Pewnym krokiem, mimo ciszy która zapadła przeszedł do schodów, a przy nich rzucił jeszcze przez ramię:
- Nigdy w życiu nie zrobiłbym krzywdy Jules, ani żadnemu z moich przyjaciół. Przyjaciele to rzecz święta. – po czym zniknął na klatce schodowej, a Gryfoni pod wpływem ostrego i wymownego  spojrzenia Rogacza wrócili jakby nigdy nic do swoich zajęć. Huncowci udali się w ślad za Łapą, a James zdążył tylko za odchodne powiedzieć trochę z przekory, trochę dla rozluźnienia atmosfery:
- Mówiłem Ci, że ślicznie wyglądasz jak się złościsz Evans?
   To skutecznie usadziło ją na miejscu i zmusiło do udawania, jak bardzo jest zajęta swoimi książkami. Reszta dziewczyn poszła jej śladem i rozmowa o truciu dobiegła końca.
   Przynajmniej w tej części zamku.


   W Pokoju Wspólnym Ravenclawu siostry Durete zajęły fotele najbardziej ustronnie postawione w rogu i od niedawnego powrotu Elinor z gabinetu dyrektora analizowały wnikliwie całą sytuację.
- I wtedy usłyszeliście wołanie o pomoc, tak? – zapytała Corinne skupiona na każdym słowie swojej siostry, które tamta według polecenia miała wypowiadać powoli i klarownie.
- Tak.
- A od kiedy Syriusz zobaczył Jules siedział naburmuszony i nieswój?
- Zgadza się.
- I co dalej?
- Wyszliśmy, a właściwie wybiegliśmy z Trzech Mioteł. Syriusz był jedną z pierwszych osób, które zrozumiały dramaturgię sytuacji.
- Znaczy to, że albo coś wiedział, albo jest bardzo przystosowany do dzisiejszych czasów i umie błyskawicznie reagować. – podsumowała Corinne tonem pani profesor i złożyła ręce czubkami palców.
- To drugie na pewno nie mija się z prawdą. Mówić dalej?
- Tak, tak.
- Darius biegł, a raczej truchtał przez główną ulicę Hogsmeade, a Jules lewitowała obok niego. Kiedy dobiegł na wysokość Trzech Mioteł, potknął się o coś i puścił zaklęcie. Jules upadła na ziemię…
- … miękko na śnieżny puch, zaledwie kilka metrów od Was?
- Tak. Wtedy Syriusz podbiegł i uklęknął obok niej…
- Twarzą…?
- Twarzą w moją stronę. Zaczął jej sprawdzać tętno, źrenice, a kiedy zdał sobie sprawę że coś jest nie tak, co zajęło mu zaledwie parę sekund, zaczął się macać po kieszeniach. – zrobiła pauzę, bo wiedziała że siostra chce coś wtrącić.
- Mógł szukać różdżki, ale to wie tak naprawdę tylko on. A gdzie był w tym czasie Darius?
- Zdążył się do nich zbliżyć akurat na moment, w którym Syriusz wyjął z kieszeni bezoar.
- I?
- Zrobił wielkie oczy i powiedział: ,, Skąd masz bezoar?”. I dobrze, że to powiedział bo Syriusz był tak zdziwiony, że nie wiedział chyba przez chwilę co trzyma w rękach.
- Black jest dobrym aktorem…
- Kończąc: wepchnął jej kamień do gardła, ona westchnęła ciężko, a jej źrenice znów stały się widoczne.
- A potem transport do zamku, pani Pomfrey, profesor McGonagall i tak dalej… A w trakcie tłumaczeń Blacka…
- Nie było w nim nic świadczącego, że jest winny. – skończyła domyślając się o co chce ją zapytać siostra.
- Okej. To ostatnie pytanie: jeśli nie Black, to kto mógł ją otruć i czy ten ktoś miał okazję podrzucić kamień Syriuszowi?
- Nie wiem kto, ale na drugie pytanie na bank tak. Był moment kiedy wylałam na siebie syrop… Daruj sobie to spojrzenie… W każdym razie to pochłonęło na dłuższy moment naszą uwagę, a razem z rozmową było tak absorbujące, że nic byśmy nie zauważyli. Nawet nie pamiętam czy ktoś się kręcił wokół naszego stolika.
- Co sądzi na ten temat Pattern?
- Oskarża Syriusza, ale on go nie cierpi bo wielbi Justice. – wzruszyła ramionami i zrobiła minę pt.: „Jak można wielbić Justice?”.
- A profesor Dumbledore?
- Wierzy Syriuszowi. Ja z resztą też. – powiedziała to czesząc palcami kosmyk włosów tak, jak zrobiła to dzisiaj już wielokrotnie. Zaczynał to się robić jej tik nerwowy.
- Cóż, teraz zostaje czekać na powrót małej z Św. Munga. – podsumowała z chłodną obojętnością Królowej Śniegu Corinne, po czym wstała i poszła do dormitorium. Elinor chwilę się zawahała, ale poszła za nią. Potrzebowała snu, który ukoi jej zszarganę nerwy, bo mimo że chodziło o ludzkie życie, jedyne co widziała w tym otruciu to popsutą randkę z Blackiem i nieosiągnięte cele. W jej mniemaniu zapewne miała o wiele gorszy dzień niż Jules, która w tym czasie w Londynie usłyszała, że musi zostać na noc na obserwację.


***


- Druga już w tym tygodniu wizyta w szpitalu. Zaczyna mi to wchodzić w krew. – powiedziała Jules do Dariusa, Olivii i Meredith, którzy przyszli po nią do Hogsmeade, gdzie pojawiła się przed chwilą dzięki pomocy świstoklika przygotowanego przez profesora Dumbledore’a.
- Humor dopisuje, więc wszystko na swoim miejscu. – powiedziała Olivia, krótko ścięta blondynka z brązowymi oczami i przytuliła mocno przyjaciółkę.
- Albo raczej w dalszym ciągu nic nie na swoim miejscu. – dodała ciemnowłosa, zawsze uczesana w dwa warkocze Meredith i dołączyła do uścisku.
- Dla Jules jest to stan całkowicie normalny. – zażartował Darius, przestępując z nogi na nogę. On z największym niepokojem czekał przez tą dobę na powrót Jules, bo to on z obecnego tu towarzystwa jako jedyny widział, jak potwornie trucizna wpłynęła na dziewczynę. Ona sama uśmiechnęła się na jego widok i zarzuciła mu ręce na szyję z wielkim entuzjazmem. – Jaki zaszczyt mnie spotkał, indywidualne przytulenie.
- Nie przyzwyczajaj się tylko do tych wyróżnień. – odpowiedziała zadziornie Jules. – To co, idziemy do zamku? Czy poczekamy, może ktoś będzie chciał mnie czymś poczęstować?
- Ale Ty masz poczucie humoru dziewczyno… - powiedziała Olivia z rozbawieniem i cała paczka ruszyła w stronę świateł zamku, pięknie wyglądających na tle wieczornego nieba. Przez jakiś czas ich wędrówce towarzyszyły żarty i wygłupy, ale w końcu chłopak nie wytrzymał:
- Wiedzą co dokładnie Ci podali? – Jules popatrzyła na niego i przez moment żałował, że wyciągnął znów ten temat, ale ona tylko uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać. Opowiadać, że uzdrowiciele w św. Mungu pierwszy raz się spotkali z czymś takim, że to ma wiele wspólnego z czarną magią i z pewnością zalicza się do eksperymentów własnej roboty.
- A domyślasz się kto to zrobił? – zapytała Meredith bardzo ostrożnie. Nie wiedziała czy po takiej truciźnie jej pamięć będzie wiarygodnym źródłem.
- Nie.
   Jules powiedziała to tak ostro i dobitnie, że nikt nie kontynuował tematu za to wszyscy byli zaskoczeni. Darius spodziewał się albo raczej chciał się domyślać co znaczy jej zachowanie – zrzucał wszystko na osobę Syriusza Blacka, który najpierw potraktował ją jak zabawkę, a następnie ( Darius dalej obstawał przy swoim ) podał jej truciznę. Tylko, że zdaniem Patterna powodem podtrucia nie była dość specyficzna zabawa. Według jego teorii Black podał jej jakiś specyfik, by następnie rycersko ją uratować i pewnie w ten sposób oczyścić sobie kartę. Nie było to zanadto inteligentne, ale nie wszystkie akcje Huncwotów nosiły miano perfekcyjnie przemyślanych.
   Po takiej reakcji Jules szliby zapewne dalej do szkoły w ciszy, gdyby tylko dziewczyna nie była na takową wręcz uczulona. Ochłonęła praktycznie tak szybko, jak się uniosła i zaczęła swoją charakterystyczną gadaninę, która miała na celu sprawiać by wszyscy naokoło czuli się dobrze. Działało. Jules jak dobry duszek zarażała pozytywnym myśleniem, optymizmem i dziecięcym, szczerym podejściem do świata. Nikt tak, jak ona nie mógłby podejść do swojego otrucia na tak spokojny i wyluzowany sposób.
- Grunt to dobra zabawa. Ale mimo mojego głęboko skrywanego uzależnienia od adrenaliny, będę chyba przez dłuższy czas chodzić wszędzie z własną butelką z wodą. Albo piersiówką, będzie bardziej stylowo. - plotła i zdawała sobie z tego sprawę, ale od czasu do czasu można pogadać inaczej niż intelektualnie.
   Byli w wyśmienitych nastrojach kiedy weszli do zamku i udali się do Pokoju Wspólnego. Tym razem, Jules nie wzbudzała już takiego zainteresowania lub może się do niego przyzwyczaiła i dlatego nie widziała ciekawskich spojrzeń. ,, Przyzwyczajona do bycia bohaterką serii Wypadki, wypadeczki, wypadunie. To chyba nie wróży zbyt dobrze.” – pomyślała i uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie była świadoma, że jest obserwowana w pośredni sposób i zanim jeszcze zdążyła wejść do swojego dormitorium, pewien brunet wybiegał z jednej z wieży zamkowych chowając do kieszeni magiczną Mapą i biorąc ją sobie za cel, którym już przywykła ostatnio być. Lecz tym razem nie było obawy, że stanie jej się krzywda.





   Syriusz był zdeterminowany żeby spotkać się jeszcze dzisiaj z Jules. Po długiej rozmowie z Jamesem zdecydował się na poważny krok przyznania się błędu i całkowitej szczerości. Chyba nikt poza Rogaczem nie byłby w stanie sprawić, by Łapa schował dumę do kieszeni. Podobnie jak nikt poza Syriuszem nie był w stanie gasić zarozumialstwa Pottera. Był to jeden z dowodów na ogromną siłę ich przyjaźni i argument dla świata twierdzącego, że mają na siebie wyłącznie zły wpływ. Zwyczajnie wzajemne nakręcanie o zabarwieniu powiedzmy negatywnym był bardziej widoczne niż to pozytywne. Zwłaszcza w przypadku Syriusza, który choć wiedział doskonale jak powinien się zachować czasem był bliski zakrztuszenia się przyznaniem do słabości. Tym razem wręcz wspiął się na wyżyny walki ze sobą, bo nawet zaczepił po śniadaniu Dariusa Patterna prosząc żeby dał mu znać kiedy będzie miał jakieś informacje o powrocie Jules. Teraz idąc w kierunku dormitorium Puchonów nadal widział jego oburzoną minę i słyszał słowa Dariusa: ,,Może Ci jeszcze fiolki przyniosę?”. Gdyby nie reakcja Remusa, Syriusz zarobiłby kolejny szlaban za wrzucenie Dariusa w wazę z sokiem dyniowym. Nie lubił Patterna i był w pełni świadomy, że z wzajemnością. Ale on w odróżnieniu do Dariusa nigdy nie skarżył i nie podburzał Jules przeciwko drugiej stronie. Uważał to za zachowanie poniżej krytyki. Radził sobie sam z wszelkimi odzywkami, a dodatkowo był na tyle pewny siebie, że w jego mniemaniu takie gadanie nie mogło mu w żadnej mierze zaszkodzić.
   Analizując to wszystko dobiegł do wejście do kuchni i poszedł korytarzem dalej. Nie wiedział co ma zrobić, żeby dostać się do Pokoju Wspólnego Hufflepuffu, a Mapa wyraźnie pokazywała, że bez tej wiedzy nie uda mu się spotkać z Jules. Zaczął się zastanawiać, a jego myśli biegły z prędkością światła wyświetlając kolejno różne scenariusze. A kiedy już zaczął na poważnie brać pomysł żeby drzeć się w niebogłosy aż dziewczyna go usłyszy, panna Justice pojawiła się przed nim na korytarzu.
Zamarli, a oczy Jules zaszkliły się wyraźnie. Dziewczyna jednak wzięła głęboki wdech i łapiąc Syriusza za nadgarstek wyprowadziła go na dwór. Kiedy stanęli już na zimnie w cieniu zamku stanęła z rękami założonymi i prosta jak struna. Syriusz się uśmiechnął. Lubił kiedy Jules rzucała mu wyzwanie tą postawą i spojrzeniem.
- Nie wiem czy Twój uśmiech to sygnał, że coś Ci się na synapsach nie zeszło czy faktycznie masz jakieś logiczne do niego powody?
- To jest Twoja wersja pytania: ,,Czego się szczerzysz?”. – zażartował, ale tym razem ( o dziwo ) Jules nie zareagowała i z niewzruszoną miną czekała co jeszcze ma jej do powiedzenia. Cóż, nie było sensu tego odwlekać. – Przepraszam.
- Wow, ziemia się rozstąpiła taką siłę rażenia miały Twoje przeprosiny. – Jules pękła jej kamienna twarz, ale postawy jeszcze nie zmieniła. – A za co konkretnie?
- Za to, że zawiodłem Cię jako przyjaciółkę i zapomniałem o umówionym spotkaniu.
- Wiesz jak ja się poczułam? Sama bym nie wiedziała, gdyby Darius pomocnie by tego nie nazwał… Nie rób min, on w odróżnieniu od Ciebie nigdy nie zachowywał się tak, że miałam wątpliwości czy nasza przyjaźń nie polega tylko na wykorzystywaniu.
- Auć, zabolało.
- Co Ty nie powiesz, mnie też. Ja otwieram przed Wami serce, a Wy jak się ze mną kontaktujecie to tylko w interesach. Nie wymagam żebyście mnie traktowali jak przyjaciółkę, za mało fajna jestem na przyjaciółkę Huncwotów, wiem, ale nie róbcie mi chociaż nadziei, że mogą nią być. Trzeba mnie było ustawić od razu do szeregu. – wyrzucała z siebie słowa z zawrotną szybkością zrzucając jednocześnie ciężar z serca.
- Skończyłaś?
- Ale Ty jesteś denerwujący… - zmrużyła oczy i wykonała gest, jakby zaciskała Syriuszowi ręce na szyi.
- Po prostu przesadzasz.
- Nieprawda. Ostatnimi czasy nawet nie bawiłeś się w kurtuazję tylko leciałeś od razu z listą Waszych potrzeb.
- Powinnaś się chyba cieszyć. To znaczy, że nasza przyjaźń jest już na wyższym etapie – etapie całkowitej swobody. – powiedział podkreślając ostatnie trzy słowa śmiesznym gestem przedstawiania tytułów filmowych.
- Chyba musisz mi zrobić rozpiskę tej etapowej drabinki. – skontrowała i uśmiechnęła się do niego nareszcie tym uśmiechem, który najbardziej lubił. – I co dalej? Nie powinieneś przeprosić jeszcze za coś? – zrobiła wyczekującą minę.
- Co takiego?! – wybuchnął po krótkiej pauzie spowodowanej szokiem. – Mówisz poważnie? Jak możesz myśleć, że zrobiłem coś takiego. Nigdy bym Cię nie skrzywdził, jesteś moją przyjaciółką na brodę Merlina. Szybciej wypiłbym za Ciebie tą truciznę niż Ci ją podał. – jego wybuch sprawił, że Jules aż podskoczyła, a teraz stała przygwożdżona plecami do ściany zamku, gdzie zagonił ją Syriusz podchodząc w trakcie wybuchu coraz bliżej niej. Kiedy dziewczyna usłyszała co powiedział i dotarł do niej sens ostatniego zdania, aż szczęka jej opadła. A potem – zaczęła się śmiać. Trochę to zbiło Syriusza z tropu.
- Czy Ty normalny jesteś? Uważasz, że wzięłam Cię za truciciela? – było to dla niej tak absurdalne, że aż ze śmiechu usiadła. – Możesz mnie używać jako zaplecza technicznego, ale jestem pewna że byś nie posunął się do podania trucizny nawet Ślizgonowi… Chyba. – dodała żartobliwie i popatrzyła na niego z politowaniem.
- To za co miałbym Cię jeszcze przepraszać? – zapytał kucając naprzeciwko.
- Zgaduj, może dowiem się czegoś ciekawego. – oboje się zaśmiali. – Albo nie, już same przeprosiny to dla Ciebie wysiłek ponad miarę, nie będę Cię nadwyrężać.
- Bardzo zabawne. Może od razu daj mi całą listę moich przewinień, a ja sobie będę codziennie wybierał jeden podpunkt.
- To było dobre. Ale kontynuując: okłamałeś mnie.
- Kiedy?
- Powiedziałeś, że nie masz planów na sobotę, a potem – bum, randka z Elinor Durete. Co masz na swoją obronę? – udała wyniosła minę pani sędziny.
- Sprzeciw Wysoki Sądzie, żądne kłamstwo nie miało miejsca. Pamiętasz ten ,,upadek” Elinor, który ukrócił naszą rozmowę? Stworzyła sobie okazję do umówienia się ze mną.
- A Ty biedaku broniłeś się rękami i nogami. – powiedziała i pogłaskała Łapę po ramieniu udawanym, pocieszającym gestem.
- Żebyś wiedziała, czułem się trochę jak eksperyment naukowy kiedy traktowała mnie swoimi wyważonymi tekstami i spojrzeniem chłodnym z wyrachowania.
- Rzeczywiście męczarnie: piękne włosy, śliczna figura. Biedak z Ciebie… Co? – przerwała widząc badawcze spojrzenie Łapy.
- Właśnie zdałem sobie sprawę, że stanowicie swoje przeciwieństwa…
- W sensie ładna i brzydka? – zapytała wchodząc mu w słowo.
- W sensie jedna z opracowaną rolą, a jedna z wielkim talentem do niezastanawiania się co mówi, wariatko.
- Cóż za wnikliwa obserwacja. Dobra, pomóż mi wstać, trochę zimno w tyłek mi się zrobiło.
   Syriusz wziął ją za rękę i podciągnął w górę. Całe napięcie wyparowało bezpowrotnie. Black czuł się dobrze w towarzystwie Justice i lubił z nią rozmawiać, bo mimo szczerości nie była ona wcale łatwa do rozgryzienia i potrafiła go zaskoczyć. . Oprócz tego była jedyną znaną mu dziewczyną, która nie próbowała się do niego przystawiać. W dodatku te ich żarty zawsze poprawiały mu humor. Ruszyli powłócząc nogami w stronę zamku.
- Masz pomysł kto to zrobił? – zapytał Syriusz. Nie musiał zaznaczać, że chodzi o otrucie i nie wiedział, że Jules już usłyszała dziś takie pytanie. Tym razem jednak w sytuacji, w której nie musiała mierzyć się z towarzystwem z wyrobioną opinią odnośnie winowajcy  nie zareagowała wybuchowo.
- Nie, ale na bank była to ta sama osoba, która podrzuciła Ci bezoar. Czyli był to ktoś w miarę inteligentny.
- Rzeczywiście, szczyt mądrości podtruwać ludzi. – zażartował Łapa, na co ona dała mu kuksańca w bok.
- Chodzi mi o to, że zdawał sobie sprawę z siły trucizny i wpadł na to żeby załatwić antidotum.
- I w dodatku ten niezwykły łaskawca nas dobrze zna, wiedział że się przyjaźnimy.
- O tym wie prawie każdy w szkole – Boski Syriusz i ta postrzelona Puchonka? Takie teksty obleciały w swoim czasie całą szkołę.
- Masz rację. Zwłaszcza z tym boskim. – mrugnął do niej i oboje wybuchli śmiechem. W takich chwilach Syriusz zastanawiał się jak to możliwe, że nie poznali się wcześniej. Wstyd mu było się przyznać, ale powodem był właśnie ten społeczny podział i fakt, że on razem z chłopakami należeli do ścisłej elity szkolnej. Jules była jedną z tych osób, które poznajesz i potem zawsze czujesz się dobrze w ich towarzystwie, ale nie pchała się do popularności. Choć gdyby dała się poznać całemu światu od  tej mniej głośniej i sarkastycznej strony, którą przedstawiała wszystkim naokoło, a przez którą Huncwotom udało się przedrzeć, od razu wdarłaby się na hogwarckie salony. Gdy tak na nią patrzył teraz w świetle niknącego już Księżyca, na to jak gestykuluje i roluje włosy ( musiała coś robić z rękami, nie było innej opcji ) pierwszy raz przyszło mu na myśl, że urodą od pierwszej klasy też by nie odstawała. Przyglądając się jej tak się zamyślił, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę z panującej ciszy i jej pytającego spojrzenia.
- Hogwart do Syriusza? Ja wiem, że rozmowa ze mną potrafi być uciążliwa, ale mógłbyś bardziej dyskretnie pokazywać, że nie słuchasz. – zaczepiła go w ramię i skubnęła palcami dolną wargę czekając na odpowiedź. Zwróciła tym uwagę nastawionego na obserwację Syriusza jak ładne i pełne ma usta.
- Słucham, po prostu… Nieważne. Mam do Ciebie jeszcze jedną sprawę. – dodał szybko i oprzytomniał do postawy niewzruszonego, emanującego nonszalancją luzaka. – W imieniu Huncwotów zapraszam Cię uroczyście na kolację w spotkanie w Hogsmeade w następną sobotę. – ukłonił się w pół dla dodania dramaturgii.
- Bardzo dziękuję, jakie to miłe. Ale muszę odmówić.
- Czemu? Tym razem na pewno nie zapomnimy. – powiedział i położył rękę na sercu.
- Wiem, ale jestem już umówiona z Dariusem – ma urodziny.
- Ale prawdziwe czy wymyślone? Bo z tym drugim rodzajem spotkałem się już wczoraj.
- Prawdziwe. Niestety, przegapiliście miejsce w moich zapchanym grafiku to teraz trochę poczekacie. A teraz już dobranoc. Muszę wracać, bo po ostatnich wydarzeniach każde moje zniknięcie będzie urastać do rangi tragedii.
- Rozumiem. Dobranoc.
   Uśmiechnęli się do siebie i Jules wycofała się w korytarz machając aż straciła Syriusza z oczu. A on… On był wkurzony. Czuł się tak jakby ktoś zabrał mu jego zabawkę bez pozwolenia. I to kto? Darius Pattern. Tak, było to dziecinne i świadczyło o uważaniu się w paru kwestiach za pępek świata, ale cóż – taka był prawda. Łapa ruszył w drogę powrotną do dormitorium i zastanawiał się, skąd wzięły się jego wszystkie dzisiejsze wynurzenia pod adresem dziewczyny: o jej urodzie i jej ustach…
Zwariowałem czy co? – pomyślał. – To trochę tak jakbym analizował aparycję Jamesa. – było to dziwne porównanie, ale rzeczywiście w świecie Syriusza Jules miała łatkę bardziej kumpla niż dziewczyny. Zastanowił się czy wzięłaby to za komplement, a że nie doszedł do zadowalających wniosków postanowił nigdy jej tego tak nie przedstawiać.
   Teraz miał do przedstawienia co innego, a mianowicie zwycięski powrót z delegacji i dalsze poszukiwania truciciela. Znalezienie tego ostatniego ustawił sobie za punkt honoru, a kiedy pomyślał co mu zrobi… Uśmiechnął się sadystycznie i z tym sadystycznym uśmiechem wszedł do wieży. Cóż, na przyjaciół Syriusza Blacka nie można było podnosić ręki choćby nie wiem co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz