środa, 17 sierpnia 2016

13. Braterski wyrok

   Szedł korytarzem krokiem świadczącym o ogromnej pewności siebie oraz wyniosłości, których tak naprawdę wcale w nim nie było. Mijał innych uczniów i nie zaszczycał nikogo spojrzeniem patrząc prosto przed siebie. Większość osób zerkała na niego i szybko odwracała wzrok – ten lęk przed wejściem mu w drogę zawdzięczał bardziej swojemu towarzystwu i pochodzeniu niż jakimkolwiek swoim wyczynom, ale bardzo mu to odpowiadało. Oczywiście oprócz strachu przed kłopotami zdarzały się inne reakcje. Pierwszą z nich była wrogość od strony uczniów w Gryfońskich barwach, bardzo silnie eksponowana zwłaszcza przez większe ich grupy, nakręcające się nawzajem na widok Ślizgonów.  Widząc ich odruchowo przyśpieszał kroku, choć był na tyle rozważny by robić to subtelnie. Druga reakcja… Eh, właśnie miał z nią do czynienia i sam nie był pewny czy ta nie była dla niego bardziej męcząca. Dziewczyna stojąca na końcu korytarza kiedy go zobaczyła uśmiechnęła się i cała rozpromieniła. Spuściła wzrok w wyrazie zawstydzenia i zarzuciła włosami. Dopiero po chwili zawstydzenie przeszło w prawdziwego buraka na twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że pomyliła zbliżającego się chłopaka z jego starszym bratem.
   Regulus strasznie tego nie lubił. Wiedział, że są do siebie podobni z Syriuszem – w końcu byli braćmi – ale wcale go to nie cieszyło. Przynajmniej już… Kiedyś, wydawało się dawno, dawno temu uwielbiał swojego brata i widział w nim wzór do naśladowania, chciał dążyć do tego by być do niego podobnym. Pamiętał jak jeszcze na kilka lat przed pójściem do szkoły obaj biegali po domu robiąc dziecięcą wersję figli, które w wydaniu ,,dojrzałym” były teraz udziałem Huncwotów w Hogwarcie. Denerwowali rodzinę, ale byli mali i w mniemaniu wszystkich właściwie ukierunkowani przez rodziców – Oriona i Walburgę.  Gdyby komukolwiek wtedy przeszło chociaż przez myśl, że w Szlachetnym i Starożytnym Rodzie Blacków może wystąpić taka anomalia, taki występek, taka zbrodnia przeciw naturze – może w takim wypadku ktoś zastanowiłby się więcej niż jeden raz nad faktem, że starszy z synów Black zawsze choruje w czasie rodzinnych obiadków i rzadko się wypowiada w sprawach ideologicznych, podczas gdy Regulus zawsze gorliwie potakiwał z uśmiechem na twarzy. W takich chwilach za swoje zainteresowanie zawsze był nagradzany ojcowskim poklepaniem po głowie, według Oriona zapewne bardzo czułym, a przez chłopców uznawanym za najwyższy dowód miłości od nestora rodu z kawałkiem lodu zamiast serca.
   Regulus często się zastanawiał, w którym konkretnie momencie Syriusz się zbuntował. Kiedy niechęć do nudnych spotkań rodzinnych przerodziła się w niechęć do samej rodziny, a przy tym jej poglądów. Czy może było odwrotnie? Może Syriusz był na tyle silną osobowością, że zamiast nasiąknąć ideami rodziców, samodzielnie myśląc poukładał sobie priorytety i domino poszło w tą stronę: Odrzucenie ideologii rodziny, odrzucenie rodziny, odrzucenie rodowych obiadków. Patrząc na swojego brata, mimo że nie zgadzał się z wybraną przez niego drogą, uważał drugą swoją teorię za właściwą. Jego brat miał silny charakter, choć nie po kolei w głowie.
   Uśmiechnął się do siebie przypominając sobie moment, w którym charakter Syriusza ujawnił się w całej swojej krasie. Znaczy się ten pierwszy moment, bo potem, jak to nazwała jego matka była prawdziwa równia pochyła. Ta przełomowa chwila była na uroczystej kolacji, z której tym razem Syriusz się nie wymigał. Jak się potem okazało, zwyczajnie nie mógł, bo ta kolacja miała stanowić oficjalne przedstawienie jego osoby, jako dziedzica rodu. Po pompatycznej i wyniosłej przemowie Walburgi Black, kobieta oddała głos starszemu synowi pozwalając mu w paru zdaniach wyrazić ,,jak wielki to jego zaszczyt”.  I właśnie wtedy nastąpił wybuch. Syriusz praktycznie na jednym wydechu wyrzucił z siebie wszystko, co najwyraźniej zbierało mu się od kiedy zyskał świadomość, bo choć praktycznie rzecz biorąc był nadal dzieckiem, zasób słownictwa zademonstrował dość szeroki. Regulus część tego słowotoku dokładnie pamiętał:
…nie mam zamiaru dalej uczestniczyć w tym kółku wzajemnej adoracji…
…jaki to zaszczyt być tak umysłowo zacofanym…
…wstyd mi, że ludzie z takimi poglądami są ze mną spokrewnieni…
   Było to w tym samym roku, w którym Syriusz dostał list z Hogwartu. A w szkole stało się to, co się stało. Syriusz BLACK trafił do Gryffindoru. Nie widział tego, ale mógł sobie wyobrazić radość brata w momencie decyzji Tiary Przydziału, bo widział jaki szczęśliwy wrócił w wakacje do domu – wystarczyło to podnieść do n-tej potęgi.I w tym niewysłowionym szczęściu podjął wtedy kolejną próbę nawrócenia młodszego brata. W żółto-czerownym szaliku, który zdejmował chyba tylko na czas pobytu w łazience, konspiracyjnym tonem zaprosił Regulusa do swojego pokoju i choć mina młodszego panicza Blacka nie zachęcała do rozmowy, zaczął wygłaszać hymny pochwalne na część Gryffindoru i swoich nowych przyjaciół, a w szczególności jednego z nich – Jamesa Pottera. Regulus wysłuchał i choć kilka razy musiał przygryzać sobie policzki, żeby powstrzymać kąciki ust przed ułożeniem się w uśmiech na wieś o przygodach brata (w porównaniu do obecnych, strasznie jeszcze niewinnych i bezpłciowych), przez cały czas patrząc na Syriusza czuł gniew. A kiedy opowieść, a właściwie bardziej mowa wyborcza dobiegła końca powiedział tylko – Nie wiesz co zrobiłeś mamie?
   Po tych słowach Regulus wybiegł z pokoju brata i nigdy więcej w nim nie był. Teraz analizując całą sytuację mógł już stwierdzić, że wielkie załamanie nerwowe pani Black nie było tak obezwładniające i niebezpieczne dla życia, jak starała się to przedstawić swoim synom. Był już na tyle mądry i kolokwialnie mówiąc – duży, by zdawać sobie sprawę jaką manipulatorką potrafi być jego matka i do jakiego stopnia nie ma skrupułów, jeśli chodzi o dobre imię rodziny. Teraz to wiedział, ale wtedy… Wtedy wściekł się na Syriusza i nie odzywał się do niego do końca wakacji, a potem w szkole w trakcie Ceremonii Przydziału, gdy Tiara przydzieliła go do Slytherinu spojrzał triumfująco na Syriusza i prawie pokazał mu język. A jego straszy brat skrzywił się tylko i westchnął, jakby z trudem przyjmując do wiadomości porażkę.
   Od tamtej pory bracia Black żyli w jednej szkole i jednocześnie w dwóch różnych światach. To mogło wydawać się ciężkie i smutne, ale jeśli ktoś stoi po drugiej stronie barykady bardzo łatwo może zostać zdegradowany do kogoś zupełnie obcego. Najgorsze były jednak momenty kiedy w barykadzie tworzyły się wyrwy i to bynajmniej nie o charakterze pokojowym. Kiedy Huncwoci napadali na Ślizgonów, a konkretnie na kumpli Regulusa, on oczywiście uczestniczył w odwetach i to czynnie. Uważał brata za wroga od kiedy jawnie wybrał, by iść w ślady rodziców i był pewny, że Syriusz patrzy na to tak samo. Choć zawsze kiedy zaczynał to nadmiernie analizować przypominała mu się jedna scena, która miała miejsce gdzieś około roku temu.
   Po kłótni i wyzwiskach, dwie grupy stanęły ze sobą w szranki w jednym z bocznych korytarzu w porze bardziej niż wieczornej. Rzucali zaklęcia na miarę swoich aktualnych wtedy możliwości, aż nagle Regulus stanął twarzą w twarz z Syriuszem za przeciwnika. Brat celował w niego i gdyby rzucił zaklęcie, Regulus nie miał by szans na odwet. Tylko że Syriusz żadnego zaklęcia nie rzucił. Przeniósł wzrok na stojącego gdzieś dalej za Regulusem Benjamina Kenta i nagle pojawiła się McGonagall. Regulus starał się potem sobie wmówić, że Syriusz widział, że profesorka się zbliża i nie chciał być przyłapanym na gorącym uczynku, ale gdyby tak było opuściłby różdżkę, a nie zmieniał sobie cel ataku. 
   Potrząsnął głową, która zaczęła go już boleć od tych absorbujących emocjonalnie rozmyślań. Nie chciał wierzyć i widzieć dobrych intencji swojego brata, nie chciał go nawet o nie podejrzewać, a już na pewno nie teraz, kiedy Boski Syriusz Black wdarł się na jego terytorium. Najpewniej było to zupełnie nieświadome, ale w Regulusie było tyle jakieś urazy do brata, że podświadomość podpowiadała mu coś innego. Przecież ze swoją popularnością ilość dziewczyn, w których mógł przebierać jeden z Huncwotów była z pewnością porażająca, a on musiał rozkochać w sobie akurat Ją.
   Niecelowo nie było tu dobrym określeniem. Syriusz samym swoim uśmiechem sprawiał, że dziewczynom miękły kolana, a nie był głupi i zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Tylko dla niego to była zabawa, część gry, część jego roli. A Regulus mógł tylko się zdenerwować i poczuć wstręt do pozy Don Juana, którą światu prezentował Syriusz.
   Kiedy w weekend zamiast na mecz poszedł na spacer po błoniach, a potem zawędrował na szczyt sowiarni tak, jak to miał w zwyczaju dla relaksu doznał uczucia, które nie było dla  niego pierwszyzną. Kiedy zaczął naukę w szkole okazało się, że w odróżnieniu od rodziny, widzącej w nim wiernego dziedzica rodu, tutaj gwiazdą przyćmiewającą wszystkich innych o nazwisku Black jest Syriusz. Pogodził się z tym, choć nie od razu, tłumacząc sobie, że sława przez błazenadę nie jest czymś godnym pozazdroszczenia. Ale kiedy poczuł się zepchnięty w cień przez brata słowami Elinor Durete, która wychwalała go pod niebiosa wyraźnie oczarowana… Zabolało. Bardziej niż kiedykolwiek w życiu.
   Jednak oprócz słów pochwalnych dla Syriusza Blacka z rozmowy sióstr Durete Regulus wyłapał jeszcze coś i tego czegoś miał zamiar się trzymać, a resztę głęboko zatrzeć w pamięci. I w związku z tym jednym czymś miał plan składający się z dwóch podpunktów, z których już jeden teraz na spotkaniu ze swoimi kolegami miał zamiar zacząć wprowadzać w życie. Po przejściu ostatniej prostej dotarł do pustej toalety męskiej, w której często odbywały się bardziej tajnie spotkania jego bandy. Toaleta była w miarę na uboczu, a wejście do niej odchodziło od jednego z najmniej używanych korytarzy szkoły. Kiedy Regulus do niej dotarł okazało się, że jest pierwszy, więc wykonał tradycyjne dla przygotowania ,,obrad” czynności.
   Po odłożeniu torby pod ścianę sprawdził po kolei każdą kabinę, otwierając drzwi i machając w nich rękami w razie ewentualnych nieproszonych gości w pelerynach-niewidkach, które w obecnych czasach zrobiły się bardzo popularne i wyjątkowo dostępne, choć drogie i kiepskiej jakości. Kiedy każda kabina była już sprawdzona i otwarta, oparł się o jeden ze zlewów i czekał. Nie było to długie czekanie, w przeciągu paru minut zaczęli się pojawiać w łazience koledzy Regulusa i po zaledwie kwadransie byli w niej już wszyscy zainteresowani.
- Możemy chyba zacząć spotkanie – powiedział Benjamin, zamykając łazienkę od środka.
- Możemy, ale nie rozumiem czemu znowu w łazience? Nie możemy znaleźć miejsca, które będzie bardziej, no nie wiem, dostojne? – zapytał Sam Grey i ostentacyjnie zatkał nos.
- Jeśli jego wysokości coś nie pasuje to może nie oddychać. – odburknął ponuro Mucliber stojący pod ścianą i szorujący czubkiem buta po szczelinach między płytkami.
- Wiesz gdzie sobie możesz wsadzić te teksty? – odparował Sam. – Poza tym ktoś z tłuczkiem zamiast mózgu chyba nie powinien czepiać się do innych.
- Ja mam tłuczek zamiast…? O, Ty… - Mulciber już ruszył na Greya, z resztą nigdy nie potrzebował zbyt silnych bodźców żeby wybuchnąć, łatwo był go sprowokować.
- Dobra spokój. – zarządził Avery, zastępując Mulciberowi drogę. – Mamy chyba co robić, więc durne sprzeczki nie są nam do niczego potrzebne.
- Zgadza się, ale atak na Mary też powinniśmy omówić. – odezwał się Snape, czego nie miał raczej w zwyczaju robić niepytany o zdanie.
- A co? Ta Twoja ruda szlama kazała Ci nas porozstawiać po kątach? – Mucliber chyba naprawdę odczuwał silną potrzebę wszczęcia bójki, bo Severusowi na jego słowa stężała twarz. Nikt w tym towarzystwie nie lubił Lily Evans, ale Snape wypracował sobie już szacunek wśród kolegów i chociażby ze względu na niego, doszli oni do niewypowiedzianego postanowienia, aby nie poruszać tematu jej osoby.
- Mucliber – odezwał się Regulus, a tamten najpierw zerknął na niego wyzywająco, ale ostatecznie postanowił się znów wycofać pod ścianę. Tak właśnie działało nazwisko Black – choć młodszy, Regulus wzbudzał respekt i był w hierarchii wyżej. Snape tylko nieznacznie skinął mu głową, bo choć byli po tej samej stronie wyżej wspomnianej barykady, nie lubił za bardzo młodego Blacka, ale była to niechęć nieporównywalnie mniejsza od tej do jego starszego brata.
   Regulus, który był dziś w wyjątkowo melancholijnym nastroju popatrzył na swoich towarzyszy: Greya, Snape’a, Muclibera, Avery’ego, Kent, Gretings i zastanowił się po raz kolejny jakie łączą ich więzi, a raczej czy wystarczająco silne do wykonania zadania. Postanowił przejąć dowodzenia nad spotkaniem, bo agresja zwłaszcza jego najstarszych kompanów wyjątkowo go dziś męczyła.
- Wszyscy się zgadzamy, że atak na Mary nie był do końca udany, ale obyło się bez problemów, więc nie ma co tego roztrząsać. Teraz skupmy się na tym, co przed nami.
- Co konkretnie masz na myśli? – zapytał Astor. Po jego minie jasno było widać, że nie podoba mu się prowadzenie spotkania przez najmłodszego, ale Regulus nauczył się pozostawać obojętny na wrogość – zarówno wrogów, jak i kolegów.
- Ćwiczenie czarnej magii, to po pierwsze. Możemy, a nawet musimy to robić, ale nie na innych uczniach. A jeśli już koniecznie, to trochę subtelniej.
- Subtelne ćwiczenie czarnej magii… Ciekawe. – skomentował Avery. – Cóż, chyba zwierzątka z Zakazanego Lasu trochę pocierpią w najbliższym czasie.
- Po drugie – kontynuował Regulus nie zrażony komentarzem Avery’ego.  – Przydałoby się jeszcze kilka osób do nas zwerbować.
   Te słowa Regulusa wyraźnie poraziły jego słuchaczy i pobudziło to, co ich połączyło w tej dziwnej bandzie – fanatyzm Lorda Voldemorta. Wszyscy jeden, przez drugiego zaczęli snuć domysły, kto mógłby się nadawać do ich szeregów i każdy wymieniał przy tym cechy, które jego zdaniem najbardziej się spodobają Czarnemu Panu. Wyglądało to trochę jak dyskusja fanów o ulubionej potrawie ich idola. Kiedy trochę się uspokoili i przetrawili perspektywę poszerzenia szeregów, Regulus dokończył i rozpoczął w ten sposób realizację swoich planów:
- Ja proponuję Elinor i Corinne Durete.
   Zapadła cisza. Całkowita i kompletna, bo nawet dla Muclibera i Avery’ego wykrzykiwanie takich oczywistości, jak to, że one nie są Ślizgonkami były poniżające. Panicz Black mówił w takim razie dalej.
- Obie są czystej krwi, odstają wyraźnie od szkolnej społeczności, poglądy mają warte uwagi i są inteligentne oraz zdolne. Poza tym dziewczyny też mogą nam się przydać. – ułożył sobie te wszystkie powody już dawno, żeby jego argumentacja brzmiała przekonywująco. A jeszcze wcześniej wnikliwie obserwował siostry i mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że choć zwrócił na nie uwagę ze względu na Elinor, ich kandydatura nie była pokierowana tylko jego słabością do dziewczyny.
- Wydaje mi się, że można to rozważyć. W końcu w szeregach Czarnego Pana są kobiety i spisują się wyjątkowo dobrze. – niespodziewanie wtrącił się Snape i spojrzał wymownie na Regulusa. Ten ostatni wiedział o kim mowa – kuzynka Bella.
   Po tych słowach reszta chłopców jakby nabrała odwagi i zaczęli wyrażać swoje bardziej lub mniej przychylne opinie. Ostatecznie nikt nie był stanowczo przeciw, ale nikt nie był również stanowczo za. Temat pozostał otwarty.
- Jeśli to na razie wszystko… - zaczął Sam, ale Regulus mu przerwał.
- Właściwie mam jeszcze jedną propozycję. Nawiązuję ona do pierwszej sprawy, dotyczącej ćwiczenia czarnej magii.
- A w jaki sposób? – zapytał Astor, wyraźnie ożywiony.
- Mam na oku kogoś na ofiarą. Jeśli wszyscy się zorganizujemy to damy radę bez pozostawienia żadnych obciążających śladów, a będziemy mogli się dowiedzieć jak działa eliksir, który ostatnio udało nam się nawarzyć. – wyrzucił jednym tchem, wcielając w życie swój plan do końca.
- No proszę, nie poznaję Cię Regulusie. – powiedział Avery. Fakt, takie propozycje rzadko wychodziły od Blacka. Wolał realizować akcję wynikające z antypatii swoich kolegów, niż własnych. Może dlatego, że chyba tak naprawdę nikt w szkole mu się jeszcze nigdy prawdziwie nie naraził. Aż do teraz, choć nie bezpośrednio.
- Rozumiem, że braciszek zalazł ostatnio za skórę bardziej niż standardowo? – zagadnął Mucliber z wrednym uśmiechem.
- Ja nie mam na myśli Syriusza.
- A kogo?
   Nastąpiła pauza, w której Regulus ostatni raz przywołał słowa Elinor i Corinne  dotyczące dziewczyny, której obie nie lubiły i utwierdził się w przekonaniu, że nie będzie musiał tłumaczyć swojego wyboru, który wszyscy usprawiedliwią sympatią Syriusza do tego chochlika i chęcią zrobienia bratu na złość. Po tej krótkiej analizie powiedział i tym samym wydał wyrok:
- Za cel weźmiemy Jules Justice.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz