Szedł korytarzem
krokiem świadczącym o ogromnej pewności siebie oraz wyniosłości, których tak
naprawdę wcale w nim nie było. Mijał innych uczniów i nie zaszczycał nikogo
spojrzeniem patrząc prosto przed siebie. Większość osób zerkała na niego i
szybko odwracała wzrok – ten lęk przed wejściem mu w drogę zawdzięczał bardziej
swojemu towarzystwu i pochodzeniu niż jakimkolwiek swoim wyczynom, ale bardzo
mu to odpowiadało. Oczywiście oprócz strachu przed kłopotami zdarzały się inne
reakcje. Pierwszą z nich była wrogość od strony uczniów w Gryfońskich barwach,
bardzo silnie eksponowana zwłaszcza przez większe ich grupy, nakręcające się
nawzajem na widok Ślizgonów. Widząc ich
odruchowo przyśpieszał kroku, choć był na tyle rozważny by robić to subtelnie. Druga
reakcja… Eh, właśnie miał z nią do czynienia i sam nie był pewny czy ta nie
była dla niego bardziej męcząca. Dziewczyna stojąca na końcu korytarza kiedy go
zobaczyła uśmiechnęła się i cała rozpromieniła. Spuściła wzrok w wyrazie
zawstydzenia i zarzuciła włosami. Dopiero po chwili zawstydzenie przeszło w
prawdziwego buraka na twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że pomyliła zbliżającego
się chłopaka z jego starszym bratem.
Regulus strasznie
tego nie lubił. Wiedział, że są do siebie podobni z Syriuszem – w końcu byli
braćmi – ale wcale go to nie cieszyło. Przynajmniej już… Kiedyś, wydawało się
dawno, dawno temu uwielbiał swojego brata i widział w nim wzór do naśladowania,
chciał dążyć do tego by być do niego podobnym. Pamiętał jak jeszcze na kilka
lat przed pójściem do szkoły obaj biegali po domu robiąc dziecięcą wersję
figli, które w wydaniu ,,dojrzałym” były teraz udziałem Huncwotów w Hogwarcie.
Denerwowali rodzinę, ale byli mali i w mniemaniu wszystkich właściwie ukierunkowani
przez rodziców – Oriona i Walburgę.
Gdyby komukolwiek wtedy przeszło chociaż przez myśl, że w Szlachetnym i
Starożytnym Rodzie Blacków może wystąpić taka anomalia, taki występek, taka
zbrodnia przeciw naturze – może w takim wypadku ktoś zastanowiłby się więcej
niż jeden raz nad faktem, że starszy z synów Black zawsze choruje w czasie
rodzinnych obiadków i rzadko się wypowiada w sprawach ideologicznych, podczas
gdy Regulus zawsze gorliwie potakiwał z uśmiechem na twarzy. W takich chwilach za
swoje zainteresowanie zawsze był nagradzany ojcowskim poklepaniem po głowie,
według Oriona zapewne bardzo czułym, a przez chłopców uznawanym za najwyższy
dowód miłości od nestora rodu z kawałkiem lodu zamiast serca.
Regulus często się
zastanawiał, w którym konkretnie momencie Syriusz się zbuntował. Kiedy niechęć
do nudnych spotkań rodzinnych przerodziła się w niechęć do samej rodziny, a
przy tym jej poglądów. Czy może było odwrotnie? Może Syriusz był na tyle silną
osobowością, że zamiast nasiąknąć ideami rodziców, samodzielnie myśląc
poukładał sobie priorytety i domino poszło w tą stronę: Odrzucenie ideologii
rodziny, odrzucenie rodziny, odrzucenie rodowych obiadków. Patrząc na swojego
brata, mimo że nie zgadzał się z wybraną przez niego drogą, uważał drugą swoją
teorię za właściwą. Jego brat miał silny charakter, choć nie po kolei w głowie.
Uśmiechnął się do
siebie przypominając sobie moment, w którym charakter Syriusza ujawnił się w
całej swojej krasie. Znaczy się ten pierwszy moment, bo potem, jak to nazwała
jego matka była prawdziwa równia pochyła. Ta przełomowa chwila była na
uroczystej kolacji, z której tym razem Syriusz się nie wymigał. Jak się potem
okazało, zwyczajnie nie mógł, bo ta kolacja miała stanowić oficjalne
przedstawienie jego osoby, jako dziedzica rodu. Po pompatycznej i wyniosłej
przemowie Walburgi Black, kobieta oddała głos starszemu synowi pozwalając mu w
paru zdaniach wyrazić ,,jak wielki to jego zaszczyt”. I właśnie wtedy nastąpił wybuch. Syriusz
praktycznie na jednym wydechu wyrzucił z siebie wszystko, co najwyraźniej
zbierało mu się od kiedy zyskał świadomość, bo choć praktycznie rzecz biorąc
był nadal dzieckiem, zasób słownictwa zademonstrował dość szeroki. Regulus
część tego słowotoku dokładnie pamiętał:
…nie mam zamiaru dalej uczestniczyć w tym kółku wzajemnej
adoracji…
…jaki to zaszczyt być tak umysłowo zacofanym…
…wstyd mi, że ludzie z takimi poglądami są ze mną
spokrewnieni…
Było to w tym samym
roku, w którym Syriusz dostał list z Hogwartu. A w szkole stało się to, co się
stało. Syriusz BLACK trafił do Gryffindoru. Nie widział tego, ale mógł sobie
wyobrazić radość brata w momencie decyzji Tiary Przydziału, bo widział jaki
szczęśliwy wrócił w wakacje do domu – wystarczyło to podnieść do n-tej potęgi.I w tym niewysłowionym szczęściu podjął wtedy kolejną próbę
nawrócenia młodszego brata. W żółto-czerownym szaliku, który zdejmował chyba
tylko na czas pobytu w łazience, konspiracyjnym tonem zaprosił Regulusa do
swojego pokoju i choć mina młodszego panicza Blacka nie zachęcała do rozmowy,
zaczął wygłaszać hymny pochwalne na część Gryffindoru i swoich nowych
przyjaciół, a w szczególności jednego z nich – Jamesa Pottera. Regulus
wysłuchał i choć kilka razy musiał przygryzać sobie policzki, żeby powstrzymać
kąciki ust przed ułożeniem się w uśmiech na wieś o przygodach brata (w
porównaniu do obecnych, strasznie jeszcze niewinnych i bezpłciowych), przez
cały czas patrząc na Syriusza czuł gniew. A kiedy opowieść, a właściwie
bardziej mowa wyborcza dobiegła końca powiedział tylko – Nie wiesz co zrobiłeś
mamie?
Po tych słowach Regulus wybiegł z pokoju brata i nigdy
więcej w nim nie był. Teraz analizując całą sytuację mógł już stwierdzić, że
wielkie załamanie nerwowe pani Black nie było tak obezwładniające i
niebezpieczne dla życia, jak starała się to przedstawić swoim synom. Był już na
tyle mądry i kolokwialnie mówiąc – duży, by zdawać sobie sprawę jaką
manipulatorką potrafi być jego matka i do jakiego stopnia nie ma skrupułów,
jeśli chodzi o dobre imię rodziny. Teraz to wiedział, ale wtedy… Wtedy wściekł
się na Syriusza i nie odzywał się do niego do końca wakacji, a potem w szkole w
trakcie Ceremonii Przydziału, gdy Tiara przydzieliła go do Slytherinu spojrzał
triumfująco na Syriusza i prawie pokazał mu język. A jego straszy brat skrzywił
się tylko i westchnął, jakby z trudem przyjmując do wiadomości porażkę.
Od tamtej pory bracia Black żyli w jednej szkole i
jednocześnie w dwóch różnych światach. To mogło wydawać się ciężkie i smutne,
ale jeśli ktoś stoi po drugiej stronie barykady bardzo łatwo może zostać
zdegradowany do kogoś zupełnie obcego. Najgorsze były jednak momenty kiedy w
barykadzie tworzyły się wyrwy i to bynajmniej nie o charakterze pokojowym.
Kiedy Huncwoci napadali na Ślizgonów, a konkretnie na kumpli Regulusa, on
oczywiście uczestniczył w odwetach i to czynnie. Uważał brata za wroga od kiedy
jawnie wybrał, by iść w ślady rodziców i był pewny, że Syriusz patrzy na to tak
samo. Choć zawsze kiedy zaczynał to nadmiernie analizować przypominała mu się
jedna scena, która miała miejsce gdzieś około roku temu.
Po kłótni i wyzwiskach, dwie grupy stanęły ze sobą w szranki
w jednym z bocznych korytarzu w porze bardziej niż wieczornej. Rzucali zaklęcia
na miarę swoich aktualnych wtedy możliwości, aż nagle Regulus stanął twarzą w
twarz z Syriuszem za przeciwnika. Brat celował w niego i gdyby rzucił zaklęcie,
Regulus nie miał by szans na odwet. Tylko że Syriusz żadnego zaklęcia nie
rzucił. Przeniósł wzrok na stojącego gdzieś dalej za Regulusem Benjamina Kenta
i nagle pojawiła się McGonagall. Regulus starał się potem sobie wmówić, że
Syriusz widział, że profesorka się zbliża i nie chciał być przyłapanym na
gorącym uczynku, ale gdyby tak było opuściłby różdżkę, a nie zmieniał sobie cel
ataku.
Potrząsnął głową, która zaczęła go już boleć od tych
absorbujących emocjonalnie rozmyślań. Nie chciał wierzyć i widzieć dobrych
intencji swojego brata, nie chciał go nawet o nie podejrzewać, a już na pewno
nie teraz, kiedy Boski Syriusz Black wdarł się na jego terytorium. Najpewniej
było to zupełnie nieświadome, ale w Regulusie było tyle jakieś urazy do brata,
że podświadomość podpowiadała mu coś innego. Przecież ze swoją popularnością
ilość dziewczyn, w których mógł przebierać jeden z Huncwotów była z pewnością
porażająca, a on musiał rozkochać w sobie akurat Ją.
Niecelowo nie było
tu dobrym określeniem. Syriusz samym swoim uśmiechem sprawiał, że dziewczynom
miękły kolana, a nie był głupi i zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Tylko
dla niego to była zabawa, część gry, część jego roli. A Regulus mógł tylko się
zdenerwować i poczuć wstręt do pozy Don Juana, którą światu prezentował
Syriusz.
Kiedy w weekend
zamiast na mecz poszedł na spacer po błoniach, a potem zawędrował na szczyt
sowiarni tak, jak to miał w zwyczaju dla relaksu doznał uczucia, które nie było
dla niego pierwszyzną. Kiedy zaczął
naukę w szkole okazało się, że w odróżnieniu od rodziny, widzącej w nim
wiernego dziedzica rodu, tutaj gwiazdą przyćmiewającą wszystkich innych o
nazwisku Black jest Syriusz. Pogodził się z tym, choć nie od razu, tłumacząc
sobie, że sława przez błazenadę nie jest czymś godnym pozazdroszczenia. Ale
kiedy poczuł się zepchnięty w cień przez brata słowami Elinor Durete, która
wychwalała go pod niebiosa wyraźnie oczarowana… Zabolało. Bardziej niż
kiedykolwiek w życiu.
Jednak oprócz słów
pochwalnych dla Syriusza Blacka z rozmowy sióstr Durete Regulus wyłapał jeszcze
coś i tego czegoś miał zamiar się trzymać, a resztę głęboko zatrzeć w pamięci.
I w związku z tym jednym czymś miał plan składający się z dwóch podpunktów, z
których już jeden teraz na spotkaniu ze swoimi kolegami miał zamiar zacząć
wprowadzać w życie. Po przejściu ostatniej prostej dotarł do pustej toalety
męskiej, w której często odbywały się bardziej tajnie spotkania jego bandy.
Toaleta była w miarę na uboczu, a wejście do niej odchodziło od jednego z
najmniej używanych korytarzy szkoły. Kiedy Regulus do niej dotarł okazało się,
że jest pierwszy, więc wykonał tradycyjne dla przygotowania ,,obrad” czynności.
Po odłożeniu torby
pod ścianę sprawdził po kolei każdą kabinę, otwierając drzwi i machając w nich
rękami w razie ewentualnych nieproszonych gości w pelerynach-niewidkach, które
w obecnych czasach zrobiły się bardzo popularne i wyjątkowo dostępne, choć
drogie i kiepskiej jakości. Kiedy każda kabina była już sprawdzona i otwarta,
oparł się o jeden ze zlewów i czekał. Nie było to długie czekanie, w przeciągu
paru minut zaczęli się pojawiać w łazience koledzy Regulusa i po zaledwie
kwadransie byli w niej już wszyscy zainteresowani.
- Możemy chyba zacząć spotkanie – powiedział Benjamin,
zamykając łazienkę od środka.
- Możemy, ale nie rozumiem czemu znowu w łazience? Nie
możemy znaleźć miejsca, które będzie bardziej, no nie wiem, dostojne? – zapytał
Sam Grey i ostentacyjnie zatkał nos.
- Jeśli jego wysokości coś nie pasuje to może nie oddychać. –
odburknął ponuro Mucliber stojący pod ścianą i szorujący czubkiem buta po
szczelinach między płytkami.
- Wiesz gdzie sobie możesz wsadzić te teksty? – odparował Sam.
– Poza tym ktoś z tłuczkiem zamiast mózgu chyba nie powinien czepiać się do
innych.
- Ja mam tłuczek zamiast…? O, Ty… - Mulciber już ruszył na
Greya, z resztą nigdy nie potrzebował zbyt silnych bodźców żeby wybuchnąć,
łatwo był go sprowokować.
- Dobra spokój. – zarządził Avery, zastępując Mulciberowi
drogę. – Mamy chyba co robić, więc durne sprzeczki nie są nam do niczego
potrzebne.
- Zgadza się, ale atak na Mary też powinniśmy omówić. –
odezwał się Snape, czego nie miał raczej w zwyczaju robić niepytany o zdanie.
- A co? Ta Twoja ruda szlama kazała Ci nas porozstawiać po
kątach? – Mucliber chyba naprawdę odczuwał silną potrzebę wszczęcia bójki, bo
Severusowi na jego słowa stężała twarz. Nikt w tym towarzystwie nie lubił Lily
Evans, ale Snape wypracował sobie już szacunek wśród kolegów i chociażby ze
względu na niego, doszli oni do niewypowiedzianego postanowienia, aby nie
poruszać tematu jej osoby.
- Mucliber – odezwał się Regulus, a tamten najpierw zerknął
na niego wyzywająco, ale ostatecznie postanowił się znów wycofać pod ścianę.
Tak właśnie działało nazwisko Black – choć młodszy, Regulus wzbudzał respekt i
był w hierarchii wyżej. Snape tylko nieznacznie skinął mu głową, bo choć byli po
tej samej stronie wyżej wspomnianej barykady, nie lubił za bardzo młodego
Blacka, ale była to niechęć nieporównywalnie mniejsza od tej do jego starszego
brata.
Regulus, który był
dziś w wyjątkowo melancholijnym nastroju popatrzył na swoich towarzyszy: Greya,
Snape’a, Muclibera, Avery’ego, Kent, Gretings i zastanowił się po raz kolejny
jakie łączą ich więzi, a raczej czy wystarczająco silne do wykonania zadania.
Postanowił przejąć dowodzenia nad spotkaniem, bo agresja zwłaszcza jego
najstarszych kompanów wyjątkowo go dziś męczyła.
- Wszyscy się zgadzamy, że atak na Mary nie był do końca
udany, ale obyło się bez problemów, więc nie ma co tego roztrząsać. Teraz
skupmy się na tym, co przed nami.
- Co konkretnie masz na myśli? – zapytał Astor. Po jego minie
jasno było widać, że nie podoba mu się prowadzenie spotkania przez
najmłodszego, ale Regulus nauczył się pozostawać obojętny na wrogość – zarówno
wrogów, jak i kolegów.
- Ćwiczenie czarnej magii, to po pierwsze. Możemy, a nawet
musimy to robić, ale nie na innych uczniach. A jeśli już koniecznie, to trochę
subtelniej.
- Subtelne ćwiczenie czarnej magii… Ciekawe. – skomentował Avery.
– Cóż, chyba zwierzątka z Zakazanego Lasu trochę pocierpią w najbliższym
czasie.
- Po drugie – kontynuował Regulus nie zrażony komentarzem
Avery’ego. – Przydałoby się jeszcze kilka osób do nas zwerbować.
Te słowa Regulusa
wyraźnie poraziły jego słuchaczy i pobudziło to, co ich połączyło w tej dziwnej
bandzie – fanatyzm Lorda Voldemorta. Wszyscy jeden, przez drugiego zaczęli snuć
domysły, kto mógłby się nadawać do ich szeregów i każdy wymieniał przy tym
cechy, które jego zdaniem najbardziej się spodobają Czarnemu Panu. Wyglądało to
trochę jak dyskusja fanów o ulubionej potrawie ich idola. Kiedy trochę się
uspokoili i przetrawili perspektywę poszerzenia szeregów, Regulus dokończył i
rozpoczął w ten sposób realizację swoich planów:
- Ja proponuję Elinor i Corinne Durete.
Zapadła cisza.
Całkowita i kompletna, bo nawet dla Muclibera i Avery’ego wykrzykiwanie takich
oczywistości, jak to, że one nie są Ślizgonkami były poniżające. Panicz Black
mówił w takim razie dalej.
- Obie są czystej krwi, odstają wyraźnie od szkolnej
społeczności, poglądy mają warte uwagi i są inteligentne oraz zdolne. Poza tym
dziewczyny też mogą nam się przydać. – ułożył sobie te wszystkie powody już
dawno, żeby jego argumentacja brzmiała przekonywująco. A jeszcze wcześniej
wnikliwie obserwował siostry i mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że choć
zwrócił na nie uwagę ze względu na Elinor, ich kandydatura nie była pokierowana
tylko jego słabością do dziewczyny.
- Wydaje mi się, że można to rozważyć. W końcu w szeregach
Czarnego Pana są kobiety i spisują się wyjątkowo dobrze. – niespodziewanie wtrącił
się Snape i spojrzał wymownie na Regulusa. Ten ostatni wiedział o kim mowa –
kuzynka Bella.
Po tych słowach reszta
chłopców jakby nabrała odwagi i zaczęli wyrażać swoje bardziej lub mniej
przychylne opinie. Ostatecznie nikt nie był stanowczo przeciw, ale nikt nie był
również stanowczo za. Temat pozostał otwarty.
- Jeśli to na razie wszystko… - zaczął Sam, ale Regulus mu
przerwał.
- Właściwie mam jeszcze jedną propozycję. Nawiązuję ona do
pierwszej sprawy, dotyczącej ćwiczenia czarnej magii.
- A w jaki sposób? – zapytał Astor, wyraźnie ożywiony.
- Mam na oku kogoś na ofiarą. Jeśli wszyscy się
zorganizujemy to damy radę bez pozostawienia żadnych obciążających śladów, a
będziemy mogli się dowiedzieć jak działa eliksir, który ostatnio udało nam się
nawarzyć. – wyrzucił jednym tchem, wcielając w życie swój plan do końca.
- No proszę, nie poznaję Cię Regulusie. – powiedział Avery.
Fakt, takie propozycje rzadko wychodziły od Blacka. Wolał realizować akcję
wynikające z antypatii swoich kolegów, niż własnych. Może dlatego, że chyba tak
naprawdę nikt w szkole mu się jeszcze nigdy prawdziwie nie naraził. Aż do
teraz, choć nie bezpośrednio.
- Rozumiem, że braciszek zalazł ostatnio za skórę bardziej
niż standardowo? – zagadnął Mucliber z wrednym uśmiechem.
- Ja nie mam na myśli Syriusza.
- A kogo?
Nastąpiła pauza, w
której Regulus ostatni raz przywołał słowa Elinor i Corinne dotyczące dziewczyny, której obie nie lubiły
i utwierdził się w przekonaniu, że nie będzie musiał tłumaczyć swojego wyboru,
który wszyscy usprawiedliwią sympatią Syriusza do tego chochlika i chęcią
zrobienia bratu na złość. Po tej krótkiej analizie powiedział i tym samym wydał
wyrok:
- Za cel weźmiemy Jules Justice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz