niedziela, 21 sierpnia 2016

14. Trzy Miotły, dwie perspektywy i jedna ofiara

   Tydzień dobiegł do weekendu wyjątkowo spokojnie i bezboleśnie dla wszystkich. Mary wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i choć chodziła wszędzie w asyście grupki koleżanek, fizycznie czuła się już bardzo dobrze. Z psychiką było trochę gorzej, więc właśnie na psychice oprawcy postanowili się skupić Huncwoci. Do soboty przynajmniej trzy razy doprowadzili do sytuacji, w której Mucliber był już pewny ataku i bliski zawału, by ostatecznie tylko go minąć z uśmiechem na twarzy. Taka była ich taktyka – wykończyć go życiem w niepewności i zaatakować na sam koniec, kiedy będzie już naprawdę zmęczony. Gdy nadeszła sobota rano wyjście do Hogsmeade było zdecydowanie najbardziej emocjonującym wydarzeniem od zeszłego weekendu. Dla nauczycieli była to miła odmiana i chwila oddechu, a dla uczniów… Cóż, u nich zwyczajnie wzmógł się głód czegoś ciekawego i było to wyraźnie wyczuwalne i widoczne. Huncwoci zwyczajnie rozpieścili ich swoimi akcjami i przyzwyczaili do faktu, że w Hogwarcie cały czas coś się dzieje.
   Sami dowcipnisie nie odczuwając bynajmniej jakieś społecznej presji, na kompletnym luzie zbierali się w swoim dormitorium i przygotowywali do wyjścia do wioski. Robili to bez pośpiechu i wybuchając co jakiś czas śmiechem.
- Zgadzam się, jego mina była bezcenna. – powiedział James śmiejąc się do rozpuku i naśladując wyraz twarzy Muclibera, czym wywołał kolejną salwę radości.
- Dobra, dobra, żartować możemy w drodze, chodźmy już może? – zaproponował Remus i podniósł się ze swojego łóżka.
- Od razu widać, że pan Prefekt do nas wrócił, wszechświat znów jest pełen ładu i porządku. – ogłosił Syriusz i narzucił na plecy swoją skórzaną, czarną kurtkę.
- Cieszę się z tego bardzo, przecież bez Luniaczka bylibyśmy jak dzieci we mgle. – dodał Rogacz i poklepał Lupina po ramieniu. Ten ostatni i Peter zachichotali.
- Skoro już sobie ze mnie pożartowaliśmy to może powiecie mi jaki mamy na dzisiaj plan? – zapytał Remus w czasie wiązania sobie sznurówek.
- Peter ma plany, które nie do końca sam sobie układał.
- W tą sobotę mógł liczyć w tym względzie na nieocenioną pomoc profesor McGonagall. – dokończył za Potterem Syriusz, po czym dodał widząc pytającą minę Lupina. – Ma dzisiaj korepetycje z paroma innymi uczniami u niej w Sali.
- Naprawdę?
- Nam też trudno w to uwierzyć, ale najwyraźniej McGonagall wątpi w nasze pedagogiczne zdolności. – James udał, że robi zbolałą minę.
- Tu raczej nie o zdolności chodzi. Gdybyście ich nie mieli Peter miałby problemy już o wiele wcześniej. – powiedział Remus i choć brzmiało to może niemiło nikt, łącznie z Peterem nie miał wątpliwości, że mówi szczerą prawdę. – Problemem jest to, że w trakcie dawania lekcji za często się rozpraszacie i to czymś, za co potem McGonagall musi Wam dawać szlabany.
- Jak to dobrze mądrego człowieka posłuchać. – skomentował Syriusz, który już stał gotowy przy drzwiach w ubraniu, które choć proste tworzyły jednak zestaw za fajny na zwykłe wyjście do Hogsmeade.
- Czyli Peter odpada, a my gdzie jesteśmy umówieni?
- My? – powtórzył zdziwiony James. – Chcesz mi powiedzieć, że idziesz na randkę razem z Łapą?
- Na randkę? – zdziwiony Remus popatrzyła na Blacka jeszcze raz i wszystko stało się jasne. A przynajmniej częściowo, bo nieobecny przez ostatnie dni Lunatyk wyciągnął trochę mylne wnioski. – Czyli tak wyewoluowało nasze spotkanie z Jules? – Lupin uśmiechnął się półgębkiem i oparł o parapet z założonymi rękami, posyłając Syriuszowi spojrzenie pt.: A nie mówiłem, że tak to się skończy?
- Momencik, bo chyba nastąpiły jakieś problemy w komunikacji. – powiedział Potter, przejmując dowodzenia tak, jak to miał w zwyczaju. – Syriusz, podkreślę – Nasz Syriusz idzie na randkę z Tą Elinor Durete.
Chwilowy szok odebrał Remusowi mowę, a kiedy ją odzyskał powiedział:
- Czy to jakiś żart?
- Nie, ale nie była to też wiadomość do rozgłaszania na plakatach. – powiedział Syriusz i wzruszył przy tym ramionami. – A teraz możesz mi powiedzieć skąd pomysł, że chodzi o Jules?
- Akurat to nie jest właściwe pytanie, bo na nie odpowiedź jest aż nadto oczywista. Ja chciałbym wiedzieć o jakim spotkaniu wspomniał Luniaczek. – powiedział Rogacz i popatrzył wyczekująco na Remusa.
- Wy poważnie nie pamiętacie?
- Czego? – zapytali przywódcy Huncwotów chórem.
- Około dwóch tygodniu temu, po tym jak Jules dała nam w prezencie te magiczne gadżety zza granicy, policzyliśmy że znamy się już całe cztery, bardzo owocne miesiące. A dokładniej – że te cztery miesiące miną właśnie w tą sobotę. W związku z tym…
- Umówiliśmy się na wspólne wyjście do wioski. – dokończył James z przerażeniem na twarzy, ale jego mina i tak była niczym w porównaniu z miną Syriusza. – Co jest?
- Zaczepiała mnie w trakcie rozmowy przed śniadaniem we wtorek o sobotnie wyjście, jeszcze zanim zgodziłam się na randkę z Elinor. Wspominała coś subtelnie o spotkaniu, a właściwie starła się mnie naprowadzić na trop, ale kompletnie nic mi nie zaświtało. A ona odeszła lekko przygaszona.
-Jules lekko przygaszona to jak zwykły człowiek w czarnej rozpaczy. – skomentował James.
- Pięknie się spisałeś.
- Remusie uwierz mi, że sam sobie zrobię wyrzuty wystarczająco duże, nie musisz mi w tym pomagać.
- To co teraz? – zapytał Peter, wtrącając się w końcu do rozmowy.
- Nic. Ty idziesz na randkę z McGonagall, ja z Elinor, a Remus i James szukają Jules.
- Łapo, zastanów się nad tym. Znasz Jules najlepiej z nas czterech. Skoro zdaje sobie sprawę, że zapomnieliśmy i nagle wyskoczymy do niej z głupkowatymi uśmiechami, kryjącymi zmieszanie i to w dodatku nie w pełnym składzie, to co zrobi?
- Uniesie się honorem… Masz rację Rogaczu.
- Cóż, teraz już nic nie da się zrobić, oprócz oczywistych w tym przypadku przeprosin… Tak, wiem, nie muszę Wam tego uświadamiać. A teraz, już naprawdę powinniśmy wychodzić. – podsumował Remus.
- Oj, powinniśmy, powinniśmy… Zwłaszcza częściej myśleć. – powiedział James, który mógł to przyznać tylko na płaszczyźnie dotyczącej przyjaciół i ich zawodzenie. Po tych słowach wszyscy wyszli z dormitorium, a miny mieli średnio zadowolone. Był to ten jeden z rzadkich momentów, w których można było zobaczyć Huncwotów, którym jest faktycznie głupio z jakiegoś powodu.


***


- Jak tak bardzo nie chcesz ze mną iść do Hogsmeade to powiedz to wprost! – nie wytrzymała Jules kiedy Darius już po raz trzeci w drodze do wioski zadał jej pytanie z rangi ,,Naprawdę nie masz na dziś planów?”.
- Wiesz dobrze, że nie o to chodzi. Zwyczajnie wolę się upewnić, że mi nie uciekniesz w połowie dnia.
- Nie, nie ucieknę. A ponieważ wiem, że byle jakie wyjaśnienia Cię nie zadowolą to dodam: plany mi się pozmieniały. Albo raczej wydawało mi się, że je mam.
- Ale się zawiodłaś… - powiedział Darius trochę ciszej, ale nie tak cicho żeby było to niesłyszalne.
- Zgadza się, możesz triumfować. – powiedziała z przekąsem dziewczyna i jeszcze przyśpieszyła kroku tak, że chłopak musiał podbiegać od czasu do czasu, aby za nią nadążyć.
- Nie mam zamiaru triumfować i się cieszyć z Twojego nieszczęścia. Choć przyznaję się bez bicia – aż ciśnie mi się na usta: A nie mówiłem?
- Ale co konkretnie mówiłeś? Bo jesteś do nich tak uprzedzony, że nie daję rady wszystkich negatywnych uwag zapisywać. – powiedziała to tak sarkastycznym i podirytowanym tonem, że Darius nie wytrzymał i wyrzucił odpowiedź na jej pytanie na jednym wydechu.
- Że Huncwoci to nieodpowiedzialne, wyrośnięte bachory, które się Tobą bawią i samolubnie wykorzystują. – i dopiero kiedy to powiedział i zobaczył minę Jules, minę pt.: „Dostałam w twarz siarczystego policzka” zdał sobie sprawę, jak bardzo przesadził.
- Super, dobrze poznać prawdziwe intencje ludzi, którzy się ze mną przyjaźnią. – powiedziała ze łzami w oczach. Ale nie było to spowodowane tylko słowami Dariusa. W głębi serca, choć wierzyła w szczerość i sympatię Huncwotów ( podobnie jak w dobroć każdego człowieka na ziemi ), nieustanne gadanie Dariusa zasiało w jej sercu niepewność. I cierpiała za każdym razem, gdy wątpliwości do niej wracały i kazały samą siebie pytać: Czy jest za mnie lubić?
- Jules… Jules, przepraszam. Wiesz, że nie chciałem zrobić Ci przykrości. A poza tym nie mówię o wszystkich Twoich przyjaciołach. Masz przyjaciół, prawdziwych przyjaciół, na których zawsze możesz liczyć. – wskazał na siebie i wykonał rękami gest, jakby chciał dodać ,,Ta-daaam”. Osiągnął tym swój cel – Jules się uśmiechnęła.
- Oni też są moimi przyjaciółmi. Tym razem wyszło na Twoje, ale tylko tym razem. – powiedziała z miną świadczącą, że nie będzie płakać tylko walczyć o swoje racje.
- Zachowujesz się trochę jak dziecko, które pcha palec w kociołek z eliksirem, choć wie, że się oparzy. – powiedział, niby zirytowany, ale również rozbawiony jej urzekająco irracjonalnym czasem zachowaniem.
- Jestem wewnętrznie dzieckiem. I wariatką. Musisz to zaakceptować. Albo nie musisz. Rób co chcesz. – powiedziała i uniosła ręce w geście poddania się.
- Zaakceptuję. I powiem Ci jeszcze coś. – chwycił ją za nadgarstki żeby się zatrzymała i popatrzyła na niego. – Ja nigdy Cię nie zawiodę.
- Udam, że nie zauważyłam jak dobitnie podkreśliłeś to pierwsze słowo i powiem tylko: Dziękuję. Oraz trzymam za słowo. – zażartowała i zrobiła coś, czego się nie spodziewał i co go bardzo rozpromieniło od środka – przytuliła go. A trwając w tym przytuleniu, powiedziała mu do ucha:
- Mówię to poważnie i cały sercem. Dziękuję, że jesteś i ze mną wytrzymujesz. Choć mógłbyś się przecież zdenerwować tym, że robisz dziś za mój (przyznaję się bez bicia) plan awaryjny.
- Zawsze do usług. Taka rola przyjaciół, prawdziwych przyjaciół, którzy…
- Dobra, dobra, już załapałam. – powiedziała i zakończyła przytulanie. – Skutecznie ukróciłeś mój moment wylewności. – zażartowała i ruszyła w dalszą drogę już w o wiele lepszym humorze. A Dariusowi nie pozostało nic innego, jak jej towarzyszyć.


***


 Nie mogła uwierzyć swoim oczom. Przecież to by było szczęście nie do opisania, gdyby scena, którą przed chwilą w oddali ujrzała miała taki wydźwięk, jaki wydawała się mieć. Postała jeszcze moment na ścieżce i kiedy zobaczyła, że dwie postacie przed nią skierowały się w dalszą podróż do wioski, odczekawszy kilka sekund, poszła za nimi. Szła dostojnie, z wysoko podniesioną głową i wypiętą piersią. Ta druga była teraz ładnie podkreślona przez czarny, obcisły płaszczyk bez kołnierza. Nie był co prawda wyśnionym ubraniem na zimową, brytyjską pogodę, ale za to dodawał jej uroku i kobiecości, czego z pewnością nie można by było powiedzieć o wysokim kołnierzu zapinanym pod brodą, w którym można było schować się aż po nos. Taki bardziej praktyczny strój wybrała zdecydowana większość dziewczyn, które ją mijały. A jeśli nie zapięcie pod brodę, to chociaż szaliki kryły ich szyje i dekolty przed lodowatym wiatrem. Tylko ta jedna, jedyna czarnowłosa wydawała się nic sobie z niego nie robić i dlatego jedyną rzeczą osłaniającą czasami jej szyje były długie włosy zawiewane do przodu. Od czasu do czasu przeczesywała je palcami i majestatycznie zarzucała z powrotem do tyłu. Była piękna, a z bladą cerą, na której dzięki tylko jej znanym sposobom oprócz różu nie było śladu rumieńców wywołanych zimnem i z pomalowanymi na czerwono ustami przypominała Królewnę Śnieżkę. Uśmiechnęła się do siebie, sama dostrzegając to podobieństwo.
   Elinor Durete była w pełni świadoma efektu jaki robi i zawsze starała się wykonywać sumienną pracę, żeby nie słabł. Teraz kiedy przemierzała ulice Hogsmeade kierując się do Trzech Mioteł nawet jej chód robił wrażenie. Ale mimo, ze wyglądała tak atrakcyjnie, wszyscy raczej omijali ją szerokim łukiem niż pragnęli jej bliskości. Po pierwsze – w większości wiedzieli jak bardzo to piękne jabłuszko jest zepsute w środku. Wiedziała to również sama Elinor, która czasami żartowała: ,,Każdy z nas dostał pewien przydział piękna. U mnie całe się uzewnętrzniło i na wnętrze nie zostało zbyt wiele.” Było to smutne, ale jak najbardziej prawdziwe. Poza tym dystans tworzyła jej uroda sama w sobie. I to nie chodzi o to, że nią onieśmielała. Istnieją trzy typy ludzi atrakcyjnych: Tacy, którzy nie wierzą w swoją atrakcyjność, tacy, którzy są jej świadomi, ale nie ma w tym niczego niezdrowego oraz tacy, którzy byli aż zanadto świadomi i wpadali w samozachwyt nad sobą, jakby emanują słowami: Jestem za ładny/a dla Was wszystkich. Gdyby podporządkować do tych kategorii poszczególne osoby, przedstawicielką grupy numer jeden byłaby Jules, grupy numer dwa – Syriusz, a grupy numer trzy – Elinor i było jej z tym nad podziw dobrze.
   Dobrze jej było też z tym, że zaraz miała się spotkać z przedstawicielem gr.2 na ich pierwszej oficjalnej randce. Miała ambitny plan na dzisiaj – plan rozkochania w sobie panicza Blacka. No dobrze, może nie tyle rozkochania co trwalszego zainteresowania, spodziewała się że nie pójdzie jej z nim zbyt łatwo. Ale już na wstępie, jakby w prezencie urodzinowym ( na urodziny, których jak się można było spodziewać wcale dzisiaj nie miała ) dostała spore ułatwienie, jeśli chodzi o realizację swoich planów. Pierwszy i największy pachołek do przeskoczenia w tym biegu nazywał się Jules Justice, która wyjątkowo mocno zakorzeniła się w życiu Syriusza i którą on w ogródku swojego życia starannie pielęgnował. Elinor co prawda nie chciała wierzyć, że Black coś czuje do Puchonki, ale sama ich zażyłość przyjacielska jej wyraźnie nie odpowiadała. W związku z tym widząc jak ten wkurzający chochlik tuli się dziś do Dariusa Patterna prawie podskoczyła z radości. Skoro ona była zainteresowana kimś innym, to sprawa z głowy. W swoim zadufaniu nie mogła przecież brać pod uwagę, że zainteresowanie miałoby płynąć z jego strony. W końcu Jules była zawsze uśmiechnięta, spontaniczna, zwariowana, w dodatku nigdy się nie malowała, często jej gęste, brązowe włosy były związane w nieładzie. Była w tym wszystkim taka… naturalna. Tak to właściwe słowo i tak – według Elinor to wszystko były wady nie do zaakceptowania u dziewczyny, która miałaby zdobyć serce Syriusza Blacka.
   Skończyła te przemyślenia w momencie, kiedy weszła do Trzech Mioteł. Szybko znalazła sobie miejsce przy oknie, ale w połowie drogi do niego zrezygnowała. Obok stolika, który wypatrzyła, miejsce dalej siedzieli Jules i Darius. Musiała w zamyśleniu nie zauważyć, że cały czas idzie ich śladem, a gdy zobaczyła ich teraz wpadła na pomysł. Skierowała się na przeciwległy koniec sali, w ustronne miejsce, z którego miała świetny widok na parę Puchonów. Zajęła przy stoliku miejsce tak, aby Syriusz siadając wylądował tyłem do swojej maskotki. Miało to dać szansę Elinor na przeprowadzenie obserwacji i ciekawego eksperymentu. Wyjątkowo rozochocona złożyła zamówienie i z uśmiechem na twarzy czekała na pojawienie się swojego księcia.
   Gdy Syriusz wszedł do Trzech Mioteł, przejrzała się kolejny i ostatni raz w podręcznym lusterku i zawołała go, by natychmiast zwrócić na siebie uwagę i nie dać mu szansy się rozejrzeć. Black uśmiechnął się, choć był to raczej uśmiech kurtuazyjny niż szczery i radosny. Elinor to nie przeszkadzało.
- Dzień dobry Syriuszu. – powiedziała i założyła włosy za ucho owijając sobie ich pasemko delikatnie wokół palca – gest wystudiowany do perfekcji.
- Cześć i wszystkiego najlepszego. – powiedział zdejmując kurtkę i wieszając ją na oparcie krzesła. – Jestem przekonany, że nie masz dziś urodzin, ale postanowiłem przyłączyć się do tego teatrzyku i mam dla Ciebie prezent. – uśmiechnął się i siadając podał jej malutkie pudełeczko owinięte w papier prezentowy.
- Dziękuję Ci bardzo – była autentycznie zaskoczona, że Syriusz, który nie wykazywał jakieś wielkiej ochoty na spotkanie z nią, zaprzątał sobie głowę kupieniem jej czegoś. Westchnęła w myślach: Po prostu ideał. Zerwała papier, otworzyła pudełeczko i zaśmiała się swoim wystudiowanym perlistym śmiechem ( na tyle cicho, żeby nie wyglądało to sztucznie i na tyle głośno, żeby zwrócić uwagę siedzącej naprzeciwko Jules). W opakowaniu była mała książeczką pt.: ,,101 kłamstw na każde okazje”.
- Zastanawiałem się nad tym i nad kursem aktorskim, ale w końcu uznałem, że kłamstwa bardziej pasują do Smoczycy. – zażartował i dał znać Madame Rosmercie, że prosi o piwo kremowe.
- Widzę, że też znasz moje przezwisko.
- A Ty widzę, że się nim za bardzo nie przejmujesz.
- Lubię je i uważam za w pełni trafione. Poza tym, mamy już pierwszą rzecz, która nas łączy. – powiedziała, a widząc pytający wzrok Syriusza dokończyła flirciarsko. – Oboje mamy przezwiska, Łapo.
- Fakt, punkt dla Ciebie.
- Myślę, że nie ostatni dzisiaj. – skomentowała i oparła lekko brodę o ręce złożone w idealną wręcz linię prostą.
- Niezła z Ciebie flirciara.
- Zabrzmiało to oskarżycielsko, a ja nie widzę w tym niczego złego. Nie wierzę, że sam nie lubisz czasem poflirtować.
- Lubię, ale to nie znaczy że nie umiem normalnie rozmawiać z dziewczynami. – powiedział Syriusz, czując rodzącą się w nim znowu obawę, że poświęci dziś dzień na przekomarzankach słownych, a nie miał na to ochoty. Jedyną rzeczą, która dawała mu nadzieję na spędzenie miło czasu z tą Ognistą z sióstr Durete była perspektywa poznania jej lepiej, ale ona uparcie grała. Inni może tego nie dostrzegali, bo ich przeszyła, ale on widział. Widział do jakiego stopnia jej mimika i mowa ciała są wyuczone i sztuczne. Kiedy ona z uprzejmym uśmiechem na twarzy odbył tą gonitwę myśli, ona zmieniła front:
- Mimo tego, tylko wybrane mogą się poszczycić luksusem normalnej rozmowy ze słynnym Syriuszem Blackiem. Na przykład... - udała, że się zastanawia i przyłożyła palec do czerwonych ust. - Ta Puchonka, Jules Justcie, tak?
Osiągnęła zamierzony efekt – Syriusz przed ułamek sekundy stracił panowanie i otworzył trochę szerzej oczy. Udało jej się uderzyć, teraz wystarczyło iść za ciosem.
- To moja przyjaciółka i między innymi dlatego nie mam zamiaru o niej rozmawiać za jej plecami. – powiedział i pociągnął ze szklanki piwa kremowego, które przed chwilą Madame Rosmerta przysłała mu na stolik. ,,Nawet nie wiesz jak dosłownie za jej plecami” – pomyślała Elinor, martwiąc się nerwowością jaką wywołał w Syriuszu temat dziewczyny.
- Tylko przyjaciółka? Spędziłeś z nią Walentynki…
- Zazdrosna jesteś? – Syriusz już oprzytomniał i stanął do walki jak równy z równym. Nie miał zamiaru znowu dać się tak łatwo znokautować jakiemuś jej pytaniu.
- Oczywiście. Jesteś uwielbiany przez wszystkie dziewczyny w szkole, a ja bym chciała Cię tylko dla siebie. – odważne wyznanie, przy którym Elinor nawet nie drgnęła powieka. Za to nachyliła się przez stół bliżej Syriusza, a on znający reguły takich przepychanek doskonale, zrobił to samo, przez co ich twarze dzieliła teraz odległość szerokości jednego kafla.
- Nie jestem niczyją własnością, nie da się zrobić rezerwacji.
- A szkoda. Poza tym wydaje mi się, że nie tylko ja żałuję. Twoja ,,przyjaciółka” pewnie też.
- Daruj już sobie te podjazdy. To jest denerwujące i po tylu miesiącach przyjaźni z Jules wręcz nudne. – powiedział i usiadł znowu wygodnie opierając się o krzesło i wziął kolejny łyk piwa. Tym razem to Elinor lekko wytrzeszczyła oczy. Syriusz właśnie wyrwał się z jej sideł kończąc tą rozmowę kompletnie nie po jej myśli. Chyba faktycznie posunęła się za daleko. Użyła nie właściwego arsenału do walki z takim przeciwnikiem.
- Ostre słowa. – powiedziała i wydęła usta. Miało to być urocze, ale Syriusz tylko się zaśmiał w swój szczekliwy sposób.
- Poważnie? Elinor, przestań. Przestań grać i zrób w końcu coś szczerego. Znam te wszystkie chwyty na pamięć, choć przyznaję, jesteś manipulatorką prawie tak dobrą jak ja.
- Manipulatorką? Ja? – zabrzmiało to trochę zbyt piskliwie, bo brunetka spanikowana przyparciem do muru straciła na chwilę panowanie nad sobą. A mówiąc to machnęła ręką tak niefortunnie, że wylała na siebie swój syrop wiśniowy. Na jej szarej sukience pojawiła się karmazynowa plama.
- Na Brodę Merlina! – powiedziała przez zaciśnięte zęby i zaczęła się mocować z różdżką, która utknęła w kieszeni płaszcza. To była rysa na jej idealnej pozie – plama i Elinor Durete nie mogły istnieć w tej samej przestrzeni.
- Już, spokojnie. Ja się tym zajmę. – powiedział Syriusz i skierował swoją różdżkę na sukienkę dziewczyny. – Chłoszczyść.
   Plama zniknęła, a Elinor zaczęła nerwowo przeczesywać palcami włosy, a na jej policzkach w końcu pojawiły się wypieki.
- No nareszcie, bo byłem już skłonny zmienić Twoje przezwisko ze Smoczyca na Wampirzyca, ale widzę, że jednak krew krąży i serce bije. – zażartował i zatrzymał rękę Elinor podnoszącą do twarzy lusterko. – Daj spokój. Teraz przynajmniej jesteś dla mnie człowiekiem, a nie porcelanową lalką.
- Porcelanową? Porcelanę łatwo zbić, a ja jestem twarda.
- Ale wystarczy odrobina wiśni, żebyś prawie dostała palpitacji.
- Bawi Cię to? – powiedziała to wyzywająco co znaczyło, że Smok zaczynał już dmuchać parą z nozdrzy.
- Tak, bo dopiero teraz mam wrażenie, że rozmawiam z prawdziwą Elinor, a nie Elinor Idealną.
- Nie każdemu bycie ideałem przychodzi z taką łatwością. – zaczepiła go i uśmiechnęła półgębkiem.
- Dlatego lepiej nie próbować i zostawić to zawodowcom.
- Nie mam wątpliwości, że się do nich zaliczam.
- Tak? To czemu miałem wrażenie, że nie rozmawiasz ze mną tylko cytujesz wyuczone kwestie. – na te słowa dziewczyna nic nie odpowiedziała. Syriusz był dobry i szalenie inteligentny. Nie dał się podczepić pod sznurki. ,,Jeju, on musi być mój.’’ – pomyślała.
- Taka jestem i taki jest mój styl. – dopiero po fakcie zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos.
- Cóż, to też jest godne pochwały. Grunt, że trwasz przy swoim i nie jesteś podatna na wpływy. – Syriusz traktował tą rozmowę na wielkim luzie. Fakt – Elinor wydała mu się ciekawsza niż to ocenił w pierwszej chwili, ale w dalszym ciągu biło od niej charakterystyczne wyrachowanie, które zwyczajnie mu się nie podobało.
- Nie jestem. Raczej to ja wpływam na ludzi, niż oni na mnie. I przyznaję otwarcie – nie zawsze pozytywnie. – były to słowa, które mógłby wypowiedzieć również Syriusz, tylko że w jego przypadku byłby to żart, a nie chłodne i beznamiętne stwierdzenie. Nie mogła bardziej dosadnie przyklepać sobie łatki Wyrachowanej.
- Czyżby ktoś się obraził? – zapytał Huncwot z lekkim rozbawieniem.
- A dziwisz się? Nic nie idzie po mojej myśli.
- To faktycznie koniec świata. – powiedział i zaczął się rozglądać po sali, żeby dać Elinor czas na ochłonięcie.Ona w tym czasie patrzyła gdzieś w bok, ponad jego lewym ramieniem i rzucała spojrzenie, które miało charakter ognistej kuli wyplutej przez smoka.
- Elinor, wiem że Ci się światopogląd trochę zawalił, ale może jednak uśpisz Smoczycę i porozmawiamy. Nie ma sensu robić scen.
- Tak uważasz?- zapytała nie przenosząc na niego wzroku.
- Tak.
- I Ty się nie dajesz tak łatwo wytrącić z równowagi? – kontynuowała i myślała intensywnie o tym, że chociaż część swoich planów musi zrealizować. A do zakończenia eksperymentu potrzebna była konfrontacja.
- Zdecydowanie nie.
- To się odwróć w takim razie. – powiedział patrząc mu już w oczy.
   Syriusz zdziwiony tą prośbą, a raczej poleceniem, odwrócił głowę i zamarł.
   Jules siedziała przy stoliku pod oknem i rozmawiała z Dariusem, który patrzył na nią jak w obrazek. Dziewczyna jakby wyczuwając na sobie czyjeś spojrzenie, zerknęła w jego stronę ( tak naprawdę zezowała na niego dość regularnie, o co była na siebie strasznie wściekła ). Kiedy spojrzeli sobie w oczy uśmiechnęła się z wyraźnym trudem i pomachała mu bez entuzjazmu. Następnie dopiła wodę goździkową, powiedziała coś do Dariusa i oboje wstali od stołu. Po chwili oboje zniknęli za drzwiami. Jules nie spojrzała na Syriusza ani razu.
   A on. Czuł się tak, jak przyłapany przez głupotę na przygotowaniu jakieś huncwockiej akcji. Wiedział, a raczej widział co stało się Jules, bo była kompletną odwrotnością Elinor – nie grała, nie udawała, była szczera i prawdziwa. A w tym momencie czuła się wyraźnie zdradzona i oszukana, a on wiedział, że ma do tego całkowite prawo. Ktoś taki jak Remus albo nawet James pobiegł by za nią żeby się wytłumaczyć, ale nie on. To była ta cecha Syriusza, z którą trudno było wytrzymać i którą sam sobie szkodził – nie lubił się tłumaczyć ani przyznawać do błędu. Jedyne co mu pozostało w takiej sytuacji to usiąść bardziej leżąco na krześle, schować głowę w ramionach i dopić piwo kremowe z obrażoną miną.
   Elinor patrzyła na niego z cichą satysfakcją, że udało jej się przebić przez mur obronny luzu, który wokół siebie zbudował, ale czuła niepokój z powodu jego reakcji. Może pośpieszyła się ze stwierdzeniem, że przeceniła łączącą go z Jules relacje…


***


- Powiesz coś? – zapytał Darius idąc koło zamyślonej Jules w stronę Wrzeszczącej Chaty, gdzie koło ogrodzenia często robili sobie wiosną pikniki razem z Olivią i Meredith.
- A co? – zapytała, choć znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, że jest to machinalne i procesy myślowe są zaangażowane w zupełnie co innego niż rozmowa z nim.
- Jules, cokolwiek. Cokolwiek, żeby zrobiło Ci się lżej. – milczała, patrząc w przestrzeń. – Dobra to Ci pomogę: straszny z niego cham, świnia i dureń. Nie dość, że jest tchórzem to…
- Nie jest tchórzem. – wtrąciła Jules nie wychodząc z letargu.
- Będziesz go jeszcze bronić? W takim momencie?
- Syriusz mnie okłamał i wystawił, ale nie świadczy to o braku odwagi. Najwyżej o braku kręgosłupa moralnego. – zaczęła coraz ciężej stawiać kroki, więc Darius stwierdził, że musiała ją ta sytuacja bardzo zaboleć.
- Ty nawet jak się na kogoś wkurzasz musisz być precyzyjna i uczciwa? – zapytał podirytowany. – Ten typ wybrał randkę z Elinor – Smoczycą Durete zamiast spotkania z Tobą – jego podobno przyjaciółką, która zawsze mu pomaga i jest jedną z najwspanialszych osób jakie znam…
- Myślisz, że to była randka? – zadawała pytania jak w transie, a Dariusowi nie podobało się, że skupiła się akurat na tej części jego wypowiedzi.
- A co innego? Z resztą, trafił swój na swego. Elinor jest poniekąd damską wersją Syriusza.
- Przesadzasz… - powiedziała słabo.
- Wcale nie. A tak w ogóle to Cię nie poznaje, zamiast się zdenerwować to zachowujesz się jak miotła ze zbyt dużym obciążeniem… Jules? – powiedział zdziwiony, bo Puchonka zatrzymała się nagle i bujała się w miejscu. – Jules? – tym razem jego ton był już bardziej przestraszony niż zdziwiony, bo dziewczyna stała zamkniętymi oczami i była bardzo blada na twarzy. – Wszystko w porządku?
- Podobno przyjaciółka… Co to za określenie? – zapytała i osunęła się na ziemię.
   Darius zdążył ledwie złagodzić upadek, bo bezwładne ciało Jules przeleciało mu przez ręce. Spanikowany poklepał ją po twarzy i próbował ocucić, ale kiedy otworzył jej powieki i zobaczył same białka, prawie dostał zawału. Wyczarował magiczne nosze i ruszył z Jules w stronę szkoły, krzycząc cały czas spanikowany:
- Pomocy! Ktoś ją otruł! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz