poniedziałek, 12 września 2016

16. Nowe oblicza

   Willow była czerwona jak burak.
   Było to dosyć ciekawe w przypadku dziewczyny, której podobał się jeden z dwóch największych buntowników w szkole, Mistrz Łamania Zasad, Przeciwnik Zakazów, Wróg Uległości… Te tytuły można by mnożyć jeszcze długo, ale przekaz już na tym etapie był jasny. Ktoś taki, jak Syriusz Black w życiu by się nie zmartwił uwagami i pretensjami bibliotekarki, gdyby został znaleziony późną porą nad książkami w swoim ulubionym dziale.
   Ale Willow się przejęła, zwłaszcza że pani Pince wyraziła bardzo wybuchowo swoje oburzenie. Dziewczyna ukryła się w swoich bujnych lokach twarz i wyszła pośpiesznie z biblioteki. Zmierzała teraz korytarzami w stronę wieży Gryffindoru, nabierając już na powrót naturalnych kolorów. Kiedy już trochę ochłonęła wkurzyła się na siebie, że po raz kolejny wyszła na wierzch jej najbardziej niewygodna wada – nieradzenie sobie w konfrontacjach. Była to jej pięta Achillesowa od najmłodszych lat. Zawsze kiedy ktoś zaczynał na nią krzyczeć albo dążył do kłótni ona się wycofywała i milkła. Oczywiście spotkała już niejednokrotnie ludzi wykorzystujących tą jej cechę i widząc w niej słabość pomiatających nią oraz ustawiających jak im się podobało. Na szczęście etap jej życia wypełniony takimi ,,dominatorami” już dobiegł końca i obecnie już od dłuższego czasu była w erze dobrych przyjaciół. A ci dobrzy przyjaciele cenili jej bezproblemowość oraz całkowity brak wybuchowości, dzięki któremu tak pięknie uzupełniała się z temperamentem Lily Evans. To właśnie w głównej mierze rudowłosa pokazała Willow pozytywne strony jej pojawiającego się w kłótniach paraliżu.
- Wystarczy, że opanujesz napływające do oczu łzy i gotowe. – powiedziała kiedyś Lily w trakcie ich spaceru po błoniach, chwilę po ataku słownym Ślizgonów odpartym przez pannę Evans.
- Co gotowe? Przecież będę wtedy dalej wyglądać jak buraczany posąg. – odpowiedziała Willow lekko zirytowanym tonem, co jak na nią było wybuchowe ponad miarę. Niestety tylko przy przyjaciółkach czuła się na tyle pewnie i (o, ironio) dobrze, żeby tego tonu używać.
- Właśnie o to chodzi! Co najbardziej, przynajmniej mnie, denerwuje w trakcie sprzeczki? Jeśli ta druga osoba pozostaje całkowicie obojętna i spokojna w czasie kiedy ja bulgoczę z wściekłości. – zakończyła triumfującym głosem.
- I ja będę tą obojętną i spokojną stroną konfliktu?
- Pokażesz opanowanie i wyższość, każdego pieniacza to wykończy.
   Lily oczywiście miała rację. Willow sprawdziła jej teorię w trakcie dyskusji z jednym Ślizgonem przed meczem Gryfonów. Chłopak widząc ścianę, w którą uderzają jego słowa nakręcony do granic wytrzymałości pękł i obróciwszy się na pięcie odszedł z poczuciem porażki.
   Ale wtedy Willow miała przy sobie Lily. Rudowłosa zazwyczaj dodawała jej odwagi, ale w zamian też wiele dostawała, jak na przykład wyrozumiałość, bezstronną ocenę sytuacji oraz ,,życzliwość wielką jak ego Pottera” – określenie samej Lily. Z powodu tych wszystkich aspektów ich przyjaźń była naprawdę silna i tak doskonale czarownice się dogadywały. Oczywiście zdarzały się też momenty, w których Willow trochę bezmyślnie wystawiała cierpliwość i nerwy Lily na próbę. Pierwszym z brzegu przykładem była sprawa wizyty na treningu Gryfonów, wymuszonej przez Willow, a prawie przypieczętowanej porwaniem Lily przez Rogacza, który chciał żeby poczuła jak niesamowite jest latanie na miotle z zawodowcem.
   Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie i kierując myśli na temat zawsze poprawiający jej nastrój, czyli Syriusza Blacka, skręciła w jeden z tajnych korytarzy, który tajny był tylko z nazwy i stanowił po prostu przydatny skrót. Gdy tylko znalazła się za gobelinem kryjącym wejście do przejścia nabrała z przerażeniem powietrza w płuca i zamarła. Stał przed nią Avery, a to oznaczało tylko jedno – ma poważne tarapaty.
- Willow? – zapytał zdziwiony Ślizgon.
   Strach został na chwilę zmącony przez niedowierzanie, co rozwiązało jej ściśnięte gardło na tyle żeby zapytała:
- Znasz moje imię? – powiedziała nieco piskliwie i dopiero wtedy doszło do niej jak beznadziejnie nieznacząca jest w tej sytuacji ta kwestia. Avery uśmiechnął się półgębkiem w bardzo znajomy sposób i podszedł bliżej do dziewczyny.
- Znam i to od baaaardzo dawna. – odpowiedział i mrugnął. Efekt był mniej więcej taki sam, jakby walnął Willow obuchem w głowę. Nie wiedziała co się dzieje, a jej nogi, które jakby zakotwiczyły się w podłodze wydawały się być z ołowiu. Drgnęła dopiero na dźwięk zbliżających się kroków, co najpierw prawie przyprawiło ją o zawał. Jednak gdy usłyszała głosy nadchodzących poczuła ogromną ulgę.
- To będzie akcja jak marzenie. – powiedział James Potter głosem pełnym ekscytacji i wszedł w pole widzenia dziewczyny. Towarzyszył mu oczywiście Remus, a z tyłu podążał Peter. Wszyscy trzej stanęli jak wryci na widok Willow i Avery’ego.
- Cześć chłopaki. Cieszę się, że Was widzę. Choć zapewne panicz Avery odrobinę mniej. - akumulatory pewności siebie Willow automatycznie naładowały się obecnością Huncwotów, od których ta pewność zawsze emanowała.
- Niby dlaczego? Uważam, że to bardzo miłe spotkanie. – powiedział Avery i beztrosko włożył ręce w kieszenie i oparł o ścianę.
,,Pewnie sięga po różdżkę.” – pomyślała w panice dziewczyna.
- Chłopcy uważajcie, wiecie do czego on potrafi być zdolny.
- Wiemy. Na przykład do rzucania czarnomagicznych zaklęć, mam rację? – zwrócił się James do Avery’ego najzupełniej swobodnym tonem.
- Oczywiście, że masz. Albo myślę, że mógłbym też wziąć za zakładnika Willow i zrobić z niej żywą tarczę. – oczy mu błysnęły przebiegle i zanim Gryfonka zrozumiała jego słowa z cała ich mocą, chłopak chwycił ją za ręce i przyciągnął do siebie.
- Puszczaj mnie! Ratunku! Ja nie chcę… Nie! Pomóżcie mi! – Willow wpadła w taką panikę, że zaczęla niemiłosiernie krzyczeć i się wierzgać w uścisku Avery’ego, co oczywiście nie przyniosło zamierzonych rezultatów. On w tym czasie, a był to czas może paru sekund, objął ją ramieniem, a drugą ręką zatkał usta.
- Cichutko kochana, całą zabawę popsujesz. – powiedział i się uśmiechnął. Dopiero wtedy do Willow dotarło, że słyszy… Śmiech. Tłumiony ze wszystkich sił, ale szczery śmiech Jamesa Pottera. Kiedy skierowała wzrok na Huncwotów zobaczyła, że ich przywódca aż trzyma się za brzuch z rozbawienia, Peter chichotem mu wtóruje i tylko Remus patrzy na to wszystko z politowaniem.
- O co tu chodzi? – dopiero, gdy chłopcy na nią spojrzeli zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos.
- Wtajemniczymy ją, co? – zapytał Avery.
- Oczywiście i z największą przyjemnością. – powiedział James i poprawił okulary, które od tego napadu wesołości spadły mu na brodę.
- A spróbowalibyście inaczej. Przecież ona prawie zawału przez Was barany dostała. – powiedział Remus w sposób najsurowszy, na jaki był w stanie się zdobyć wobec swoich drogich przyjaciół.
- I nieźle mnie przy tym skopała. Nie wiedziałem, że masz w sobie tyle siły i zapału. Gratulacje. – zagadnął Avery patrząc Willow prosto w oczy. – I uwierz mi na słowo – Avery może i tak , a nawet bez wahania, ale ja w życiu nie użyłbym Cię jako tarczy. Szybciej Ci za nią posłużył.
- A-ha.- wybąkała dziewczyna i kiedy już była bliska przyjęcia jednego z paru scenariuszy, w których albo postradała zmysły, albo śniła, Rogacz powiedział.
- Niezwykle to szlachetne z Twojej strony, Łapo.
   Na te słowo Willow wytrzeszczyła na stojącego obok niej chłopaka oczy, a następnie… Tym razem ona zaszokowała chłopaków wyjątkowo wybuchową jak na nią reakcją.
- Wy durnie skończone! Prawie padłam na zawał! Jeśli dobrze się bawiliście to znaczy, że jesteście skończonymi socjopatami… – rozwinęła w tym wybuchu spowodowanym połączeniem ulgi ze złością i zapewne jeszcze by pokrzyczała, gdyby znowu nie zatkano jej ust.
- To chyba będzie moje nowe hobby. – zażartował Syriusz- Avery, po czym dodał – Puszczę Cię, jeśli obiecasz już nie krzyczeć. Hm?
   Willow wymownie popatrzyła na jego rękę na swoich ustach i sugerując niemożność odpowiedzi na to pytanie.
- Spryciulka. Wystarczy kiwnięcie głową.
   Dziewczyna przewróciła oczyma i wykonała twierdzący ruch głową, co poskutkowało natychmiastowym jej uwolnieniem.
- Trzeba przyznać, że nie znaliśmy Cię od tej strony. Przebywanie z Evans ma na Ciebie zły wpływ. Nasiąkasz ognistym temperamentem naszej rudowłosej. – powiedział James mijając ją i Syriusza, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie za kotarą nie przyczaiło się kolejne, niespodziewane towarzystwo.
- Bo sama nie mogę mieć charakteru?
- Tego nikt nie powiedział. A ja na pewno nie będę nigdy tego negować - nadal czuję Twój charakter na piszczelach. – odpowiedział Syriusz- Avery.
- Ale jesteś delikatny. – odparowała Willow, czym wywołała kolejny cień zdumienia na twarzach chłopaków. Ale był ona za krótki i zbyt nieznaczny, by się za niego dąsać. Jedynie delikatnie wydęła dolną wargę, co było jej niekontrolowaną zapowiedzią obrażenia się. ,,Naprawdę mają mnie za aż tak bezpłciową?” – pomyślała, ale zamiast sobie odpowiadać wolała zwrócić się chłopaków. – Czekam na obiecane wyjaśnienia.
- I je dostaniesz. Tylko za szybko i w  biegu, bo eliksir wielosokowy już niedługo straci swoją moc. – powiedział Remus i rzucił na środek korytarza duża torbę, którą do tej pory trzymał za sobą i zaczął z niej wyładowywać kuleczki przypominające błękitne perły wielkości tłuczków. – Zaczynamy montaż.
   Chłopcy skierowali się w stronę torby, a miny mieli tak podekscytowane, jak dzieci w Miodowym Królestwie.
- Jak chcesz to możesz nam pomóc. – powiedział Avery, czyli Syriusz.
- A co konkretnie mam robić? – zapytała i podeszła do nich niepewnym krokiem.
- Bierzesz kulę – Syriusz podał jej gigaperłę – pocierasz z jednej strony – wziął ją za rękę i zaczął nią pocierać o błękitne cudeńko, które w dotyku było jakby…galaretowate. – Czujesz? Robi się cieplejsze? I teraz tą cieplejszą stroną przyczepiasz kulę do ściany, ale tak, żeby nie rzucała się z miejsca w oczy. – wstał i nie puszczając jej dłoni nakierował ją na ścianę korytarza ukrytą bardziej w cieniu. – Myślę, że zejście ściany z sufitem będzie najlepszym wyborem. – dokończył, po czym niespodziewanie uniósł Willow do góry trzymając ją mocno w talii. Inaczej nie miałaby szans dosięgnąć wymienionego przez Łapę miejsca, więc nie powinna była w żaden sposób nadinterpretowywać tego zachowania, ale na wszelki wypadek spięła swoje myśli tak, by powtrzymać je przed nakręcaniem się na swój obiekt westchnień. Zawsze tak było nawet kiedy Syriusz zerknął w jej stronę, która równie dobrze mogła być stroną Lily, Mary czy kogokolwiek innego. Ale tym razem… Była nadzwyczaj spokojna i zdystansowana nawet sama przed sobą. Cieszyło ją to bardzo, ale zamiast zachłystywać się dumą ze swojego opanowania tylko uśmiechnęła się i powiedziała:
- Prościzna.
   Przez następne kilka minut w spokoju i skupieniu rozmieszczali kulki po korytarzu, a w trakcie tych działań Willow dowiedziała się, że właśnie oto jest przypadkowym świadkiem przeprowadzania zemsty na Mucliberze za atak na Mary, że Syriusz z Jamesem ogłuszyli Avery’ego i wyrwali mu parę włosów, by następnie dodać je do ważonego przez ostatnie kilka dni eliksiru i że Łapa już ,,całkowicie odmieniony” dostał się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i umówił się w tym przejściu z Mucliberem na ,,czarnomagiczne pogaduchy” ( słowa Rogacza ). Reszty planu nie chcieli jej dokładnie zdradzać, bo uznali, że najlepszy efekt wywoła naoczne obejrzenie ich huncwockiego arcydzieła.
   Willow słuchała ich z zainteresowaniem w trakcie mocowanie kul, śmiała się z żartów i żartowała, co przychodziło jej wyjątkowo łatwo. Nie mogła się temu wprost nadziwić i analizowała skąd w niej ta nagła zmiana.
- Bardzo Cię proszę, nie bierz tego do siebie zbyt mocno, ale pierwszy raz mamy okazję doświadczyć jak fajnie się z Tobą współpracuję. – powiedział Syriusz i zerknął dziewczynie w oczy. Ona chwilę się zawahała, a następnie zmarszczyła brwi.
- Nie ma powodu. To szczera prawda.
   Syriusz trafił w sedno. Nic dziwnego, że okazali tyle zdziwienia widząc jej wcale nie tak niestandardowe reakcje. Ona rzeczywiście była dla nich kompletnie płaska pod względem charakteru i emocji. Szara myszka, uśmiechająca się życzliwie, acz zapewne głupkowato. Ktoś budzący sympatię, ale nie zainteresowanie. Byli razem w klasie już pięć lat, a wyglądało na to, że nigdy nie rozmawiali. Znaczy się wymieniali zdania, ale to było jak muskanie powierzchni i nie wchodzenie głębiej. Dla Huncwotów figurowała jako ,,przyjacióła Evans”, bo właśnie Lily całym swoim ognistym temperamentem ją przyćmiewała. Nie miała o to absolutnie pretensji do rudowłosej, kochała ją jak siostrę i wiedziała, że sama jest sobie winna. W gruncie rzeczy nie była przecież osobą, która nie ma nic do zaoferowania swojemu rozmówcy. Miała poglądy, opinie, ciekawe doświadczenia, ale była w stanie się z tym odsłonić dopiero po nabraniu do kogoś przekonania. Do Huncwotów przekonania nabrała praktycznie od pierwszego wejrzenia. Nie to było problemem. Prawdziwy problem odsłonił przed nią dopiero niby niewinny i żartobliwy komentarz Łapy.
   Ona nigdy nie dała im się poznać. Zawsze, za każdym pojedynczym razem paraliżowało jej jakąś część mózgu na widok chłopaków, a konkretnie panicza Blacka. Było to tak oczywiste i naturalne od samego początku, że nie widziała w tym niczego nad czym trzeba by się zastanawiać. Stan całkowicie normalny i nie do dyskutowania. Stan, którym zamknął jej drzwi na przyjaźń z tą oryginalną bandą. Stan, który umacniał się wprost proporcjonalnie do dojrzewania Syriusza i nabierania przez niego męskości i uroku. Kiedy zdała sobie z tego sprawę prawie trafił ją szlag. Chciała się zbliżyć do Blacka, a  przez te wszystkie lata w jego obecności wychodziła na szczerzącą się, bezbarwną idiotkę. A teraz, co się zmieniło? Wygląd, tylko wygląd. Lub raczej aż wygląd, bo Syriusz nie zmienił fryzury czy stylu ubierania tylko zmienił się w jednego z najbardziej odpychających Śmierciożerców Juniorów. Kiedy Willow nie musiała znosić przyjemnego widoku aparycji Łapy, nie rzucała się jej ona na mózg, więc była zdolna do bycia sobą. Rozmawiała ze swoim ideałem swobodnie i chyba zyskała jego większą sympatię. I choć wkurzyło ją niemiłosiernie, że musiała spotkać Syriusza- Avery’ego by dostać takowego olśnienia, była przeszczęśliwa, że udało jej się osiągnąć pułap znajomości z Huncwotami, który uważała za nieosiągalny tak długo, jak długo Lily będzie odrzucać zaloty Rogacza
- Willow, wszystko okej? – zapytał Remus, a dziewczyna zdała sobie sprawę ze swojego długiego już zadumanego milczenia, któremu się oddała stojąc pod ścianą w miejscu, gdzie umieściła ostatnią kulę.
- Tak, tak. Syriusz mi coś uświadomił.
- To dlatego, że jestem taki błyskotliwy.
- I skromny Łapciu, skromny. – skotrował James. – A teraz, jeśli wszystko ma się udać my czworo idziemy się schować za kotarę, a pan Avery poczeka na naszą ofiarę.
- Tak jest, panie kapitanie.
   Gdy wszyscy zajęli już pozycję, nie czekali za długo. Niezawodne wręcz obliczenia Pottera i Blacka i tym razem nie zawiodły. Mucliber wszedł po tajnego przejścia i nie spodziewając się ( o dziwo ) żadnego niebezpieczeństwa, skierował się prosto w stronę Avery’ego. Gdyby ktoś zapytał Willow o zdanie skatalogowałaby tych dwóch Ślizgonów jako przyjaciół, ale w minie Muclibera i minie Syriusza, który świetnie wczuł się w swoją rolę, zamiast życzliwości było widać pogardę. Ślizgoński synonim akceptacji.
   Te myśli biegły jej gdzieś z tyłu głowy, bo nad resztą umysłu przewagę wzięła ekscytacja. Wiedziała, że zaraz zacznie się akcja i obserwowała tak, jak wcześniej polecił jej James czy Mucliber przekroczył już linię pierwszych kulek. W momencie, w którym to się stało wszystko potoczyło się błyskawicznie.
- Przy następnej okazji zamiast na zemstę musimy się umówić na obgadanie jak to jest mieć dwucyfrowe IQ. – powiedział Syriusz-Avery i oparł się beztrosko o ścianę. Mucliber zdał sobie sprawę, co znaczą słowo Syriusza z lekkim opóźnieniem ( ale i tak niewielkim biorąc pod uwagę wspomniany już jego iloraz inteligencji ). Wyciągnął różdżkę, a Willow z przestrachem zobaczyła, że Łapa nie zrobił tego samego. Krzyknęła w tym samym momencie, w którym Mucliber rzucił w Syriusza zaklęcie z pewnością z tej samej kategorii, co to wymierzone w Mary. Wtedy zadziałały perły.
   Wszystkie naraz się rozświetliły i utworzyły coś w rodzaju szkieletu mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy. Zaklęcie Muclibera odbiło się od granicy tego pola i odbijając się jak kula na bilardowym stole od wszystkich ścian uderzyło w samego atakującego. Tyle, że z większą mocą. Mucliber upadł na ziemię, a kiedy podniósł się na łokciach okazało się, że ma gigantyczną głowę jak troll i miliony krwawiących ran na całym ciele. Nie nauczyło go to zbyt wiele, bo znowu chwycił różdżkę, która wypadła mu z ręki. Ale tym razem Syriusz zareagował machnął swoją różdżką, wieszając Muclibera do góry nogami pod sufitem. Gdy ten zaczął wierzgać zaplątany w szatę szkolną, Łapa dotknął różdżką najbliżej znajdującej się kuli. Na początku wydawało się, że nic się nie dzieje, więc Willow zmarszczyła brwi, ale James widząc jej minę pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Spójrz na podłogę. – powiedział stojąc już wewnątrz korytarza z resztą Huncwotów, ramię w ramię. Tylko Willow pochłonięta wydarzeniami nie przeszła jeszcze na powrót na drugą stronę kotary. Gdy już to zrobiła podłoga, na którą miała spojrzeć była już całkowicie pokryta wodą, której cały czas przybywało. Minęło zaledwie kilka sekund i cała przestrzeń między kulami zamieniła się w galaretowaty basen. Mucliber dalej wierzgał, ale jego ruchy były spowolnione, jak na zwolnionym filmie.
- Nie udusi się? – spytała dziewczyna, choć nie chciała zdradzać, ze martwi się losem tego drania.
- Możliwe. Pierwszy raz tego używamy. – powiedział James. Postał jeszcze chwilę z przechyloną głową podziwiając ich dzieło, po czym zakomenderował wyjątkowo niespodziewanie. – Idziemy.
   Dziewczyna była w szoku i chyba też dlatego ruszyła bez słowa za nimi. Obejrzała się tylko raz i napotkała przerażone spojrzenie Muclibera. To ją ruszyło. Gdy wyszli z przejścia zrównała się z Łapą.
- To mimo wszystko jednak lekka przesada, nie uważacie?
- Nie martw się Will, pułapka zaraz puści. Chcieliśmy go tylko nastraszyć, bo doskonale nas słyszał. – odrzekł Black. Dziewczynie spodobało się zdrobnienie, którego nikt inny z grona jej przyjaciół nigdy nie używał, bo wszystkim kojarzyło się z imieniem męskim. Jej samej z resztą również, ale z ust Syriusza nabierało innego wydźwięku. Między innymi dlatego, że eliksir przestawał już działać i twarz Avery’ego jak brzydka maska znikała zastępowana przez przystojną buzię Łapy. Doszli do Pokoju Wspólnego w milczeniu, bo było już grubo po ciszy nocnej, a do tego czasu Syriusz już całkowicie odzyskał twarz.
- Znacznie lepiej. – powiedział przecierając twarz dłonią.
- Zgadzam się. – powiedzieli wszyscy prawie jednocześnie, a potem zaczęli chichotać.
- Miło wiedzieć, że mój wygląd ma tak szerokie grono wielbicieli. – odrzekł Łapa i mrugnął do Willow. Dziewczyna co prawda spłonęła rumieńcem, ale nie straciła języka w gębie, ani władzy nad umysłem.
- Szersze na pewno niż Avery. – odparł James.
- Zgadzam się. A teraz pozwólcie, że się już odmeldowuję.
- Pozwolimy i dziękujemy za dzisiejsze towarzystwo. – powiedział Remus z lekkim skinieniem głowy, do którego przyłączyli się pozostali chłopcy.
   Willow pomachała na odchodne i pobiegała po schodach na górę. Miała nadzieję, że to początek nowego rozdziału ich znajomości, bo właśnie oto odkryła nową pośrednią właściwość eliksiru wielosokowego. Zdjął on klątwę krępacji z Willow i zapowiadało się, że ona raczej już nie wróci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz