Willow była
czerwona jak burak.
Było to dosyć
ciekawe w przypadku dziewczyny, której podobał się jeden z dwóch największych
buntowników w szkole, Mistrz Łamania Zasad, Przeciwnik Zakazów, Wróg Uległości…
Te tytuły można by mnożyć jeszcze długo, ale przekaz już na tym etapie był
jasny. Ktoś taki, jak Syriusz Black w życiu by się nie zmartwił uwagami i
pretensjami bibliotekarki, gdyby został znaleziony późną porą nad książkami w
swoim ulubionym dziale.
Ale Willow się
przejęła, zwłaszcza że pani Pince wyraziła bardzo wybuchowo swoje oburzenie.
Dziewczyna ukryła się w swoich bujnych lokach twarz i wyszła pośpiesznie z
biblioteki. Zmierzała teraz korytarzami w stronę wieży Gryffindoru, nabierając
już na powrót naturalnych kolorów. Kiedy już trochę ochłonęła wkurzyła się na
siebie, że po raz kolejny wyszła na wierzch jej najbardziej niewygodna wada –
nieradzenie sobie w konfrontacjach. Była to jej pięta Achillesowa od
najmłodszych lat. Zawsze kiedy ktoś zaczynał na nią krzyczeć albo dążył do
kłótni ona się wycofywała i milkła. Oczywiście spotkała już niejednokrotnie
ludzi wykorzystujących tą jej cechę i widząc w niej słabość pomiatających nią
oraz ustawiających jak im się podobało. Na szczęście etap jej życia wypełniony takimi
,,dominatorami” już dobiegł końca i obecnie już od dłuższego czasu była w erze
dobrych przyjaciół. A ci dobrzy przyjaciele cenili jej bezproblemowość oraz
całkowity brak wybuchowości, dzięki któremu tak pięknie uzupełniała się z
temperamentem Lily Evans. To właśnie w głównej mierze rudowłosa pokazała Willow
pozytywne strony jej pojawiającego się w kłótniach paraliżu.
- Wystarczy, że opanujesz napływające do oczu łzy i gotowe.
– powiedziała kiedyś Lily w trakcie ich spaceru po błoniach, chwilę po ataku
słownym Ślizgonów odpartym przez pannę Evans.
- Co gotowe? Przecież będę wtedy dalej wyglądać jak
buraczany posąg. – odpowiedziała Willow lekko zirytowanym tonem, co jak na nią
było wybuchowe ponad miarę. Niestety tylko przy przyjaciółkach czuła się na
tyle pewnie i (o, ironio) dobrze, żeby tego tonu używać.
- Właśnie o to chodzi! Co najbardziej, przynajmniej mnie,
denerwuje w trakcie sprzeczki? Jeśli ta druga osoba pozostaje całkowicie
obojętna i spokojna w czasie kiedy ja bulgoczę z wściekłości. – zakończyła
triumfującym głosem.
- I ja będę tą obojętną i spokojną stroną konfliktu?
- Pokażesz opanowanie i wyższość, każdego pieniacza to
wykończy.
Lily oczywiście
miała rację. Willow sprawdziła jej teorię w trakcie dyskusji z jednym Ślizgonem
przed meczem Gryfonów. Chłopak widząc ścianę, w którą uderzają jego słowa
nakręcony do granic wytrzymałości pękł i obróciwszy się na pięcie odszedł z
poczuciem porażki.
Ale wtedy Willow
miała przy sobie Lily. Rudowłosa zazwyczaj dodawała jej odwagi, ale w zamian
też wiele dostawała, jak na przykład wyrozumiałość, bezstronną ocenę sytuacji
oraz ,,życzliwość wielką jak ego Pottera” – określenie samej Lily. Z powodu
tych wszystkich aspektów ich przyjaźń była naprawdę silna i tak doskonale
czarownice się dogadywały. Oczywiście zdarzały się też momenty, w których
Willow trochę bezmyślnie wystawiała cierpliwość i nerwy Lily na próbę.
Pierwszym z brzegu przykładem była sprawa wizyty na treningu Gryfonów,
wymuszonej przez Willow, a prawie przypieczętowanej porwaniem Lily przez
Rogacza, który chciał żeby poczuła jak niesamowite jest latanie na miotle z
zawodowcem.
Dziewczyna
uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie i kierując myśli na temat zawsze
poprawiający jej nastrój, czyli Syriusza Blacka, skręciła w jeden z tajnych
korytarzy, który tajny był tylko z nazwy i stanowił po prostu przydatny skrót.
Gdy tylko znalazła się za gobelinem kryjącym wejście do przejścia nabrała z
przerażeniem powietrza w płuca i zamarła. Stał przed nią Avery, a to oznaczało
tylko jedno – ma poważne tarapaty.
- Willow? – zapytał zdziwiony Ślizgon.
Strach został na
chwilę zmącony przez niedowierzanie, co rozwiązało jej ściśnięte gardło na tyle
żeby zapytała:
- Znasz moje imię? – powiedziała nieco piskliwie i dopiero
wtedy doszło do niej jak beznadziejnie nieznacząca jest w tej sytuacji ta
kwestia. Avery uśmiechnął się półgębkiem w bardzo znajomy sposób i podszedł
bliżej do dziewczyny.
- Znam i to od baaaardzo dawna. – odpowiedział i mrugnął.
Efekt był mniej więcej taki sam, jakby walnął Willow obuchem w głowę. Nie
wiedziała co się dzieje, a jej nogi, które jakby zakotwiczyły się w podłodze
wydawały się być z ołowiu. Drgnęła dopiero na dźwięk zbliżających się kroków,
co najpierw prawie przyprawiło ją o zawał. Jednak gdy usłyszała głosy
nadchodzących poczuła ogromną ulgę.
- To będzie akcja jak marzenie. – powiedział James Potter
głosem pełnym ekscytacji i wszedł w pole widzenia dziewczyny. Towarzyszył mu
oczywiście Remus, a z tyłu podążał Peter. Wszyscy trzej stanęli jak wryci na
widok Willow i Avery’ego.
- Cześć chłopaki. Cieszę się, że Was widzę. Choć zapewne
panicz Avery odrobinę mniej. - akumulatory pewności siebie Willow automatycznie
naładowały się obecnością Huncwotów, od których ta pewność zawsze emanowała.
- Niby dlaczego? Uważam, że to bardzo miłe spotkanie. –
powiedział Avery i beztrosko włożył ręce w kieszenie i oparł o ścianę.
,,Pewnie sięga po różdżkę.” – pomyślała w panice dziewczyna.
- Chłopcy uważajcie, wiecie do czego on potrafi być zdolny.
- Wiemy. Na przykład do rzucania czarnomagicznych zaklęć,
mam rację? – zwrócił się James do Avery’ego najzupełniej swobodnym tonem.
- Oczywiście, że masz. Albo myślę, że mógłbym też wziąć za
zakładnika Willow i zrobić z niej żywą tarczę. – oczy mu błysnęły przebiegle i
zanim Gryfonka zrozumiała jego słowa z cała ich mocą, chłopak chwycił ją za
ręce i przyciągnął do siebie.
- Puszczaj mnie! Ratunku! Ja nie chcę… Nie! Pomóżcie mi! –
Willow wpadła w taką panikę, że zaczęla niemiłosiernie krzyczeć i się wierzgać
w uścisku Avery’ego, co oczywiście nie przyniosło zamierzonych rezultatów. On w
tym czasie, a był to czas może paru sekund, objął ją ramieniem, a drugą ręką
zatkał usta.
- Cichutko kochana, całą zabawę popsujesz. – powiedział i
się uśmiechnął. Dopiero wtedy do Willow dotarło, że słyszy… Śmiech. Tłumiony ze
wszystkich sił, ale szczery śmiech Jamesa Pottera. Kiedy skierowała wzrok na
Huncwotów zobaczyła, że ich przywódca aż trzyma się za brzuch z rozbawienia,
Peter chichotem mu wtóruje i tylko Remus patrzy na to wszystko z politowaniem.
- O co tu chodzi? – dopiero, gdy chłopcy na nią spojrzeli
zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos.
- Wtajemniczymy ją, co? – zapytał Avery.
- Oczywiście i z największą przyjemnością. – powiedział
James i poprawił okulary, które od tego napadu wesołości spadły mu na brodę.
- A spróbowalibyście inaczej. Przecież ona prawie zawału
przez Was barany dostała. – powiedział Remus w sposób najsurowszy, na jaki był
w stanie się zdobyć wobec swoich drogich przyjaciół.
- I nieźle mnie przy tym skopała. Nie wiedziałem, że masz w
sobie tyle siły i zapału. Gratulacje. – zagadnął Avery patrząc Willow prosto w
oczy. – I uwierz mi na słowo – Avery może i tak , a nawet bez wahania, ale ja w
życiu nie użyłbym Cię jako tarczy. Szybciej Ci za nią posłużył.
- A-ha.- wybąkała dziewczyna i kiedy już była bliska
przyjęcia jednego z paru scenariuszy, w których albo postradała zmysły, albo
śniła, Rogacz powiedział.
- Niezwykle to szlachetne z Twojej strony, Łapo.
Na te słowo Willow
wytrzeszczyła na stojącego obok niej chłopaka oczy, a następnie… Tym razem ona
zaszokowała chłopaków wyjątkowo wybuchową jak na nią reakcją.
- Wy durnie skończone! Prawie padłam na zawał! Jeśli dobrze
się bawiliście to znaczy, że jesteście skończonymi socjopatami… – rozwinęła w
tym wybuchu spowodowanym połączeniem ulgi ze złością i zapewne jeszcze by
pokrzyczała, gdyby znowu nie zatkano jej ust.
- To chyba będzie moje nowe hobby. – zażartował Syriusz-
Avery, po czym dodał – Puszczę Cię, jeśli obiecasz już nie krzyczeć. Hm?
Willow wymownie
popatrzyła na jego rękę na swoich ustach i sugerując niemożność odpowiedzi na
to pytanie.
- Spryciulka. Wystarczy kiwnięcie głową.
Dziewczyna
przewróciła oczyma i wykonała twierdzący ruch głową, co poskutkowało natychmiastowym
jej uwolnieniem.
- Trzeba przyznać, że nie znaliśmy Cię od tej strony.
Przebywanie z Evans ma na Ciebie zły wpływ. Nasiąkasz ognistym temperamentem
naszej rudowłosej. – powiedział James mijając ją i Syriusza, żeby sprawdzić czy
przypadkiem nie za kotarą nie przyczaiło się kolejne, niespodziewane
towarzystwo.
- Bo sama nie mogę mieć charakteru?
- Tego nikt nie powiedział. A ja na pewno nie będę nigdy
tego negować - nadal czuję Twój charakter na piszczelach. – odpowiedział Syriusz-
Avery.
- Ale jesteś delikatny. – odparowała Willow, czym wywołała
kolejny cień zdumienia na twarzach chłopaków. Ale był ona za krótki i zbyt
nieznaczny, by się za niego dąsać. Jedynie delikatnie wydęła dolną wargę, co
było jej niekontrolowaną zapowiedzią obrażenia się. ,,Naprawdę mają mnie za aż
tak bezpłciową?” – pomyślała, ale zamiast sobie odpowiadać wolała zwrócić się
chłopaków. – Czekam na obiecane wyjaśnienia.
- I je dostaniesz. Tylko za szybko i w biegu, bo eliksir wielosokowy już niedługo
straci swoją moc. – powiedział Remus i rzucił na środek korytarza duża torbę,
którą do tej pory trzymał za sobą i zaczął z niej wyładowywać kuleczki
przypominające błękitne perły wielkości tłuczków. – Zaczynamy montaż.
Chłopcy skierowali
się w stronę torby, a miny mieli tak podekscytowane, jak dzieci w Miodowym
Królestwie.
- Jak chcesz to możesz nam pomóc. – powiedział Avery, czyli
Syriusz.
- A co konkretnie mam robić? – zapytała i podeszła do nich
niepewnym krokiem.
- Bierzesz kulę – Syriusz podał jej gigaperłę – pocierasz z
jednej strony – wziął ją za rękę i zaczął nią pocierać o błękitne cudeńko,
które w dotyku było jakby…galaretowate. – Czujesz? Robi się cieplejsze? I teraz
tą cieplejszą stroną przyczepiasz kulę do ściany, ale tak, żeby nie rzucała się
z miejsca w oczy. – wstał i nie puszczając jej dłoni nakierował ją na ścianę
korytarza ukrytą bardziej w cieniu. – Myślę, że zejście ściany z sufitem będzie
najlepszym wyborem. – dokończył, po czym niespodziewanie uniósł Willow do góry
trzymając ją mocno w talii. Inaczej nie miałaby szans dosięgnąć wymienionego
przez Łapę miejsca, więc nie powinna była w żaden sposób nadinterpretowywać tego
zachowania, ale na wszelki wypadek spięła swoje myśli tak, by powtrzymać je
przed nakręcaniem się na swój obiekt westchnień. Zawsze tak było nawet kiedy
Syriusz zerknął w jej stronę, która równie dobrze mogła być stroną Lily, Mary
czy kogokolwiek innego. Ale tym razem… Była nadzwyczaj spokojna i zdystansowana
nawet sama przed sobą. Cieszyło ją to bardzo, ale zamiast zachłystywać się dumą ze
swojego opanowania tylko uśmiechnęła się i powiedziała:
- Prościzna.
Przez następne
kilka minut w spokoju i skupieniu rozmieszczali kulki po korytarzu, a w trakcie
tych działań Willow dowiedziała się, że właśnie oto jest przypadkowym świadkiem
przeprowadzania zemsty na Mucliberze za atak na Mary, że Syriusz z Jamesem
ogłuszyli Avery’ego i wyrwali mu parę włosów, by następnie dodać je do ważonego
przez ostatnie kilka dni eliksiru i że Łapa już ,,całkowicie odmieniony” dostał
się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i umówił się w tym przejściu z Mucliberem na
,,czarnomagiczne pogaduchy” ( słowa Rogacza ). Reszty planu nie chcieli jej
dokładnie zdradzać, bo uznali, że najlepszy efekt wywoła naoczne obejrzenie ich
huncwockiego arcydzieła.
Willow słuchała ich
z zainteresowaniem w trakcie mocowanie kul, śmiała się z żartów i żartowała, co
przychodziło jej wyjątkowo łatwo. Nie mogła się temu wprost nadziwić i analizowała
skąd w niej ta nagła zmiana.
- Bardzo Cię proszę, nie bierz tego do siebie zbyt mocno,
ale pierwszy raz mamy okazję doświadczyć jak fajnie się z Tobą współpracuję. –
powiedział Syriusz i zerknął dziewczynie w oczy. Ona chwilę się zawahała, a
następnie zmarszczyła brwi.
- Nie ma powodu. To szczera prawda.
Syriusz trafił w
sedno. Nic dziwnego, że okazali tyle zdziwienia widząc jej wcale nie tak
niestandardowe reakcje. Ona rzeczywiście była dla nich kompletnie płaska pod
względem charakteru i emocji. Szara myszka, uśmiechająca się życzliwie, acz
zapewne głupkowato. Ktoś budzący sympatię, ale nie zainteresowanie. Byli razem
w klasie już pięć lat, a wyglądało na to, że nigdy nie rozmawiali. Znaczy się
wymieniali zdania, ale to było jak muskanie powierzchni i nie wchodzenie
głębiej. Dla Huncwotów figurowała jako ,,przyjacióła Evans”, bo właśnie Lily
całym swoim ognistym temperamentem ją przyćmiewała. Nie miała o to absolutnie
pretensji do rudowłosej, kochała ją jak siostrę i wiedziała, że sama jest sobie
winna. W gruncie rzeczy nie była przecież osobą, która nie ma nic do
zaoferowania swojemu rozmówcy. Miała poglądy, opinie, ciekawe doświadczenia,
ale była w stanie się z tym odsłonić dopiero po nabraniu do kogoś przekonania.
Do Huncwotów przekonania nabrała praktycznie od pierwszego wejrzenia. Nie to
było problemem. Prawdziwy problem odsłonił przed nią dopiero niby niewinny i
żartobliwy komentarz Łapy.
Ona nigdy nie dała
im się poznać. Zawsze, za każdym pojedynczym razem paraliżowało jej jakąś część
mózgu na widok chłopaków, a konkretnie panicza Blacka. Było to tak oczywiste i
naturalne od samego początku, że nie widziała w tym niczego nad czym trzeba by
się zastanawiać. Stan całkowicie normalny i nie do dyskutowania. Stan, którym
zamknął jej drzwi na przyjaźń z tą oryginalną bandą. Stan, który umacniał się
wprost proporcjonalnie do dojrzewania Syriusza i nabierania przez niego
męskości i uroku. Kiedy zdała sobie z tego sprawę prawie trafił ją szlag.
Chciała się zbliżyć do Blacka, a przez
te wszystkie lata w jego obecności wychodziła na szczerzącą się, bezbarwną
idiotkę. A teraz, co się zmieniło? Wygląd, tylko wygląd. Lub raczej aż wygląd,
bo Syriusz nie zmienił fryzury czy stylu ubierania tylko zmienił się w jednego z
najbardziej odpychających Śmierciożerców Juniorów. Kiedy Willow nie musiała
znosić przyjemnego widoku aparycji Łapy, nie rzucała się jej ona na mózg, więc
była zdolna do bycia sobą. Rozmawiała ze swoim ideałem swobodnie i chyba
zyskała jego większą sympatię. I choć wkurzyło ją niemiłosiernie, że musiała
spotkać Syriusza- Avery’ego by dostać takowego olśnienia, była przeszczęśliwa,
że udało jej się osiągnąć pułap znajomości z Huncwotami, który uważała za
nieosiągalny tak długo, jak długo Lily będzie odrzucać zaloty Rogacza
- Willow, wszystko okej? – zapytał Remus, a dziewczyna zdała
sobie sprawę ze swojego długiego już zadumanego milczenia, któremu się oddała
stojąc pod ścianą w miejscu, gdzie umieściła ostatnią kulę.
- Tak, tak. Syriusz mi coś uświadomił.
- To dlatego, że jestem taki błyskotliwy.
- I skromny Łapciu, skromny. – skotrował James. – A teraz,
jeśli wszystko ma się udać my czworo idziemy się schować za kotarę, a pan Avery
poczeka na naszą ofiarę.
- Tak jest, panie kapitanie.
Gdy wszyscy zajęli
już pozycję, nie czekali za długo. Niezawodne wręcz obliczenia Pottera i Blacka
i tym razem nie zawiodły. Mucliber wszedł po tajnego przejścia i nie
spodziewając się ( o dziwo ) żadnego niebezpieczeństwa, skierował się prosto w
stronę Avery’ego. Gdyby ktoś zapytał Willow o zdanie skatalogowałaby tych dwóch
Ślizgonów jako przyjaciół, ale w minie Muclibera i minie Syriusza, który
świetnie wczuł się w swoją rolę, zamiast życzliwości było widać pogardę.
Ślizgoński synonim akceptacji.
Te myśli biegły jej
gdzieś z tyłu głowy, bo nad resztą umysłu przewagę wzięła ekscytacja.
Wiedziała, że zaraz zacznie się akcja i obserwowała tak, jak wcześniej polecił
jej James czy Mucliber przekroczył już linię pierwszych kulek. W momencie, w
którym to się stało wszystko potoczyło się błyskawicznie.
- Przy następnej okazji zamiast na zemstę musimy się umówić
na obgadanie jak to jest mieć dwucyfrowe IQ. – powiedział Syriusz-Avery i oparł
się beztrosko o ścianę. Mucliber zdał sobie sprawę, co znaczą słowo Syriusza z
lekkim opóźnieniem ( ale i tak niewielkim biorąc pod uwagę wspomniany już jego
iloraz inteligencji ). Wyciągnął różdżkę, a Willow z przestrachem zobaczyła, że
Łapa nie zrobił tego samego. Krzyknęła w tym samym momencie, w którym Mucliber
rzucił w Syriusza zaklęcie z pewnością z tej samej kategorii, co to wymierzone
w Mary. Wtedy zadziałały perły.
Wszystkie naraz się
rozświetliły i utworzyły coś w rodzaju szkieletu mieniącego się wszystkimi
kolorami tęczy. Zaklęcie Muclibera odbiło się od granicy tego pola i odbijając
się jak kula na bilardowym stole od wszystkich ścian uderzyło w samego
atakującego. Tyle, że z większą mocą. Mucliber upadł na ziemię, a kiedy
podniósł się na łokciach okazało się, że ma gigantyczną głowę jak troll i
miliony krwawiących ran na całym ciele. Nie nauczyło go to zbyt wiele, bo znowu
chwycił różdżkę, która wypadła mu z ręki. Ale tym razem Syriusz zareagował machnął
swoją różdżką, wieszając Muclibera do góry nogami pod sufitem. Gdy ten zaczął
wierzgać zaplątany w szatę szkolną, Łapa dotknął różdżką najbliżej znajdującej
się kuli. Na początku wydawało się, że nic się nie dzieje, więc Willow
zmarszczyła brwi, ale James widząc jej minę pośpieszył z wyjaśnieniem.
- Spójrz na podłogę. – powiedział stojąc już wewnątrz
korytarza z resztą Huncwotów, ramię w ramię. Tylko Willow pochłonięta
wydarzeniami nie przeszła jeszcze na powrót na drugą stronę kotary. Gdy już to
zrobiła podłoga, na którą miała spojrzeć była już całkowicie pokryta wodą,
której cały czas przybywało. Minęło zaledwie kilka sekund i cała przestrzeń
między kulami zamieniła się w galaretowaty basen. Mucliber dalej wierzgał, ale
jego ruchy były spowolnione, jak na zwolnionym filmie.
- Nie udusi się? – spytała dziewczyna, choć nie chciała
zdradzać, ze martwi się losem tego drania.
- Możliwe. Pierwszy raz tego używamy. – powiedział James.
Postał jeszcze chwilę z przechyloną głową podziwiając ich dzieło, po czym
zakomenderował wyjątkowo niespodziewanie. – Idziemy.
Dziewczyna była w
szoku i chyba też dlatego ruszyła bez słowa za nimi. Obejrzała się tylko raz i
napotkała przerażone spojrzenie Muclibera. To ją ruszyło. Gdy wyszli z
przejścia zrównała się z Łapą.
- To mimo wszystko jednak lekka przesada, nie uważacie?
- Nie martw się Will, pułapka zaraz puści. Chcieliśmy go
tylko nastraszyć, bo doskonale nas słyszał. – odrzekł Black. Dziewczynie
spodobało się zdrobnienie, którego nikt inny z grona jej przyjaciół nigdy nie
używał, bo wszystkim kojarzyło się z imieniem męskim. Jej samej z resztą
również, ale z ust Syriusza nabierało innego wydźwięku. Między innymi dlatego,
że eliksir przestawał już działać i twarz Avery’ego jak brzydka maska znikała
zastępowana przez przystojną buzię Łapy. Doszli do Pokoju Wspólnego w
milczeniu, bo było już grubo po ciszy nocnej, a do tego czasu Syriusz już
całkowicie odzyskał twarz.
- Znacznie lepiej. – powiedział przecierając twarz dłonią.
- Zgadzam się. – powiedzieli wszyscy prawie jednocześnie, a
potem zaczęli chichotać.
- Miło wiedzieć, że mój wygląd ma tak szerokie grono
wielbicieli. – odrzekł Łapa i mrugnął do Willow. Dziewczyna co prawda spłonęła
rumieńcem, ale nie straciła języka w gębie, ani władzy nad umysłem.
- Szersze na pewno niż Avery. – odparł James.
- Zgadzam się. A teraz pozwólcie, że się już odmeldowuję.
- Pozwolimy i dziękujemy za dzisiejsze towarzystwo. – powiedział
Remus z lekkim skinieniem głowy, do którego przyłączyli się pozostali chłopcy.
Willow pomachała na odchodne i pobiegała po
schodach na górę. Miała nadzieję, że to początek nowego rozdziału ich
znajomości, bo właśnie oto odkryła nową pośrednią właściwość eliksiru
wielosokowego. Zdjął on klątwę krępacji z Willow i zapowiadało się, że ona
raczej już nie wróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz