Mucliber został
znaleziony w tajnym korytarzu przez jednego z młodszych uczniów, którego
przyciągnęły jego gniewne pomruki. Na nic innego Ślizgon nie mógł sobie
pozwolić, bo Huncwoci zadbali by założyć mu na usta niewidzialny, magiczny
knebel. Dalszy przebieg wydarzeń był do przewidzenia: wezwanie nauczycieli,
którzy uwolnili już całkowicie czerwonego na twarzy Muclibera; odesłanie
chłopaka do Skrzydła Szpitalnego, a następnie wysłuchanie go przez loże złożoną
z opiekunów domu Lwa i domu Węża, a także dyrektora. Oczywiście zanim chłopak
otworzył usta dla wszystkich było wiadome kto jest autorem pułapki na Ślizgona,
jak również na co była ona odpowiedzią. Zemsta za Mary.
W tej sytuacji
nauczyciele zachowali się w sposób zadziwiający i karygodny z punktu widzenia
wychowawczego. Po wysłuchaniu Muclibera profesor McGonagall powiedziała:
- Nie uważasz Horacy, że jest to sytuacja patowa?
- Co masz na myśli, moja droga?
- Mamy tu słowo przeciwko słowu, bo jestem pewna chóralnego
zaprzeczenia chłopców w kwestii ich związku ze sprawą.
- Zapewne masz rację. – powiedział zamyślony opiekun
Slytherinu, do czego dodał energiczne kiwanie głową, gdy napotkał wzrok
profesora Dumbledore’a i jego delikatny uśmiech.
- Myślę, że możemy sobie w takim razie odpuścić
konfrontację. Paniczowi Mucliberowi nic wielkiego się nie stało, dowodów brak…
- Ale…
- Chłopcze, nie ładnie jest przerywać kiedy kobieta mówi. –
powiedział dyrektor. – A tymczasem życzę Ci powrotu do formy. – poklepał go po
ramieniu i skierował się do drzwi.
- Jesteśmy ostatnio za mało surowi dla uczniów. Niektórym
niedawno upiekło się przez to wiele poważnych przewinień. – patrzyła wymownie
na Ślizgona kiedy to mówiła i skutecznie zamknęła mu usta tą aluzją.
- W dzisiejszych czasach trochę pobłażliwości nie zaszkodzi.
I tak życie codzienne nas nie rozpieszcza. – Horacy Slughorn westchnął. – No
cóż, nie ma co robić tu Poppy niepotrzebnego tłoku. Trzymaj się chłopcze.
- Do widzenia Poppy.
- Do widzenia, do widzenia. – powiedziała pielęgniarka
kryjąc w swoim kołnierzu trudny do pohamowania uśmiech. Następnie zajęła się
Mucliberem, który był wyraźnie zdezorientowany i zirytowany. On też, jak
większość zaślepionych czarną magią Ślizgonów patrzył na wszystko bardzo
krótkowzrocznie. Dla niego i jego kolegów to była sprawa utarcia nosa paru
Gryfonom i pokazu siły. Dla reszty świata i bardziej dojrzałych uczniów –
wersja mini wojny, której stawką był, jakkolwiek pompatycznie to brzmiało – pokój
na świecie.
***
W innej części
zamku, już poinformowany o zajściu z Mucliberem inny Śmierciożerca Junior
wprowadził w życie swój plan. Skorzystał z przypływu emocji, które dodały mu
odwagi na tyle by zaciągnąć siostry Durete w ustronne miejsce na rozmowę.
Siedzieli teraz, a właściwie dziewczyny siedziały w całkiem sporych rozmiarów
składziku na miotły, a Regulus stał między nimi a drzwiami, które zamknął
uprzednio od środka. Obie Krukonki siedziały prosto jak struny, jedną nogę
założyły na drugą, a ręce z zaplecionymi palcami położyły na kolanach. Żadna z
nich nie sprawiała wrażenia przestraszonej czy zmartwionej. W pierwszej chwili
kiedy je zaczepił i poprosił o chwilę poufnej rozmowy zdawały się nie tyle
zdziwione, co zaintrygowane. Mimo to, Regulus czuł mieszankę podziwu i wstydu.
Podziwu dla ich niewzruszonej niczym postawy, a wstydu… Cóż, nie bały się
zostać z nim zamknięte w pustym pomieszczeniu, a to kiepsko świadczyło o jego
pozycji i opinii, a może raczej jeszcze jej braku.
- Słuchamy uważnie, panie Black. – powiedziała Elinor swoim
hipnotyzującym głosem, kręcąc przy tym kosmyk włosów na palcu. Z wyjątkową
lubością podkreśliła zwłaszcza dwa ostatnie słowa, a Regulus domyślił się o kim
w tym momencie myślała. Zdenerwowało go to jeszcze bardziej, więc palnął bez
większych wstępów.
- Chciałbym Wam złożyć propozycję przyłączenia się do naszej
grupy.
- Co znaczy ,,naszej”? I co to za ,,grupa”? – powiedziała
Corinne całkowicie spokojnie, po czym wymieniły z siostrą porozumiewawcze
spojrzenia i się uśmiechnęły. – Takie pytania powinny paść, gdybyśmy chciały
udawać głupie i nieświadome tego, co się wokół nas dzieje. Ale pozwól, że nie
będziemy kluczyć i przejdziemy do innej kwestii: Dlaczego my?
- Tylko wprost i bez kręcenia. – dodała Elinor mrużąc
zalotnie oczy i zdając sobie sprawę, jakie to robi wrażenie na Regulusie i jak
wytrąca go to z równowagi. Chłopak wziął głęboki wdech i postanowił zachować
pełen profesjonalizm.
- Jesteście czystej krwi. To po pierwsze. Po drugie,
jesteście silne i pewne we wszystkich swoich działaniach. I powiedzmy sobie
szczerze – wolicie być po stronie wygranych, choćby nawet ta strona była
napiętnowana przez ogół.
- Powiem Ci Smoczyco, że jest to całkiem trafna analiza
psychologiczna.
- Nazwisko Black zobowiązuje. Mimo wszystko, mowa tu nadal o
czarnej magii i rasizmie. Skąd ta mina? Mówiłam – nazywamy rzeczy po imieniu.
- Chodzi o władzę i ochronę magicznego dziedzictwa. Same
przyznacie, że są tacy, którzy na miano czarodziei nie zasługują…
- Znamy tą ideologiczną gadkę. – powtrzymała go Corinne
gestem ręki. – W sumie, ja mogę spróbować.
- To nie jest klub dyskusyjny, do którego można się
dołączyć, a potem wypisać i odzyskać wpisowe.
- A co jest tym wpisowym w tym przypadku? Dusza? – Elinor
celowo mówiła niższym głosem, ale Regulus nie dał się sprowokować.
- Co by nim nie było, wchodzę w to. Wolę trzymać z
silniejszymi. I choć tajemnicą nie jest, że w szkole nimi raczej nie jesteście,
to poza murami zamku proporcje są dosyć jasne. – powiedziała Corinne takim
tonem, jakby zgadzała się zjeść kawałem ciasta dyniowego na deser.
- Żartujesz.
- Nie. I nie mów siostrzyczko, że dla Ciebie sprawa jest
całkowicie nie do przemyślenia. Gdybyśmy sprawiały wrażenie krystalicznie
grzecznych i ideologicznie poprawnych panicz Black by nam tego nie proponował z
takim spokojem.
- Fakt, święte nie jesteśmy i nigdy nie udawałyśmy, że jest
inaczej. Ale brak zasad dla własnych wygód w szkole, a w prawdziwym życiu tam –
wskazała palcem na ścianę, myśląc o świecie za murami – to zupełnie inna
sprawa.
- Boisz się?
- Nie. Ale jeśli mam się zadeklarować to dopiero, gdy
propozycja wyjdzie od kogoś… Twardego.
Obie brunetki spojrzały jednocześnie na Ślizgona i wtedy
dopiero chłopak zdał sobie sprawę, że powinien się wtrącić do rozmowy, którą na
razie prawie z zapartym tchem obserwował. Dyskutowały jakby go tu nie było, co
za charaktery. Ale on też go miał, wbrew temu co sądziły.
- Co dla Was jest oznaką bycia twardym? Wieszanie ludzi pod
sufitem w magicznych pułapkach? – osiągnął zamierzony efekt sięgając po temat
Huncwotów, obydwu dziewczynom drgnęły brwi.
- Rozumiem. Tak, zgadza się Huncwoci robią na nas wrażenie.
Ale to, że lubimy ich prywatnie nie oznacza zgodności poglądów. – powiedziała Corinne,
bo Elinor wyjątkowo się zamyśliła i jakby uśmiechała do własnych wspomnień.
- To, że lubicie ich nie koniecznie promieniuje na ich
towarzystwo. I w ten sposób przechodzimy to tego, że my również jesteśmy wystarczająco
zdecydowani w swoich działaniach.
- Czyli przechodzimy do momentu przekonywania nas o swojej
sile. – Corinne założyła ręce na piersi i oparła się wygodniej.
,,Koniec. – pomyślał Regulus – Wystarczy tego lekceważenia.”
- A otrucie jawnie nielubianej przez Was Jules Justice ma
wystarczającą siłę perswazji.
Siostry Durete były
zbyt opanowane, by krzyknąć ,,Co?”, ale tym razem potrzebowały o wiele dłuższej
chwili milczenia do przetrawienia tej informacji. Pierwsza odezwała się Elinor,
ale bez flirtu i uwodzenia, tylko tonem pasującym bardziej do jej siostry
Królowej Śniegu.
- Nie wiem, czy bardziej interesuje mnie czemu, czy jak?
- Słyszałem, co o niej mówiłyście. Kiedy to pozostanie moją
tajemnicą. A jeśli chodzi o przebieg całej akcji… Chyba będę chciał najpierw
deklaracji Was obydwu zanim przejdę do zdradzania naszych sekretów. –
powiedział Regulus i starał się naśladować przy tym nonszalancję swojego starszego
brata.
- Wchodzę w to, jak już wcześniej nadmieniłam.
- A Ty , Elinor?
Dziewczyna
zarzuciła swoje piękne, czarne włosy na plecy, wysunęła do przodu podbródek i
wydęła dolną wargę. Była to typowa dla niej postawa i mina, kiedy poważnie i
intensywnie się nad czymś zastanawiała. W tej chwili obmyślała właśnie plan,
który pozwoli wyciągnąć jej jak najwięcej korzyści z zaistniałej sytuacji. Jak
wydedukowała będzie się tym razem wiązało to z paskudną i popełnioną z
premedytacją zdradą, ale cóż. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone,
a kiedy oba ta stany się na siebie nakładają nie istnieje coś takiego, jak
przesada.
***
Tego samego dnia po
skończonych lekcjach jeden z przywódców Huncwotów postanowił choć po części
wynagrodzić pewnej nigdy nie skarżącej się na nic i zawsze pełnej pozytywnej
energii damie kilka ostatnich wpadek. Właśnie dlatego teraz Syriusz Black i
Jules Justice jedli kolację na moście na błoniach, a owa kolacja złożona była z
jedzenia uprzednio wyniesionego z jadali i przygotowanego przez pełne sympatii
dla Huncwotów skrzaty domowe. Zaśmiewali się przy tym tak, że Jules prawie
wypadł z buzi kawałek naleśnika.
- Następnym razem załatwię śliniaczek. – zażartował i podał
jej chusteczkę.
- Nie każdy może być idealny nawet plując jedzeniem. A
wracając do tematu to po raz kolejny Wam się upiekło.
- Tak, ale tym razem i przyznaję się bez bicia nie dlatego,
że wymyśliliśmy jakieś błyskotliwe alibi, tylko dlatego, że z McGonagall jest
naprawdę równa babka.
- A miałeś kiedyś jakiekolwiek wątpliwości?
- Niby nie, ale nie posądziłbym jej o wykroczenie poza
reguły, które nawet jej ciasny koczek wydają się trzymać w ryzach.
- No właśnie. – powiedziała Jules i pociągnęła łyk soku
pomarańczowego przez słomkę. – Sok pomarańczowy, a nie dyniowy i w dodatku
słomka. Aż dziw, że pamiętałeś o moich dziwactwach napojowych.
- Nie jestem znowu aż tak zapatrzony w siebie, jak sądzisz.
I co miało znaczyć to ,,no właśnie”?
- Mimo, że faktycznie wszechświat rozszerzył Ci się poza
Twoją własną osobę, nie zawsze trafnie wystawiasz ludziom oceny.
- A Ty jesteś w tym lepsza? Przecież Tobie trudno uwierzyć w
jakiekolwiek objawy złej woli u kogokolwiek.
- Zgadza się, a wiąże się to z po prostu z ogromną ilością
empatii, którą w sobie mam. I co? Żadnych złośliwych uwag?
- Nie mam ku nim podstaw, Twojej empatii rozmiarów Mount Everest
nie da się kwestionować. – powiedział i uśmiechnął się półgębkiem.
- Stop! Nie rób tak. – zawołała i zakryła oczy rękami.
- Jak? O co Ci chodzi? Naprawdę i szczerze tak myślę. –
powiedział Łapa odrywając jej palce od twarzy.
- Nie wątpię w przekaz, ale w sposób przekazu. Użyłeś tonu i
uśmiechu podrywacza. I choć to miłe, bo oznacza, że masz mnie jednak za
dziewczynę to całkowicie niedopuszczalne w łączących nas relacjach.
- A jakbyś je streściła? W sensie nasze relacje?
- Przyjaźń. – powiedziała, po czym dodała speszona, gniotąc
szyjkę słomki. - Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Żadnej przyjaźni, jeśli jeszcze raz usłyszę w Twoim głosie
niepewność. Zgoda? – zapytał i wyciągnął w jej stronę swój kubek do toastu.
- Zgoda. – wypili i przez chwilę jedli w milczeniu, która na
ich etapie znajomości nie była już krępująca.
- Jeszcze go nie znaleźliśmy. – powiedział Syriusz, krzywiąc
się, a Jules nie musiała pytać by wiedzieć, że chodzi o jej truciciela.
- Trudno, ale za to ja znalazłam kolejną ciekawą zabawkę to
Waszych dowcipów. Przypomina ona włóczkę na kołowrotku z właściwościach
klejącymi o niesamowitej wydajności.
- Zamawiaj. – Łapa popatrzył na minę Jules i się zaśmiał. –
Rozumiem, że to już zrobiłaś?
- Znam już trochę Wasz gust. A zatytułować do można tak:
Magiczne, ciekawe i potrafiące zrobić zamieszanie.
- Ale nas spłyciłaś. Choć jest to tytuł wyjątkowo celnie
sformułowany. – skomentował Black i wrzucił sobie do buzi winogrono.
- Brawo, 10 na 10. – zażartowała Jules, a następnie po
sekundowym zawahaniu dodała. – A na ile oceniasz randkę z Elinor?
- O proszę, widzę, że ciekawość wzięła górę nad kompletną
obojętnością na sprawy prywatne innych.
- Było to pytanie wypowiedziane impulsywnie. Nie zdążyłam go
przepuścić przez filtr. Nie musisz…
- Ale mogę i chcę odpowiedzieć. Myślę, że… Punkt za rozmowę,
punkt za ubaw i pięć punktów za wygląd, czyli łącznie siedem. Co?
- Ale Ty jesteś płytki. – zażartowała Jules.
- Nie zgadzam się z tą krzywdzącą opinią. Po prostu nie
mogłem ocenić pozostałych aspektów wyżej, bo ona był zbyt wystudiowana w swoim
zachowaniu.
- Nie chcę być niemiła, ani wystawiać osądów o kimś kogo
słabo znam, ale obie siostry Durete wydają się takie być. I obie zabierają się
za najwyższą półkę w szkole, czyli Huncwotów.
- Jak miło. Myślę, że Luniaczkowi dobrze zrobi na jego
samoocenę Twoja opinia, o ile oczywiście mogą ją powtórzyć.
- I tak to zrobisz. – powiedziała Jules ze wzruszeniem
ramion.
- Słucham? Nie jestem paplą! – obruszył się Łapa.
- Jesteś… Auł! – zawołała z wyrzutem dziewczyna, która właśnie
dostała winogronem w oko.
- Przepraszam, chciałem trafić w buzię, ale się ruszyłaś.
- A ja chciałam powiedzieć, że jesteś, ale tylko jeśli
chodzi o przepływ informacji między Tobą a chłopakami. O nic innego Cię nie
posądzam, a tej materii się nie dziwię. Jesteście jak bracia, zwłaszcza Ty i
James.
- To prawda. – skomentował Syriusz w dwóch słowach, ale było
to wystraczająco wymowne. Nad prawdami ogólnymi nie trzeba się było rozwodzić.
- I za tą prawdę zostałam prawie oślepiona winogronem.
- Nie przekręcaj! A za oko przeprosiłem.
- Dobra, przecież się nie gniewam. – odpowiedziała i wstała
z zaścielonego na moście kocyka.
- Gdzie się pani wybiera?
- Dowiesz się właśnie kolejnej rzeczy, na którą się składam
ja jako osoba.
- Podobnej do faktu obsesji na punkcie soku pomarańczowego i
słomek? – zapytał i podszedł do dziewczyny, która oparła się łokciami o
barierkę mostu i patrzyła w niebo. W świetle gwiazd z tym uśmiechem na twarzy i
iskrzącymi się oczami wyglądała bardzo ładnie. Syriusz był tak swobodny w
kontaktach z płcią przeciwną, że ta myśl nie była w jego mniemaniu niczym
niezwykłym, ale doszedł do wniosku, że Jules zapewne uznałaby ją za niestosowną
w tej samej mierze, co jego ,,uśmiech podrywacza”. – Czekam na poznanie
kolejnego sekretu.
- To żaden sekret. Rzecz tak ogólnie znana, że wie o niej
cała mój Puchoński rocznik. Ale niech Ci będzie, że zrobię odpowiedni wstęp.
Turururu! – wykonała gest, jakby grała na trąbce. – Uwielbiam gwiazdy. Niebo
nocą…Eh. Mogłabym na nie patrzyć godzinami.
- Czyli astronomia to zapewne Twój ulubiony przedmiot. –
powiedział Łapa i podążając za jej wzrokiem też zaczął patrzeć w gwiazdy.
- Paradoksalnie rzecz biorą, nie. Lubię go bardzo, ale on za
wiele tłumaczy, a wbrew temu że mam fioła na punkcie nauki, uważam, że wiedza
odbiera czasem niektórym rzeczą urok i piękno. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Chyba nie do końca. – powiedział z wahaniem Syriusz.
- To popatrz w niebo, na te mrygające światełka na tafli
atramentu. Są piękne, a to że się nazywają Vega, Orion czy Syriusz –
uśmiechnęła się do niego – nie ma tu nic do rzeczy.
- Poetka z Ciebie.
- Tak, jasne. Z poezją nie wartą nawet złamanego sykla. Ale doceniam dobre intencje. A i zastrzegam – mimo mojej
miłości do gwiazd ewentualne prezenty w formie Map Nieba lub książek o
astronomii zdecydowanie odrzucam.
- Bo wiedza czasem niszczy piękno.
- Dokładnie. Wystarczy mi jedna osoba, która
zainterpretowała to tak, a nie inaczej.
- Kto taki? – Syriusz był wyraźnie zaciekawiony, zwłaszcza
że Jules była wyraźnie rozdarta mówiąc o tym.
- Twój wróg publiczny numer jeden z niewiadomej przyczyny.
- Darius? Kupuje Ci książki związane z gwiazdami? – Łapa wyglądał
jakby miał wybuchnąć śmiechem.
- Bawi Cię to? Trop jest dobry. Lubię czytać i lubię
gwiazdy, więc książka o gwiazdach wydaje się być idealnym pomysłem.
- Ale nie jest. A Ty ze swoim dobrym serduszkiem nie
chciałaś mu robić przykrości, gdy wręczył Ci prezent ani później w rozmowie.
- Coś w tym rodzaju. I podkreślam jeszcze raz – to nic
zabawnego. Wręcz przeciwnie, to słodkie kiedy coś, co dostajesz świadczy
wyraźnie o tym, że rozmówca słuchał Cię uważnie…
- Ale nie do końca ze zrozumieniem.
- Ty, mądralo na początku też nie zrozumiałeś.
- Bo jak stwierdziliśmy mniej więcej na początku znajomości,
jesteś wariatką w pozytywnym tego słowa znaczeniu i trudno Cię zrozumieć.
- Widzę, że nabijanie się z Dariusa poprawia Ci nastrój i
samopoczucie. Nie podoba mi się to, bo jest moim przyjacielem i to dłużej niż
Ty. – powiedziała wyzywająco i dźgnęła go palcem w brzuch.
- To zabolało i nie mam na myśli Twojego palca. – Łapa zrobił
minę jak smutny piesek, czym zawsze bardziej rozbawiał Jules. Po chwili od
słowa do słowa, znów śmiali się do łez. Nagle Syriusz zrobił minę jakby sobie o czymś przypomniał.
- Zapomniałem o jednym ,,szczególe” wczorajszej akcji.
Towarzyszył nam ktoś, powiedzmy, z zewnątrz.
- Czuję się oszukana, mnie nigdy nie zabraliście na psoty.
- Wszystko przed nami. A ta osoba pojawiła się na horyzoncie
całkowicie niespodziewanie. Masz trzy podejścia z pytaniami Tak lub Nie, a
potem Ci powiem.
- Widzę, że spodobała Ci się moja zabawa. Okej. Czy to
dziewczyna?
- Tak.
- Z Gryffindoru?
- Tak.
- Lily! – krzyknęła triumfalnie Jules.
- Nie. Willow.
- Willow? Ta Willow? Willow – Słodki –Czekoladowy – Loczek?
-Ciekawie ludzi nazywasz, nie ma co. Ale tak dokładnie ta.
- Niesamowite. I normalnie Wam pomogła i z Wami rozmawiała? –
dziewczyna zdawała się być w zwalającym z nóg szoku.
- Tak, co w tym dziwnego?
- To, że Willow jest zakochana w Tobie po uszy i ile razy ją
widziałam zawsze jąkała się w Twojej obecności.
- Chyba coś Ci się wydaje. – powiedział Syriusz, ale bez
przekonania i coraz bardziej marszcząc brwi.
- Widzę, że trybiki zaskoczyły. A jeśli wczoraj zachowywała
się normalnie to tylko potwierdza tezę. Nie peszyłeś jej, bo nie wyglądałeś jak
Adonis, tylko jak Avery.
- Sprzątam. Późno już, powinniśmy wracać. Nasze spotkania
sam na sam nie mogą się kończyć po ciszy nocnej.
- Bo?
- Bo to już zalatuje randką. – powiedziała z udawaną powagą.
– Orientuj się! – krzyknęła i rzuciła w Syriusza winogronem, które on
oczywiście złapał. – Tak się nie liczy, miało od razu wpaść do buzi.
- Przyjmuję wyzwanie, jeszcze raz.
Oczywiście ten
drugi raz winogronko rzucone przez Jules wylądowało prosto w ustach Syriusza.
Dziewczyna tylko przewróciła oczami, patrząc jak się puszy.
Dobrze się bawili w
swoim towarzystwie i świetnie się dogadywali. Tak świetnie, że teksty Jules o
tym, by Syriusz pamiętał, że jest dziewczyną wcale nie były takie straszne
dziwne. Dla Huncwota- Podrywacza taka relacja z dziewczyną była zupełnym
fenomenem. Szli w wyśmienitych humorach do zamku, a Jules by rozbawić
dodatkowo Łapę wpychała w policzki po trzy winogrona i starała się mówić z
takim balastem.
- Kiedy znowu mogę liczyć na taki zaszczyt? Towarzystwo
Króla szkoły i to przez tak długi czas?
- Możesz liczyć na audiencję u całej linii królewskiej i to
częściej i gęściej. Słowo Huncuotooa – ostatnie słowo zostało zniekształcone,
bo Jules zatkała mu usta dłonią.
- Nie dawaj słowa, które potem będzie Ci trudno dotrzymać.
Bo z tego co mi obiecasz, potem nawet podświadomie będę Cię rozliczać. A tak,
każde spotkanie będzie miłą niespodzianką.
- Czemu niby trudno?
- Bo gęsto od przedstawicielek płci pięknej się wokół Ciebie
robi. – powiedziała panna Justice złowrogim tonem. Syriusz zaśmiał się w swój
szczekliwy sposób.
- Skoro mówisz, że Willow ma wobec mnie jakieś zamiary to
chyba rzeczywiście.
- Willow i Elinor. Zupełne przeciwieństwa. Ciekawy ten
trójkącik.
Syriusz spojrzał na
uśmiechniętą Jules i pomyślał, że możliwe iż tak figura ma jeszcze jeden kąt,
ale tą uwagę zostawił dla siebie. Poruszając się po neutralnych tematach
dotarli do zamku i kolejny miły dzień dobiegł końca.
Jules i Syriusz będą razem?
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że mogą być takie podejrzenia :) ale ja postaram się nie iść w oczywistość :) pozdrawiam :)
UsuńTrochę smutno. Chciałabym ich zobaczyć ich jako paree :*
OdpowiedzUsuń