sobota, 24 września 2016

17. Uraz, umowa i uśmiech

   Mucliber został znaleziony w tajnym korytarzu przez jednego z młodszych uczniów, którego przyciągnęły jego gniewne pomruki. Na nic innego Ślizgon nie mógł sobie pozwolić, bo Huncwoci zadbali by założyć mu na usta niewidzialny, magiczny knebel. Dalszy przebieg wydarzeń był do przewidzenia: wezwanie nauczycieli, którzy uwolnili już całkowicie czerwonego na twarzy Muclibera; odesłanie chłopaka do Skrzydła Szpitalnego, a następnie wysłuchanie go przez loże złożoną z opiekunów domu Lwa i domu Węża, a także dyrektora. Oczywiście zanim chłopak otworzył usta dla wszystkich było wiadome kto jest autorem pułapki na Ślizgona, jak również na co była ona odpowiedzią. Zemsta za Mary.
   W tej sytuacji nauczyciele zachowali się w sposób zadziwiający i karygodny z punktu widzenia wychowawczego. Po wysłuchaniu Muclibera profesor McGonagall powiedziała:
- Nie uważasz Horacy, że jest to sytuacja patowa?
- Co masz na myśli, moja droga?
- Mamy tu słowo przeciwko słowu, bo jestem pewna chóralnego zaprzeczenia chłopców w kwestii ich związku ze sprawą.
- Zapewne masz rację. – powiedział zamyślony opiekun Slytherinu, do czego dodał energiczne kiwanie głową, gdy napotkał wzrok profesora Dumbledore’a i jego delikatny uśmiech.
- Myślę, że możemy sobie w takim razie odpuścić konfrontację. Paniczowi Mucliberowi nic wielkiego się nie stało, dowodów brak…
- Ale…
- Chłopcze, nie ładnie jest przerywać kiedy kobieta mówi. – powiedział dyrektor. – A tymczasem życzę Ci powrotu do formy. – poklepał go po ramieniu i skierował się do drzwi.
- Jesteśmy ostatnio za mało surowi dla uczniów. Niektórym niedawno upiekło się przez to wiele poważnych przewinień. – patrzyła wymownie na Ślizgona kiedy to mówiła i skutecznie zamknęła mu usta tą aluzją.
- W dzisiejszych czasach trochę pobłażliwości nie zaszkodzi. I tak życie codzienne nas nie rozpieszcza. – Horacy Slughorn westchnął. – No cóż, nie ma co robić tu Poppy niepotrzebnego tłoku. Trzymaj się chłopcze.
- Do widzenia Poppy.
- Do widzenia, do widzenia. – powiedziała pielęgniarka kryjąc w swoim kołnierzu trudny do pohamowania uśmiech. Następnie zajęła się Mucliberem, który był wyraźnie zdezorientowany i zirytowany. On też, jak większość zaślepionych czarną magią Ślizgonów patrzył na wszystko bardzo krótkowzrocznie. Dla niego i jego kolegów to była sprawa utarcia nosa paru Gryfonom i pokazu siły. Dla reszty świata i bardziej dojrzałych uczniów – wersja mini wojny, której stawką był, jakkolwiek pompatycznie to brzmiało – pokój na świecie.


***


W innej części zamku, już poinformowany o zajściu z Mucliberem inny Śmierciożerca Junior wprowadził w życie swój plan. Skorzystał z przypływu emocji, które dodały mu odwagi na tyle by zaciągnąć siostry Durete w ustronne miejsce na rozmowę. Siedzieli teraz, a właściwie dziewczyny siedziały w całkiem sporych rozmiarów składziku na miotły, a Regulus stał między nimi a drzwiami, które zamknął uprzednio od środka. Obie Krukonki siedziały prosto jak struny, jedną nogę założyły na drugą, a ręce z zaplecionymi palcami położyły na kolanach. Żadna z nich nie sprawiała wrażenia przestraszonej czy zmartwionej. W pierwszej chwili kiedy je zaczepił i poprosił o chwilę poufnej rozmowy zdawały się nie tyle zdziwione, co zaintrygowane. Mimo to, Regulus czuł mieszankę podziwu i wstydu. Podziwu dla ich niewzruszonej niczym postawy, a wstydu… Cóż, nie bały się zostać z nim zamknięte w pustym pomieszczeniu, a to kiepsko świadczyło o jego pozycji i opinii, a może raczej jeszcze jej braku.
- Słuchamy uważnie, panie Black. – powiedziała Elinor swoim hipnotyzującym głosem, kręcąc przy tym kosmyk włosów na palcu. Z wyjątkową lubością podkreśliła zwłaszcza dwa ostatnie słowa, a Regulus domyślił się o kim w tym momencie myślała. Zdenerwowało go to jeszcze bardziej, więc palnął bez większych wstępów.
- Chciałbym Wam złożyć propozycję przyłączenia się do naszej grupy.
- Co znaczy ,,naszej”? I co to za ,,grupa”? – powiedziała Corinne całkowicie spokojnie, po czym wymieniły z siostrą porozumiewawcze spojrzenia i się uśmiechnęły. – Takie pytania powinny paść, gdybyśmy chciały udawać głupie i nieświadome tego, co się wokół nas dzieje. Ale pozwól, że nie będziemy kluczyć i przejdziemy do innej kwestii: Dlaczego my?
- Tylko wprost i bez kręcenia. – dodała Elinor mrużąc zalotnie oczy i zdając sobie sprawę, jakie to robi wrażenie na Regulusie i jak wytrąca go to z równowagi. Chłopak wziął głęboki wdech i postanowił zachować pełen profesjonalizm.
- Jesteście czystej krwi. To po pierwsze. Po drugie, jesteście silne i pewne we wszystkich swoich działaniach. I powiedzmy sobie szczerze – wolicie być po stronie wygranych, choćby nawet ta strona była napiętnowana przez ogół.
- Powiem Ci Smoczyco, że jest to całkiem trafna analiza psychologiczna.
- Nazwisko Black zobowiązuje. Mimo wszystko, mowa tu nadal o czarnej magii i rasizmie. Skąd ta mina? Mówiłam – nazywamy rzeczy po imieniu.
- Chodzi o władzę i ochronę magicznego dziedzictwa. Same przyznacie, że są tacy, którzy na miano czarodziei nie zasługują…
- Znamy tą ideologiczną gadkę. – powtrzymała go Corinne gestem ręki. – W sumie, ja mogę spróbować.
- To nie jest klub dyskusyjny, do którego można się dołączyć, a potem wypisać i odzyskać wpisowe.
- A co jest tym wpisowym w tym przypadku? Dusza? – Elinor celowo mówiła niższym głosem, ale Regulus nie dał się sprowokować.
- Co by nim nie było, wchodzę w to. Wolę trzymać z silniejszymi. I choć tajemnicą nie jest, że w szkole nimi raczej nie jesteście, to poza murami zamku proporcje są dosyć jasne. – powiedziała Corinne takim tonem, jakby zgadzała się zjeść kawałem ciasta dyniowego na deser.
- Żartujesz.
- Nie. I nie mów siostrzyczko, że dla Ciebie sprawa jest całkowicie nie do przemyślenia. Gdybyśmy sprawiały wrażenie krystalicznie grzecznych i ideologicznie poprawnych panicz Black by nam tego nie proponował z takim spokojem.
- Fakt, święte nie jesteśmy i nigdy nie udawałyśmy, że jest inaczej. Ale brak zasad dla własnych wygód w szkole, a w prawdziwym życiu tam – wskazała palcem na ścianę, myśląc o świecie za murami – to zupełnie inna sprawa.
- Boisz się?
- Nie. Ale jeśli mam się zadeklarować to dopiero, gdy propozycja wyjdzie od kogoś… Twardego.
Obie brunetki spojrzały jednocześnie na Ślizgona i wtedy dopiero chłopak zdał sobie sprawę, że powinien się wtrącić do rozmowy, którą na razie prawie z zapartym tchem obserwował. Dyskutowały jakby go tu nie było, co za charaktery. Ale on też go miał, wbrew temu co sądziły.
- Co dla Was jest oznaką bycia twardym? Wieszanie ludzi pod sufitem w magicznych pułapkach? – osiągnął zamierzony efekt sięgając po temat Huncwotów, obydwu dziewczynom drgnęły brwi.
- Rozumiem. Tak, zgadza się Huncwoci robią na nas wrażenie. Ale to, że lubimy ich prywatnie nie oznacza zgodności poglądów. – powiedziała Corinne, bo Elinor wyjątkowo się zamyśliła i jakby uśmiechała do własnych wspomnień.
- To, że lubicie ich nie koniecznie promieniuje na ich towarzystwo. I w ten sposób przechodzimy to tego, że my również jesteśmy wystarczająco zdecydowani w swoich działaniach.
- Czyli przechodzimy do momentu przekonywania nas o swojej sile. – Corinne założyła ręce na piersi i oparła się wygodniej.
,,Koniec. – pomyślał Regulus – Wystarczy tego lekceważenia.”
- A otrucie jawnie nielubianej przez Was Jules Justice ma wystarczającą siłę perswazji.
   Siostry Durete były zbyt opanowane, by krzyknąć ,,Co?”, ale tym razem potrzebowały o wiele dłuższej chwili milczenia do przetrawienia tej informacji. Pierwsza odezwała się Elinor, ale bez flirtu i uwodzenia, tylko tonem pasującym bardziej do jej siostry Królowej Śniegu.
- Nie wiem, czy bardziej interesuje mnie czemu, czy jak?
- Słyszałem, co o niej mówiłyście. Kiedy to pozostanie moją tajemnicą. A jeśli chodzi o przebieg całej akcji… Chyba będę chciał najpierw deklaracji Was obydwu zanim przejdę do zdradzania naszych sekretów. – powiedział Regulus i starał się naśladować przy tym nonszalancję swojego starszego brata.
- Wchodzę w to, jak już wcześniej nadmieniłam.
- A Ty , Elinor?
   Dziewczyna zarzuciła swoje piękne, czarne włosy na plecy, wysunęła do przodu podbródek i wydęła dolną wargę. Była to typowa dla niej postawa i mina, kiedy poważnie i intensywnie się nad czymś zastanawiała. W tej chwili obmyślała właśnie plan, który pozwoli wyciągnąć jej jak najwięcej korzyści z zaistniałej sytuacji. Jak wydedukowała będzie się tym razem wiązało to z paskudną i popełnioną z premedytacją zdradą, ale cóż. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, a kiedy oba ta stany się na siebie nakładają nie istnieje coś takiego, jak przesada.


***


   Tego samego dnia po skończonych lekcjach jeden z przywódców Huncwotów postanowił choć po części wynagrodzić pewnej nigdy nie skarżącej się na nic i zawsze pełnej pozytywnej energii damie kilka ostatnich wpadek. Właśnie dlatego teraz Syriusz Black i Jules Justice jedli kolację na moście na błoniach, a owa kolacja złożona była z jedzenia uprzednio wyniesionego z jadali i przygotowanego przez pełne sympatii dla Huncwotów skrzaty domowe. Zaśmiewali się przy tym tak, że Jules prawie wypadł z buzi kawałek naleśnika.
- Następnym razem załatwię śliniaczek. – zażartował i podał jej chusteczkę.
- Nie każdy może być idealny nawet plując jedzeniem. A wracając do tematu to po raz kolejny Wam się upiekło.
- Tak, ale tym razem i przyznaję się bez bicia nie dlatego, że wymyśliliśmy jakieś błyskotliwe alibi, tylko dlatego, że z McGonagall jest naprawdę równa babka.
- A miałeś kiedyś jakiekolwiek wątpliwości?
- Niby nie, ale nie posądziłbym jej o wykroczenie poza reguły, które nawet jej ciasny koczek wydają się trzymać w ryzach.
- No właśnie. – powiedziała Jules i pociągnęła łyk soku pomarańczowego przez słomkę. – Sok pomarańczowy, a nie dyniowy i w dodatku słomka. Aż dziw, że pamiętałeś o moich dziwactwach napojowych.
- Nie jestem znowu aż tak zapatrzony w siebie, jak sądzisz. I co miało znaczyć to ,,no właśnie”?
- Mimo, że faktycznie wszechświat rozszerzył Ci się poza Twoją własną osobę, nie zawsze trafnie wystawiasz ludziom oceny.
- A Ty jesteś w tym lepsza? Przecież Tobie trudno uwierzyć w jakiekolwiek objawy złej woli u kogokolwiek.
- Zgadza się, a wiąże się to z po prostu z ogromną ilością empatii, którą w sobie mam. I co? Żadnych złośliwych uwag?
- Nie mam ku nim podstaw, Twojej empatii rozmiarów Mount Everest nie da się kwestionować. – powiedział i uśmiechnął się półgębkiem.
- Stop! Nie rób tak. – zawołała i zakryła oczy rękami.
- Jak? O co Ci chodzi? Naprawdę i szczerze tak myślę. – powiedział Łapa odrywając jej palce od twarzy.
- Nie wątpię w przekaz, ale w sposób przekazu. Użyłeś tonu i uśmiechu podrywacza. I choć to miłe, bo oznacza, że masz mnie jednak za dziewczynę to całkowicie niedopuszczalne w łączących nas relacjach.
- A jakbyś je streściła? W sensie nasze relacje?
- Przyjaźń. – powiedziała, po czym dodała speszona, gniotąc szyjkę słomki. - Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Żadnej przyjaźni, jeśli jeszcze raz usłyszę w Twoim głosie niepewność. Zgoda? – zapytał i wyciągnął w jej stronę swój kubek do toastu.
- Zgoda. – wypili i przez chwilę jedli w milczeniu, która na ich etapie znajomości nie była już krępująca.
- Jeszcze go nie znaleźliśmy. – powiedział Syriusz, krzywiąc się, a Jules nie musiała pytać by wiedzieć, że chodzi o jej truciciela.
- Trudno, ale za to ja znalazłam kolejną ciekawą zabawkę to Waszych dowcipów. Przypomina ona włóczkę na kołowrotku z właściwościach klejącymi o niesamowitej wydajności.
- Zamawiaj. – Łapa popatrzył na minę Jules i się zaśmiał. – Rozumiem, że to już zrobiłaś?
- Znam już trochę Wasz gust. A zatytułować do można tak: Magiczne, ciekawe i potrafiące zrobić zamieszanie.
- Ale nas spłyciłaś. Choć jest to tytuł wyjątkowo celnie sformułowany. – skomentował Black i wrzucił sobie do buzi winogrono.
- Brawo, 10 na 10. – zażartowała Jules, a następnie po sekundowym zawahaniu dodała. – A na ile oceniasz randkę z Elinor?
- O proszę, widzę, że ciekawość wzięła górę nad kompletną obojętnością na sprawy prywatne innych.
- Było to pytanie wypowiedziane impulsywnie. Nie zdążyłam go przepuścić przez filtr. Nie musisz…
- Ale mogę i chcę odpowiedzieć. Myślę, że… Punkt za rozmowę, punkt za ubaw i pięć punktów za wygląd, czyli łącznie siedem. Co?
- Ale Ty jesteś płytki. – zażartowała Jules.
- Nie zgadzam się z tą krzywdzącą opinią. Po prostu nie mogłem ocenić pozostałych aspektów wyżej, bo ona był zbyt wystudiowana w swoim zachowaniu.
- Nie chcę być niemiła, ani wystawiać osądów o kimś kogo słabo znam, ale obie siostry Durete wydają się takie być. I obie zabierają się za najwyższą półkę w szkole, czyli Huncwotów.
- Jak miło. Myślę, że Luniaczkowi dobrze zrobi na jego samoocenę Twoja opinia, o ile oczywiście mogą ją powtórzyć.
- I tak to zrobisz. – powiedziała Jules ze wzruszeniem ramion.
- Słucham? Nie jestem paplą! – obruszył się Łapa.
- Jesteś… Auł! – zawołała z wyrzutem dziewczyna, która właśnie dostała winogronem w oko.
- Przepraszam, chciałem trafić w buzię, ale się ruszyłaś.
- A ja chciałam powiedzieć, że jesteś, ale tylko jeśli chodzi o przepływ informacji między Tobą a chłopakami. O nic innego Cię nie posądzam, a tej materii się nie dziwię. Jesteście jak bracia, zwłaszcza Ty i James.
- To prawda. – skomentował Syriusz w dwóch słowach, ale było to wystraczająco wymowne. Nad prawdami ogólnymi nie trzeba się było rozwodzić.
- I za tą prawdę zostałam prawie oślepiona winogronem.
- Nie przekręcaj! A za oko przeprosiłem.
- Dobra, przecież się nie gniewam. – odpowiedziała i wstała z zaścielonego na moście kocyka.
- Gdzie się pani wybiera?
- Dowiesz się właśnie kolejnej rzeczy, na którą się składam ja jako osoba.
- Podobnej do faktu obsesji na punkcie soku pomarańczowego i słomek? – zapytał i podszedł do dziewczyny, która oparła się łokciami o barierkę mostu i patrzyła w niebo. W świetle gwiazd z tym uśmiechem na twarzy i iskrzącymi się oczami wyglądała bardzo ładnie. Syriusz był tak swobodny w kontaktach z płcią przeciwną, że ta myśl nie była w jego mniemaniu niczym niezwykłym, ale doszedł do wniosku, że Jules zapewne uznałaby ją za niestosowną w tej samej mierze, co jego ,,uśmiech podrywacza”. – Czekam na poznanie kolejnego sekretu.
- To żaden sekret. Rzecz tak ogólnie znana, że wie o niej cała mój Puchoński rocznik. Ale niech Ci będzie, że zrobię odpowiedni wstęp. Turururu! – wykonała gest, jakby grała na trąbce. – Uwielbiam gwiazdy. Niebo nocą…Eh. Mogłabym na nie patrzyć godzinami.
- Czyli astronomia to zapewne Twój ulubiony przedmiot. – powiedział Łapa i podążając za jej wzrokiem też zaczął patrzeć w gwiazdy.
- Paradoksalnie rzecz biorą, nie. Lubię go bardzo, ale on za wiele tłumaczy, a wbrew temu że mam fioła na punkcie nauki, uważam, że wiedza odbiera czasem niektórym rzeczą urok i piękno. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Chyba nie do końca. – powiedział z wahaniem Syriusz.
- To popatrz w niebo, na te mrygające światełka na tafli atramentu. Są piękne, a to że się nazywają Vega, Orion czy Syriusz – uśmiechnęła się do niego – nie ma tu nic do rzeczy.
- Poetka z Ciebie.
- Tak, jasne. Z poezją nie wartą nawet złamanego sykla.Ale doceniam dobre intencje. A i zastrzegam – mimo mojej miłości do gwiazd ewentualne prezenty w formie Map Nieba lub książek o astronomii zdecydowanie odrzucam.
- Bo wiedza czasem niszczy piękno.
- Dokładnie. Wystarczy mi jedna osoba, która zainterpretowała to tak, a nie inaczej.
- Kto taki? – Syriusz był wyraźnie zaciekawiony, zwłaszcza że Jules była wyraźnie rozdarta mówiąc o tym.
- Twój wróg publiczny numer jeden z niewiadomej przyczyny.
- Darius? Kupuje Ci książki związane z gwiazdami? – Łapa wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem.
- Bawi Cię to? Trop jest dobry. Lubię czytać i lubię gwiazdy, więc książka o gwiazdach wydaje się być idealnym pomysłem.
- Ale nie jest. A Ty ze swoim dobrym serduszkiem nie chciałaś mu robić przykrości, gdy wręczył Ci prezent ani później w rozmowie.
- Coś w tym rodzaju. I podkreślam jeszcze raz – to nic zabawnego. Wręcz przeciwnie, to słodkie kiedy coś, co dostajesz świadczy wyraźnie o tym, że rozmówca słuchał Cię uważnie…
- Ale nie do końca ze zrozumieniem.
- Ty, mądralo na początku też nie zrozumiałeś.
- Bo jak stwierdziliśmy mniej więcej na początku znajomości, jesteś wariatką w pozytywnym tego słowa znaczeniu i trudno Cię zrozumieć.
- Widzę, że nabijanie się z Dariusa poprawia Ci nastrój i samopoczucie. Nie podoba mi się to, bo jest moim przyjacielem i to dłużej niż Ty. – powiedziała wyzywająco i dźgnęła go palcem w brzuch.
- To zabolało i nie mam na myśli Twojego palca. – Łapa zrobił minę jak smutny piesek, czym zawsze bardziej rozbawiał Jules. Po chwili od słowa do słowa, znów śmiali się do łez.Nagle Syriusz zrobił minę jakby sobie o czymś przypomniał.
- Zapomniałem o jednym ,,szczególe” wczorajszej akcji. Towarzyszył nam ktoś, powiedzmy, z zewnątrz.
- Czuję się oszukana, mnie nigdy nie zabraliście na psoty.
- Wszystko przed nami. A ta osoba pojawiła się na horyzoncie całkowicie niespodziewanie. Masz trzy podejścia z pytaniami Tak lub Nie, a potem Ci powiem.
- Widzę, że spodobała Ci się moja zabawa. Okej. Czy to dziewczyna?
- Tak.
- Z Gryffindoru?
- Tak.
- Lily! – krzyknęła triumfalnie Jules.
- Nie. Willow.
- Willow? Ta Willow? Willow – Słodki –Czekoladowy – Loczek?
-Ciekawie ludzi nazywasz, nie ma co. Ale tak dokładnie ta.
- Niesamowite. I normalnie Wam pomogła i z Wami rozmawiała? – dziewczyna zdawała się być w zwalającym z nóg szoku.
- Tak, co w tym dziwnego?
- To, że Willow jest zakochana w Tobie po uszy i ile razy ją widziałam zawsze jąkała się w Twojej obecności.
- Chyba coś Ci się wydaje. – powiedział Syriusz, ale bez przekonania i coraz bardziej marszcząc brwi.
- Widzę, że trybiki zaskoczyły. A jeśli wczoraj zachowywała się normalnie to tylko potwierdza tezę. Nie peszyłeś jej, bo nie wyglądałeś jak Adonis, tylko jak Avery.
- Tkwi w tym jakaś logika. – przyznał Syriusz. – Co Ty robisz? – zapytał zdziwiony, patrząc jak Jules zaczyna składać do koszyka resztkę jedzenia i zwijać kocyk. Zostawiła na wierzchu tylko kiść winogron.
- Sprzątam. Późno już, powinniśmy wracać. Nasze spotkania sam na sam nie mogą się kończyć po ciszy nocnej.
- Bo?
- Bo to już zalatuje randką. – powiedziała z udawaną powagą. – Orientuj się! – krzyknęła i rzuciła w Syriusza winogronem, które on oczywiście złapał. – Tak się nie liczy, miało od razu wpaść do buzi.
- Przyjmuję wyzwanie, jeszcze raz.
   Oczywiście ten drugi raz winogronko rzucone przez Jules wylądowało prosto w ustach Syriusza. Dziewczyna tylko przewróciła oczami, patrząc jak się puszy.
   Dobrze się bawili w swoim towarzystwie i świetnie się dogadywali. Tak świetnie, że teksty Jules o tym, by Syriusz pamiętał, że jest dziewczyną wcale nie były takie straszne dziwne. Dla Huncwota- Podrywacza taka relacja z dziewczyną była zupełnym fenomenem. Szli w wyśmienitych humorach do zamku, a Jules by rozbawić dodatkowo Łapę wpychała w policzki po trzy winogrona i starała się mówić z takim balastem.
- Kiedy znowu mogę liczyć na taki zaszczyt? Towarzystwo Króla szkoły i to przez tak długi czas?
- Możesz liczyć na audiencję u całej linii królewskiej i to częściej i gęściej. Słowo Huncuotooa – ostatnie słowo zostało zniekształcone, bo Jules zatkała mu usta dłonią.
- Nie dawaj słowa, które potem będzie Ci trudno dotrzymać. Bo z tego co mi obiecasz, potem nawet podświadomie będę Cię rozliczać. A tak, każde spotkanie będzie miłą niespodzianką.
- Czemu niby trudno?
- Bo gęsto od przedstawicielek płci pięknej się wokół Ciebie robi. – powiedziała panna Justice złowrogim tonem. Syriusz zaśmiał się w swój szczekliwy sposób.
- Skoro mówisz, że Willow ma wobec mnie jakieś zamiary to chyba rzeczywiście.
- Willow i Elinor. Zupełne przeciwieństwa. Ciekawy ten trójkącik.
   Syriusz spojrzał na uśmiechniętą Jules i pomyślał, że możliwe iż tak figura ma jeszcze jeden kąt, ale tą uwagę zostawił dla siebie. Poruszając się po neutralnych tematach dotarli do zamku i kolejny miły dzień dobiegł końca.

3 komentarze:

  1. Jules i Syriusz będą razem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że mogą być takie podejrzenia :) ale ja postaram się nie iść w oczywistość :) pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Trochę smutno. Chciałabym ich zobaczyć ich jako paree :*

    OdpowiedzUsuń