sobota, 2 września 2017

25. Zemsta

Plan, dopracowany i dopieszczony do granic huncwockich możliwości, przeszedł właśnie w etap realizacji.
   Wymagało to starannych przygotowań i szczegółowego podziału zadań między czterech przyjaciół. W końcu rozmach, z którym mieli zamiar uderzyć w bandę Ślizgonów, w ich zamyśle miał być legendarny.
   Pierwszym etapem było ,,Oczyszczenie”. Ta część planu zakładała pozbycie się z pola rażenia wszystkich niewinnych i niepożądanych. W związku z tym Syriusz zadbał, by w każdym Pokoju Wspólnym na Tablicy Ogłoszeń znalazła się notka następującej treści:

Uwaga!
Dnia 25 lutego ( wtorek ) o godzinie 18.00 wszyscy uczniowie mają obowiązek stawić się w komplecie na terenie swoich Pokoi Wspólnych. Odbędą się wtedy specjalne spotkania z opiekunami domów, które tematyką obejmą kwestie bezpieczeństwa w tych trudnych i mrocznych czasach.
Powody, które usprawiedliwiałyby nieobecność na spotkaniu – brak.


   Data i czas nie były absolutnie przypadkowe. Po pierwsze środek tygodnia gwarantował, że wszyscy uczniowie będą się znajdować na terenie szkoły. Co prawda, po takim ogłoszeniu nawet w weekend, w czasie przeznaczonym na wyprawy do wioski istniało znikome prawdopodobieństwo, że ktoś nie posłucha wezwania. W końcu najwięksi buntownicy organizowali ,,zebranie”, a oprócz nich mało kto inny byłby w stanie choćby rozważyć tak dobitnie sformułowaną informacje pt.: ,,Obecność obowiązkowa”.
   Po drugie, dzięki Remusowi Huncwoci wiedzieli, że we wtorek wieczorem McGonagall, jako wicedyrektor,  planuje spotkanie z prefektami wszystkich domów, na które mieli przyjść również inni domowi opiekunowie. Zgrywając się z tym wydarzeniem chłopcy mogli mieć pewność, że w lochach nie będzie profesora Slughorna, a profesor Gonagall będzie zajęta i z opóźnieniem zareaguje na swoich stałych szlabanowych więźniów. Jednak szczęśliwie z wyboru terminu pokrywającego się z zebraniem organizowanym przez Gongall popłynęła jeszcze jedna korzyść. Wyniknęła z tego, co stało się w Dzień Z, czyli Dzień Zemsty w Wielkiej Sali w trakcie obiadu.
   Gdy uczniowie rozważali dziwiące ich w pewnej mierze ogłoszenie i poddawali je nieśmiało w wątpliwość, obok stołu Gryffindoru przeszła profesor McGonagall i powiedziała:
- Proszę pamiętać o dzisiejszym spotkaniu. – powiedziała to do Lily i Remusa, ale zrobiła to na tyle głośno, że słyszeli ją wszyscy siedzący w pobliżu, przy obu stołach uczniowie. To ich uspokoiło i sprawiło, że nawet słowem nie mieli już zamiaru wracać do tematu ogłoszenia.
- Kto by pomyślał. – powiedział z uśmiechem James, patrząc jak słowa pani profesor wpływają kojąco na uczniów. – Gonagall pomaga nam w naszej misji. Tego jeszcze nie było. – reszta Huncwotów tylko odpowiedziała Potterowi uśmiechem, ale w środku, tak samo jak Rogacz, poczuło ulgę.
   Nigdy jeszcze nie działali na taką skalę i choć zadbali o każdy szczegół, to wiele zależało od, nazwijmy to – chęci współpracy uczniów i nauczycieli oraz niezadawania przez nich żadnych niewygodnych pytań.
   Huncwoci opuścili Wieżę Gryffindoru z odpowiednim wyprzedzeniem pod osłoną Peleryny Niewidki. Znaczy wszyscy, poza Remusem. Jego zadaniem było koordynowanie i nadzorowanie sytuacji w Pokoju Wspólnym Gryfonów oraz czuwanie nad bezproblematycznym zachowaniem panny Evans. W tym celu, zaraz po wyjściu trójki przyjaciół, udał się pod schody prowadzące do damskiego dormitorium i poprosił jedną ze zmierzających tam dziewcząt o zawołanie Lily Evans.
   Rudowłosa zeszła do Remusa bez wahania, jemu jako tako ufała, poza tym miała zamiar wypytać go o pewną kwestię i cieszyła się, że sam dał jej ku temu okazję.
- Cześć. – powiedziała grzecznie i spokojnie, co wzbudziło podejrzenie u najspokojniejszego i najmniej podejrzliwego z Huncwotów.
- Cześć. Miałabyś coś przeciwko temu, gdybyśmy wyszli wcześniej na spotkanie prefektów? Chciałbym omówić z Tobą jedną sprawę. - ,,I upewnić się, że nie będziesz podkopywać pewności Gryfonów co do zbliżającego się spotkania i działać na niekorzyść naszej propagandy.” – dodał w myślach.
- To świetnie, bo ja z Tobą też. Możemy iść. – powiedziała i minęła go charakterystycznym dla siebie dziarskim krokiem.
   Poszło łatwo, co tylko dodatkowo zaalarmowało Remusa o tym, że czeka go długa i ciężka wspinaczka. Gdy wyszli już na schody i dalej panowała między nimi całkowita cisza, Remus wiedział, że nie może zacząć rozmowy. Zrobiłby w ten sposób to, czego wyraźnie oczekiwała Lily i wpadł w jej pułapkę. Uparcie milczał. Miał tą przewagę, że był cierpliwy. Ona nie.
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać? – nie wytrzymała w końcu Lily. – Gdzie idziesz? – dodała, widząc, że Lupin skręca w boczny korytarz.
- Daję nam więcej czasu na rozmowę, idąc dłuższą drogą. - ,,I znikam z widoku, na którym byśmy byli poruszając się po głównych korytarzach.”
- Okej. – Lily to odpowiadało. Liczyła, że przepyta Remusa od góry do dołu. – A wracając do tematu…?
- Przyznam szczerze, że robię za przedstawiciela Huncwotów. – zaczął w sposób, który wyostrzył wszystkie zmysły Lily. Dobry początek, ale co dalej? Musiał improwizować, bo prawda była taka, że w trakcie tego solennego przygotowywania się do wykonania swojej roli, nie przygotował sobie ,,Bezpiecznego tematu” do rozmowy z panną Evans, a chłopcy powiedzieli tylko, by dał czadu na miarę swojej wyobraźni, byle zająć bystry umysł Lily.
- Słucham uważnie. – powiedziała Evans i założyła ręce na piersi.
- Nie lubisz nas, prawda? – zaciekawił ją już, więc mógł sobie pozwolić na powolne dawkowanie napięcia.
- Nieprawda. – odrzekła zdecydowanie Lily. – Jest to zbyt mocno i ogólnie powiedziane.
- Rozwiniesz temat?
- Was może i lubię, ale nie lubię konkretnego zachowania poszczególnych jednostek. – powiedziała powoli, analizując przy tym, czy aby na pewno tak myśli. Doszła to wniosku, że tak. Sami chłopcy, póki swoim zachowaniem nie przypominali łobuzowatych dzieci, mieścili się w kanonach jej sympatii.
- James zalicza się do tych jednostek?
- Wiesz dobrze, że on w szczególności.
- Dlaczego?
- Poważnie pytasz? Czy może chcesz mnie sprowokować, żebym przestała Cię uważać za najrozsądniejszego w tym zestawie?
- Pytam poważnie, bo skoro mowa o rozsądku, to spójrzmy na to rozsądnie – ile miałaś okazji, by poznać Rogacza?
- Wystarczająco, by wiedzieć, że jest niedojrzały i uwielbia być w centrum uwagi. – powiedziała walecznym tonem, bo nie podobał jej się kierunek, jaki Remus nadawał tej rozmowie. Czuła, że musi przejąć zaraz ster.
- Tyle to wie prawie każdy uczeń w szkole. Ciebie stać na więcej. – Lily się zatrzymała. Oho, chyba uderzył za mocno.
- Owszem, stać. I właśnie dlatego proces poznawczy Pottera zatrzymałam na pierwszej stacji. To, co pokazuje światu, cała jego powierzchowność sprawia, że zaglądanie dalej uznałam za niewarte zachodu. Poza tym mam wrażenie, że głębiej spotkałabym tylko masę powietrza pompującego ten jego wielki balonowaty łeb. – wściekła się i to bardzo. Nie podobało jej się zarzucanie, że nieuczciwie ocenia Jamesa Pottera. Przecież nie odrzuciła jego osoby kompletnie bezpodstawnie. Był moment, że nawet chciała dać mu szansę… Ale ją zmarnował podrzucając śmierdzące ładunki do szatni od quiddticha, kiedy znajdowali się w niej zawodnicy Slytherinu.
- A czy chociaż raz z nim rozmawiałaś na spokojnie, dłużej niż przez minutę?
- Nie. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Próbowała, ale po pierwszych piętnastu sekundach już za bardzo działał jej na nerwy swoimi popisami.
- A może spróbujesz?
- A co konkretnie ta próba miałaby obejmować? - ,,No właśnie, co?” – pomyślał, ale nie mógł się już wycofać.
- Spędzenie trochę czasu z naszą czwórką na neutralnym gruncie.
- Ja i Wasza czwórka? – Lily była w głębokim szoku.
- Możesz zabrać Willow. – dorzucił od niechcenia, bo bardzo zaciekawił go zadumany wyraz twarzy Lily.
- Zgoda. – powiedziała dziewczyna, która nie chciała być osobą, której można by zarzucić opieranie się na uprzedzeniach czy oporność na zmianę poglądów. – Ale mam jeden warunek.
- Jaki? – zapytał z lekkim lękiem Lupin. Wiedział, że ze względu na przyjaciela musi się zgodzić, nawet jeśli Evans karze mu skakać na jednej nodze i szczekać w trakcie śniadania na stole Gryffindoru.
- Masz mi szczerze odpowiedzieć czy macie coś wspólnego z tym spotkaniem, które rzekomo ma się zaraz odbyć w każdym Pokoju Wspólnym, ale jakiś dziwnym trafem nie będzie na nim żadnego z opiekunów domów. – spojrzała na niego przenikliwie. Wiedziała, że nareszcie ona dyktuje warunki i zasady tej rozmowy.
- Nie. – odpowiedział Remus.
- Co ,,nie”?
- Nie mamy nic wspólnego z tym spotkaniem. - ,,Bo żadnego spotkania nie będzie.” – pomyślał i wiedział, że Syriusz byłby dumny z takiego łapania za słówka i wynajdywania furtek. Wybrał drogę krycia ich planu, choć wiedział, że obie mają swoje wady. W opcji, którą wybrał przekreślał możliwość dania szansy Rogaczowi na spotkanie z Evans, bo rudowłosa z pewnością po zakończeniu misji domyśli się całej prawdy. Gdyby jednak się przyznał, żeby szczerością przypieczętować układ z Lily… Spojrzał dyskretnie na zegarek. Jeszcze miałaby szansę wszystko zepsuć. Nie mógł ryzykować.
- W porządku. Dogadamy jeszcze szczegóły. – odrzekła spokojnie Lily, ale Lupin czuł, że ona wie, że nic z tego nie wyjdzie, bo sprawa z tymi tajemniczymi ogłoszeniami pachniała Huncwotem na kilometr.
   Cóż, na to Lunatyk nie miał już wpływu. Swoje zadanie wykonał, choć czuł, że treść ich rozmowy odznaczy  się jakimś znaczącym piętnem na losach Huncwotów.


   
   W czasie, gdy Remus prowadził rozmowy z ,,Rudą Furią”, jak zawsze w myślach nazywał pannę Evans Glizdogon, sam Peter wyłapał sobie najprzyjemniejsze i najspokojniejsze zadanie. ,,Wyłapał” może nie było odpowiednim określeniem, bo jak to zazwyczaj było, Peter nie miał wpływu na rozdział obowiązków. Tym aspektem zajmowali się zawsze przywódcy – James i Syriusz. To oni zdecydowali, że wziąwszy pod uwagę skalę ich przedsięwzięcia Peter powinien mieć mało stresujące zajęcie, takie, w którym nic tak naprawdę nie miało szans pójść nie tak.
   Teraz siedział i czekał, schowany pod schodami i skupiał się, żeby nogi mieć zwarto podciągnięte pod brodę, by nie miały szans wystawać z cienia. Nie była to zbyt wygodna pozycja, dlatego co rusz się delikatnie wiercił i analizował, ile czasu już minęło od chwili, gdy James zniknął w wejściu do lochów, które było całkiem dobrze widoczne z pozycji Petera. Uprzednio zwinął ciasno Pelerynkę Niewidkę i schował ją do wewnętrznej kieszeni szaty. Glizdogon tego na początku nie rozumiał, ale Rogacz mu wytłumaczył, że woli być zauważony niż ryzykować, że ktoś wpadnie na niego-niewidzialnego i odkryje ich wielki sekretny skarb.
   Peter westchnął i przytulił się mocniej do ściany, żeby się wygodniej oprzeć i poczuł, jak poły szaty opadają na ziemię, wydając przy tym szklane brzęknięcie. Od razu się wyprostował i spanikowany wyciągnął z kieszeni flakonik z uważonym eliksirem. Obejrzał go dokładnie, a kiedy upewnił się, że jest cały i absolutnie nie ucierpiał, postawił go z największą ostrożnością obok siebie na podłodze tak, aby nie miał szans go kopnąć ani przewrócić.
   Pomyślał sobie co by było, gdyby uszkodził albo wylał zawartość flakonika… Wzdrygnął się. Syriusz by go chyba udusił. Zanim powierzył mu eliksir, wytłumaczył mu spokojnie, powoli i wielokrotnie na czym będzie polegać jego zadanie.
- Pamiętaj, że będziesz miał tylko jeden moment, który musisz wykorzystać. Zamieszanie trochę potrwa, ale szybko przejdzie z fazy zagubienia w fazę czujności. Rozumiesz? – ton Syriusza przypominał ton, którego się używa tłumacząc coś nierozgarniętemu dziecku.
- Tak.
- I oprócz szybkości musisz zadbać też o jak największą dyskrecję w trakcie wykonywania zadania. Rozumiesz?
- Tak. – Peter energicznie pokiwał głową, a Łapa westchnął.
   Co prawda zadanie Petera, a raczej jego ewentualne niewykonanie nie przekreślało zemsty i głównej części zadania. Uniemożliwiłoby, a raczej skomplikowałoby niebezpiecznie drugą część planu, która według Syriusza była równie ważna, co pierwsza, ale plan zemsty by się nie zmienił. Niestety, mimo całej odpowiedzialności, której ciężar czuł Glizdogon trzymając flakonik, właśnie on i tylko on mógł podjąć się tej misji. Powód dość prozaiczny i związany ze wspomnianą przez Syriusza dyskrecją. Prawda była taka, że w ,,fazie czujności” Rogacz albo Łapa nie mieliby szans pozostać niezarejestrowani przez uczniów, a Glizdek… On się potrafił wtopić w tłum.
   Ale do czasu, gdy będzie miał okazję wykorzystać ten swój talent musiało minąć jeszcze kilka chwil. Teraz pozostało mu czekać aż James skończy wykonywać swoje ,,zemstowe obowiązki”. Rozważając to swoje niewygodne zajęcie, z opóźnieniem zauważył coś, co inni Huncwoci z ich wyostrzonymi zmysłami dostrzegliby o wiele wcześniej. A raczej usłyszeli zbliżające się kroki.
   Kiedy Peter zobaczył kto właśnie przebiegł przez hol i wbiegł na schody prowadzące do lochów – skamieniał. Nie wiedział co ma zrobić. Syriusz i James nie dali mu instrukcji na taki wypadek. Co  ma robić? Porzucić posterunek i spróbować ostrzec Rogacza? Czy siedzieć, przyjmując, że jego przyjaciel oraz idol da sobie radę?
   Rozsiadł się wygodniej. Zostaje. Jednego był pewien – bez ścisłych poleceń chłopców, robiąc coś na własną rękę szybciej zaszkodzi niż pomoże. James Potter da sobie radę.


   
   James upewnił się po raz kolejny czy wszystkie framugi drzwi prowadzących na główny korytarz lochów są szczelnie obramowane ich magiczną wstążką, a następnie czy płachta imitująca sufit jest wystarczająco napięta.
   Uśmiechnął się. Był dumny z ich autorskiego dzieła i nie mógł się doczekać jego efektów. Zerknął na zegarek. Mechanizm miał się uruchomić automatycznie już za dosłownie moment. Czas było udać się na powierzchnię. Zadowolony ruszył korytarzem, gdy nagle usłyszał kroki. Zamarł i jak zawodowy drapieżnik przyczaił się instynktownie za rogiem. Nie była to najlepsza kryjówka, bo jeśli nadchodząca osoba zmierzała w jego kierunku, to i tak miała na niego wpaść, ale lepszej w zasięgu skoku nigdzie nie miał. Zastanawiał się czy się nie schować pod peleryną, ale obawiał się, że nie zdąży. Dlatego czekał w napięciu, a rękę wsunął do kieszeni i zacisnął na różdżce.
   Jednak kiedy zobaczył kim jest jedyna uczennica, która nie znajduje się w tej chwili w Pokoju Wspólnym swojego domu, wybuchła w nim mieszanka radości i przestrachu.
- Lily. – powiedział i wytrzeszczył w pierwszym odruchu oczy. W drugim odruchu sięgnął ręką do włosów i solidnie je poczochrał.
- Potter? – powiedziała niemal bezgłośnie, po czym zrobiła się czerwona ze złości. – Czyli już nawet Remusowi nie można ufać… W sumie to się tego spodziewałam.
- O czym mówisz, przepraszam, bo trochę nie w temacie jestem. – uśmiechnął się do niej czarująco. To ją tylko dodatkowo rozeźliło.
- O tym, że widzę właśnie na własne oczy, jak to Wy ,,nie macie nic wspólnego” z tym ogłoszeniem międzypokojowym.
- Widzisz na własne oczy? Naprawdę? Czyżby mi się gdzieś przykleiło? – zaczął sobie żartować i w tych żartach udawać, że ogląda swoje ubranie, czy aby przypadkiem czegoś na nim faktycznie nie ma.
- Nie drażnij mnie, dobrze. – powiedziała, po czym zrobiła wielkie oczy, przypominając coś sobie. – To dlatego Remus zrobił taką przerażoną minę, kiedy profesor Slughorn wysłał mnie do swojego gabinetu po swoją saszetkę. Wiedział, że Cię tu spotkam. – dokończyła, dźgając Jamesa oskarżycielsko palcem w pierś.
- Czemu profesor Ślimak wysłał akurat Ciebie, a nie jednego ze swoich prefektów? Moment, zdałem sobie sprawę, jak głupie to było pytanie. Przecież do kogo nasz profesor ma większe zaufanie i kogo darzy większą sympatią, jak nie naszą wspaniała Lily Evans. Swoją drogą kwestię, jego niezmiernej sympatii do Twojej osoby w zupełności rozumiem i powielam. – kolejny uśmiech i krok do przodu, aby swoją bliskością trochę speszyć rudowłosą i przydusić jej waleczność.
- Daruj sobie. Twoje teksty mają w sobie tyle uroku, co rogogon węgierski delikatności i subtelności. – odrzekła Lily i spojrzała na Pottera wzrokiem ostrym, jak ogon wyżej wspomnianego smoka. -  A teraz gadaj, co tu robisz?
- Zwiedzam. Rzadko kiedy jest do tego okazja i to w tak sprzyjających warunkach, jak kompletnie Odślizgonione korytarze. Powietrze ma zupełnie inny zapach, taki świeższy. – powiedział i dla podkreślenia swoich słów zaciągnął teatralnie powietrze do płuc. A gdy to zrobił, dodał. – Piękne masz perfumy, Evans. Niezwykła słodycz.
- Ty chyba masę energii musisz wkładać w to, żeby być tak niezwykle irytujący i głupkowato upierdliwy. Nikt aż tak uszkodzony się nie rodzi. – powiedziała, ale zdenerwowała się tym, że dała się wciągnąć w tą słowną przepychankę.
- Ja mogę być wyjątkiem. A Ty masz szansę i to jedyną w swoim rodzaju, żeby z takim wyjątkowym ewenementem przyrodniczym spędzić trochę czasu sam na sam. Nie zmarnuj takiej okazji.
- Okazji? Chyba tylko do tego, żeby uśmiercić całe bataliony swoich komórek mózgowych. – prychnęła.
- O przepraszam. Wątpisz w moją inteligencję? Kochana możesz mnie sprawdzić każdym możliwym tekstem. Ale pod jednym warunkiem?
- Jakim? – zapytała odruchowo, zanim ugryzła się w język.
- Że badać mnie będziesz na siedząco, żeby jak będziesz padać z wrażenia, nie stała Ci się żadna krzywda. – mrugnął, a ona przewróciła oczami.
- Chyba wolę paść na ziemię nieprzytomna niż dalej tego słuchać.
- Nie wiesz, co tracisz. Albo wiesz i wzbraniasz się, bo boisz się siły z jaką mogłabyś stracić dla mnie głowę. – powiedział i nawinął na palec kosmyk jej rudych włosów. Dostał oczywiście za to po łapach, ale uważał, że było warto.
- Jeśli kiedykolwiek coś mi się do tego stopnia poprzestawia, to niech mi tą głowę zetną. – warknęła i spojrzała mu przez ramię w głąb korytarza. Tak bardzo chciała już ruszyć dalej, ale minięcie Pottera wcale nie było łatwym zadaniem.
- Szkoda by było takiej ślicznej główki, Evans. Naprawdę, prawdziwe marnotrawstwo. – uśmiechnął się półgębkiem. Zdawał sobie sprawę z tego, że bardzo się odsłania z swoimi motylami w brzuchu, ale co tam. Byli sami, Lily była niejako w potrzasku. Chciał wykorzystać tą sytuację do granic możliwości.
- Długo będziemy się tak bawić półsłówkami?
- Całą wieczność, jeśli wykażesz chęci do współpracy. Przyznasz, że nieczęsto mamy okazję porozmawiać?
- Fakt. – powiedziała Lily i postanowiła zbić Jamesa z tropu, by dać sobie szansę na ucieczkę. – Mieliśmy możliwość spędzenia więcej czasu w swoim towarzystwie, negocjowałam to z Remusem, ale cóż… Ceną, która miała przypieczętować tą umowę była szczerość. Za dużo, jak na Was.
- Jaką umowę? O czym Ty mówisz? – Lily uśmiechnęła się w duchu, wytrąciła Pottera z równowagi.
- Zapytaj Remusa. A teraz, zejdź mi z drogi.
- Nie uciekniesz mi tak łatwo. – zastąpił jej drogę, kiedy próbowała go minąć. – Za dobrze się bawię.
- A ja nie. A skoro nie mam szans dowiedzieć się, co się tu dzieje, to jedyne, co mam Ci jeszcze do powiedzenia to: Do widzenia. - podjęła jeszcze raz próbę ucieczki, ale tym razem James chwycił rudowłosą za ramiona i przytrzymał. – Co Ty robisz? Puść mnie.
   Ale Rogacz ledwo ją słyszał. Tak go pochłonęła rozmowa z Lily, że na chwilę zapomniał o zemście, planie i tykającym mechanizmie bomby. Teraz z przerażeniem patrząc na zegarek, zdał sobie sprawę, że ich pułapka uruchomi się dosłownie za paręnaście sekund.
- Musimy stąd uciekać. – powiedział i zaczął ciągnąc Lily w kierunku schodów.
- Co? Nie. Nigdzie z Tobą nie idę. – dziewczyna zaczęła się wyrywać, co spowalniało ich przesuwanie się do przodu w nieznacznym, ale w tej sytuacji – nieakceptowalnym stopniu.
- Lily, nie dyskutuj. Dla własnego dobra.
- Grozisz mi?
- Nie, po prostu… - westchnął. Wiedział, że dalsza gadanina nie ma sensu, a Evans jest zbyt uparta, by zwyczajnie ulec i go posłuchać. Istniała tylko jedna możliwość.
   Rogacz puścił ręce Lily, by po chwili przerzucić ją sobie przez ramię i ruszyć się biegiem do wyjście z lochów.
- Puszczaj mnie! Potter, słyszysz mnie? Natychmiast!
   Wierzgała, kopała, biła, ale nic z tego. James jej nie puszczał, a nawet przyśpieszył bieg pod wpływem jej wiercenia się. Kiedy pokonywał ostatnie schodki prowadzące do wyjścia z lochów, poczuł na plecach podmuch świadczący o zwolnieniu mechanizmu. Wybuch, który nastąpił ułamek sekundy później był na tyle silny, że James stojący już na progu przewrócił się i upadł razem z Lily na podłogę.
- Wow, w ostatniej chwili. – powiedział, ciężko dysząc i spojrzał na Lily, która leżała z twarzą dosłownie kilka centymetrów od niego. – Przyznasz, że potrafię zapewnić dziewczynie niezapomnianą rozrywkę i adrenalinę.
- Jeszcze raz mnie dotniesz albo spróbujesz podnieść, to zrobię Ci taką awanturę, że wyłysiejesz i nie będziesz miał już czego czochrać. – powiedziała, dalej leżąc po tym zawirowaniu na ziemi, oparta na łokciach. Chciała jak najszybciej wstać i zwiększyć dystans między nią a Potterem, ale czuła, że jeszcze za bardzo kręci jej się po tej wywrotce w głowie.
- Brzmi groźnie, ale również ekscytująco. – powiedział James i nie wiadomo, czy pod wpływem adrenaliny, delikatnego wstrząsu czy zwyczajnie bliskości panny Evans, zaczął się nachylać w jej stronę z wiadomym zamiarem. Przed siarczystym policzkiem, który dostałby po tak skradzionym pocałunku uratowali go Puchoni, którzy zaalarmowani wybuchem zaczęli się wylewać do holu. Wiadomo było już w każdym Pokoju Wspólnym, że ogłoszenie było podpuchą i przybycie innych uczniów do źródła wielkiego ,,BUM” było tylko kwestią czasu.
   Panna Evans zdając sobie sprawę z sytuacji, w której się znalazła, trochę zbladła. Uczniowie nadciągający od strony kuchni mieli przed oczami następujący widok: James Potter i Lily Evans leżący na ziemi, można by powiedzieć, że w objęciach, a on właśnie nachylał się nad nią z zamiarem skradzenia pocałunku. Nie mogła pozwolić sobie na co takiego. Gdyby w świat poszła informacja, że znalazła się z Potterem w tak bliskiej… Wzdrygnęła się.
   Cała ta analiza trwała może ułamek sekundy, ale obrodziła w decyzję – natychmiast wstać i zwiększyć dystans. Niestety komplikacje pojawiły się już na samym początku. Lily tak bardzo chciała się błyskawicznie spionizować, że zderzyła się z Rogaczem głowami. Zobaczyła gwiazdki, ale niezrażona tym stanęła na dwóch nogach.
- Evans, ale masz twardą głowę. Jest to oczywiście komplement, a dla mnie szansa, że będę miał po Tobie pięknego pamiątkowego siniaka. – powiedział James, wstając i rozmasowując przy tym łuk brwiowy.
- Zrobię Ci zaraz jeszcze jednego, jeśli mi nie powiesz, co to jest?! – wykrzyknęła, żywiąc głęboką nadzieję, że zwróci uwagę ,,opinii publicznej” na wybuch w lochach. Dym, który się stamtąd wydobywał bardzo ułatwił jej zadanie.
- Co to jest? – powtórzył James, a następnie zrobił dwa kroki w tył, by z najlepszej pozycji obserwować efekty. – To prawdziwe, huncwockie arcydzieło.
   Wokół wejścia do lochów tłum uczniów ustawił się w półkolu i przyłączył się do Rogacza, wpatrującego się z ekscytacją w kłęby dymu. Po chwili zaczęli z nich wychodzić uczniowie.
   Gdy odliczanie dobiegło końca płachta imitująca sufit spadła, wywołując podmuch i głośne bum. Spowodowała również zagęszczenie powietrza na terenie całych lochów. Zamieniło się ono w czerwonawą, gęstą mgłę. Mgłę, która wysysała ze wszystkich obramowanych uprzednio pomieszczeń, na główny korytarz. Każdy uczeń, nawet już całkowicie świadomy tego, że przejście przez drzwi wywołuje rzucenie na przechodzącego uroku, był przez nie przeciągany choćby siłą. Potem już zaczarowani na różne sposoby Ślizgoni pod wpływem czerwonej mgły zaczynali się histerycznie i nieopanowanie śmiać.
   Z perspektywy uczniów czekających w holu wyglądało to dosyć makabrycznie – czerwona mgła, śmiech jak kiepskiego horroru. A potem… Zaczęli wychodzić na zewnątrz. Cóż, Huncwoci sprawili się koncertowo.
   Ślizgoni mieli paskudne plamy na skórze, w rozmaitych kolorach i kształtach.
   Powiększone niektóre części ciała, na przykład prawe ucho i dolną wargę.
   Drapali się energicznie, dręczeni jakąś okropną wysypką.
   Ich ubrania zdawały się kamienieć w oczach, tworząc ciężkie i uniemożliwiające ruchy zbroje.
   Śmiech ustąpił, a zamiast niego z ust Ślizgonów wydobywały się dźwięki imitujące wszystkie możliwe zwierzęta.
   Była to tylko część ,,objawów”, które zapewnili mieszkańcom lochów Huncwoci. Włożyli w swoją autorską pułapkę cały swój magiczny kunszt i efekt naprawdę powalał na kolana. Uczniowie znajdujący się w holu obserwowali to wszystko najpierw we względnej ciszy ( bo przerywanej kakofonią zwierzęcych odgłosów ). Jednak kiedy zdali sobie sprawę z tego co się dzieje i że tak naprawdę nikomu nie dzieje się żadna poważna krzywda ( Hunwoci w odróżnieniu od Śmierciożerców Juniorów nie przekraczali pewnych granic ) – do ogólnego hałasu dołączył śmiech, ale tym razem niewymuszony i niehisteryczny. Było to przedstawienie, które żal by było przegapić.
   Lily nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Popatrzyła tylko na Jamesa oskarżycielsko. Nie mógł jej wyjaśnić, dlaczego to zrobili, a teraz nawet nie miał ochoty. Czerpał radość i rósł z powodu dumy z tak udanego przedsięwzięcia. Wiedział, że nie będzie mu dane stać tu zbyt długo, bo właśnie do holu zaczęli docierać Krukoni, a nawet kilku szybko biegających Gryfonów. Przybycie nauczycieli wysiało w powietrzu. Rogacz miał czas na ucieczkę oraz znalezienie kryjówki na czas, gdy profesor McGonagall wypuści z siebie pierwsze zionięcie ogniem, ale wiedział, że to nie ma sensu. Zbyt wiele osób go widziało. Nie żeby nie wierzył w uczniowską solidarność, ale wiedział, że Lily mu tego nie daruje, a poza tym Gonagall sama doda dwa do dwóch.
   Jednak stał nieruchomo, podziwiał swoje dzieło i czekał z jeszcze jednego powodu. Miał dać się rzucić nauczycielom na pożarcie, żeby dać czas Syriuszowi na dokończenie jego misji. Bo panicz Black oprócz produkcji tych niesamowitych bomb, wziął na siebie z największą przyjemnością jeszcze jedno zdanie. Bardzo osobiste zadanie, które postanowił wykonać w bardziej ustronnym miejscu na błoniach. Właśnie tam czekał na spotkanie ze zwabionym podstępem, jedynym Ślizgonem, którego nie było w chwili zemsty w lochach.
   Ten jeden Ślizgon miał dostać zemstę spersonalizowaną.

1 komentarz:

  1. Ocho, niezła zemsta! Rozdział bardzo mi się podoba! Huncwoci naprawdę potrafią dokuczyć, nie robiąc przy tym krzywdy. Ta ich zemsta pokazała, jak dobrymi są czarodziejami i ile umieją. Jestem niezmiernie ciekawa, co przygotował Syriusz dla brata. I zastanawiam się bardzo, jak na to wszystko zareaguje Jules i Darius. Szkoda tej szansy, którą Remus odebrał Rogaczowi, ale cóż... Czego się nie robi dla powodzenia huncwockiego żartu :D teraz jest taki moment, że zupełnie nie wiadomo, czego można spodziewać się później. Czekam na następne wpisy i serdecznie pozdrawiam ❤ Drama

    OdpowiedzUsuń