Darius pogwizdywał.
Robił to mimowolnie i kiedy zdał sobie sprawę, że wykonuje tą, tak
często wyśmiewaną przez siebie czynność aż na chwilę przystanął. Jednak po
chwili, po wykonaniu ogólnego rozrachunku i nazwaniu uczucia, które go w
nastrój do pogwizdywania wprowadziło, pozwolił sobie kontynuować. A tym
uczuciem było szczęście. Nie pamiętał kiedy ostatnio wszystko, dosłownie
wszystko układało się tak po jego myśli. Zupełnie jakby łyknął Płynne
Szczęście. Tylko, że wtedy jego dobra passa minęłaby po paru godzinach, a ona
trwała już pięć dni.
Pięć dni to, wydawać by się mogło, niewiele, ale według poczynionych
przez siebie prognoz, był to dopiero początek. Początek powrotu starych dobrych
czasów. Powrót całonocnych rozmów z Jules, wspólnych wyjść na błonia, wspólnego
spędzania przerw. Nie znaczyło to bynajmniej, że był pozbawiony tych elementów
dnia codziennego ostatnimi czasy. W końcu przecież byli przyjaciółmi. Jednak
teraz Jules znów była tylko jego, a cień Huncwotów przestał na nią padać.
Nie dopytywał się ,,Dlaczego?”. Nawet nieszczególnie go to obchodziło.
Wiedział jedno – od kiedy Jules wróciła do klasy na lekcje eliksirów i
usprawiedliwiła nieobecność Elinor Durete, unikała raczej towarzystwa Gryfonów.
Jej charakter i czasem męcząca nienaganna kultura osobista, nie pozwalały jej
oczywiście na całkowite ignorowanie Czterech Wspaniałych. Witała się z nimi na
korytarzach i uśmiechała, ale zawsze potem szybko odwracała wzrok i
przyspieszała kroku. Było to zastanawiające, ale i bardzo miłe dla Dariusa,
który spróbował zaspokoić swoją ciekawość jeden, jedyny raz, po scenie, która
miała miejsce w Wielkiej Sali podczas kolacji.
Olivia kończyła właśnie opowiadać jedną z tych swoich śmiesznych
anegdotek o swoich zwariowanych rodzicach i ich znajomych, kiedy Jules
poderwała się z miejsca, dopijając już na stojąco swój sok.
- Mówiłam Ci już, że uwielbiam
Twoich rodziców, prawda? – powiedziała panna Justice uśmiechając się, tak jak
wszyscy pozostali, słysząc zakończenie opowieści. – Do zobaczenia w
dormitorium. Darius, idziemy. – było to dosyć nietypowe zachowanie dla
dziewczyny, która nigdy nie wychodziła w pół słowa, nagle ani nie wyrażała tak
nieznoszących sprzeciwu poleceń. Przynajmniej nie bez powodu. Pattern to
wiedział, dlatego wstał i ruszył za przyjaciółką.
Dochodzili do drzwi, kiedy drogę zastąpił im Syriusz Black.
Jules musiała wcześniej zobaczyć, jak Black wstaje od swojego stołu i
rusza w ich kierunku i miała nadzieję zwyczajnie mu uciec. Niestety się nie
udało, więc co zrobiła dziewczyna? Obróciła się na pięcie i schowała za
Dariusem.
- Jules? Możesz ze mną chwilę
porozmawiać?
- Nie sądzę. – odpowiedziała i
nie wychodząc zza przyjaciela, zaczęła go popychać do przodu, jak swojego
ochroniarza. Zbiło go to trochę z tropu, ale tylko na jedną krótką chwilę, bo w
drugiej Darius zdał sobie sprawę, że dziewczyna faktycznie schroniła się za nim
i praktycznie urósł z dumy w oczach. Minął Syriusza i tylko posłał mu wredny
uśmieszek. Ten nie zareagował, ale nie ze względu na wczuwającego się w rolę
żywej tarczy Patterna. Połowa znajdujących się na Wielkiej Sali uczniów
patrzyła w ich stronę, a Łapa nie zamierzał im dawać więcej powodów do plotek
niż mieli do tej pory. Odegrał małe przedstawienie z głupią miną i wzruszeniem
ramionami, a następnie wrócił spokojnym krokiem do reszty Huncwotów. Zadziałało
– skoro on się nie przejął ( przynajmniej rzekomo ), to i nikt w szkole nie
miał zamiaru i po chwili wszyscy puścili w niepamięć to, co widzieli.
Gdy byli już w holu, poza zasięgiem ciekawskich spojrzeń, panicz Pattern
zapytał:
- Już się nie przyjaźnicie?
- Nie wiem.
- Jak to?
- Nie wiem, czy kiedykolwiek było
mi dane tak naprawdę się z nim zaprzyjaźnić.
- Dlaczego?
- Bo warunkiem przyjaźni jest
szczerość albo chociaż niekłamanie.
- Rozwiniesz to?
- Nie. I tak za dużo powiedziałam
i może niesłusznie wydałam osąd. – powiedziała Jules, po tym jak wzięła głęboki
wdech i nad jej aparatem mowy na powrót przejął kontrolę rozsądek, a nie
emocje. – Koniec tematu.
Darius to zaakceptował. Choć był zdziwiony. Jules nie należało do osób,
które unikały osób, na linii z którymi pojawiły się jakieś niejasności. Zawsze
chciała wyjaśnień, prawdy. Skoro unikała rozmowy z Blackiem, Dariusowi nasuwał
się jeden wniosek – już mu nie ufała. Dla panicza Patterna było to, jak
gwiazdowy prezent.
Nic dziwnego w takim razie, że Darius z automatu miał ochotę
pogwizdywać. A już tym bardziej po dzisiejszym treningu, na którym wygłupom z
Jules nie było końca. W pewnym momencie dostali takiej głupawki, że
doprowadzili do decyzji o wcześniejszym zakończeniu ćwiczeń.
- Panna Justice rozwalająca
trening i zachowująca się w niezdyscyplinowany sposób? – Darius udawał oburzony
ton, zniżając się do lądowania. – Świat stanął do góry nogami.
- Dosłownie. – powiedziała Jules
i zawisła na swojej miotle do góry nogami, trzymając ją rękami i nogami, jak
leniwiec. Znowu zaczęli się śmiać, a raczej nerwowo chichotać. – Powinniśmy już
zdecydowanie zejść na ziemię. Dosłownie i w przenośni.
Reszta drużyny patrzyła na nich z uśmiechami na twarzy. Odrobina
wesołości, nawet kosztem czasu treningowego była upragniona i wskazana dla
wszystkich. Zwłaszcza po tym, jak w dzisiejszym Proroku Codziennym ukazały się
informacje o kolejnych niewyjaśnionych zaginięciach.
Po odłożeniu mioteł i przebraniu się, Jules i Darius szli nieśpiesznie w
stronę zamku. Była to rzadkość, bo Jules zawsze się śpieszyła, zaprzątając
sobie głowę tysiącem spraw i nie potrafiła chodzić inaczej niż szybko. Darius
znalazł na to sposób, właśnie wtedy po treningu.
- Może robić Ci za kotwicę? –
zaproponował idąc za ciosem swojego ostatniego szczęścia.
- Jak to? – zapytała dziewczyna,
idąc twarzą do niego i tyłem do zamku, żeby trochę spowolnić swój naturalnie
bliski biegowi marsz.
- Weź mnie pod rękę, wtedy Twój
marszobieg będzie niemożliwy. – powiedział to ze wzruszeniem ramion, ale kiedy
Jules podniosła jedną brew w ten swój słodki, urzekający sposób, co znaczyło,
że rozważa jego słowa, czekał z prawie zapartym tchem.
- Niegłupie. Zacumuj mnie. –
powiedziała, zrównała się z nim, a następnie wsunęła rękę w jego, ułożoną w
uszko od dzbanka. Darius uśmiechnął się do niej, ale to było niczym w
porównaniu z jego wewnętrznym obezwładniającym uśmiechem. Wrócił myślami do
ostatniej rozmowy ze swoim starszym bratem.
Timothy, który skończył Hogwart cztery lata temu, czyli tak, że zdążył
mieć oko na swojego młodszego brata przez jego pierwszy rok nauki, teraz
podróżował po świecie. Od czterech lat. Zawsze był typem wolnego ducha,
praktycznie zupełnie odwrotnie niż Darius.
- Zanim wybiorę sobie zawodowe
więzienie, najpierw chcę zebrać jak najwięcej ,,niedojrzałych i spontanicznych”
doświadczeń. – powiedział swoim stanowczym tonem podczas pierwszego obiadu z
rodzicami po zakończeniu szkoły. Oni nie protestowali. Wiedzieli, że wychowali
pewnego siebie młodego człowieka, który nie wycofuje się i nie zawraca z
wybranej uprzednio drogi. Nie gwarantowało to, co prawda ustatkowania się, więc
nadziei na wnuki państwo Patternowie doszukiwali się w osobie młodszego syna.
Timothy nie uznawał stałych związków albo, jak on to mówił – uwielbiał
wszystkie dziewczyny. Właśnie dzięki temu dobrze się na nich znał i był
skarbnicą mądrości i rad dla Dariusa.
- Bądź cierpliwy i nie znikaj z
horyzontu. – powiedział Timothy, kiedy na święta siedzieli w ich wspólnym
pokoju.
- Co masz na myśli? – zapytał
młodszy panicz Pattern i popił piwa kremowego, którego dwie butelki przyniósł
im Timothy.
- Dziewczyna w pewnym momencie
stale obecnych w swoim życiu ludzi, traktuje jak element otoczenia. Gdy na tym
tle pojawia się ktoś inny, ktoś nowy, nagle się wydaje, że jego kolory są
ciekawsze, jaskrawsze. – mówił, leżąc na podłodze z nogami opartymi na ścianie
i gestykulował w charakterystyczny dla siebie sposób. – Jednak! – powiedział
wyraźnie, unosząc rękę do góry, po czym dla podkreślenia swoich słów wstał i
usiadł na wpół po turecku. – Kiedyś jej oczy przyzwyczają się do nowego widoku
i spowoduje to z dużym prawdopodobieństwem zawód, a także – uśmiechnął się
znacząco do Dariusa – zachwyt ,,starą” tapetą, w której na nowo dostrzeże
piękno.
Timothy praktycznie zawsze mówił w taki barwny sposób. Darius nie miał
takie nawyku, ani talentu do takiego, z pewnością podobającego się dziewczyną krasomówstwa.
Ale czuł, że jego brat ma rację. I się nie zawiódł. Jego zdaniem właśnie był
świadkiem zjawiska przyzwyczajania się oczu Jules do nowego wzoru pt.:
,,Syriusz Black” i musiał teraz ze wszystkich sił się starać pokazać swoje
barwy w jak najlepszym świetle.
- Co u Timothy’ego? – zapytała
Jules, zakładając przy tym włosy za ucho.
- A czemu pytasz? – zapytał lekko
zdenerwowanym głosem, bo to nagłe pytanie nasunęło mu paranoiczne skojarzenie,
że może jego przyjaciółka opanowała tajniki oklumencji.
- Dawno nie opowiadałeś o jego
przygodach. – odpowiedziała ze wzruszeniem ramion.
- Fakt. – powiedział uspokojony.
– Ostatnio był w lasach amazońskich. Szukał tam jakiejś egzotycznej, magicznej
rośliny.
- Pewnie jak zapytam ,,Po co?”,
nie uzyskam jasnej odpowiedzi, popartej konkretnymi argumentami.
- Przerażające, jak dobrze znasz
mojego brata, a nigdy go nie widziałaś
- Nasłuchałam się wystarczająco,
żeby wiedzieć, że Timothy rzadko robi coś z jakiegoś powodu. On należy do typu
,,Idę przed siebie i robię na co mam ochotę”, prawda?
- Prawda.
- Aż dziw, że jesteście
spokrewnieni. Ty taki spokojny, ułożony, racjonalny…
- Chcesz mnie obrazić? – to
pytanie było w pełni uzasadnione. Wiedział, że dla Jules, ogółem rzecz biorąc, spontaniczność
wygrywa z planowaniem, a szaleństwo z racjonalnością i spokojem.
- Nie. Tacy ludzie, jak Ty są
potrzebni światu i takim ludziom, jak Timothy. Ty jesteś filarem, więc on może
być wiatrem.
- Ładnie powiedziane.
- Postarałam się i zużyłam na ten
tekst taki swój potencjał intelektualny, że aby mój organizm był w stanie
podtrzymywać przez najbliższy miesiąc czynności życiowe, muszę wrócić do
kompletnego niemyślenia i robić tak. – powiedziała tym swoim sarkastycznym,
żartobliwym tonem i zrobiła średnio inteligentną minę, wywalając na bok język.
Z tą miną weszła do szkoły i wywołała pytające miny paru uczniów.
- Może jednak schowaj język.
Przez tyle lat udało Ci się utrzymać pozory myślącej dziewczyny, nie niszcz
tego teraz. – zażartował Darius, na co ona dała mu kuksańca. I niestety puściła
jego ramię.
- A nawiązując do tego, co
powiedziałeś wcześniej, to właściwie nie uważasz, że to trochę dziwne?
- Mimo moich największych starań,
nie zawsze jeszcze za Tobą nadążam, więc możesz doprecyzować swoją wypowiedź?
- Rozumiem Cię w zupełności. Sama
czasem się gubię na zawiłych ścieżkach i w labiryntach swoich myśli. – mrugnęła
do niego tak, jak często robiła, gdy nawiązywała do swojej rzekomej
nienormalności. - A teraz wracając do
tematu – czemu jeszcze nie poznałam Timothy’ego?
- Znasz. – wzruszył ramionami i
wpuścił ją pierwszą do Pokoju Wspólnego Puchonów, do którego właśnie pod
wpływem wypowiedzianego przez chłopaka hasła, otworzyło się przejście.
- Proszę Cię, nie żartuj sobie.
Widziałam go kilka razy na korytarzu szkolnym cztery lata temu, nawet z nim nie
rozmawiałam. Niech Ci będzie, może go znam, ale go nie POZNAŁAM. Albo raczej,
bo zaraz mi zarzucisz niedosłowność – nie było mi dane poznać. – doprecyzowała,
tykając go wyzywająco palcem w nos. Uwielbiał jej dziecinne zachowania.
- Tak jak powiedziałaś. Nie było
okazji.
- Twoich rodziców już próbowałam
lepiej poznać, co więcej – bardzo lubię szanownych państwa Patternów.
- Oni Ciebie też. – powiedział i
zignorował przemykające mu w głowie słowa brata, który na wieś, że Jules
odwiedziła ich dom rodzinny powiedział: ,,Poznanie teściów? Wyższy etap
znajomości.”
- To nie jest odpowiedź na moje
pytanie.
- Wydaje mi się, że doskonale ją
znasz – listonosz częściej bywa u mnie w domu niż Timothy. A oboje wiemy, że ten
pierwszy przychodzi do nas tylko wtedy, gdy się zgubi.
- Trochę szkoda. – powiedziała
dziewczyna i zdjęła wierzchnią szatę, by przerzucić ją sobie przez rękę. W
Pokoju Wspólnym było bardzo ciepło.
- Dlaczego? Chcesz poznać
ciekawszego z braci Pattern?
- Wyczuwam nutkę zazdrości? –
zażartowała podchodząc do korytarza, prowadzącego do damskich dormitoriów.
- Absolutnie, nie mam kompleksu
starszego brata.
- On ma trochę kompleks Piotrusia
Pana. Nie znasz tej bajki?
- Chyba nie. – powiedział
ostrożnie, bo już się domyślał, co zaraz nastąpi.
- Naprawdę?! To koniecznie musisz
poznać. Jest świetna! Uwielbiam Piotrusia.
- Tak, teraz jestem zazdrosny. –
powiedział, a ona się zaśmiała. Był jej przyjacielem, nie sądziła, że może
mówić poważnie o jakiekolwiek zazdrości.
- Dobra, muszę już iść. Mam do
zrobienia kilka drobiazgów i jeśli zacznę teraz, mam szansę położyć się o w
miarę ludzkiej porze.
- Rozumiem. Do zobaczenia. I
dobranoc. – powiedział i dodał, co nie było za bardzo w jego stylu. – Jakbyś
cierpiała na bezsenność to daj znać.
- Okej, dzięki. – powiedziała, po
czym rzuciła przez ramię coś, co też nie było w jej stylu. – Uważam, że
poznałam już tego ciekawszego z braci Pattern i wiesz co? Uwielbiam nie tylko
Piotrusia.
I poszła. A on dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co znaczyły jej
słowa. Na twarzy pojawił mu się bananowy uśmiech i właśnie miał zamiar wrócić w
wyśmienitym nastroju do swojego pokoju, kiedy jeden z uczniów z drugiej klasy,
podszedł do niego i szarpnął delikatnie za rękaw.
- Przepraszam.
- Tak?
- Jesteś Darius Pattern?
- Tak. – powiedziała powoli,
zastanawiając się o co chodzi.
- Mam Ci przekazać, żebyś
przyszedł natychmiast na most. I że to sprawa życia i śmierci.
- Kto Ci to kazał przekazać?
- Liścik, którym owinięty był
galeon. – powiedział zadowolony chłopak i pokazał swoją zdobycz.
- Możesz mi pokazać ten liścik?
- Niestety nie.
- Czemu?
- Przed chwilą wrzuciłem go do
kominka. – był najwyraźniej z tego powodu bardzo dumny.
- Aha. Okej. – widząc, że chłopak
nie odchodzi, dodał. – Dziękuję, świetnie się spisałeś.
Chłopak odszedł, a Darius stał jeszcze przez chwilę. Po chwili, doszedł
do wniosku, że jest przecież już piąty dzień niezniszczalny i postanowił się
zmierzyć z tym, co lub kto czeka na niego na moście. Nie mógł się spodziewać,
że jego tarcza szczęścia jest ,,tylko” kuloodporna. A na moście czeka prawdziwy
pocisk.
Kiedy doszedł do progu mostu, zobaczył w cieniu parę metrów dalej stojącą
postać. Nie zmartwił się tym zbytnio. Należał do uczniów wierzących
bezgranicznie w zabezpieczenia zapewniane przez profesora Dumbledore’a, dlatego
zrelaksowany podążał dalej. Jego niezmącone szczęście zostało jednak zburzone,
gdy osoba czekająca na niego, widząc że nadchodzi, wyszła z cienia. A następnie
stanęła nonszalancko opierając się o ścianę i przywdziała na twarz jeden ze
swoich półuśmiechów.
- Nie, nie i jeszcze raz nie. –
zaprotestował Darius, ale nie przestał iść w stronę Syriusza. – Nawet Ty nie
zepsujesz mi dziś nastroju. – powiedział, zatrzymując się może z metr przed
Blackiem.
- Cieszę się. Absolutnie nie mam
tego na swojej dzisiejszej liście rzeczy do zrobienia. – powiedział to tak
ironicznie irytująco, że Dariusowi aż zacisnęły się pięści.
- Czego chcesz?
- Pewnie tego samego, co Ty. –
odrzekł tajemniczo.
- W to nie wątpię. – Darius użył
praktycznie wszystkich zasobów swojego spokoju, żeby nie zacząć krzyczeć. Jak
on mógł być tak bezczelny? No, ale chociaż w końcu grał w otwarte karty. –
Tylko wiesz co? Po pierwsze, z tą deklaracją to nie ten adres. A po drugie,
jakbyś nie zauważył to już chyba za późno.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. –
powiedział Syriusz po chwili milczenia, która była na tyle długa, żeby
zaznaczyć swoją obecność, ale nie wystarczająco długa, żeby sprowokować Dariusa
do niecierpliwości.
- Czyżby? – prychnął Pattern i
przewrócił oczami. Czyli Gryfon w dalszym ciągu miał zamiar uprawiać te swoje
gierki.
- Tak. Bo tak się składa, że
Tobie chodziło o to, że chcesz Jules. – dla podkreślenia wskazał panicza
Patterna palcem, a następnie przekierował go na siebie. – A mi o to, że chcę ją
chronić. Choć u Ciebie pewnie to się łączy. – ostatnie zdanie dodał wzruszając
nieznacznie ramionami i unosząc znacząco brew.
- Nie rób ze mnie idioty. –
wypalił Puchon. – I choć raz przestań kluczyć. – postanowił być bezpośredni. –
Starałeś się ją od siebie uzależnić, bawiłeś się nią, a teraz się wypierasz,
kiedy tylko coś poszło nie…
- Nic do niej nie czuję. –
Syriusz stanął prosto, rezygnując z podpórki i tym samym zmniejszając dystans
między nim a Dariusem. To wyznanie nawet nim samym wstrząsnęło i sprawiło, że
mignął mu gdzieś w głowie niepokojący znak zapytania, ale jako świetny aktor
nie dał tego po sobie poznać. – Ulżyło Ci na tyle, żebyś przestał wrzeszczeć i
mnie wreszcie wysłuchał.
Darius zdał sobie sprawę, że rzeczywiście, mimo walki o stoicki spokój,
podniósł głos. Teraz w ciszy trawił to, co usłyszał. Nigdy tak naprawdę nie
rozmawiał z Blackiem, to była ich najdłuższa wymiana zdań, ale wyrobił sobie o
nim zdanie na tyle, by wiedzieć jedno – nie wierzył w ani jedno jego słowo.
Może on zwyczajnie chciał uśpić jego czujność i ,,zaatakować” Jules, wkraczając
na jego teren, po odwróceniu uwagi wartowników. Nie mógł patrzeć na Syriusza
inaczej, jak na konkurencję, bo ich losy skrzyżowały się i łączyły spinaczem o
nazwie ,,Jules”. Darius miał ogromną ochotę jednym szarpnięciem wyrwać linię
życia Syriusza spod tego spinacza.
Myśląc o tym wszystkim, stanął bokiem do Blacka i patrzył z mostu na
ginące w mroku nocy błonia.
- Nadal przetwarzasz? Czy mogę
już mówić dalej? – Syriusz jakoś nie potrafił być dla niego miły. W końcu to
Darius pierwszy zakwalifikował go jako wroga, więc huncwocki charakter nie
pozwalał mu pozostać dłużnym. Poza tym, nazywanie jego i jego trzech przyjaciół
,,Pajacami bez wyobraźni”… To było niedopuszczalne. Huncwoci bez wyobraźni?! Ta
zniewaga krwi wymaga. Ale nie teraz. Teraz dostał misję. Prychnął w duchu.
James faktycznie wpadł na ciekawy pomysł i faktycznie tak, jak przewidywał
Rogacz – Syriuszowi nie do końca się spodobał. Jednak podjął się zadania i teraz
nie mógł przez osobiste antypatie z niego zrezygnować.
- Nie wiem, czy mam ochotę tego
słuchać.
- Naprawdę? Nie interesuje Cię
kwestia chronienia Jules? – Syriusz kpiąco na niego spojrzał.
- Interesuje. Ale nie uważam, że
jesteś mi do czegoś na tej płaszczyźnie potrzebny. – Darius nie ufał w czyste
intencje Syriusza. Według niego to, co mówił, a to, co myślał nawet koło siebie
nie leżało.
- Taki pewny siebie jesteś? To
pozwól, że Ci przypomnę, że ja mam czyste konto.
- O co Ci chodzi?
- O to, że przebywając w moim
towarzystwie Jules nigdy nie została otruta. – mocny strzał. Darius poczuł się,
jakby Black dał mu w twarz i prawie chciał mu namacalnie odpowiedzieć tym
samym. Tylko, że Syriusz korzystając z szoku w jakim się znalazł, kontynuował. –
Wiem, kto jej to zrobił.
- Kto? – ciekawość wygrała z
wyrzutami sumienia.
- Nie powiem Ci.
- Oczywiście. – westchnął Pattern.
Zakwalifikował Blacka w swoich ,,kartotekach” jako KIK. Kłamca i Krętacz.
- Może Ci się to nie podobać, ale
nie możesz kompletnie zlekceważyć tego, co mówię. – Syriusz prawie bił już
sobie brawo w myślach. Był spokojny i starał się cierpliwie znosić wszystkie
miny Dariusa. Jednak wiadomo było, że nie da rady hamować swojego porywczego
charakteru zbyt długo.
- Powiem wprost: Nie ufam Ci i
nie mam zamiaru tego ciągnąć. Nie wiem, jaki masz w tym wszystkim interes, ale
jestem pewny, że dotyczy wyłącznie Ciebie i z dobrem Jules nie ma nic
wspólnego. – tym przelał czarę.
Syriusz wziął Dariusa za fraki i przycisnął go do ściany.
- Puszczaj!
- Nie, dopóki nie dotrę do tego
Twojego zakutego łba. Pewnie Cię nie zaskoczę, ale dla pełnej jasności – Ja też
Cię nie lubię! I nie spotkałam się tu z Tobą dla przyjemności. Jules i ja…
Powiedzmy, że się poróżniliśmy, ale nadal jest moją przyjaciółką. A ja
przyjaciół chronię ponad wszystko. Nawet jeśli nie chcą ze mną rozmawiać.
Rozumiesz?
- Puszczaj. – powtórzył tylko
Darius i uwolnił się z uchwytu Blacka. Zapadła chwila ciszy. Pierwszy ochłonął
Syriusz.
- Dasz mi w końcu powiedzieć?
- Jak na mój gust, to Ty cały
czas mówisz. Wszyscy jesteście chorzy na język.
- Domyślam się, że złowrogo
brzmiące słowo ,,Wszyscy” oznacz mnie i moją brać huncwocką? – Syriusz przybrał
na powrót swoją niezachwianą luzacką pozę i oparł się łokciami o otwór okienny.
– Tak się składa, że Ci znienawidzeni ,,Wszyscy” chcą… prosić Cię o pomoc. –
Hurra, przeszło mu to przez gardło. Ale tylko dzięki temu, że wyobraził sobie,
jak rzuca w Jamesa poduszką za to, że wysłał go w takiej roli. Dlaczego inny
Huncwot nie mógł odbyć negocjacji z Dariusem? Cóż, z tego samego powodu, dla
którego rozmowa szła tak opornie: Pattern nie ufał Blackowi, więc paradoksalnie
czuł się najbezpieczniej zawierając układ właśnie z nim. Miał w takiej sytuacji
cały czas przeciwnika na oku.
Black mógł w spokoju oddać się swoim dylematom, bo Darius już nie wiem
który raz dostał szoku słysząc prośbę Gryfona.
- W jakiej kwestii?
- Poważnie mam to powtarzać po
raz kolejny?
- Nie kpij sobie. Nie widzisz
poważnie, co mi się tu nie zgadza? Wy zawsze działać sami i często w dość przesadny
sposób. Teraz natomiast, spotykasz się ze mną w konspiracji i mieszasz do
zemsty. Z którą swoją drogą długo, jak na Was zwlekacie.
- To skomplikowana i delikatna
sprawa, więc i postępowanie jest bardziej skomplikowane i delikatne.
- A kto jest winny otruciu? Dobra, nie fatyguj
się. Niech zgadnę – nie możesz powiedzieć.
- Nie. Natomiast mogę dodać, że
zagrożenie od tej strony nie minęło.
- Mogą znów ją zaatakować? –
zapytał zaniepokojony Darius. To znaczyło, że wreszcie zaczął brać Syriusza na
poważnie.
- Mogą. Może nie w najbliższym
czasie, ale potem… Kiedy sytuacja się trochę zmieni… To prawdopodobne. –
pomyślał o sprawie z Elinor i się zagotował. Jednak szybko pomógł mu na to już
sprawdzony sposób – wyobraził sobie, jak obrywa zaklęciem.
- Uwierzyłbyś komuś kto tak duka?
– Pattern zmierzył go wzrokiem z powątpieniem.
- Mógłbyś docenić moje starania. Próbuję
Ci powiedzieć, jak najwięcej. Niestety, to jest właśnie to ,,najwięcej”. –
Syriusz się skrzywił, a potem dodał swoim autorytatywnym tonem. – Musisz się z
tym pogodzić.
- Nic nie muszę. Wiem, że Jules
coś zagraża. Zemstę zostawię Wam, a chronić ją będę sam. – Darius zdecydował,
że tak właśnie zrobił i już miał się wyniośle odwrócić na pięcie i odejść, ale
zatrzymał go szczekliwy wybuch śmiechu Blacka.
- Bardzo bohatersko, naprawdę.
Szkoda, że tego nie nagrałem. Sam pewnie też żałujesz. Następnym razem daj mi
jakieś ostrzeżenie, to zadbam żebyś miał odpowiedni materiał do imponowania
Jules. – zażartował sobie sarkastycznie.
- Wiem, że w Twoim świecie to
jest najważniejsze, ale pozwól, że Ci trochę zburzę światopogląd – od imponowania
ważniejsze jest zdobywanie szacunku. A ten u Jules mam, w odróżnieniu od
Ciebie. – przesycił to ostatnie zdanie takim jadem…
,, Słowo, jeszcze chwila, a gościa uduszę.” – pomyślał Łapa i powoli
wypuścił powietrze z płuc.
- Zgodzę się, że żyjemy w dwóch
różnych światach, ale wydaje mi się, że w obu cztery osoby to więcej niż jedna.
A tym samym – większe bezpieczeństwo.
- Powiedziałeś, że zagrożenie
jest tylko ,,prawdopodobne”. W takiej sytuacji, jedna osoba…
- TYLKO prawdopodobne? Wow,
dobrze wiedzieć, że tak do tego podchodzisz. DLA MNIE – powiedział z naciskiem –
kiedy zagrożenie dotyczące moich przyjaciół jest prawdopodobne to ogłaszam
czerwony alarm.
- Zapomniałem, że wszystko musi
się kręcić wokół Ciebie… - powiedział, choć była to średnio błyskotliwa
riposta, bo faktycznie Dariusowi zrobiło się nieco głupio z powodu uprzedniego doboru
słownictwa.
- Tak, tak. Jestem centrum
wszechświata i dobrze mi z tym. A jeśli ta informacja Ci coś ułatwi, to masz
kolejny szczegół – przeciwników jest znacznie więcej niż nas. A w takiej
sytuacji nie wygrywa się siłą, tylko sprytem. Choć śmiem twierdzić, że siłą ja
i reszta Huncwotów poradzilibyśmy sobie wyśmienicie w bezpośrednim starciu. –
Syriusz nie byłby sobą gdyby tego nie dodał.
- Czyli macie jakiś plan i ja
jestem Wam niezbędny do realizacji? – specjalnie użył słowa ,,niezbędny”.
Chciał zobaczyć reakcję Syriusza. Ten nie oponował, tylko skinął głową.
Darius się zamyślił. Bał się, że to pułapka, podstęp albo jeszcze gorzej
– że to jakiś przebiegły plan, mający na celu poderwanie Jules. Jednak jeśli
nie.
Wiedział, że Syriusz potrafi grać i naprawdę szczerze go nie cierpiał.
Niestety nie mógł przełożyć swoich uprzedzeń nad dobro Jules, ani traktować ich
jako fakt, który pozwoliłby mu kompletnie zignorować słowa Blacka. Dobra, on
jako ten dobry w tym duecie będzie się zachowywał, jakby wierzył w ludzi i nie
będzie poddawał w wątpliwość ich słów.
- Jaki to plan i co konkretnie
miałbym zrobić? – zapytał.
- Obiecujesz dyskrecję? – Syriusz
zapytał, bo wiedział, że inaczej mógłby wypaść niewiarygodnie. W
rzeczywistości, mimo protestów Remusa, miał zamiar użyć magii, by zmodyfikować
trochę pamięć Patterna, jeśli ten nie zechce współpracować.
- Obiecuję. Dla Jules.
Syriusz przewrócił oczami i z trudem powstrzymał się przed zrobieniem
gestu powstrzymywania wymiotów. Następnie opisał cały genialny huncwocki plan
Puchonowi. Opowiadał o nim powoli i z czymś w rodzaju czułości. Można było
zauważyć, że czuje dumę z opracowanej z przyjaciółmi strategii. Ich wspólne
planowanie było jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w jego życiu.
Gdy skończył mówić, Darius spojrzał na niego w milczeniu. Limit pytań
wyczerpał wcześniej, wchodząc co rusz Syriuszowi w słowo, co Huncwota, powiedzmy
delikatnie – irytowało.
- Zgadzam się. – powiedział Pattern
i spojrzał Syriuszowi wyzywająco w oczy, czekając na jakieś zgryźliwe komentarze.
Syriusz się od nich powstrzymał. Chyba dopiero czwarty raz w życiu.
Zamiast tego wyciągnął do niego rękę.
- Umowa stoi? – zapytał i uniósł
zaczepnie, po swojemu brew.
- Tak. – Darius uścisnął mu rękę,
po czym szybko się wycofał z zamiarem opuszczenia mostu jak najszybciej. Z
resztą takie były ustalenia – dostać się do zamku inaczej niż we wzajemnej
asyście. Nikt miał nie wiedzieć o ich spotkaniu. Niestety, gdy Syriusz się
rozejrzał zdał sobie sprawę, że są obserwowani przez dwie pary puchońskich,
dziewczęcych oczu. Szturchnął Dariusa i wskazał na dziewczyny, które ruszyły
znowu w ich kierunku.
- Cześć dziewczyny. – powiedział Pattern.
- Cześć. – powiedziały niepewnie,
a Syriusz tylko skinął głową.
- Nie wierzę, dwa razy się już
szczypałam. Wy dwaj stojący sobie spokojnie, rozmawiający… Ale szok. – Syriusz pamiętał,
że Jules coś wspominała o bezpośredniości Olivii. Według niego bezpośredniość to
lekkie niedopowiedzenie.
- Nie zapytamy o co chodzi, bo
odpowiedź jest oczywista. Jules. – ton zdradzał posiadanie rodziców prawników.
Meredith zmierzyła chłopców wzrokiem, jak podejrzanych. Syriusz się uśmiechnął –
to nie była dla niego pierwszyzna.
- Trafiłaś w sedno. – powiedział i
przystąpił do bycia czarującym w sposób, od którego miękły kolana. – Niestety,
to wszystko, co możemy Wam powiedzieć. – udał, że zamyka usta na kłódkę.
- Szkoda. – Olivia uśmiechnęła
się do Syriusza. Ale nie dała za wygraną. – Może chociaż jeszcze słówko?
- Nawet niejedno. Skoro stałyście
się częścią tej tajemnicy, również jesteście ją związane. – przymilny ton, a
następnie mrugnięcie. Nie za dużo flirtu, nie za mało. Prawdziwe zawodowstwo.
- To znaczy?
- Znasz z pewnością pojęcie
tajemnicy zawodowej, Meredith. Właśnie tak to potraktujcie.
- Dlaczego?
- Bo kochacie swoją przyjaciółkę
i z pewnością dbacie o jej dobro. – powiedział to czarująco, ale trochę
inaczej. Na tyle inaczej, że dziewczyny wzięły jego słowa na poważnie.
- Mamy mieć przed nią tajemnice?
- Nie potrwa to długo.
Wytrzymacie w dyskrecji? – celowo wszedł im delikatnie na ambicje. Musiał użyć
wszystkich możliwych sztuczek, żeby mieć pewność, że nikomu nic nie powiedzą.
Już i tak średnio mu się podobało, że powiedział im to, co powiedział. Cóż,
wybrał mniejsze zło. Mógł przecież je zaczarować lub wymyślić jakieś wymyślne
kłamstwo. Tylko, że na przykład w tym drugim przypadku musiałby się upewnić, że
Darius załapię i przypilnuje utrzymywania wspólnej wersji wydarzeń. Nie. Alternatywne
wyjścia byłyby albo zbyt drastyczne, albo zbyt skomplikowane. Tym razem zawodowy
kłamca postawił na prawdę. Połowiczną, ale zawsze.
Kiedy wszyscy Puchoni złożyli śluby milczenia łaskawie pozwolił im się
oddalić. Oczywiście tak, jak się spodziewał, nie wszystko poszło gładko.
Zamknął oczy i skupił się na zimnym wietrze smagającym mu twarz. Dogadał się z
Dariusem, poprosił go o pomoc, był cierpliwy… Wow, wyczerpujący dzień, ale
zakończony sukcesem.
Najtrudniejszą według Syriusza ( bo wymagającą schowania dumy i niechęci
do kieszeni) część ,,Programu Ochrony Jules”, miał już za sobą.
Wow! Notka extra! Nie wiedziałam, że sytuacja z Elinor tak poróżni Jules i Syriusza. Darius skrzętnie to wykorzystał, spryciarz. W końcu ma ją na wyłączność. Ale dla obu chłopców, a już szczególnie dla Syriusza to spotkanie musiało być trudne. Dla dobra przyjaciółki musieli wznieść się ponad swoje uprzedzenia i dojść do porozumienia. Szacun, nie sądziłam, że wytrzymają ;) zastanawiam się tylko, jak na całą sytuację zareaguje Jules, jak się dowie od przyjaciółek (które prawdopodobnie nie utrzymają język za zębami, szczególnie przy przyjaciółce - na pewno nie mają przed sobą tajemnic), że Darius knuje za jej plecami. I oczywiście jeszcze jedno! Syriusz mówi, że nic nie czuje do Jules, a ja sądzę, że to guzik prawda ❤ nie mogę się ich doczekać! Może się pogodzą. Panna Justise chyba nie potrafi długo chować urazy. No, chyba że chodzi o coś więcej - na przykład złamane serduszko... Mam nadzieję, że już niedługo dowiemy się, jaką zemstę planują Huncwoci z Dariusem.
OdpowiedzUsuńA tak odchodząc od tematu notki, to na moim blogu stworzyłam miejsce z linkami do moich ulubionych blogów o Huncwotach i Twój blog również tam figuruje :) tylko nie za bardzo wiedziałam, jaki ma tytuł, więc napisałam "Opowiadania 1960". Napisz mi w odpowiedzi, jeśli chcesz, żebym go jakoś zmieniła :D
Serdecznie pozdrawiam i niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały ❤❤❤❤
Drama
http://qwertzxcvb.blog.pl/
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
UsuńTakie komentarze sprawiają, że sama się czuję, jak po wypiciu Płynnego Szczęścia :) niesamowicie miło jest słyszeć, a właściwie czytać, że ktoś śledzi losy bohaterów i docenia każdy szczegół :) Jako blogerka wiesz dobrze, że taki komentarz sprawia, że zapał do pisania rośnie się, namnaża i skacze pod sufit :)
Jeśli chodzi o umieszczenie mojego bloga wśród Twoich ulubionych - to ogromne wyróżnienie :))) Pasuję mi tytuł, który wymyśliłaś, nie mam żadnych zastrzeżeń :))
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :)))