Lily siedziała ze swoimi przyjaciółkami w
Pokoju Wspólnym i rozmawiała na temat, który nie schodził z ust uczniów
Hogwartu przez ostatnie kilka godzin. Był wieczór, a w Hogsmeade w czasie incydentu
była spora grupa uczniów z każdego domu, dlatego nie było zamku nikogo, kto by
nie słyszał o otruciu Jules Justice.
- Podobno wszystko wydawało się być w porządku kiedy
wychodziła z Trzech Mioteł…
- I co w związku z tym? Sugerujesz, że Darius Pattern podał
jej truciznę – zapytała zirytowana Lily, która nie lubiła plotek i snucia
teorii spiskowych. Wiedziała, że żyją w mrocznych czasach, ale nie ma co
dostawać paranoi.
- No nie, to jasne że została otruta w Pubie. Po prostu
analizujemy jak działa i atakowała ją trucizna. – powiedziała Willow z poważną
miną, co było urzekające w przypadku jej słodkiej, okrągłej buzi.
- Ale miała szczęście, prawda? Nie dość, że trucizna okazała
się nie być śmiertelna…
- …jeszcze tego by brakowało…
- …to w dodatku okazało się, że jest dostępny bezoar i to na
zawołanie.
- Kitty, naprawdę wierzysz, że to był przypadek? – zapytała Ruth
i spojrzała na nią wymownie.
- Bezoar nie zalicza się raczej do akcesoriów, które nosi
się w kieszeni ot tak na co dzień.
- Słyszałaś co powiedziała nasza mistrzyni eliksirów? Jeśli
bezoar był w wiosce to musiało mieć to związek z otruciem Jules. – wygłosiła swoją
opinię Willow, dalej nie zmieniając swojego tonu pełnego powagi.
- Mówisz poważnie? Czyli sugerujesz, że Twój kochany Syriusz
Black miał coś wspólnego z tym zamachem? W końcu to on miał jakimś dziwnym
sposobem ten magiczny kamień w kieszeni kurtki. – powiedziała Ruth marszcząc
brwi tak, że powstała między nimi pionowa kreska.
- Absolutnie! Niby jak i dlaczego. Przecież ta Jules to jego
przyjaciółka. – zaprotestowała natychmiast Willow na tyle głośno, że jej słowa
doszły do uszu Huncwotów siedzących przy kominku niedaleko stolika dziewczyn.
One jakoś niespecjalnie rzuciły się do potakiwania Willow.
- Moim zdaniem to mógł być ich jakiś kolejny, głupi żart. –
powiedziała Lily patrząc w okno.
- To chyba jakaś kpina?! – dziewczyny prawie podskoczyły na
dźwięk głosu Pottera, pełnego oburzenia i złości. Stał teraz obok ich stolika,
a za jego plecami ustawili się właśnie Remus z Peterem, którzy zerwali się z
foteli trochę wolniej niż ich narwany przyjaciel. – Jak możecie myśleć, że
moglibyśmy zrobić coś tak bezmyślnego i potwornego?
- Akurat jeśli chodzi o bezmyślność nie jeden raz
wchodziliście na jej wyżyny, więc nie dziw się że mamy takie podejrzenia. –
odparowała Lily.
- Czemu jedno i drugie z Was używa liczby mnogiej? –
zapytała Kitty cicho wyraźnie zestresowana tym, że znalazła się w oku cyklonu
kłótni Evans i Pottera. Nikt niestety nie zwrócił na nią uwagi.
- Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś, co stanowiłoby zagrożenie
dla życia któregoś z uczniów.
- A mam Ci przypomnieć te wszystkie ataki na Severusa. –
zapytała rudowłosa i aż wstała z krzesła.
- To trochę inna kategoria. – James ujął to tak celowo i uśmiechnął
się półgębkiem. Nadal był jeszcze wkurzony po ich ostatniej wymianie zdań, ale
musiał przyznać – była piękna kiedy się denerwowała, a pasemko rudych włosów
opadało jej na twarz.
- Jesteś okropny.
- Nie moja wina, że wzięłaś za punkt honoru stworzyć program
ochrony dla Łojowatych.
- I nie moja wina, że ryzyko jest dla Ciebie ważniejsze niż
używanie mózgu. Skoro nie macie nic wspólnego z trucizną podaną Jules to skąd u
Syriusza wziął się bezoar?
- Ktoś mu go podrzucił! – Rogacz był tak wkurzony, że aż
dostał wypieków na twarzy.
- Nie uważasz, że brzmi to trochę naciąganie? – zapytała i
założyła ręce na piersi.
- Lily, a czy Ty nie uważasz że naciągana jest teoria o
podtruwaniu przez nas dobrej przyjaciółki? – odezwał się Remus, głos rozsądku i
zimna głowa Huncwotów. Dopiero teraz na jego słowa kłócąca para się rozejrzała
i zauważyła, że wszyscy ich słuchają. Część robiła to bardziej dyskretnie,
część mniej, ale żadnemu Gryfonowi obecnemu w Pokoju Wspólnym nie umknęło słowo
wypowiedziane przez Lily i Jamesa, tego można było być pewnym. Lily wzięła głęboki
oddech i postanowiła zachowywać się jak na Prefekta przystało:
- A macie pomysł kto mógł to zrobić?
- Niestety nie, ale uwierz- trafi na czarną listę
wyroków-do-wykonania obok Muclibera.
- A gdzie jest Syriusz? – zapytała Willow, choć to pytanie
cisnęło się na usta zapewne wszystkim.
- Daj spokój i tak się dowiedzą – powiedział Remus do
Jamesa, który ( już było to widać po jego minie ) miał zamiar trochę pozmyślać.
– Jest u dyrektora, składa wyjaśnienia.
- Składał. Teraz jest tu już od dłuższej chwili słucha
Waszej dyskusji i ciekawych rzeczy się dowiaduje. – wszyscy odwrócili się w
stronę wejście do PW, a z dziury wyłonił się Syriusz. Pewnym krokiem, mimo
ciszy która zapadła przeszedł do schodów, a przy nich rzucił jeszcze przez
ramię:
- Nigdy w życiu nie zrobiłbym krzywdy Jules, ani żadnemu z
moich przyjaciół. Przyjaciele to rzecz święta. – po czym zniknął na klatce
schodowej, a Gryfoni pod wpływem ostrego i wymownego spojrzenia Rogacza wrócili jakby nigdy nic do
swoich zajęć. Huncowci udali się w ślad za Łapą, a James zdążył tylko za
odchodne powiedzieć trochę z przekory, trochę dla rozluźnienia atmosfery:
- Mówiłem Ci, że ślicznie wyglądasz jak się złościsz Evans?
To skutecznie
usadziło ją na miejscu i zmusiło do udawania, jak bardzo jest zajęta swoimi książkami.
Reszta dziewczyn poszła jej śladem i rozmowa o truciu dobiegła końca.
Przynajmniej w tej
części zamku.
W Pokoju Wspólnym
Ravenclawu siostry Durete zajęły fotele najbardziej ustronnie postawione w rogu
i od niedawnego powrotu Elinor z gabinetu dyrektora analizowały wnikliwie całą
sytuację.
- I wtedy usłyszeliście wołanie o pomoc, tak? – zapytała Corinne
skupiona na każdym słowie swojej siostry, które tamta według polecenia miała
wypowiadać powoli i klarownie.
- Tak.
- A od kiedy Syriusz zobaczył Jules siedział naburmuszony i
nieswój?
- Zgadza się.
- I co dalej?
- Wyszliśmy, a właściwie wybiegliśmy z Trzech Mioteł.
Syriusz był jedną z pierwszych osób, które zrozumiały dramaturgię sytuacji.
- Znaczy to, że albo coś wiedział, albo jest bardzo
przystosowany do dzisiejszych czasów i umie błyskawicznie reagować. –
podsumowała Corinne tonem pani profesor i złożyła ręce czubkami palców.
- To drugie na pewno nie mija się z prawdą. Mówić dalej?
- Tak, tak.
- Darius biegł, a raczej truchtał przez główną ulicę
Hogsmeade, a Jules lewitowała obok niego. Kiedy dobiegł na wysokość Trzech
Mioteł, potknął się o coś i puścił zaklęcie. Jules upadła na ziemię…
- … miękko na śnieżny puch, zaledwie kilka metrów od Was?
- Tak. Wtedy Syriusz podbiegł i uklęknął obok niej…
- Twarzą…?
- Twarzą w moją stronę. Zaczął jej sprawdzać tętno, źrenice,
a kiedy zdał sobie sprawę że coś jest nie tak, co zajęło mu zaledwie parę
sekund, zaczął się macać po kieszeniach. – zrobiła pauzę, bo wiedziała że
siostra chce coś wtrącić.
- Mógł szukać różdżki, ale to wie tak naprawdę tylko on. A
gdzie był w tym czasie Darius?
- Zdążył się do nich zbliżyć akurat na moment, w którym
Syriusz wyjął z kieszeni bezoar.
- I?
- Zrobił wielkie oczy i powiedział: ,, Skąd masz bezoar?”. I
dobrze, że to powiedział bo Syriusz był tak zdziwiony, że nie wiedział chyba
przez chwilę co trzyma w rękach.
- Black jest dobrym aktorem…
- Kończąc: wepchnął jej kamień do gardła, ona westchnęła ciężko,
a jej źrenice znów stały się widoczne.
- A potem transport do zamku, pani Pomfrey, profesor
McGonagall i tak dalej… A w trakcie tłumaczeń Blacka…
- Nie było w nim nic świadczącego, że jest winny. –
skończyła domyślając się o co chce ją zapytać siostra.
- Okej. To ostatnie pytanie: jeśli nie Black, to kto mógł ją
otruć i czy ten ktoś miał okazję podrzucić kamień Syriuszowi?
- Nie wiem kto, ale na drugie pytanie na bank tak. Był
moment kiedy wylałam na siebie syrop… Daruj sobie to spojrzenie… W każdym razie
to pochłonęło na dłuższy moment naszą uwagę, a razem z rozmową było tak
absorbujące, że nic byśmy nie zauważyli. Nawet nie pamiętam czy ktoś się kręcił
wokół naszego stolika.
- Co sądzi na ten temat Pattern?
- Oskarża Syriusza, ale on go nie cierpi bo wielbi Justice. –
wzruszyła ramionami i zrobiła minę pt.: „Jak można wielbić Justice?”.
- A profesor Dumbledore?
- Wierzy Syriuszowi. Ja z resztą też. – powiedziała to
czesząc palcami kosmyk włosów tak, jak zrobiła to dzisiaj już wielokrotnie.
Zaczynał to się robić jej tik nerwowy.
- Cóż, teraz zostaje czekać na powrót małej z Św. Munga. –
podsumowała z chłodną obojętnością Królowej Śniegu Corinne, po czym wstała i
poszła do dormitorium. Elinor chwilę się zawahała, ale poszła za nią.
Potrzebowała snu, który ukoi jej zszarganę nerwy, bo mimo że chodziło o ludzkie
życie, jedyne co widziała w tym otruciu to popsutą randkę z Blackiem i
nieosiągnięte cele. W jej mniemaniu zapewne miała o wiele gorszy dzień niż
Jules, która w tym czasie w Londynie usłyszała, że musi zostać na noc na
obserwację.
***
- Druga już w tym tygodniu wizyta w szpitalu. Zaczyna mi to
wchodzić w krew. – powiedziała Jules do Dariusa, Olivii i Meredith, którzy
przyszli po nią do Hogsmeade, gdzie pojawiła się przed chwilą dzięki pomocy świstoklika
przygotowanego przez profesora Dumbledore’a.
- Humor dopisuje, więc wszystko na swoim miejscu. –
powiedziała Olivia, krótko ścięta blondynka z brązowymi oczami i przytuliła
mocno przyjaciółkę.
- Albo raczej w dalszym ciągu nic nie na swoim miejscu. –
dodała ciemnowłosa, zawsze uczesana w dwa warkocze Meredith i dołączyła do
uścisku.
- Dla Jules jest to stan całkowicie normalny. – zażartował Darius,
przestępując z nogi na nogę. On z największym niepokojem czekał przez tą dobę
na powrót Jules, bo to on z obecnego tu towarzystwa jako jedyny widział, jak
potwornie trucizna wpłynęła na dziewczynę. Ona sama uśmiechnęła się na jego
widok i zarzuciła mu ręce na szyję z wielkim entuzjazmem. – Jaki zaszczyt mnie
spotkał, indywidualne przytulenie.
- Nie przyzwyczajaj się tylko do tych wyróżnień. –
odpowiedziała zadziornie Jules. – To co, idziemy do zamku? Czy poczekamy, może
ktoś będzie chciał mnie czymś poczęstować?
- Ale Ty masz poczucie humoru dziewczyno… - powiedziała
Olivia z rozbawieniem i cała paczka ruszyła w stronę świateł zamku, pięknie
wyglądających na tle wieczornego nieba. Przez jakiś czas ich wędrówce
towarzyszyły żarty i wygłupy, ale w końcu chłopak nie wytrzymał:
- Wiedzą co dokładnie Ci podali? – Jules popatrzyła na niego
i przez moment żałował, że wyciągnął znów ten temat, ale ona tylko uśmiechnęła
się i zaczęła opowiadać. Opowiadać, że uzdrowiciele w św. Mungu pierwszy raz
się spotkali z czymś takim, że to ma wiele wspólnego z czarną magią i z
pewnością zalicza się do eksperymentów własnej roboty.
- A domyślasz się kto to zrobił? – zapytała Meredith bardzo
ostrożnie. Nie wiedziała czy po takiej truciźnie jej pamięć będzie wiarygodnym
źródłem.
- Nie.
Jules powiedziała
to tak ostro i dobitnie, że nikt nie kontynuował tematu za to wszyscy byli
zaskoczeni. Darius spodziewał się albo raczej chciał się domyślać co znaczy jej
zachowanie – zrzucał wszystko na osobę Syriusza Blacka, który najpierw potraktował
ją jak zabawkę, a następnie ( Darius dalej obstawał przy swoim ) podał jej
truciznę. Tylko, że zdaniem Patterna powodem podtrucia nie była dość
specyficzna zabawa. Według jego teorii Black podał jej jakiś specyfik, by
następnie rycersko ją uratować i pewnie w ten sposób oczyścić sobie kartę. Nie
było to zanadto inteligentne, ale nie wszystkie akcje Huncwotów nosiły miano
perfekcyjnie przemyślanych.
Po takiej reakcji
Jules szliby zapewne dalej do szkoły w ciszy, gdyby tylko dziewczyna nie była
na takową wręcz uczulona. Ochłonęła praktycznie tak szybko, jak się uniosła i
zaczęła swoją charakterystyczną gadaninę, która miała na celu sprawiać by
wszyscy naokoło czuli się dobrze. Działało. Jules jak dobry duszek zarażała
pozytywnym myśleniem, optymizmem i dziecięcym, szczerym podejściem do świata.
Nikt tak, jak ona nie mógłby podejść do swojego otrucia na tak spokojny i
wyluzowany sposób.
- Grunt to dobra zabawa. Ale mimo mojego głęboko skrywanego
uzależnienia od adrenaliny, będę chyba przez dłuższy czas chodzić wszędzie z
własną butelką z wodą. Albo piersiówką, będzie bardziej stylowo. - plotła i
zdawała sobie z tego sprawę, ale od czasu do czasu można pogadać inaczej niż
intelektualnie.
Byli w wyśmienitych
nastrojach kiedy weszli do zamku i udali się do Pokoju Wspólnego. Tym razem,
Jules nie wzbudzała już takiego zainteresowania lub może się do niego
przyzwyczaiła i dlatego nie widziała ciekawskich spojrzeń. ,, Przyzwyczajona do
bycia bohaterką serii Wypadki,
wypadeczki, wypadunie. To chyba nie wróży zbyt dobrze.” – pomyślała i
uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie była świadoma, że jest obserwowana w
pośredni sposób i zanim jeszcze zdążyła wejść do swojego dormitorium, pewien
brunet wybiegał z jednej z wieży zamkowych chowając do kieszeni magiczną Mapą i biorąc
ją sobie za cel, którym już przywykła ostatnio być. Lecz tym razem nie było
obawy, że stanie jej się krzywda.
Syriusz był zdeterminowany żeby spotkać się jeszcze dzisiaj
z Jules. Po długiej rozmowie z Jamesem zdecydował się na poważny krok
przyznania się błędu i całkowitej szczerości. Chyba nikt poza Rogaczem nie
byłby w stanie sprawić, by Łapa schował dumę do kieszeni. Podobnie jak nikt
poza Syriuszem nie był w stanie gasić zarozumialstwa Pottera. Był to jeden z
dowodów na ogromną siłę ich przyjaźni i argument dla świata twierdzącego, że
mają na siebie wyłącznie zły wpływ. Zwyczajnie wzajemne nakręcanie o
zabarwieniu powiedzmy negatywnym był bardziej widoczne niż to pozytywne.
Zwłaszcza w przypadku Syriusza, który choć wiedział doskonale jak powinien się
zachować czasem był bliski zakrztuszenia się przyznaniem do słabości. Tym razem
wręcz wspiął się na wyżyny walki ze sobą, bo nawet zaczepił po śniadaniu
Dariusa Patterna prosząc żeby dał mu znać kiedy będzie miał jakieś informacje o
powrocie Jules. Teraz idąc w kierunku dormitorium Puchonów nadal widział jego
oburzoną minę i słyszał słowa Dariusa: ,,Może Ci jeszcze fiolki przyniosę?”.
Gdyby nie reakcja Remusa, Syriusz zarobiłby kolejny szlaban za wrzucenie
Dariusa w wazę z sokiem dyniowym. Nie lubił Patterna i był w pełni świadomy, że
z wzajemnością. Ale on w odróżnieniu do Dariusa nigdy nie skarżył i nie
podburzał Jules przeciwko drugiej stronie. Uważał to za zachowanie poniżej
krytyki. Radził sobie sam z wszelkimi odzywkami, a dodatkowo był na tyle pewny
siebie, że w jego mniemaniu takie gadanie nie mogło mu w żadnej mierze
zaszkodzić.
Analizując to
wszystko dobiegł do wejście do kuchni i poszedł korytarzem dalej. Nie wiedział
co ma zrobić, żeby dostać się do Pokoju Wspólnego Hufflepuffu, a Mapa wyraźnie
pokazywała, że bez tej wiedzy nie uda mu się spotkać z Jules. Zaczął się
zastanawiać, a jego myśli biegły z prędkością światła wyświetlając kolejno różne
scenariusze. A kiedy już zaczął na poważnie brać pomysł żeby drzeć się w
niebogłosy aż dziewczyna go usłyszy, panna Justice pojawiła się przed nim na
korytarzu.
Zamarli, a oczy Jules zaszkliły się wyraźnie. Dziewczyna
jednak wzięła głęboki wdech i łapiąc Syriusza za nadgarstek wyprowadziła go na
dwór. Kiedy stanęli już na zimnie w cieniu zamku stanęła z rękami założonymi i
prosta jak struna. Syriusz się uśmiechnął. Lubił kiedy Jules rzucała mu
wyzwanie tą postawą i spojrzeniem.
- Nie wiem czy Twój uśmiech to sygnał, że coś Ci się na
synapsach nie zeszło czy faktycznie masz jakieś logiczne do niego powody?
- To jest Twoja wersja pytania: ,,Czego się szczerzysz?”. –
zażartował, ale tym razem ( o dziwo ) Jules nie zareagowała i z niewzruszoną
miną czekała co jeszcze ma jej do powiedzenia. Cóż, nie było sensu tego
odwlekać. – Przepraszam.
- Wow, ziemia się rozstąpiła taką siłę rażenia miały Twoje
przeprosiny. – Jules pękła jej kamienna twarz, ale postawy jeszcze nie
zmieniła. – A za co konkretnie?
- Za to, że zawiodłem Cię jako przyjaciółkę i zapomniałem o
umówionym spotkaniu.
- Wiesz jak ja się poczułam? Sama bym nie wiedziała, gdyby
Darius pomocnie by tego nie nazwał… Nie rób min, on w odróżnieniu od Ciebie
nigdy nie zachowywał się tak, że miałam wątpliwości czy nasza przyjaźń nie
polega tylko na wykorzystywaniu.
- Auć, zabolało.
- Co Ty nie powiesz, mnie też. Ja otwieram przed Wami serce,
a Wy jak się ze mną kontaktujecie to tylko w interesach. Nie wymagam żebyście
mnie traktowali jak przyjaciółkę, za mało fajna jestem na przyjaciółkę
Huncwotów, wiem, ale nie róbcie mi chociaż nadziei, że mogą nią być. Trzeba
mnie było ustawić od razu do szeregu. – wyrzucała z siebie słowa z zawrotną
szybkością zrzucając jednocześnie ciężar z serca.
- Skończyłaś?
- Ale Ty jesteś denerwujący… - zmrużyła oczy i wykonała
gest, jakby zaciskała Syriuszowi ręce na szyi.
- Po prostu przesadzasz.
- Nieprawda. Ostatnimi czasy nawet nie bawiłeś się w
kurtuazję tylko leciałeś od razu z listą Waszych potrzeb.
- Powinnaś się chyba cieszyć. To znaczy, że nasza przyjaźń
jest już na wyższym etapie – etapie całkowitej swobody. – powiedział podkreślając
ostatnie trzy słowa śmiesznym gestem przedstawiania tytułów filmowych.
- Chyba musisz mi zrobić rozpiskę tej etapowej drabinki. –
skontrowała i uśmiechnęła się do niego nareszcie tym uśmiechem, który
najbardziej lubił. – I co dalej? Nie powinieneś przeprosić jeszcze za coś? –
zrobiła wyczekującą minę.
- Co takiego?! – wybuchnął po krótkiej pauzie spowodowanej
szokiem. – Mówisz poważnie? Jak możesz myśleć, że zrobiłem coś takiego. Nigdy
bym Cię nie skrzywdził, jesteś moją przyjaciółką na brodę Merlina. Szybciej
wypiłbym za Ciebie tą truciznę niż Ci ją podał. – jego wybuch sprawił, że Jules
aż podskoczyła, a teraz stała przygwożdżona plecami do ściany zamku, gdzie
zagonił ją Syriusz podchodząc w trakcie wybuchu coraz bliżej niej. Kiedy
dziewczyna usłyszała co powiedział i dotarł do niej sens ostatniego zdania, aż
szczęka jej opadła. A potem – zaczęła się śmiać. Trochę to zbiło Syriusza z
tropu.
- Czy Ty normalny jesteś? Uważasz, że wzięłam Cię za truciciela?
– było to dla niej tak absurdalne, że aż ze śmiechu usiadła. – Możesz mnie
używać jako zaplecza technicznego, ale jestem pewna że byś nie posunął się do
podania trucizny nawet Ślizgonowi… Chyba. – dodała żartobliwie i popatrzyła na
niego z politowaniem.
- To za co miałbym Cię jeszcze przepraszać? – zapytał kucając
naprzeciwko.
- Zgaduj, może dowiem się czegoś ciekawego. – oboje się
zaśmiali. – Albo nie, już same przeprosiny to dla Ciebie wysiłek ponad miarę,
nie będę Cię nadwyrężać.
- Bardzo zabawne. Może od razu daj mi całą listę moich
przewinień, a ja sobie będę codziennie wybierał jeden podpunkt.
- To było dobre. Ale kontynuując: okłamałeś mnie.
- Kiedy?
- Powiedziałeś, że nie masz planów na sobotę, a potem – bum,
randka z Elinor Durete. Co masz na swoją obronę? – udała wyniosła minę pani
sędziny.
- Sprzeciw Wysoki Sądzie, żądne kłamstwo nie miało miejsca.
Pamiętasz ten ,,upadek” Elinor, który ukrócił naszą rozmowę? Stworzyła sobie
okazję do umówienia się ze mną.
- A Ty biedaku broniłeś się rękami i nogami. – powiedziała i
pogłaskała Łapę po ramieniu udawanym, pocieszającym gestem.
- Żebyś wiedziała, czułem się trochę jak eksperyment naukowy
kiedy traktowała mnie swoimi wyważonymi tekstami i spojrzeniem chłodnym z
wyrachowania.
- Rzeczywiście męczarnie: piękne włosy, śliczna figura.
Biedak z Ciebie… Co? – przerwała widząc badawcze spojrzenie Łapy.
- Właśnie zdałem sobie sprawę, że stanowicie swoje
przeciwieństwa…
- W sensie ładna i brzydka? – zapytała wchodząc mu w słowo.
- W sensie jedna z opracowaną rolą, a jedna z wielkim
talentem do niezastanawiania się co mówi, wariatko.
- Cóż za wnikliwa obserwacja. Dobra, pomóż mi wstać, trochę
zimno w tyłek mi się zrobiło.
Syriusz wziął ją za
rękę i podciągnął w górę. Całe napięcie wyparowało bezpowrotnie. Black czuł się
dobrze w towarzystwie Justice i lubił z nią rozmawiać, bo mimo szczerości nie
była ona wcale łatwa do rozgryzienia i potrafiła go zaskoczyć. . Oprócz tego była jedyną znaną mu dziewczyną, która nie
próbowała się do niego przystawiać. W dodatku te ich żarty zawsze poprawiały mu
humor. Ruszyli powłócząc nogami w stronę zamku.
- Masz pomysł kto to zrobił? – zapytał Syriusz. Nie musiał
zaznaczać, że chodzi o otrucie i nie wiedział, że Jules już usłyszała dziś
takie pytanie. Tym razem jednak w sytuacji, w której nie musiała mierzyć się z
towarzystwem z wyrobioną opinią odnośnie winowajcy nie zareagowała wybuchowo.
- Nie, ale na bank była to ta sama osoba, która podrzuciła
Ci bezoar. Czyli był to ktoś w miarę inteligentny.
- Rzeczywiście, szczyt mądrości podtruwać ludzi. –
zażartował Łapa, na co ona dała mu kuksańca w bok.
- Chodzi mi o to, że zdawał sobie sprawę z siły trucizny i
wpadł na to żeby załatwić antidotum.
- I w dodatku ten niezwykły łaskawca nas dobrze zna,
wiedział że się przyjaźnimy.
- O tym wie prawie każdy w szkole – Boski Syriusz i ta
postrzelona Puchonka? Takie teksty obleciały w swoim czasie całą szkołę.
- Masz rację. Zwłaszcza z tym boskim. – mrugnął do niej i
oboje wybuchli śmiechem. W takich chwilach Syriusz zastanawiał się jak to
możliwe, że nie poznali się wcześniej. Wstyd mu było się przyznać, ale powodem
był właśnie ten społeczny podział i fakt, że on razem z chłopakami należeli do
ścisłej elity szkolnej. Jules była jedną z tych osób, które poznajesz i potem
zawsze czujesz się dobrze w ich towarzystwie, ale nie pchała się do
popularności. Choć gdyby dała się poznać całemu światu od tej mniej głośniej i sarkastycznej strony,
którą przedstawiała wszystkim naokoło, a przez którą Huncwotom udało się
przedrzeć, od razu wdarłaby się na hogwarckie salony. Gdy tak na nią patrzył
teraz w świetle niknącego już Księżyca, na to jak gestykuluje i roluje włosy (
musiała coś robić z rękami, nie było innej opcji ) pierwszy raz przyszło mu na
myśl, że urodą od pierwszej klasy też by nie odstawała. Przyglądając się jej
tak się zamyślił, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę z panującej ciszy i
jej pytającego spojrzenia.
- Hogwart do Syriusza? Ja wiem, że rozmowa ze mną potrafi
być uciążliwa, ale mógłbyś bardziej dyskretnie pokazywać, że nie słuchasz. –
zaczepiła go w ramię i skubnęła palcami dolną wargę czekając na odpowiedź.
Zwróciła tym uwagę nastawionego na obserwację Syriusza jak ładne i pełne ma
usta.
- Słucham, po prostu… Nieważne. Mam do Ciebie jeszcze jedną
sprawę. – dodał szybko i oprzytomniał do postawy niewzruszonego, emanującego
nonszalancją luzaka. – W imieniu Huncwotów zapraszam Cię uroczyście na kolację
w spotkanie w Hogsmeade w następną sobotę. – ukłonił się w pół dla dodania
dramaturgii.
- Bardzo dziękuję, jakie to miłe. Ale muszę odmówić.
- Czemu? Tym razem na pewno nie zapomnimy. – powiedział i
położył rękę na sercu.
- Wiem, ale jestem już umówiona z Dariusem – ma urodziny.
- Ale prawdziwe czy wymyślone? Bo z tym drugim rodzajem
spotkałem się już wczoraj.
- Prawdziwe. Niestety, przegapiliście miejsce w moich zapchanym
grafiku to teraz trochę poczekacie. A teraz już dobranoc. Muszę wracać, bo po
ostatnich wydarzeniach każde moje zniknięcie będzie urastać do rangi tragedii.
- Rozumiem. Dobranoc.
Uśmiechnęli się do
siebie i Jules wycofała się w korytarz machając aż straciła Syriusza z oczu. A
on… On był wkurzony. Czuł się tak jakby ktoś zabrał mu jego zabawkę bez
pozwolenia. I to kto? Darius Pattern. Tak, było to dziecinne i świadczyło o
uważaniu się w paru kwestiach za pępek świata, ale cóż – taka był prawda. Łapa
ruszył w drogę powrotną do dormitorium i zastanawiał się, skąd wzięły się jego
wszystkie dzisiejsze wynurzenia pod adresem dziewczyny: o jej urodzie i jej
ustach…
Zwariowałem czy co? – pomyślał. – To trochę tak jakbym
analizował aparycję Jamesa. – było to dziwne porównanie, ale rzeczywiście w
świecie Syriusza Jules miała łatkę bardziej kumpla niż dziewczyny. Zastanowił
się czy wzięłaby to za komplement, a że nie doszedł do zadowalających wniosków
postanowił nigdy jej tego tak nie przedstawiać.
Teraz miał do
przedstawienia co innego, a mianowicie zwycięski powrót z delegacji i dalsze
poszukiwania truciciela. Znalezienie tego ostatniego ustawił sobie za punkt
honoru, a kiedy pomyślał co mu zrobi… Uśmiechnął się sadystycznie i z tym sadystycznym
uśmiechem wszedł do wieży. Cóż, na przyjaciół Syriusza Blacka nie można było
podnosić ręki choćby nie wiem co.