Jak głosi tytuł jest to notka bonusowa, która opisuje wydarzenia nie do końca związane z torem głównym fabuły bloga :) Chciałam po prostu w ten sposób złożyć życzenia wszystkim moim czytelnikom i podtrzymać ten świąteczny klimat, który niestety zdecydowanie za szybko opada :) Przepraszam też po raz kolejny za opóźnienia ;)
Miłego czytania :)
Zapach igliwia był wyczuwalny prawie na każdym kroku. Śnieżny puch
leżący na błoniach i dachach wież zamkowych, choć był tam już od dłuższego
czasu i miał leżeć przez kolejnych kilka miesięcy, choć wyglądał tak, jak
zawsze, to wszystkim kojarzył się jednoznacznie. A pojawiające się na
korytarzach ozdoby świąteczne tylko tym skojarzeniom pomagały. Duchy latały po
zamku nucąc świąteczne melodie, a na co drugim obrazie można było dostrzec
postacie ubierające choinki. Choinki w pełnej krasie i rozmiarze stały też już
w Wielkiej Sali. Przygotowane wcześniej przez Hagrida, teraz już przystrojone
mieniły się blaskiem różnokolorowych światełek. Nic więc dziwnego w tym, że
uczniowie myślami dryfowali już z prądem świątecznym, z dala od książek i nauki. Atmosfera, jak to w grudniu,
nie sprzyjała zbytnio skupieniu.
Jednak, jak to zazwyczaj bywa, od każdej reguły można było znaleźć
wyjątek, a w tym przypadku nawet cztery wyjątki. I podczas gdy nawet
najpilniejsi uczniowie w Hogwarcie myśleli już głównie o prezentach i ciastach
świątecznych, Huncwoci zaprzęgali swoje umysły do wytężonej i intensywnej
pracy. Oczywiście ten intelektualny wysiłek w żadnym razie nie był związany z
lekcjami. Huncwocki mózg był stworzony do wyższych celów.
A huncwockie dormitorium do zapewnienia odpowiednich warunków do burzy
huncwockich mózgów. Teraz, korzystając z jednego z ostatnich wieczorów przed
przerwą świąteczną, chłopcy siedzieli, wcinali świąteczne słodycze i śmiali się
do rozpuku. Wszystko to jednak były wątki poboczne dla cyklicznie powracającego
tematu ,,Świątecznego BUM”.
- A może spróbować uśpić czujność
Gonagall? Na przykład jakimś prawdziwym prezentem. – zaproponował Peter z
ustami pełnymi czekolady. Chłopcy zrozumieli go tylko dlatego, że mieli spore
doświadczenie z językiem czekoladowym.
- Prawdziwy prezent? Czyli co?
Kocimiętka? – zapytał Syriusz, leżąc rozwalony na łóżku z czapką Mikołaja,
nonszalancko nasuniętą na głowę.
- Co by to nie było nie uśpiłoby
jej czujności. Myślę, że bardziej potraktowałaby to nawet jak potwierdzenie, że
coś knujemy. – skomentował James czyszcząc trzymaną na kolanach miotłę.
- Taki prezent pt.: ,,Jesteśmy
grzeczni i nie robimy nic podejrzanego” to niemal przyznanie się do tego, że
będzie miała z nami kłopoty. – zgodził się Remus.
- To dajmy prezenty wszystkim
nauczycielom. – Peter wyjątkowo nie dał się tak szybko zgasić swoim
przyjaciołom.
- Tak, a najlepiej wszystkim oprócz
profesor Sowy, żeby wzbudzić w niej zazdrość i niepewność. – zażartował
sarkastycznie Łapa. – Ty się lepiej Glizdek przyznaj, że chcesz podlizać się
nauczycielom, bo Ci ostatnie testy ,,przedsumowe” nie poszły najlepiej.
- No bo kto robi testy dwa tygodnie
przed świętami. Ja jestem w stanie teraz myśleć tylko o cieście kajmakowym
mojej mamy.
- To będziesz je sobie podjadać w
trakcie czytania notatek przy świątecznym stole. – powiedział Lunatyk, który
nie rozumiał braku myślenia perspektywicznego u swojego przyjaciela. Przecież
jakby skupił się trochę wcześniej, miałby spokojną głowę w święta. No cóż,
Peter był w tej kwestii niereformowalny.
- Na pewno nie będę. – Glizdek aż
się zapowietrzył na myśl o tym.
- Jeść ciasta?
- Nie! Ciasto będę jeść. Nie będę
czytać notatek.
- Jeszcze nogą tupnij dla dodania
dramatyzmu. – uśmiechnął się Rogacz.
- A skoro o tym mowa, nutkę
dramatyzmu też można dodać, prawda? – zagadnął Syriusz.
- Do naszego ,,BUM”? W sumie czemu
nie.
- Łapo, Rogaczu poczekajcie chwilę.
Skoro już rozważamy elementy dekoracyjne numery, to rozumiem, że jego ogólny
szkic mamy dopracowany?
- Nasz głos rozsądku we własnej
osobie. Wydaje mi się, że tak. – Syriusz wzruszył nieznacznie ramionami. – Jak przyjdzie
nam do głowy jakiś dodatkowy pomysł pod wpływem genialnego natchnienia… Choć
powiedzmy sobie szczerze – my cały czas pracujemy w warunkach genialnego
natchnienia. A ideału nie da się poprawić.
- Dlatego właśnie nie masz zamiaru
się zmieniać, przyjacielu? – powiedział James i puścił oko do Blacka.
- Dokładnie. Jak Ty mnie dobrze
znasz. – odparł Syriusz, a następnie widząc, że Potter nie przestaje szorować
zawzięcie tej samej części trzonka miotły, co wiązało się u niego z intensywnym
myśleniem o jednej konkretnej rzeczy, dodał. – Zaraz zetrzesz cały impregnat z
miotły.
- Panuję nad sytuacją. – powiedział
James, ale bardziej machinalnie niż po przemyśleniu. Wynikało z tego, że
pozwolił sobie na delikatne wyłączenie się z dyskusji, gdy przestała ona
dotyczyć knucia. Tym lepiej, łatwiej będzie go podejść.
- Jesteś tego pewny?
- Oczywiście,
- I wszystko jest w porządku.
- Jak najbardziej.
- Czyli niczym się nie martwisz?
- Nie.
- Nie masz żadnych problemów na
głowie?
- Nie.
- A prezent dla Lily gotowy?
- Jeszcze nie… Znaczy…
- Mam Cię! – wykrzyknął uradowany
Łapa i patrzył z półuśmiechem na zbitego z tropu Rogacza.
- Wypchaj się karmą. – powiedział Potter
ze skwaszoną miną.
- James daj spokój. Musiałbyś
zaburzenia osobowości dostać, żeby czegoś dla panny Evans nie przygotować i to
po swojemu, czyli z wielką pompą.
- Z wielką pompą będzie na bank,
choć oprócz tego, nie mam chwilowo bardziej sprecyzowanych planów.
- Może podpytaj którąś z dziewczyn.
– zasugerował delikatnie Remus nie podnosząc oczu znad książki. Wiedział, że
otwarta rozmowa o słabości Jamesa do Lily jest dla Rogacza już i tak dużym
wyczynem. Nie chciał go bardziej peszyć.
- Wolę nie. Nie chcę żeby puściły
parę z ust. Poza tym, to ma być prezent ode mnie dla Evans i moim stylu. A nie
w stylu Willow albo Mary.
- I równocześnie coś, co nie wywoła
kultowej odpowiedzi ,,Spadaj Potter”?
- Dokładnie. – powiedział Rogacz i
odłożył na bok miotłę, która była tak wypolerowana, że mogło budzić niepokój,
czy Potter się z niej nie ześlizgnie w czasie meczu.
Chłopcy zaczęli się zbierać do snu, a Remus pomyślał te może być
problem. Jeśli Rogacz wybierając prezent dla Lily będzie myślał o tym, żeby
pokazać przede wszystkim siebie… Cóż, pozostawało mu tylko życzyć przyjacielowi
powodzenia.
Noc była kompletnie bezksiężycowa i gdyby nie warunki panujące o tej
porze roku mogłoby być wyjątkowo ciemno. Jednak szczęśliwie śnieg, który
pokrywał błonia odbijał dzielnie światło gwiazd i rozjaśniał otoczenie. Chłopcy
szli w ciszy, ciesząc się panującą tego wieczoru aurą. James chwilę wcześniej
schował pod płaszcz pelerynę-niewidkę. Przemknęło mu przez myśli, że nie są już
dziećmi, które bezproblemowo mieściły się we czwórkę po peleryną, ale tragicznie też jeszcze nie
było. W ostateczności, gdy już dopracują animagiczne zdolności Peter na czas
używania niewidzialności będzie podróżował w kieszeni jego, Remusa albo
Syriusza.
Huncwoci skręcili w ścieżkę prowadzącą do Wierzby Bijącej. Remus
skrzywił się nieznacznie i odruchowo spojrzał na niebo, jakby chciał się
upewnić, że nie ma nim złowrogo pełnego Księżyca. Kiedy upewnił się po raz
kolejny, że jest nów, wypuścił z płuc powietrze i starał się wyluzować. Syriusz
kątem oka zauważył zachowanie przyjaciela, złapał z nim kontakt wzrokowy i uśmiechnął
krzepiąco. Lupin był mu za to wdzięczny. Był wdzięczny całej trójce za ich
wsparcie i zrozumienie. W zamian starał się, mówiąc bardzo dziecinnie, być
dzielny. Dlatego nie miał nic przeciwko, że zbliżają się do miejsca, które
mówiąc delikatnie nie kojarzy mu się zbyt dobrze. Chłopcy chcieli zbadać jedną
kwestię dotyczącą Wierzby Bijącej. Czemu teraz – nie wiedział, ale nauczył się,
że Rogacz i Łapa czasem bez wyjaśnienia żadnego ciągają ich ścieżkami tylko
sobie znanymi. Tym razem przynajmniej podali cel podróży i był on wszystkim
czterem dobrze znany. Tylko, że gdyby tą kwestię omówić na pełnym forum
huncwockim, okazałoby się, że występuje pewna rozbieżność informacji. Bo ze
wszystkich Huncwotów jedynie Lunatyk miał, powiedzmy trochę inny obraz
sytuacji.
Pierwszy alarm, że coś jest nie tak zadzwonił, gdy James, który wyszedł
na przód ich pochodu zboczył w niewydeptaną jeszcze dobrze ścieżkę, która
omijała dość szerokim, a na pewno bezpiecznym łukiem agresywne drzewo, a
Syriusz i Peter poszli za nim. Lunatyk chwilę się zawahał.
- Chłopaki? Zmiana planów?
Jego pytanie zostało całkowite zignorowane. Paniczowi Lupinowi zostało
więc tylko iść spokojnie za resztą huncwockiej braci. Nie przeszli więcej niż piętnaście
metrów i zatrzymali się przy dużym kamiennym uskoku. James, Syriusz i Peter
ustawili się przy nim ramię w ramię, twarzą do Remusa. Zaczynało to wyglądać
coraz dziwniej, ale Lupin w dalszym ciągu niczego się nie domyślał. Jednak wyjaśnienie
przyszło jeszcze zanim zdążył zadać następnie pytanie. Syriusz uśmiechnął się,
sięgnął za połę szaty, a potem powiesił na uskoku wyjętą stamtąd świąteczną
skarpetę z imieniem ,,Remus”.
- Wesołych Świąt, Luniaczku. –
powiedział James i zanim Lupin zdążył zareagować, dodał. – Wystarczy, że
dotkniesz różdżką tego kamyka, na którym Syriusz powiesił skarpetę, a otworzy
się tajne przejście prowadzące prosto do korytarza obok Skrzydła Szpitalnego.
Od teraz masz własną drogę ewakuacyjną i wstecz – ewakuacyjną oraz pewność, że
nikt Cię nie zobaczy. Wiemy, że traktujesz drogę stąd tam i odwrotnie, jak
ścieżkę wstydu czy jakąś inną głupotę. Teraz możesz się czuć jak VIP. – były to
pokrętne i dziwne życzenia świąteczne, ale Remus bardzo je doceniał. Nie miał
pretensji do Jamesa za użycie tak dosadnych słów. W tak bliskiej przyjaźni,
jaka ich łączyła zabawa w taktowność nie miała najmniejszego sensu. Liczyła się
szczerość. A to, co powiedział Rogacz było szczere. I wspaniałe.
- Zanim się wzruszysz – powiedział Łapa
z swoim luzem na twarzy – to jeszcze nie koniec prezentu.
Remus tylko zmarszczył brwi. Cieszył się, że chwilowo nie dopuszczono go
do głosu, bo nie wiedziałby nawet co powiedzieć. Zamiast tego patrzył na resztę
prezentu. A był on tak szokujący, że aż ścinał z nóg. Lunatyk ledwo mrugnął, a
pojawił się przed nim duży czarny pies i dostojny jeleń.
Chłopcy zostali w zwierzęcej postaci przez niedługą chwilę, ale
wystarczającą by zrobić piorunujące wrażenie. Kiedy wrócili do siebie, duma
wprost z nich emanowała. Przekaz był oczywisty, a jedyne co mógł wydusić w
odpowiedzi Remus to:
- Dziękuję.
- Nie ma za co. – powiedział Syriusz,
który raczej nie należał nigdy do osób, które ulegały wzruszeniom. – Jeszcze trochę,
a Peter swoją przemianę dopracuje i od tej pory będziemy razem stawiać czoło
pełni.
- Ahoj przygodo. – zażartował James.
- W sumie to też mogę pokazać, co
już potrafię. – powiedział nieśmiało Peter.
- Normalnie powiedziałbym nie, ale
zrobiło się wyjątkowo rzewnie, więc akcent komediowy jest jak najbardziej
wskazany. – powiedział Rogacz i mrugnął do Remus.
Akcent komediowy to było za mało powiedziane. Kiedy Glizdek spiął się,
żeby dokonać przemiany, nie wyszło mu to tak, jakby sobie życzył i znacznie
słabiej niż dotychczas… Wystarczy powiedzieć, że w tych wszystkich emocjach i
pod wpływem presji, którą sam na sobie wywołał, urosły mu tylko uszy, wąsy i
ogon. Rogacz, Łapa i Lunatyk tak się z tego śmiali, że prawie popadali na
ziemię. Remus cieszył się tą chwilą z przyjaciółmi, cieszył się z tych
wyjątkowo wyjątkowych prezentów i tak się wyluzował, że nawet jego nie ruszyły
skargi Petera, że nie może wrócić do całkowicie ludzkiej postaci. Gdy po
salwach śmiechu i przywróceniu Peterowi
jego właściwej anatomii, chłopcy postanowili wspólnie przechrzcić tajne
przejście czuli beztroskę, a także ekscytację, która towarzyszyła im w trackie
pierwszych lat rozrabiania. Było im to potrzebne, bo pozwalało poczuć atmosferę
świąt sprzed kilku lat, gdy w świecie magii było znacznie spokojniej.
Kiedy James został obudzony w środku nocy magicznym budzikiem nabrał
podejrzeń. Gdy usiadł na łóżku, nałożył okulary, rozejrzał się po dormitorium i
dostrzegł kompletne wyludnienie. Podejrzenia nabrały mocy, ale nie był jeszcze
pewny, które są silniejsze. Dopiero kiedy zobaczył, że na łóżku Syriusza leży
przygotowany dla niego strój na miotłę, a jego ukochanej miotły nigdzie nie
miał, opcja B, czyli ta, według której chłopaki szykują zasadzkę na niego,
została bez wahania skreślona. A podejrzenia dotyczące wersji A uznał za
potwierdzone. Dlatego zniecierpliwiony i rozradowany przebrał się i ruszył
pędem tam, gdzie był pewny czekają na niego przyjaciele. Przemknięcie przez
zamek zajęło mu dłuższą chwilę, bo nie miał przy sobie peleryny-niewidki, którą
wzięli pozostali Huncwoci. Nie sprawdził tego, ale nie miał żadnych wątpliwości
w tej kwestii. Po pierwsze, im trzem trudniej byłoby skradać się po korytarzach
niż jemu jednemu, a po drugie, zabierając mu pelerynę trochę go spowalniali,
dając sobie więcej czasu na przygotowania. Choć znając umiejętności
organizatorskie Remusa oraz perfekcjonizm Syriusza, nawet gdyby się tam od razu
teleportował, zastałby wszystko już gotowe i zapięte na ostatni guzik. Ale
zawsze, w razie jakiejkolwiek niespodziewanej złośliwości rzeczy martwych,
lepiej było się czasowo asekurować. James uśmiechnął się do swoich myśli, a w
szczególności o jednego ich fragmentu. ,,Perfekcjonizm Syriusza”. Tak, bo
Syriusz był perfekcjonistą, ale sam otwarcie nigdy by się do tego nie przyznał
i gorąco zaprzeczył, gdyby ktoś go tak nazwał. Wynikało to z tego, że
perfekcjonizm kojarzył mu się ze sztywniactwem. Może w większości przypadków
tak było, ale nie trzeba by nikogo przekonywać, że Łapa jest tu wyjątkiem. On
po prostu uwielbiał czuć, że to co zrobił to arcydzieło. Z resztą, kto tego nie
lubił. Tylko nie każdy dąsał się i tracił na dłuższy czas poczucie humoru, gdy
na tym arcydziele pojawiała się rysa. I nie chodziło tylko o dowcipy i inne
huncwockie przedsięwzięcia. Syriusz miał też lekkiego bzika, jeśli chodziło o
perfekcjonizm relacji z ludźmi i dlatego, kiedy się z kimś przyjaźnił starał
się być najlepszym przyjacielem, a kiedy kogoś nie znosił - ,,najlepszym”
wrogiem.
James w okularach miał niemal sokoli wzrok, co było bardzo przydatne na
pozycji szukającego, więc gdy tylko dotarł na błoniach do miejsca, z którego
było widać boisko, wiedział już czeka na niego coś niesamowitego.
Wszedł najpierw na trybuny, bo tam czekali na niego przyjaciele i
oczywiście jego miotła. To właśnie na niej symbolicznie wisiała skarpeta
świąteczna z napisem ,,James”.
- Wesołych Świąt. – powiedział Łapa
i uczynił honory podając Jamesowi miotłę. On uśmiechnął się szeroko i uścisnął
przyjaciela.
- Dzięki wielkie. Wam wszystkim.
- Nas wyściskasz już później, a
teraz wskakuj na miotłę, bo z kilometra było widać jak Cię nosi. – powiedział Remus.
Rogaczowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wsiadł na miotłę, wzbił się w
powietrze i ruszył na podbój najbardziej widowiskowego toru przeszkód, jaki
można by sobie wyobrazić. Nie brakowało w nim niczego. Ani ruszających się
obręczy, ani pojawiających się ścian, ani miotaczy ognia… Ani wielu innych
rzeczy. Adrenalina uderzyła Potterowi do głowy i krwioobiegu momentalnie i
praktycznie wpadł w trans. Latał, wymijał, łapał wpuszczone na tor złote
znicze, w ilości, która świadczyło o tym, że chłopcy musieli nieźle zaszaleć,
żeby zrealizować jego prezent gwiazdowy i z każdą chwilą coraz bardziej
nakręcał tym wspaniałym wyzwaniem. Dopiero po około dwóch godzinach zabawy,
pomyślał, że nie zachował się zbyt kulturalnie.
- Może chcecie się dołączyć? –
zawołał do przyjaciół, po raz pierwszy od co najmniej godziny zwracając uwagę
na trybuny. Gdyby reszta Huncwotów ewakuowała się w tym czasie do zamku, ten
najbardziej spostrzegawczy z bandy nawet by nie zauważył.
- Dzięki, ale raczej nie. – Remus siedział
wygodnie z jedną ze swoich ulubionych książek na kolanach, ale wyraźnie już
przysypiał. Peter spał a najlepsze rozwalony na ławce w najniższym rzędzie i
pochrapywał. Tylko Syriusz nie odrywał oczy od wyczynów przyjaciela, a kiedy
James zadał pytanie uśmiechnął się szeroko.
- Myślałem, że nie zapytasz. –
powiedział, wstając i kierując się w stronę szatni.
- Jakbyś faktycznie potrzebował
specjalnego zaproszenia.
- Uznałem, że dam Ci się nacieszyć
prezentem jak przystało na przyjaciela.
- Podczas, gdy powinieneś mi
zajmować tor, jak przystało na czującego się w pełni swobodnie najlepszego
przyjaciela.
- Ej, Rogaczu, bo Lunatyk się
obrazi. – rzucił Syriusz i zniknął w wejściu do szatni.
- Za późno, właśnie pękło mi serce.
– zażartował Remus. Nie czuł się urażony. Wiedział, że każdy z nich dla każdego
jest najlepszym przyjacielem na inny, ale wcale nie gorszy sposób i nie czuł
potrzeby, by rywalizować z więzią łączącą Jamesa i Syriusza.
Zabawa na boisku trwała aż do świtu. Do tego czasu Remus i Peter już
smacznie spali, a James zdążył wyłapać wszystkie złote znicze, wypuścić je i
wyłapać je razem z Syriuszem. Nawet trzeba było przyznać, że się trochę
zmęczyli.
- Chyba czas na śniadanie. –
powiedział Łapa zerkając na przyjaciela, który zrobił minę jak czterolatek, którego
chcą zabrać z placu zabaw.
- Niestety. – westchnął Rogacz, a
następnie przeleciał na Lunatykiem i Glizdogonem, żeby ich obudzić.
Gdy tylko chłopcy, choć z trudem, trochę niewyspani i oboleli opuścili
teren boiska, cały cudowny tor przeszkód zniknął. Potter obejrzał się tęsknię
przez ramię, po czym ruszył z przyjaciółmi w stronę zamku.
- Najlepszy prezent na świecie.
Naprawdę tak myślał i był przeszczęśliwy. Miał szczerą nadzieję, że Lily
będzie choć w połowie tak szczęśliwa, gdy otworzy prezent, który on jej
przygotował.
Prezent dla Glizdogona był pod pewnymi względami łatwiejszy do
,,zrobienia”, ale w żadnym wypadku nie oznaczało to, że włożyli w niego mniej
starań lub serca. Kierowali się tu tą samą zasadą. Chcieli uszczęśliwić jeden
drugiego prezentem jak najbardziej spersonalizowanym. W tej sytuacji, jednego
przedświątecznego dnia Peter co godzinę dostawał najlepsze magiczne i
niemagiczne słodycze ze wszystkich stron świata, wszystkie jego wypracowania w
,,magiczny” sposób się napisały, a na koniec…
- Co to takiego? – zapytał Glizdogon,
patrząc na leżącą na swoim łóżku paczkę. Wyglądała inaczej niż wszystkie
poprzednie, nie była kanciasta, inaczej zapakowana i jako pierwsza ze
wszystkich miała doczepioną świąteczną skarpetę z imieniem ,,Peter”.
- Otwórz, a zobaczysz. – powiedział
James.
Glizdogon poszedł za jego radą. Podniósł paczkę bardzo delikatnie i
zaczął ją rozpakowywać znacznie mniej łapczywie niż wszystkie poprzednie.
- Spokojnie, nie wybuchnie. –
powiedział Syriusz, a po chwili dodał, nie mogąc się powstrzymać. – Chyba.
Glizdek przerwał w pół drogi i spojrzał na Łapę z pytaniem i
przestrachem w oczach. Nawet przestał się ruszać.
- Syriuszu, nie psuj mu prezentu. –
powiedział Remus.
- Nie mam zamiaru i nie dam rady,
to zbyt dobry prezent, żeby dało się go zepsuć.
- Wesołych Świąt jeszcze raz Peter.
– dodał James.
Glizdek wrócił do procesu rozpakowywania. Gdy zdarł warstwę papieru, która
dzieliła zawartość paczki od jego wzroku zamarł.
- To… to… Ale… Co… - naprawdę
zaczął się jąkać. Usiadł na swoich kufrze i wyłożył obok siebie zawartość
paczki. Było tam kilka skarbów, od których nie mógł oderwać wzroku. – Koszulka Srok
z Montrose… Koszulka Nietoperzy z Ballycastle… Koszulka Zjednoczonych z
Puddlemere. I wszystkie z podpisami!
- Ciszej trochę. Pół Hogwartu
udusiłoby Cię przez sen dla tych koszulek. Pomijając wartość sentymentalną, są
naprawdę wartościowe w sensie materialnym. – powiedział James. Nie miało to na
celu poinformowania Petera, ile pieniędzy wydali na jego prezent. Naprawdę
chciał go ostrzec, bo Glizdek przez swoje gapiostwo mógłby zbytnio obnosić się
z czymś, co faktycznie niejeden chciałby wykraść. Poza tym tak naprawdę wcale
nie wyglądało to tak prozaicznie – oni się złożyli, zapłacili i dostali
koszulki. Włożyli w to przede wszystkim pracę i czas, co uważali za
najważniejsze w wycenie wartości prezentu. Skorzystali z kontaktów ojca Jamesa,
a i tak wymagało to od nich sporej gimnastyki.
- To nie wszystko. – dodał Remus,
widząc, że Peter tak się skupić na koszulkach, że nie zauważył skrawka papieru,
który został w na dnie prezentu. Kiedy Peter przeczytał, co to jest, aż się
zapowietrzył.
- Powiem to za Ciebie, żebyś nie
zemdlał – wejściówka na tegoroczne rozgrywki. Baw się dobrze.
- Dziękuję. – powiedział i spojrzał
na chłopaków z miną, jakby chciał się rozpłakać.
- Nie ma za co. – powiedział w
imieniu całej trójki James.
Peter spędził wszystkie noce, aż do wyjazdu do domu śpiąc z koszulkami
pod poduszką, a z wejściówką w ręku. Chłopcy wiedzieli, jak bardzo ucieszy się
z tego prezentu, wiedzieli, jak myśli Peter. Wydawać by się mogło, że prezent
związany ze sportem bardziej pasuje do Jamesa, ale tylko w formie czynnej.
Quidditch w formie biernej był dla Petera czymś wspaniałym. Oglądając,
kibicując czuł się częścią tego wszystkiego. Czuł się ważny, zaangażowany. To
był jego sposób, na integrację. Obserwując, czy to mecze, czy knowania
chłopaków, czuł się dopuszczony do jakiejś elitarnej grupy. To uczucie było
wyjątkowo silne, nawet wtedy, gdy chodziło o szkole mecze, w których brał
udział jego przyjaciel. Siedząc na trybunach, miał wrażenie, że jest lepszym
kibicem niż reszta, bo zna kapitana, że ta drużyna jest bardziej jego niż
innych Gryfonów. Skoro wtedy dostawał skrzydeł to wyróżniony takim prezentem
prawie wyleciał przez sufit. Chłopcy łatwo mogli sobie wyobrazić z jak przejętą
miną będzie siedział na trybunach podczas rozgrywek. Byli zadowoleni, że główny
prezent tak mu się spodobał. W ramach podziękowań Peter nawet podzielił się
swoimi międzynarodowymi słodyczami. A chłopcy, dali mu jeszcze jeden mały
prezent. Zarówno Potter, jak i Black powstrzymali się przed chowaniem Glizdkowi
jego cennych koszulek, gdy spał i oszczędzili mu w ten sposób zawału serca.
Lily Evans była zdziwiona, gdy zobaczyła prezent na swoim łóżku. Wróciła
do dormitorium w krótkiej przerwie między lekcjami, czyli wcześniej niż
dostarczyciel się tego spodziewał. Jednak był zadowolony z obrotu sprawy.
Wycofał się cicho w róg pokoju, ukryty pod pelerynką-niewidką, wybierając
miejsce, z którego mógł obserwować reakcję Lily. Liczył na to, że dziewczyna
nie czując na sobie obserwujących par oczu koleżanek skupi się na prezencie i
prawdziwie go doceni. Nie chciał przyznać tego przez samym sobą, ale naprawdę
wręcz rozpaczliwie pragnął by prezent spodobał się pannie Evans.
Dziewczyna usiadła na łóżku po turecku i rozerwała papier. Teraz na jej
kolanach spoczywało małe drewniane pudełko z szufladkami do przechowywania
skarbów. Własnoręcznie zrobione i ozdobione, bez używania magii. James miał na
to dowody w postaci zadrapań i ślad po drzazgach. Nawet Syriuszowi nie przyznał
się, jakie jest ich pochodzenie. Wiedział, że Lily lubi rękodzieło. Nieważne
skąd, po prostu to wiedział. Teraz patrząc na jej minę wiedział także, że
prezent, a przynajmniej jego pierwsza część się jej podoba. Uśmiechnęła się,
pogładziła wieczko, a następnie otworzyła pierwszą szufladkę. Leżał w niej
breloczek z dołączoną karteczką. Lily aż wytrzeszczyła oczy, gdy poznała logo
na breloczku. Było to logo mugolskiej organizacji charytatywnej, a kupując taki
breloczek wspomagało się jej akcję, której celem był zakup prezentów dla dzieci
z domów dziecka.
Lily była dobra i uwielbiała pomagać innym. To wiedział każdy. Obróciła
breloczek kilka razy w dłoni i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Położyła go na
pościeli i sięgnęła do drugiej szufladki. James zamarł, wiedział, że dopiero
teraz zaczynają się schody.
Gdy Lily wyjęła liścik w postaci kartki świątecznej i zaczęła go czytać,
uśmiech na jej twarzy zgasł. Rogacz przeanalizował to, co tam napisał, a znał
już tekst na pamięć.
Lily,
Nie życzę Ci Wesołych Świąt, tylko
takich, o jakich marzysz.
Mam nadzieję, że prezent Ci się
spodoba.
Nie musisz mówić, że to ode mnie,
ani nawet o tym pamiętać, jeśli to Ci popsuje czerpanie radości z prezentu.
Oprócz tego, mam jeszcze jeden
prezent – do świąt nie zadam Ci swojego klasycznego pytania.
Pozdrawiam
James
Lily patrzyła na liścik i dalej się nie uśmiechała. Potter zaczął się
zastanawiać czy dobrze zrobił podpisując się. Wtedy Evans wpakowała wszystko do
szufladek i zamknęła pudełko. Papier prezentowy wrzuciła do kosza i stanęła
przy łóżku z prezentem w ręku oraz niezdecydowaną miną. Walczyła ze sobą, aż w
końcu podeszła do szafy i włożyła do niej pudełko. Schowała je pod stertą ubrań,
zamknęła szafę i szybkim krokiem wyszła z pokoju.
James został i stał jeszcze chwilę bez ruchu zastanawiając się czy uznać
to za sukces czy porażkę. W końcu najgorszy scenariusz zakładał, że wyrzuci
prezent oknem. Cóż, teraz czas, żeby to on się oknem ewakuował. Podszedł do
parapetu i wsiadł na trzymaną pod peleryną miotłę. Lecąc do okna swojego dormitorium
i zostawiając dormitorium Lily za plecami uśmiechnął się do siebie.
Tak, to jednak był sukces. Mały, ale na początek zawsze to coś.
Ostatnia kolacja w Wielkiej Sali przed wyjazdem na święta. Święta, które
wisiały w powietrzu, święta, które stanowiły główny i praktycznie jedyny temat
rozmów. Święta, które jednoczyły i wydobywały z ludzi to, co najpiękniejsze i
najlepsze. Święta, które swoim blaskiem rozpraszały cały mrok i szarość
codzienności. Nikt nie śmiałby tego zepsuć. Ale przecież zawsze można było to
ulepszyć, uczcić, wzbogacić. I taki właśnie zamiar mieli Huncwoci.
Najpierw nikt tego nie zauważył. Dopiero, gdy iskry na zamkniętych
drzwiach do Wielkiej Sali zaczęły się robić coraz większe, a towarzyszący ich
pojawianiu dźwięk zaczął przypominać palący się lont dynamitu, wszyscy obecni
zwrócili wzrok w tamtą stronę. Ale było to o kilka sekund za późno. Iskry
eksplodowały świątecznym BUM i jak fajerwerki, dymiąc rozleciały się po całej sali.
Uczniowie i nauczyciele patrzyli na to wszystko z rozbawieniem, szokiem, a co
poniektórzy nawet z przestrachem. Ci ostatni zamarli w pół ruchu, chcąc się
schować pod stołami.
Natomiast Huncwoci siedzieli na samym środku Gryfońskiego stołu i
podziwiali swoje dzieło. Gdy dym opadł, a fajerwerki zniknęły, pozostawiając w
drzwiach wyrwę w kształcie ogromnej choinki, Rogacz i Łapa machnęli różdżkami
pod stołem. Świece wiszące pod sufitem zaczęły opadać, po drodze zmieniając się
w świąteczne cukierki z życzeniami, a bombki wiszące na choinkach ( które po
tym, jak opadł dym były dziwnym trafem w barwach Gryffindoru ) zaczęły
wyśpiewywać kolędy. Hałas, radość, zamieszanie, a nawet nerwy, które pojawiły
się u nauczycieli, mimo że oni też dostali cukierki z życzeniami – to wszystko
było nieodłącznym elementem świąt.
Huncwoci wiedzieli, że dostaną za ten numer od Gonagall ,,prezent”, ale
chwilowo napawali się radosnym chaosem, który wywołali i zbieraniem gratulacji
i słów uznania. Po raz kolejny dali uczniom Hogwartu powód do śmiechu – ich świąteczny
prezent dla wszystkich hogwartczyków.
Profesor Dumbledore siedział chwilę jeszcze za stołem, czytając życzenia
z cukierka, który spadł na jego talerz. Kiedy skończył, zerknął na chłopców,
łapiąc z nimi kontakt wzrokowy i mogli przysiąc, że do nich mrugnął. Następnie
wstał i podszedł do mównicy. Sala zamarła.
- Cóż mogę dodać. – powiedział,
zerkając na trzymane w ręku cukierkowe życzenia. – Po prostu Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt. – zagrzmiała chórem
uczniów sala. Tak święta było czuć w powietrzu.
Peron był ładnie odśnieżony oraz porządnie zatłoczony. Uczniowie w
wielkim entuzjazmem pakowali się do pociągu, który miał odjechać do Londynu za
pół godziny. Z wypiekami na twarzach, nie wiadomo czy od zimna czy wyłącznie z
emocji, rozprawiali o prezentach, świątecznych potrawach, wyjazdach do
krewnych. James i Syriusz zarejestrowali z dumą, że o wielkim BUM też mówią i
to niemało.
Peter i Remus już siedzieli w pociągu, a przywódcy Huncwotów stali na
uboczu, z daleka od szlaków migracyjnych, żeby nie utrudniać ruchu. Syriusz
tak, jak grupka innych uczniów miał zamiar zostać na święta w szkole.
- Jesteś pewny, że nie wracasz do
domu? – zapytał James, patrząc na przyjaciela.
- Znasz odpowiedź. Nie mam zamiaru
psuć sobie świąt siedząc z tą bandą pacanów pod jednym dachem. Zwłaszcza, że na
święta robi się tam prawdziwa pacaniarnia, zjazd pacanów i pacanek.
- Dobra, dobra, załapałem. –
powiedział James, po czym obaj uśmiechnęli się i pomachali do Jules, która
ciągnąc swój kufer, otoczona swoimi puchońskimi przyjaciółmi zmierzała do
jednego z wagonów. Kiedy podniosła ręka w geście machania na jej nadgarstku
mignęła bransoletka, którą dostała do Huncwotów. To też nie był zwyczajny,
kupny prezent, tylko własna robota. Bransoletka składała się z rzemyka i
zawieszonych na nim czterech zawieszek w kształcie kuleczek. Na każdej kuleczce
był symbol nawiązujący do przezwiska któregoś z chłopaków, a po jej otworzeniu
można było przeczytać napisane w niej spersonalizowane życzenia. Jules bardzo
się spodobał ten prezent, aż oczy się jej zaszkliły, gdy go dostała. Ona każdemu
z nich dała śliczny, ale nie niemęski notesik, w których napisała dla nich
krótkie opowiadania, a w każdym z nich główny bohater przypominał któregoś z
Huncwotów. Syriuszowi opowiadania ,,o nim” wyjątkowo przypadło do gustu.
- Nosi ją. – stwierdził oczywistość
Rogacz.
- I o to chodziło. – Syriusz uśmiechnął
się półgębkiem. – Dobra, to jeszcze raz wesołych świąt i nie zapomnij pozdrowić
państwa Potterów.
- Sam ich pozdrowisz. – powiedział James
i zamiast uścisnąć Syriusza, który wyciągnął do niego rękę, szeroko się
uśmiechnął.
- Jak to? Połączenie przez Sieć
Fiuu chcesz łapać? – Łapa został zbity z tropu, co zdarzało się wyjątkowo
rzadko.
- Nie. – powiedział James, a potem
ustawiając się tak, żeby zasłonić sobą kufer i upewniając się, że nikt nie
patrzy, ściągnął pelerynę-niewidkę z kufra, który leżał na jego bagażu. A na
tym drugim, schowanym dotąd kufrze leżała świąteczna skarpeta z imieniem
,,Syriusz”. – Zabieram Cię do siebie na święta. Kwestię zgód i deklaracji
załatwiłem z Gonagall. Nie liczyłam Cię do uczniów, którym trzeba zapewnić
,,opiekę” w czasie przerwy świątecznej… Syriuszu? – dodał, widząc, że Łapa dalej
patrzy się na swój kufer. Po chwili powoli przeniósł wzrok na Jamesa.
- Wydaje mi się, że spakowałem
wszystko, co sam byś spakował. W razie czego pożyczę Ci jakieś ubrania. A potem
więcej ich nie upiorę i będę trzymał w gablocie. – zażartował Rogacz. Syriusz
podszedł do niego i go objął.
- Dziękuję. – nic więcej nie musiał
mówić, Potter wyczuł wszystko w głosie przyjaciela.
- Za te ubrania? Naprawdę żaden
problem. – powiedział niezwykle szczęśliwy szczęściem Blacka.
- Tylko, że ja nie mam prezentu dla
Twoich rodziców.
- Ale ja mam. Wspólny prezent od
syna… - wskazał na siebie – i… - skierował palec na Syriusza.
- Zbłąkanego wędrowca? – zażartował
Syriusz.
- Nie. Przyszywanego syna. – między
chłopcami zapadła chwila wymownej i pełnej braterskiej miłości ciszy. – Dobra,
lecimy. Choć i tak wiadomo, że bez nas nie odjadą.
Syriusz i James ruszyli w kierunku pociągu z uśmiechami na twarzach.
Kiedy zaś pakowali bagaże do środka, Rogaczowi mignęło coś, co ten uśmiech
zamieniło w banana.
Lily przechodziła obok zajęta rozmową z Willow, a do torebki miała
przypięty breloczek. Breloczek od niego.
,,Cóż, prawdziwa magia świąt.”-
pomyślał, a potem kontynuując gramolenie się do pociągu, zaczął nucić pod
nosem.
Pada śnieg, pada śnieg, miotła leci
w dal.
A my bombki transmutujemy na
świąteczny bal…
Świąteczne BUM było zjawiskowe! Bardzo w stylu Huncwotów, z jednej strony niespodzianka dla wszystkich, a z drugiej piękne i ze smakiem. Ciekawa jestem, co Ślizgoni znaleźli w życzeniach! Podoba mi się pomysł na spersonalizowane prezenty. To oznacza, że chłopcy się znają doskonale i wiedzą, co dla innego będzie największą radością. To bardzo dobrze o nich świadczy jako o przyjaciołach. Pomijam już w ogóle kwestię wkładu pracy i pieniędzy, bo jak jeszcze prezent dla Remusa nie był zbyt kosztowny, to dla Petera już tak. Prawie bym zapomniała! Chłopcy już są animagami! Czekam niecierpliwie na zmianę Petera i opis pierwszej pełni. No i jeszcze dwie sprawy. Interesująca jest kwestia reakcji Lily na prezent od Jima. Myślałam, że sam fakt, że to od niego nie sprawi, że ona przestanie się cieszyć. Cóż, może jeszcze chwila, zanim coś zaiskrzy w jej serduszku. A po drugie, to prezent dla Syriusza był rozczulający. Teraz będzie mógł przeżyć wspaniałe święta w ciepłej i rodzinnej atmosferze.
OdpowiedzUsuńCzekam na następne wpisy, jak zawsze niecierpliwie i serdecznie pozdrawiam ❤
Drama
https://zawszeoddanizawszesilni.wordpress.com/
Kiedy można spodziewać się nowego wpisu?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - dziękuję bardzo za poprzedni komentarz :) prezent dla Syriusza był tym, który mi samej podobał się najbardziej, dlatego cieszę się, że uznałaś go za rozczulający :))
UsuńPo drugie - miałam ostatnio straszny zastój, ale Twoje komentarze i to że jesteś bardzo mnie motywują i dlatego obiecuję, że w ciągu tego tygodnia :)
Pozdrawiam :)))