poniedziałek, 16 października 2017

27. Kolejka górska

Dla zabawy? Nie, za duży rozmach. Z zemsty? Ale za co. W ramach testów wstępnych ich nowych wynalazków? Nie, to bardziej wyglądało na gwóźdź programu niż próbę generalną.
   Taką myślową dyskusję prowadziła ze sobą Jules spacerując po korytarzach w lochach. Nie można było powiedzieć, że podziwia ich dzieło, bo owo dzieło, a raczej dzieła w tłumnym pochodzie zawędrowały jakiś czas temu do Skrzydła Szpitalnego w asyście kilku nauczycieli. To, co teraz oglądało pretendowało raczej do tytułu miejsca zbrodni. Tylko, że to miejsce zbrodni było już obejrzane i zabezpieczone przez ,,techników” w osobie profesorów. Zajęło to im dłuższą chwilę – lochy były całkiem sporym terenem, a poza tym ( i wszyscy musieli to przyznać ) zaklęcia Huncwotów do byle jakich nie należały. Świadczyć o tym mogły dokładne ślady w postaci jakby czerwonych linii na ścianach, które zostały po detonacji, ale również po całkowitym odbezpieczeniu terenu. Nauczyciele z pewnością nie mieli zamiaru dać im za wygraną, ale najwyraźniej w tym momencie mieli ważniejsze sprawy na głowie, na przykład spuchniętych Ślizgonów w SS. Dlatego właśnie nie protestowali szczególnie gorliwie, kiedy po wyjściu z lochów zobaczyli pokaźną grupkę uczniów zgromadzoną w holu. Wszyscy czekający aż nauczyciele opuszczą lochy, otwierając je na nowo na ruch uczniowski, na widok pedagogów okazali nagle nadmierne zainteresowanie swoimi butami lub banalnymi uwagami towarzyszy o tym, że ,,Jutro będzie ładna pogoda”. Nie wiedzieć czemu nikt się nie nabrał na tą ,,świetną” grę aktorską i przedstawianą za jej pomocą obojętność, dlatego profesor Flitwick postanowił zabrać głoś:
- Niech nikomu nie przyjdzie do głowy bałaganić w lochach, dopóki… Po prostu, aż do odwołania. Zrozumiano? – powiedział, ale nawet nie czekał na twierdzące kiwnięcia głów swoich uczniów i mijając ich, udał się na schody, za następny cel obierając szpital. Był wyraźnie zmęczony porządkami w lochach, a do tego może nawet zniesmaczony całą zaistniałą sytuacją. Huncwoci, gdyby to widzieli być może choć na moment zmusiliby się do krótkiej refleksji. Lubili profesora Flitwicka i na jego lekacjach starali się nie robić dowcipów. A przynajmniej nie takich ekstremalnych.
   Jules postanowiła, że im powie o wycieńczeniu Flitwicka, bo ją samą tak ono ruszyło, że postanowiła faktycznie zrezygnować z wycieczki po lochach trasą Huncwockiego Zniszczenia. Znaczy, w pierwszej chwili powzięła takie postanowienie, ale gdy zobaczyła, że sekundę po zniknięciu nauczycieli z horyzontu wszyscy ,,przypadkowo” czekający w holu uczniowie ruszają tłumnie w kierunku schodów do lochów… Stwierdziła, że ona jedna dodatkowo nie zrobi zbyt dużej różnicy w sianiu spustoszenia w lochach. Poza tym, bądźmy szczerzy – zżerała ją ciekawość.
   Kiedy tak włóczyła się żółwim, jak na nią tempem po korytarzach, mijając innych zwiedzających, którzy śmiali się albo wydawali z siebie okrzyki podziwu, zastanawiała się nie tylko nad intencją Huncwotów, ale też nad tym, czy gdyby nie unikała ostatnio Syriusza dowiedziałaby się wcześniej o szczegółach akcji. Może nie zdradziliby jej wszystkiego, ale uchyliliby rąbek tajemnicy, nie wytrzymaliby inaczej, nawet jeśli miała to być wielką niespodzianka. W końcu uważali ją za… Westchnęła. No właśnie, za kogo? Ona ich traktowała jak przyjaciół, ale od dziecka miała skłonność do otwierania się i dawania całego serca każdemu, kto wykazał choćby najmniejszą chęć przyjęcia jej przyjaźni. Zdarzyło się, że się na tym dość mocno przejechała i od tamtej pory starała się być ostrożniejsza. Tylko, że niełatwo jest walczyć z własną naturą. Naturą mówiącą, że każdy jest dobry, zasługuje na zaufanie, miłość…
   Czy ja jestem naiwna? – zadała sobie to pytanie po raz n-ty.
   Bardzo chciała, żeby odpowiedź brzmiała nie. Choć kiedyś, kiedy Darius jej to zarzucił, rzuciła coś w rodzaju, że odrobina naiwności w życiu jest potrzebna i wręcz to życie upiększa.
- Naiwność i nadzieja występują moim zdaniem w pakiecie. A ja z nadziei rezygnować nie mam zamiaru.
   Dokładnie tak powiedziała i w kwestii nadziei nie zmieniła zdania. Chciała mieć nadzieję, że jest na tyle fajną osobą, że zasługuje na prawdziwą, szczerą przyjaźń. Nawet na przyjaźń Huncwotów. Tylko, że ostatnio na tej płaszczyźnie nawarstwiały jej się tylko wątpliwości. Częściowo płynęły one z jej dawnych doświadczeń, ale z tym potrafiła sobie radzić. Kolejną część fundował jej Darius nieprzychylnymi tekstami na temat czwórki Gryfonów, z których można by już złożyć trzytomową książkę. Wiedziała, że jest do nich uprzedzony, ale jeśli ktoś truje ci w kółko to samo, codziennie i to po kilka razy, to coś ci zostaje w głowie, w postacie małego potworka, który skutecznie chwieje fundamentami wszystkich twoich przekonań.
   I w końcu ostatnia część jej wątpliwości. Cóż ją można było zamknąć w jednym słowie – Elinor.
   Wiedziała doskonale, że żadna z sióstr Durete za nią nie przepada ( mówiąc delikatnie ) i nie mogła powiedzieć, że by ona darzyła je wielkim uczuciem. Jules co prawda należała do osób, które nie lubiły być w czymś w rodzaju konfliktu z nikim, a zwłaszcza gdy konflikt nie miał ku istnieniu żadnych podstaw. Jednak nauczyła się czasem odpuszczać. Odpuściła próbę zawarcia bliskiego koleżeństwa z Elinor i Corinne i starała się zwyczajnie nie wchodzić im drogę. Nie ze strachu, gdyby ktoś miał w tym aspekcie wątpliwości. Zwyczajnie dla oszczędzenia sobie nerwów. Do tej pory nie były to starania jednostronne. Jednak ostatnio, kiedy Elinor zaczęła kręcić się wokół Syriusza, również sama Jules miała z nią więcej styczności. Irytującej styczności.
   Irytacja nie wynikała bynajmniej z zazdrości. Wiedziała, że tak zainterpretowałyby całą sytuację Meredith i Olivia, dlatego wolała nie wylewać przy nich swoich nerwów. Naprawdę to, że miała wątpliwości, to, że ostatnio Elinor denerwowała ją jeszcze bardziej, to, że unikała kontaktu z Syriuszem po tej akcji przed gabinetem dyrektora – nie wynikało z zazdrości. Syriusz był jej przyjacielem i nie patrzyła nigdy wilkiem na kręcące się przy nim dziewczyny. Niestety Elinor najwyraźniej miała na temat jej stosunku do panicza Blacka odmienne zdanie i w związku z tym zwiększyła swoją aktywnością pod adresem Jules, z chęcią ( w jej mniemaniu ) spowodowania u panny Justice prawdziwego zielenienia z zazdrości.
- To była zimna noc, ale w tak gorącym towarzystwie nie odczuwałam chłodu, nawet mimo mokrego ubrania.
- Rozgwieżdżone niebo czy oczy Syriusza Blacka? Ja wybieram to drugie, bo wolę to, co najpiękniejsze.
   Takie i tym podobne teksty rzucała Elinor za każdym razem, gdy wiedziała, że Jules ją słyszy, a Jules poważnie to zaczęło irytować, ale ( jak zapewne Jules znowu by podkreśliła ) nie z powodu treści. Denerwujący był ton i okoliczności. Panna Durete zawsze takie teksty rzucała, gdy w pobliżu był tłum i zwracała swoją zadowoloną z siebie twarzyczkę w kierunku Jules. Powodowało to oczywiście szepty i ukradkowe, ale nie niezauważalne spojrzenia w kierunku Puchonki, w której niektórzy zaczynali widzieć zranioną i porzuconą przyjaciółkę Syriusza Blacka. Podobne szum szeptów towarzyszył jej przez pierwszy miesiąc, kiedy zbliżyła się do Huncwotów. Tylko, że wtedy w przyklejonej do niej łatce nie było przymiotników ,,zraniona” i ,,porzucona”.
   Była po prostu ich przyjaciółką i nadal tak naprawdę chciała nią być. Choć wiedziała, że również jej ostatnie zachowanie nacechowane unikami i brakiem kontaktu nie było wzorowe. Jednak straciła zaufanie, jeśli nie do wszystkich Huncwotów to przynajmniej do Syriusza. I o to w tym wszystkim chodziło – o zaufanie.
   Gdyby Syriusz nie udawał, że Elinor jest mu obojętna, gdyby nie wystawił jej do wiatru razem z resztą huncwockiej bandy, gdyby wtedy pod gabinetem powiedział cokolwiek, a nie zamilkł, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że to nie jest sprawa i nie powinna się tym, co widzi interesować. I nie interesowała się, tak samo, jak doskonale wiedziała, że to nie jej sprawa i że Syriusz nie jest jej winny żadnych tłumaczeń. I by takowych od niego nie wymagał, gdyby nie wszystkie jego poprzednie deklaracje.
- Jesteś naszą przyjaciółką, a ten wyrok występuje tylko w formie dożywocia.
- Nie ma niczego gorszego niż zdradzić czy okłamać przyjaciela.
   Właśnie te dwie wypowiedzi Syriusza wypłynęły na wierzch jej wspomnień. Właśnie one sprawiły, że w Jules podświadomie zrodziły oczekiwania, by być informowaną o tak ważnych aspektach życia Syriusza. Tylko czy uwierzyłaby mu w jakiekolwiek tłumaczenie? Chyba nie, skoro nie dała mu na nie szansy, wtedy w Wielkiej Sali. A może wręcz odwrotnie – wiedziała, że cokolwiek usłyszy, przyjmie bez zastrzeżeń i otworzy Łapie czystą kartę. I tego się bała. Zaufać i znów się zawieść.
   Rozmyślając o tym robiła dalej rundkę po lochach, ale pochłonięta już dłuższą chwilę własną głową, a nie widokami, zauważyła że weszła w ślepy zaułek. Odganiając natrętne myśli, westchnęła i odwróciła się na pięcie z zamiarem powrotu do dormitorium. Tylko, że ktoś zaszedł jej drogę.
- Cześć. Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. – powiedział Syriusz, widząc jak Jules gwałtownie wciąga powietrze i łapie się za serce.
- To czego się tak skradasz? – powiedziała i przeniosła rękę z serca na czoło.
- Mam do we krwi, nie umiem inaczej chodzić, jak tylko bezgłośne, jak na Huncwota przystało. – odpowiedział z zadowolonym z siebie uśmiechem.
- Oczywiście, zapomniałam, że tytuł Huncwota działa podobnie, jak kryptonit.
- Co takiego?
- Taki kamień, który dał super moce… Nieważne, wydaje mi się, że prawie przyprawiłeś mnie o zawał, nie dla rozmowy o Supermanie.
- A nie masz zamiaru tej rozmowy unikać? – podniósł brew, wyraźnie szczerze zaskoczony.
- Niespecjalnie mam jak uciekać, odciąłeś mi drogę. – wskazała wymownie oczami za siebie, na ścianę.
- Myślę, że gdybyś się postarała dałabyś radę. Choć rozumiem Twój spadek silnej woli – nie mając za kim się schować, nie jesteś w stanie stawiać oporu mojemu nieodpartemu urokowi.
- Syriuszu, ja wiem, że żarty to jest Twój sposób praktycznie na wszystko, ale uwierz, że wolałabym teraz same suche konkrety. – powiedziała, pozwalając sobie w duchu na delikatny uśmiech.
- No dobrze, tylko, żeby odbyć tą ważną rozmowę, potrzebujemy bardziej ustronnego miejsca, a Ty przed chwilą zasugerowałaś, że jak Ci odsłonie drogę to uciekniesz.
- Nie ucieknę.
- A jakie ja mam powody, by Ci ufać? – powiedział Łapa i naprawdę nie miał na myśli niczego złego, tylko zwykłą przekorę, ale trafił w czuły punkt.
- Na pewno jakieś masz, w odróżnieniu ode mnie, jeśli chodzi o ufanie Tobie.
   Syriuszowi mina trochę zrzedła. Wiedział, że Jules jest wojowniczą osóbką i również jak on bardzo honorową i dumną. Był pewny, że gdyby ją mocniej zdenerwował, to odeszłaby stąd i nie zatrzymałby ją zapewnieniami o posiadaniu nie wiem jak ciekawych informacji.
- Rozumiem. To idziemy?
- Prowadź.
   Syriusz obrócił się na pięcie i ruszył, a Jules szła za nim. Była honorowa i dumna to prawda, ale prawdą też było, że nie potrafiła się długo gniewać i kłócić. Dlatego doszła do wniosku, że to właśnie lęk, że za łatwo da Syriuszowi następną szansę zmuszał ją do uników. Bo choć nie kładłaby tego na karb uroku osobistego Łapy, to może faktycznie gdyby nie Darius, już wtedy w Wielkiej Sali odbyliby rozmowę, która dopiero ich czekała. Jednak Jules stwierdziła, że nie będzie niczego Syriuszowi ułatwiać i ze wszystkich sił postanowiła udawać niewzruszoną i zagniewaną. Przynajmniej tak długo, jak da radę.
   Szli w milczeniu, a Syriusz starał się wybierać drogę w takim sposób, by spotykali na niej jak najmniej ludzi, duchów itp. Wychodziło mu to całkiem nieźle, bo zanim weszli do tajnego przejścia prowadzącego na błonie, minęli zaledwie trzy osoby, w tym dwie tak były zajęte całowaniem, że nawet ich nie zauważyli.
   Kiedy już doszli do wyjścia z tajnego korytarza i zimny wiatr przeniknął ich aż do kości, Syriusz machnął różdżką i otoczył ich ciepłą powietrzną bańką.
- Zakładam, że to taka bańka, a nie tylko sama Twoja obecność uchroniła Elinor przed zmarznięciem. – powiedziała Jules w pełni świadoma swojej złośliwości.
   Syriusz odwrócił się i spojrzał na nią, jakby walcząc sam ze sobą. W końcu jednak postanowił trzymać się poczynionych wcześniej sam ze sobą ustaleń.
- Dojdę do tego. Ale najpierw – zauważyłaś, że się ani razu nie odwróciłem, żeby sprawdzić czy za mną idziesz? Ufam Ci. – powiedział dumny i się uśmiechnął. Powtrzymać się przed odwracaniem i tym samym pilnowaniem terenu wokół siebie to był dla Łapy faktycznie spory sukces.
- Albo liczyłeś na to, że ktoś mnie z cichacza porwie, zatykając usta dłonią… - zaczęła Jules, ale coś jej przerwało.
- Właśnie tak? – zapytał Syriusz, trzymając dłoń na ustach Jules. – Wiem, że lubisz być przekorna i złośliwa. – Jules próbowała coś powiedzieć, mimo prowizorycznego knebla i Syriusz zrozumiał doskonale co. – Tak, zgadza się, ja też taki jestem. Ale mimo tych wszystkich moich okropieństw przyszłaś tu ze mną i wyraziłaś chęć wysłuchania, więc czy mógłbym przejść do rzeczy? – zapytał i odetkał jej usta. Ale ona milczała. – Jules? Ah, okej, rozumiem. Ty już słuchasz tak zawzięcie, że nawet słowa nie wykrztusisz, dziękuję. – powiedział, wyraźnie rozbawiony zadziornością Puchonki. To była jedna z jej cech, od których praktycznie się uzależnił. – W takim razie uwaga. Chciałbym Ci Jules powiedzieć: Przepraszam. Przepraszam Cię bardzo.
   Zapadło kilka sekund ciszy, ale tylko kilka sekund.
- Jej, naprawdę nieźle, nie spodziewałam się czegoś takiego. Bo rozumiem, że to koniec Twojej wypowiedzi?
- To już Twoja decyzja.
- Jak to?
- Jeśli chcesz mogę Ci wszystko wytłumaczyć od początku do końca, ale nie chcę żebyś potem uważała, że ja się tylko tłumaczyć potrafię na tysiące różnych sposobów. Dlatego po pierwsze robię to, co najważniejsze, czyli Cię przepraszam. Szczerze i z głębi serca. Za wszystko, czym mogłem Cię zranić. – Syriusz powiedział to z taką mocą, a sam gest rezygnacji z tłumaczeń był tak powalający, że Jules aż przysiadła na kamieniu leżącym na progu tunelu.
- Rzeczywiście imponujące i niezwykłe, jak na złotoustego Syriusza Blacka. – powiedziała i uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że informuje go w ten sposób, że jej obronne mury puściły.
- Stać mnie na takie gesty, ale tylko dla przyjaciół.
- Nie wycieraj sobie ust tym słowem, dobrze? Zbyt łatwo je rzucasz moim zdaniem albo mamy po prostu innego jego definicje.
- Mamy takie same. Jeśli nie wierzysz, poproś o tłumaczenie.
- I wyjdź na taką, co to nie panuje nad swoją ciekawością? Luzik, wytrzymam. – powiedziała i założyła ręce na piersi, ale kiedy spojrzała na minę Syriusza, dodała – Ale Ty nie wytrzymasz, co?
- Wytrzymam, udowodnię Ci to bezproblemowo. Zwyczajnie przypominałem Ci, że istnieje więcej niż jeden scenariusz naszej rozmowy.
- Jakbym w ciągu tej całej minuty dostała amnezji. Dobrze, nie chcę żeby Ci żyła pękła albo żebyś eksplodował z nadmiaru nagromadzonych na dysku twardym tłumaczeń i dlatego proszę o te, przygotowane dla mnie.
- Bardzo zabawne. – powiedział ironicznie Syriusz, ale się uśmiechnął. Może i Jules nie wybaczyła mu jeszcze wszystkiego, ale dała mu szansę to pełne wybaczenie dla siebie wyjednać. – W takim razie – odchrząknął – opowieść czas zacząć.
- Rozumiem, że ta dramatyczną pauza buduje emocje?
- Nie do końca o to chodzi. Zwyczajnie nie wiem od czego zacząć, a myślałem o tym już niejednokrotnie.
- Nie wiesz od czego zacząć, żeby było efektowne i wbijające w krzesło, a w tym przypadku w kamień, do granic możliwości?
- Dokładnie, ale pamiętaj, że staram się tak tylko i wyłącznie dla swoich słuchaczy, czyli w tym przypadku dla Ciebie. Nie chciałbym, żebyś straciła szansę dostania wypieków z wrażenia przez niewłaściwe ułożenie przeze mnie wątków tej historii.
- Już ich dostałam od czekania, więc teraz masz już z górki. – odrzekła Jules, kompletnie pozwalając sobie zapomnieć o tym, że była zła na Syriusza. On to widział i to dodało mu skrzydeł, by rozpocząć Wielkie Wytłumaczenie.
- Wiesz, że Elinor Cię nie lubi?
- Naprawdę? Chcesz mi powiedzieć, że niepotrzebnie zrobiłam kolaż z naszymi zdjęciami z podpisem ,,Przyjaźń na zawsze”?  - zapytała sarkastycznie Jules, a dla dodania dramaturgii wytrzeszczyła niby z przerażenia oczy.
- Niestety chyba faktycznie niepotrzebnie. A wiesz co jest jednym z powodów jest niechęci?
- Oświeć mnie.
- Jest sympatia do mnie, a co za tym idzie – zazdrość o naszą przyjaźń.
- Nie patrzyłam na to w ten sposób, przyznaję bez kpiny.
- A wiesz kto bardziej niż lubi Elinor?
- Ty?
- Bardzo zabawne, choć byłaś blisko, bo drugi panicz Black.
- Regulus zadurzył się w Elinor? – Jules była w lekkim szoku, ale w sumie po zastanowieniu stwierdziła, że nie widzi w tym niczego dziwnego. Elinor była zołzą, ale bardzo atrakcyjną.
- Już wielokrotnie Ci wspominałem, że to ja jestem ten bardziej udany w naszym rodzeństwie.
- No tak, ale możesz mi teraz wytłumaczyć w jakim celu przedstawiłeś mi to drzewo sympatii i antypatii?
- Bo od niego wzięło się Twoje otrucie. – powiedział Łapa z bardzo poważną miną. Jules aż się wyprostowała. – Chcesz zgadywać, czy Ci to wszystko wyłuszczyć?
- Ja miałam przecież tylko słuchać. – powiedziała Jules, starając się ukryć emocje. Kiedy temat otrucia był świeży, wiedziała, że będzie nim bombardowana i miała czas by przygotować maskę optymizmu. Ale teraz, gdy temat wypłynął niespodziewanie… Poczuła, że drży wewnętrznie na samo wspomnienie, jak blisko była końca.
- Regulus lubi Elinor, a Elinor nie lubi Ciebie, bo ja Cię lubię i to bardzo. W tej sytuacji Regulus wymyśla, że jeśli z pomocą Śmierciożerców Juniorów Ci zaszkodzi, to wkupi się w łaski Elinor. Jeśli natomiast chodzi o bezoar w mojej kieszeni… Cóż, nie jest jeszcze totalnym psychopatą, nie posunąłby się do ostateczności. Poza tym, wydaje mi się, ale to są tylko moje domysły, miał nadzieję, że jak Cię uratuję, to się do siebie zbliżymy i Elinor przestanie za mną latać.
- Aha. – tylko tyle była w stanie powiedzieć Jules. Czyli ktoś, a konkretnie Regulus, podał jej truciznę, bo Elinor za nią nie przepadała? Jej krzywda miała byś sposobem na podryw. To było tak straszne i szokujące, tak niepasujące do obrazu świata pielęgnowanego przez Jules, który jest pełen dobra, że aż się jej w głowie zakręciło.
- Wszystko w porządku?
- Oczywiście. – powiedziała to słabym głosem, ale z sarkazmu nie zrezygnowała.
- Mogę kontynuować? Czy wolisz to najpierw przetrawić?
- Wolę, żebyś mnie szybko i za jednym zamachem zbombardował.
- Okej, to następną bombą jest to, że wiem to wszystko od Elinor.
- Chyba się przesłyszałam.
- Nie. Regulus jej się pochwalił, a ona stwierdziła, że jest to świetny materiał do położenia fundamentu pod naszą znajomość. Wtedy, kiedy poszedłem w nocy do przystani, żeby się z nią spotkać o wszystkim mi opowiedziała.
- Tak po prostu?
- Niezupełnie. – powiedział Syriusz wyjątkowo niechętnie, więc Jules, mimo szoku, który dopiero powoli z niej odchodził, postanowiła drążyć tą kwestię.
- Mógłbyś rozwinąć tę myśl?
- Obiecała mi informacje i zapewnienie Tobie immunitetu za… Za mnie. – powiedział Syriusz, krzywiąc się, a widząc niepewną minę panny Justice, dodał. – Miałem się z nią spotykać, a ona w zamian powiedziała mi wszystko o Twoim otruciu i obiecała dopilnować, by żaden atak na Ciebie się nie powtórzył. Oczywiście wszystkie szczegóły miały zostać między nami, a ja miałem być przekonywujący.
   Zapadła chwila ciszy, w której słowa Syriusza miały szansę należycie wybrzmieć. Jules patrzyła na niego rozumiejąc, co było zawarte w wypowiedzi Syriusza – poświęcił się dla niej, bo chciał ją chronić. Chronić tak, jak deklarował się zawsze bronić swoich przyjaciół. Bronić, choćby swoim kosztem. Czyli ona naprawdę była jego przyjaciółką. Tak ją to wzruszyło, że jedyne co była w stanie powiedzieć, to:
- Dziękuję.
   Tyle wystarczyło, Syriusz zrozumiał i się uśmiechnął. Teraz mógł przejść już do tej ciekawszej części tej historii, części pełnej triumfu.
- To w dalszym ciągu nie wszystko.
- To może ja zejdę z tego kamienia i usiądę na ziemi, żeby nie spaść, bo czuję, że kolejna sensacja mnie stąd zrzuci. – powiedziała Jules i zaczęła wstawać ze, szczerze powiedziawszy, niezbyt wygodnego siedziska. Usiadła po turecku na ziemi, a Syriusz zajął miejsce naprzeciwko niej.
- Ten dzisiejszy atak na Ślizgonów to była zemsta za Twoją krzywdę dla winnych i przestroga dla niewinnych. – powiedział Syriusz i patrzył z lubością na reakcję Jules. Dziewczyna słusznie zeszła do parteru, bo aż cała skamieniała na słowa Łapy.
- Zrobiliście coś takiego… Zdemolowaliście… Ich wszystkich posłaliście… Dla mnie? – wyjąkała, gdy odzyskała głos.
- Tak. I nie mówię Ci tego, żebyś czuła, że jesteś nam coś winna albo żeby Ci się pochwalić jacy jesteśmy cudowni. Mówię to, bo wiem, że Tobie wstrząsu trzeba, by uwierzyć, że jesteś dla nas naprawdę cenną osobą i prawdziwą przyjaciółką. A jak będziesz miała ku temu jeszcze kiedyś wątpliwości, to wysadzimy tym razem cały parter, łącznie z Wielką Salą.
- I moim Pokojem Wspólnym, jakbyś zapomniał. – powiedziała, po czym przysunęła się do niego i mocno go przytuliła. – Za to też dziękuję, naprawdę. Doceniam Wasze zaangażowanie i wysiłek.
- Ale? – powiedział Syriusz, czując jak jej włosy łaskoczą go w nos. Bardzo ładnie pachniały.
- A skąd wiesz, że jakieś jest? – zapytała, odsuwając się.
- Bo Cię znam. – powiedział pewnym siebie głosem i zrobił Jules miejsce na podłodze koło siebie.
- Okej, w takim razie: Doceniam, ale nie róbcie tego więcej. Wiesz, że zasadniczo jestem pacyfistką.
- Nie do końca.
- Będziesz się ze mną kłócił?
- Tak, bo moim zdaniem wyraziłaś się nieprecyzyjnie.
- Ah tak? To słucham, pani profesorze. Postaw mi psychologiczną diagnozę.
- Jesteś pacyfistką, jeśli chodzi o odpłacanie za krzywdę, która dotknęła bezpośrednio Ciebie. Natomiast w przypadku, gdy ktoś podnosi rękę na osoby Ci bliskie… Mówiąc delikatnie Twój pacyfizm jest kneblowany, wiązany i wrzucany do ciemnej piwnicy.
- Ale obrazowo to przedstawiłeś. Muszę przyznać, że to trochę martwiące, że tak dobrze potrafisz przewidzieć moje reakcje.
- Pocieszę Cię, że nie zawsze. Nie spodziewałbym się nigdy tego chowania za Dariusem w Wielkiej Sali.
- I bardzo dobrze, nie lubię być przewidywalna. W moim mniemaniu ludzie przewidywalni są nudni.
- Potwierdzam. – Łapa spojrzał elektryzująco na Jules, na co ona zerwała się na równe nogi.
- Dobra dosyć tego, wracamy do zamku. Ty jak za długo przebywasz sam na sam z dziewczyną to nie panujesz już kompletnie nad trybem Don Juana. A wszystkie jego atuty i atrybuty powinieneś raczej zostawić dla swojej nowej dziewczyny.
- Bardzo zabawne. – powiedział panicz Black i wstał, by ruszyć za Jules korytarzem w kierunku zamku. Prawda była taka, że nie miał jeszcze ochoty wracać, bo stęsknił się za Puchonką przez ten czas spotkaniowej abstynencji i dobrze mu się z nią rozmawiało. Jednak postanowił nie protestować, by nie wyszło na jaw, że ma do dziewczyny słabość, do której nie chciał się przyznać nawet przed samym sobą.
- Martwiący jest Twój brak sprzeciwu dla określenia ,,nowa dziewczyna”.
- Bo nie jest to warte żadnego komentarza. Poza tym, dnia dzisiejszego straciła już całkowicie swoją przewagę.
- Myślisz, że ta zemsta ją powtrzyma i zniechęci do dalszego podjudzania?
- A co? Boisz się o swoje bezpieczeństwo? Zawsze możemy na zmianę pełnić z chłopakami przy Tobie dyżury.
- Nie boję, ale się zastanawiam, czy Elinor tak łatwo da za wygraną, skoro już jej się udało Cię zdobyć.
- Czyli chcesz mnie jej rzucić na pożarcie?
- Dokładnie. Chcę, żeby Smoczyca spaliła Cię na popiół, żebym ja mogła spokojnie spać. Za kogo Ty mnie masz?
- Za kogoś, kto w życiu by na to nie pozwolił i nie zgodził się na to, żebym się tak poświęcał. Właśnie dlatego znaleźliśmy sposób, żeby pozbyć się przynajmniej większości problematycznych jednostek.
- Zamieniam się słuch w takim razie.
- Zemsta w lochach to była główna i bardziej pokazowa część planu. Ale miał on jeszcze drugi, niemniej ważny tor. Kiedy James robił wielkie BUM, ja spotkałem się z Regulusem i dopilnowałem, by tylko mocniej zapragnął dobrać Ci się do skóry…
- Dziękuję bardzo… - wtrąciła Jules z miną, która wyrażała zaciekawienie i zdziwienie jednocześnie.
-… Zapewniłem w ten sposób, że Śmierciożercy Juniorzy, w takim czy innym stanie, zasadzili się dziś na Ciebie w jednym z korytarzy i puścili w Twoją stronę całą salwę zaklęć i uroków…
- Nie przypominam sobie takiego incydentu… - starała się zażartować Jules i ukryć w ten sposób swoje kompletne skonfundowanie.
- Peter Cię śledził i dopilnował, by w odpowiednim momencie nas zaalarmować, byśmy wezwali nauczycieli, którzy przyłapali tą bandę na gorącym uczynku. Myślę, że w tym momencie dyrektor wysyła listy do ich rodziców, by natychmiast zjawili się w zamku, w większości po odbiór swoich pociech.
- Syriuszu, ja nie za bardzo rozumiem, o czym Ty mówisz.
- O eliksirze wielosokowym. Peter korzystając z zamieszania, które wybuchło po eksplozji, przekazał go Dariusowi, który wtajemniczony w cały plan…
- CO?! – Jules aż stanęła z wrażenia.
- Powiem Ci, że jestem w szoku, że Meredith i Olivia faktycznie nie puściły pary z ust. Widziały mnie i Dariusa na moście, jak poszedłem mu zaproponować uczestnictwo w planie, ale obiecały, że nie pisną Ci ani słowa.
- Zaproponować uczestnictwo? Tak nazywasz fakt, że jak rozumiem, Darius w mojej postaci został wystawiony na atak Ślizgonów? – dziewczyna była tak oburzona, że zaczęła szybciej oddychać.
- Zgodził się. Chciał pomóc zapewnić Ci bezpieczeństwo. – Syriusz wzruszył ramionami, co tylko dodatkowo rozeźliło Jules.
- I tylko tak mógł Wam pomóc, tak? Niech zgadnę, to był Twój pomysł?
- Częściowo. O co Ci chodzi? – zapytał, widząc jak Jules się miota od ściany do ściany korytarza.
- Nie wierzę. Naprawdę nie rozumiesz? Przede mną nie musisz się do tego przyznawać, ale sam przed sobą odpowiedz sobie na pytanie, czy rzeczywiście nie mogliście rozwiązać tego inaczej? Czy przypadkiem nie chodziło Ci o to, żeby wykonać misję i jednocześnie poturbować kogoś, kogo wyraźnie nie lubisz.
- Jules, my to zrobiliśmy dla Twojego bezpieczeństwa. Poza tym, Darius mógł się nie zgodzić, nikt go do niczego nie zmuszał.
- Tak? A nie wziąłeś go przypadkiem pod włos, sugerując, że to jedyny sposób, by zapewnić mi bezpieczeństwo?
- A nawet jeśli? To był najlepszy sposób, banda Regulusa chciała napaść na Ciebie, a do tego nie chcieliśmy dopuścić. – powiedział Łapa, już wyraźnie zirytowany, że Jules ma do niego pretensje. Chciał ją chronić. Na Dariusie faktycznie mu nie zależało, ale czy to zbrodnia?
- A któryś z Was nie mógł odegrać tej roli?
- A mało się dla Ciebie już poświęciliśmy? – nie chciał, żeby to tak zabrzmiało, ale widząc minę Jules zrozumiał, że już za późno.
- Nie, nawet za mocno. I bardzo Was za to przepraszam. Możesz mi powiedzieć, gdzie teraz jest Darius?
- Zabrali go do Skrzydła Szpitalnego. Jules, ja…
- Teraz nie proszę o wytłumaczenie. Usłyszałam wszystko, co chciałam. Do zobaczenia. – powiedziała chłodno, po czym podbiegła za najbliższy zakręt, by zniknąć Syriuszowi z oczu.
   Łapa stał tylko i patrzył. Nie wiedział jakim cudem coś poszło nie tak. Jak z euforii, wpadli znów w konflikt. Jego znajomość z Jules przypominała ostatnio kolejkę górką. Góra, dół, góra, dół. A on przecież się postarał, przeprosił. Poprosił Dariusa o pomoc, bo jest przyjacielem Jules, a nawet jeśli trochę go zmanipulował, to co z tego? Miał czyste intencje, a Jules nie miała racji.
   Przynajmniej to postanowił sobie wmówić.

3 komentarze:

  1. Rozdział jest boski!!! Tak czekałam na konfrontację Jules i Syriusza ;) czy ja kiedyś wspominałam, że uwielbiam spojrzenie na świat Jules? Jest tak do szpiku kości przesiąknięta dobrem - nie potrafię wyobrazić sobie lepszej osoby ❤ wiedziałam, że właśnie tak zareaguje na wykorzystanie Dariusa w planie i że pomimo doceniania "idei zemsty" powie, żeby Humcwoci więcej nikogo nie skrzywdzili. Właśnie dlatego nawet nie ucieszyło mnie to wybaczenie, które w pewnym momencie uzyskał Syriusz. Jestem meeega ciekawa, jak dalej potoczą się sprawy między nimi i jak na to wszystko zareaguje Elinor.

    Serdecznie pozdrawiam i czekam bardzo niecierpliwie na nową notkę ❤❤❤
    Drama

    Ps. Żądam więcej Remusa!!! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! I będę dziękować za każdym razem :)
      cieszę się, że mój sposób budowania Jules jest czytelny i doceniany :) w następnej notce będzie dalsza kontynuacja wątku ,,zemstowego", ale będę miała na uwadze Twoją prośbę o Remusa:) jak nie od razu, to przy jeszcze następnej notce :)
      Od razu też informuję, że będą się one pojawiać teraz rzadziej, ale co najmniej raz w miesiącu :)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Miesiąc minął, więc pytam. Kiedy nowy rozdział? Czekam :*
    Drama

    OdpowiedzUsuń