piątek, 28 września 2018

32. Prezent

Dzisiejszy dzień będzie fantastyczny.
Tak sobie postanowiła Lily Evans i uparcie miała zamiar robić wszystko, by taki stan rzeczy wywołać. Ogólnie warunki panujące w tą niedzielę były całkiem sprzyjające. Pogoda, choć typowo zimowa, była całkiem znośna, a kiedy promienie słoneczne wychodziły zza chmur i padały na dachy domów w Hogsmeade, tworząc z leżącego na nich śniegu tęczowe, diamentowe kołderki, można się było poważyć nawet na stwierdzenie, że dzień był bardzo ładny.
Jednak nie tylko pogoda i wyjście do wioski były potrzebne pannie Evans do uwarzenia eliksiru o nazwie ,,Udana niedziela”. Potrzebowała dobrego towarzystwa i czystego umysłu. Pierwsze zapewniła sobie już wcześniej umawiając się z Severusem. Doszła do wniosku, że po raz kolejny przełknie ich różnicę poglądów i nie pozwoli przez, mówiąc delikatnie ,,emocjonującą dyskusję” zaprzepaścić wielu lat przyjaźni. Oczywiście wychodząc na spotkanie znowu naoglądała się spojrzeń swoich koleżanek, spojrzeń oceniających i niezadowolonych. Cóż, nie miała zamiaru im ulegać, nie należało to do jej zwyczajów. Charakterek Lily miała ognisty. Uważał tak z pewnością ktoś, kto mógł namieszać w kwestiach spokojnej głowy panny Evans.
Właśnie, ekspert od mącenia i psucia humoru Lily, czyli sławny James Potter, z którym spędziła poprzedni wieczór w warunkach szlabanowych uparcie siedział jej w głowie i wiedziała, że jeśli nie przestanie myśleć o chwilach spędzonych w lochach, to nie da rady się zrelaksować. A co wywoływało w niej powody do nie-relaksu? Wątpliwości.
Wątpliwości czy James Potter jest naprawdę taki, jak go sobie rysuje. Czy nie oceniała przypadkiem do tej pory tylko jego powierzchowności? Może on jednak, jak normlany człowiek miał coś więcej niż ten napuszony łeb,  może miał jakieś warstwy? Choć trzeba było przyznać, że jeśli tak było, to skutecznie to ,,coś więcej” skrywał przed światem. A rąbek tajemnicy, jak się okazało odkrywał tylko w niektórych sytuacjach.
Pierwszą sprzyjającą okolicznością do zdjęcia maski ,,zwykłego pozera” było przebywanie z kimś sam na sam. Rozmowa, którą Lily i James odbyli będąc w zaciszu gabinetu profesora Slughorna była chyba pierwszą tak normalną w wykonaniu tej dwójki od początku ich znajomości. A kiedy Lily już i tak miała mały mętlik w głowie wywołany zachowaniem Pottera, pojawiła się nowa okoliczność ujawniająca inną twarz chłopaka, w osobie Jules Justice.
Kiedy Puchonka pojawiła się w lochach na odbycie szlabanu Lily trochę się wycofała, ale z własnej woli i dla (w pewnym sensie) celów badawczych.  Wyniki badań, które polegały na obserwowaniu współpracujących przy odrabianiu szlabanu Jamesa i Jules były bardzo ciekawe. Po pierwsze Lily odkryła, że panna Justice jest szalenie zakręconą pozytywnie osobą i – co najważniejsze – nie jest typową Huncwocką fanką, za jaką Evans ją do tej pory miała. Miała własne zdanie i zasady, a w rozmowach z Rogaczem potrafiła mu przyjacielsko dobiec i się z nim droczyć. Z drugiej więc strony Lily mogła poznać Jamesa dogryzającego i droczącego się z kimś o randze przyjacielskiej. Takiego Jamesa Pottera, jaki jej się narysował przez ten jeden wieczór mogłaby chyba nawet polubić…
- Lily! – usłyszała Gryfonka, która pogrążona w rozmyślaniach prawie minęłaby wychodzącego z Miodowego Królestwa Severusa.
Jakby przywołała go do interwencji moja kiełkująca sympatia do Pottera.. Znaczy do pewnej jego części. – pomyślała Lily, po czym się otrząsnęła i z uśmiechem na twarzy podeszła do przyjaciela.
- Cześć Sev. Zakupy udane? – zapytała, wskazując wzrokiem na sklep.
- Wydaje mi się, że tak. Możesz ocenić. – powiedział i wyciągnął w stronę dziewczyny mały pakunek.
- Łapówka? – zapytała z uniesioną brwią, ale wyciągnęła rękę.
- Raczej gałązka oliwna.
- I przyznanie się do winy? – powiedziała zaczepnie Ruda wyciągając z torebki od Severusa swoje ulubione magiczne słodycze, czyli czekoladowe żaby. Jak każda dziewczyna uwielbiała czekoladę i to w każdych ilościach.
- Do winy, czyli? – zapytał Snape i ruszyli wolnym krokiem w stronę Trzech Mioteł.
- Chciałabym powiedzieć, że to znaczy do wątpliwych moralnie poglądów, ALE – dodała, unosząc do góry palec wskazujący, żeby uciszyć już gotowego do protestów Seva – ale uznajmy, że Twoją winą jest brak szanowania prawa innych do odmiennego zdania.
- Okej. Przyjmuję, przyznaję się do winy i … przepraszam. – powiedział, to ostatnie słowo znacznie ciszej, ale Lily znała dobrze Severusa i jego honorowość, dlatego doceniła ten ogromny wysiłek i oznakę dobrej woli.
- Załóżmy, że wszystko jest okej. – powiedziała i idąc tyłem, ale twarzą do Ślizgona, ostentacyjnie odgryzła czekoladowej żabie głowę.
- A gdyby nie było to skończyłbym tak, jak ta żaba?... Uważaj! – zawołał, ale już za późno, bo Lily swoim opacznym chodzeniem nie namierzyła odpowiednio wcześnie przeszkody i potykając się wpadła na osobę wychodzącą właśnie z Trzech Mioteł. Przed upadkiem uratowały ją silne męskie ramiona.
- Chodzenie na ślepo niesie ze sobą ryzyko – powiedział chłopak, pomagając Lily złapać pion – ale potrafi również być zadziwiająco miłe w skutkach. Tą sytuację ja osobiście zakwalifikuję do drugiej kategorii, a Ty?
Dziewczyna stanęła trochę osłupiała i zlustrowała od stóp do głów swojego wybawcę. Z pewnością widziała go po raz pierwszy, bo inaczej by go zapamiętała. Chłopak, który przed nią stał był kilka lat od niej starszy, ubrany w kompletne przeciwieństwo sztywnego szkolnego mundurka i co tu dużo mówić – bardzo przystojny. A oprócz tego miał w oku i uśmiechu taki pełen buntu i dzikości błysk…
- Problemy z kwalifikacją? – zapytał uśmiechając się półgębkiem, a Lily uświadomiła sobie, że ją zatkało. Wkurzyło ją to. I wkurzyło też Severusa.
- Żadnych już problemów, dziękujemy za pomoc. – powiedział Snape odsuwając ręce chłopaka od Lily.
- Spokojnie kolego, stroszenie grzywy jest zbędne. Przyjechałem tu w odwiedziny do brata, a nie na polowanie. – powiedział i mrugnął do Lily. Dziewczyna już wiedziała, że jest to typowy gracz, kobieciarz, ale jakieś jej malutkiej części to schlebiało. Postanowiła, że nie wyjdzie z tej sytuacji jako niemowa i zapytała:
- Do brata, czyli do kogo?
- Darius Pattern się nazywa. – powiedział i zerknął gdzieś ponad jej ramieniem. – I właśnie tutaj idzie.
- W takim razie życzę miłego spotkania rodzinno-integracyjnego. I dziękuję za pomoc. Do widzenia…
- Timothy – powiedział chłopak i wyciągnął rękę.
- Lily, Lily Evans – odwzajemniła uścisk dziewczyna – a to jest Severus Snape.
Timothy Pattern uścisnął rękę również Ślizgonowi. Jednak wyraz twarzy trochę mu się zmienił od kiedy poznał imiona i nazwiska ich dwojga. W czasie całego procesu zapoznawczego Darius zdążył się zbliżyć na odległość kilku kroków, a zdziwienie na jego twarzy rosło i rosło.
- Cóż, miło było poznać. Do zobaczenia, choć raczej w to wątpię. – powiedział starszy panicz Pattern i odszedł nie czekając na odpowiedź.
- Timothy? Co Ty tu robisz? – zapytał Darius podchodząc do brata i go ściskając, a ponad jego ramieniem widząc jak Lily i Severus wchodzą do Trzech Mioteł.
- Nie brzmi to jak radość na widok dawno niewidzianego brata. – powiedział Timothy odsuwając brata na szerokość ramion i dokładnie mu się przyglądając. – Wyrosłeś. Robisz się do mnie coraz bardziej podobny.
- Czyżby? – odpowiedział ze śmiechem Darius, bo wiedział jak dalekie prawdy jest to zdanie.
- Mam na myśli prawie tak samo przystojny, jak ja. – odrzekł chłopak i ruszył przed siebie z rękami w kieszeniach. Nawet jak chodził, robił to tak jakby płynął i to na kompletnym luzie.
- Wow, ale komplement. – Darius był w stanie powiedzieć tylko tyle, bo dalej był w szoku. Wizyta Timothy’ego była czymś bliskim zjawiska więcej niż nadprzyrodzonego. – Muszę ponowić pytanie, prawda? Ty dalej lubisz grać tajemniczego.
- Ja nie gram, tylko taki jestem. A na chwilę obecną nawet inaczej nie można.
- To znaczy? – zapytał Darius trochę zbity z tropu, a Timothy tylko obejrzał się sprawdzając ,,czystość” terenu i skręcił w kierunku drogi na stację Hogwart-Londyn.
- Jak się mają sprawy z Jules?
- Nagła i drastyczna zmiana tematu.
- Temat zmieniasz Ty, braciszku. Ja odpowiadam na pytanie w kwestii powodu mojego przyjazdu.
- Jak to? – Darius aż się zatrzymał.
- Pisałeś mi wczoraj o ,,problemach w raju”. Nadal masz wątpliwości odnośnie jej uczuć i tego, jak je sprawdzić lub wzmocnić?
- I przyjechałeś udzielić mi kilku rad sercowych? – Darius był ewidentnie w szoku. Choć po krótkiej chwili zastanowienia, młodszy panicz Pattern przyznał sam przed sobą, że nie byłby to pierwszy raz kiedy ten starszy rzuca wszystko by przyjść bratu z pomocą.
- A potrzebujesz takowych?
Darius otworzył usta, ale zamiast coś powiedzieć wypuścił tylko powietrze zrezygnowany.
- Dawaj braciszku. Mów, co Cię gryzie, jak po veritaserum.
- Nazwała mnie wczoraj swoim chłopakiem.
- To chyba dobrze, więc czemu masz taką niezadowoloną minę?
- Po powiedziała to w złości i nie do mnie. Tłumaczyła komuś, że nic jej nie łączy z Blackiem.
- Syriuszem Blackiem mam rozumieć? Swoją drogą chciałbym go w końcu poznać. Bo niby widziałem jeszcze za czasów szkolnych wszystkich bohaterów Twoich opowiadań, ale wtedy to były jeszcze dzieci, a teraz… Na przykład ta Evans i Snape. Kiedy usłyszałem jak się nazywają poczułem się, jakbym poznał w rzeczywistości postacie z mojej ulubionej książki.
- Cieszę się, że moje życie towarzyskie zapewnia Ci taką nietuzinkową rozrywkę. – powiedział kwaśno Darius.
- Oj nie dąsaj się Dar. Powinieneś się cieszyć, że wszystko tak rejestruję. Dzięki temu wiem, że Black jest Twoim śmiertelnym wrogiem i kimś, kto zdecydowanie za dużo czasu spędza w pobliżu Jules.
- Ostatnio jest między nimi dosyć napięta atmosfera. – rzucił niby mimochodem Darius.
- Aha. – powiedział triumfalnie Timothy i się zatrzymał, opierając się plecami o pobliskie drzewo. Wiedział już o co chodzi, bo oprócz stylu wolnego ducha miał, jak przystało na artystyczną duszę, wysoko rozwiniętą empatię. – I Ty się boisz, że Jules się do Ciebie zbliża, żeby utrzeć nosa Blackowi?
- Tak. – Darius wiedział, że w rozmowie z Timothym obowiązuje tylko jedna zasada – kompletna szczerość.
- Dawno nie widziałem Jules, ale jeśli nie zaszła w niej jakaś tragiczna zmiana i dalej jest taka grzeczna to nie ma co ją posądzać o taką perfidię.
- Jules jest grzeczna, choć wiem, że w Twoim mniemaniu to obelga, ale ma też w sobie dużo waleczności. A przy tym mocny charakter i …
- I mocny kręgosłup moralny, tak?
- Tak.
- To czym Ty się martwisz? Braciszku, chyba nie mówisz mi wszystkiego. – Timothy patrzył na umęczoną minę brata i czuł, że zamiast szczęśliwy z powodu tego, że w końcu  Jules jest jego dziewczyną, cały czas się czymś martwi, coś nie daje mu spokoju.
- Ja jestem w niej zakochany… Ale ona chyba nie.. – Darius oparł się o drzewo naprzeciwko. Cieszył się, że Timothy przyjechał, bo nikomu innemu nie byłby w stanie powiedzieć tego wszystkiego tak otwarcie.
- Chyba?
- Nie rozmawiałem z nią o tym, bo nie było jeszcze okazji.
- Bo albo ktoś cały czas z Wami był, albo działy się różne, dziwne rzeczy… tak?
- Tak.
- To powiem Ci jedno – kretyn z Ciebie.
- Co? – Darius aż poderwał głowę z oburzoną miną.
- Zamiast cieszyć się, że zdobyłeś dziewczynę, bo zdobyłeś ją pełnym zaangażowaniem w Waszą przyjaźń i tą całą huncwocką akcję, to wynajdujesz sobie wyimaginowane problemy. Chłopie, ciesz się chwilą!
- Ale ja nie chcę, żeby to była tylko chwila. – powiedział Darius, a zabrzmiało w tym taka żałość.. że Timothy postanowił wytoczyć ciężkie armaty, w które się wyposażył, kiedy zdecydował się przyjechać bratu z pomocą.
- Jeśli nie chcesz, a będzie ryzyko, że zmierza to w tym kierunku, to użyj tego. – powiedział i wsunął Dariusowi w rękę coś, na czym przez cały czas trzymał palce w kieszeni kurtki. Młodszy panicz Pattern popatrzył na prezent od brata i wytrzeszczył szeroko oczu. Jednak kiedy podniósł je znad zawartości swojej dłoni i zobaczył, coś na ścieżce nie powiedział tego, co chciał, ale schował szybko prezencik i zawołał:
- Jules! – powiedział Darius i postąpił kilka kroków w stronę dziewczyny, która szła w ich stronę od stacji.
- Darius? – była zdziwiona, a przy tym widocznie przygaszona, więc na jej twarzy nie pojawił się tradycyjny, szeroki uśmiech. Nic dziwnego po tym, czego świadkiem była jeszcze chwilę wcześniej na stacji..
- Wszystko w porządku? Wyglądasz trochę jakbyś zobaczyła ducha. – powiedział, wiedząc, że to Jules śmieszy używanie takich kompletnie nieadekwatnych w warunkach ich świata powiedzonek. Ale ona w tym czasie zwróciła swoją uwagę na drugą obecną na jej drodze postać i choć nie od razu, do skojarzyła i poniekąd rozpoznała, kto przed nią stoi. Wytrzeszczyła szerzej oczy.
- Jeśli tak, to teraz pewnie wyglądam jakbym zobaczyła już dwa duchy. Timothy? – zapytała. On natomiast pokiwał głową, nieznacznie ją przekrzywiając i taksując Jules od stóp do głów, zdał sobie sprawę, że jego brat ma naprawdę, naprawdę dobry gust. A sama Jules… Cóż, była ubrana w normalne ubrania i było widać, że nie jest już małą dziewczynką, a raczej młodą kobietą.
- Miło Cię po tak długim czasie znowu widzieć. Teraz już jako moją przyszłą bratową, czyż nie? – wiedział, że jego pytanie jest prowokujące, że Darius może być niezadowolony z powodu jego zadania, ale chciał wybadać Jules na własną rękę.
- O własnej żeniaczce słyszeć nawet nie chcesz, a młodszego brata przed ołtarz pchasz? – odrzekła zaczepnie Jules. A była to odpowiedź zadziorna, inteligentna, wymijająca… Innymi słowy, zaimponowała Timothy’emu. Lecz jego zachwyt minął kiedy spojrzał na brata. Darius nie wyglądał na uszczęśliwionego słowami panny Justice. Chyba wypadało nie stać na drodze do szczęścia własnemu bratu, co więcej – dać mu szansę na to by temu szczęściu pomógł.
- Absolutnie. Teraz pcham go najwyżej na miły spacer w Twoim uroczym towarzystwie.
- Nie śmiałabym Ci zabierać Dariusa skoro i tak widujecie się od wielkiego dzwonu. – powiedziała od razu Jules, patrząc to na jednego, to na drugiego panicza Pattern.
- Spokojna głowa, zostanę tu jakiś czas, a teraz chciałbym załatwić kilka spraw. To do zobaczenia może później. Trzymaj się braciszku. – Timothy mrugnął do Jules, obrócił się na pięcie i odszedł. Idąc w stronę wioski szybko uśpił wyrzuty sumienia dotyczące prezentu dla Dariusa, które pojawiły się w nim, kiedy zobaczył, że Jules jest osobą z krwi i kości i to w dodatku bardzo warta uwagi. W końcu w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.


- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – Darius patrzył na profil zamyślonej twarzy Jules, kiedy szli na spacer w kierunku Wrzeszczącej Chaty (szczęśliwie Jules nie miała urazu do tej trasy, po ich ostatnim ,,trującym” spacerze). Nie potrafił nawet cieszyć się, że trzymają się za ręce, bo widział, że panna Justice jest myślami gdzieś naprawdę daleko.
- Nie do końca, ale nie chcę o tym mówić, tylko to sobie uporządkować w głowie. Dasz mi chwilę?
- Jasne. – powiedział chłopak i już chciał się odsunąć, ale dziewczyna ścisnęła go za rękę.
- Nie musisz nigdzie iść. Po prostu idźmy w milczeniu, dobrze?
- Dobrze. – w sumie to był dobry znak – cokolwiek się działo i dręczyło Jules, chciała by Darius był w tym momencie razem z nią.
Taka właśnie była prawda. Chciała by był z nią Darius, nie dlatego, bo nie chciała być sama. Podkreśliła to sama przed sobą – chciała, żeby był z nią Darius. To był ten jej męski przyjaciel, który był stateczny, stabilny i pewny. Bo ten drugi…
Starała sobie to uporządkować w głowie.
Odbyła wczoraj szlaban, po którym późną wieczorną porą wróciła do dormitorium i choć dziewczyny mówiły jej, że Darius chciał się z nią widzieć to stwierdziła, że jest już późno (wersja oficjalna), a ona musi się przespać ze swoimi myślami (wersja tylko dla niej – ta prawdziwa). Obudziła się wcześnie rano, jak na nią i na dzień wolny, a na biurku znalazła karteczkę. Liścik.

Jules!
Chciałbym się z Tobą spotkać i obgadać ostatnie wydarzenia. Szczerze i bez świadków, czy innych ,,przeszkadzaczy”.
Spotkajmy się na stacji w Hogsmeade około 10.00. Będzie tam na Ciebie czekać niespodzianka.
Syriusz

Przeczytała to i cały, w miarę już poukładany stos jej myśli runął niczym domek z kart. Wiedziała, że ich nie ogarnie i ma tylko jedno wyjście – pójście za impulsem. A tym impulsem było ubranie się i spotkanie z Łapą. Dopóki sprawa z Blackiem nie będzie klarowna, nie uzyska klarowności w swoim ..ekhm… związku z Dariusem. To słowo dalej jakoś jej nie leżało. ,,Związek”…Brrr…
W każdym razie kilka minut przed dziesiątą szła dziarskim krokiem ścieżką między wioską a stacją. Kiedy doszła już do ostatniego zakrętu, czyli widziała już stację, ale w cieniu drzew ,,stacja” nie widziała jej, gwałtownie się zatrzymała.
Na ławce na peronie siedział Syriusz. I to by się zgadzało. Tylko problem polegał na tym, że przed nim wygłaszając jakąś mowę i teatralnie przy tym gestykulując stała Elinor Durete, cała ubrana na czarno. Jules była za daleko by dokładnie widzieć minę Syriusza, ale wydawał się być zdystansowany do przemowy Smoczycy. Do Jules, kiedy bardziej wytężyła słuch, docierały tylko niektóre słowa.
Zmiana… Pomoc… Nowe życie… Szansa…
Jules słysząc te urywki westchnęła i przewróciła oczami. I choć nie była z siebie dumna, bo Elinor zasługiwała teraz na współczucie i więcej cierpliwości, zobaczyła, że Syriusz reaguje tak samo i wstaje.
Wtedy Elinor zrobiła kilka rzeczy w przeciągu mniej niż minuty.
Położyła Syriuszowi rękę na ramieniu.
Nachyliła się i wyszeptała mu coś do ucha.
Spojrzała mu przeciągle i głęboko w oczy.
Pocałowała go, zarzucając mu jedną rękę na szyję, a drugą wplatając mu we włosy.
Jules czekała na kompletnym bezdechu na rozwinięcie całej sytuacji. Zdała sobie sprawę, że czeka i aż swędzi ją wszystko z niecierpliwości, aż Syriusz pannę Durete od siebie odepchnie. Ale nie…
On objął ją w pasie i oddał pocałunek. Nie całus, niewinny i koleżeński. Tylko namiętny i długi pocałunek.
I tak wyglądała ta scena przez chwilę – oni całujący się na peronie, jak w jakimś filmie wojennym, gdzie dziewczyna wita swojego narzeczonego, który bezpiecznie wrócił do domu, a ona – stojąca gdzieś za krzakami i patrząca na wszystko, jak szpieg, intruz, jak żałosna odrzucona adoratorka.
Najgorsze jest to, że nie mogła się ruszyć. Nie mogła, bo czuła, że jak pójdzie teraz, na tym etapie, to później będzie miała problem z rozeznaniem czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy coś sobie uroiła.
W końcu przestali się całować, Elinor uśmiechnęła się i przytuliła do Syriusza tak, że twarz miała zwróconą centralnie w kierunku kryjówki Jules. I spojrzała centralnie na nią.
Tak, nie miała problemu z wypatrzeniem Jules, bo wiedziała, że dziewczyna tam będzie. Skąd to wiedziała? Bo sama o to zadbała. Puchonka dopiero teraz połączyła fakty i zdała sobie sprawę, kto tak naprawdę był nadawcą liścika, który z rana przeczytała. Smoczyca podrobiła pismo Syriusza praktycznie bezbłędnie, ale po zastanowieniu, stylu nie umiała do końca skopiować. Niestety połączyła elementy układanki zdecydowanie za późno. Zdążyła wpaść w pułapkę i teraz patrzyła, jak Elinor nad ramieniem Syriusza macha jej triumfalnie, obwieszczając w ten sposób ,,Wygrałam tą rozgrywkę”, a może nawet ,,Wygrałam tę wojnę”.
Albo najtrafniej ,,Wygrałam Syriusza”.
Jules rzuciła jej najbardziej pełne niechęci spojrzenie, na jakie mogła się teraz zdobyć, po czym zawróciła w stronę wioski szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.
Szła i czuła, że zaczyna brakować jej tchu, a pod powiekami robi się mokro. Mimowolnie zaczęła płakać i nie mogła tego w żaden sposób uspokoić, powstrzymać. Zatrzymała się i postanowiła uspokoić. Nie dawała sobie na to zbyt dużo czasu, nie chciała, żeby ,,zakochani” idąc do Hogsmeade się na nią natknęli.
Dlaczego płakała? Bo przegrała?
Przecież nie uczestniczyła w żadnych zawodach, a już na pewno nie chciała brać udziału w konkursie, w którym dostałaby jako prezent Syriusza Blacka. Nie interesował jej taki układ.
Płakała, bo Syriusz stał się jej bliski jako przyjaciel. Dała mu swoją przyjaźń, otworzyła serduszko, a on… Nie chciała na niego psioczyć. Może nie był wobec niej fair, może się nią trochę bawił, bo czuł, że jako wielki i wspaniały Syriusz Black miał do tego prawo. To nie było ważne. Ważne było to, że czuła się strasznie upokorzona i zdradzona. I jasne było, że reżyserem tego upokorzenia była Elinor Durete, ale Syriusz tym brakiem szczerości i wszystkimi nieporozumieniami, które się między nimi pojawiły, dał Elinor narzędzia to wystawienia tej bolesnej sztuki.
Gdyby ich przyjaźń po prostu się nie powiodła… Ale ich przyjaźń zakończyła się właśnie okrutnym uderzeniem, na które Jules nie zasłużyła…
Cholera!
Stop!
NIE!
Jules wzięła głęboki oddech, wytarła oczy i zatrzymała kłębiące się myśli, a zrobiła to z wielką mocą, bo zdała sobie sprawę, że histeryzuje, dopowiada sobie, wyolbrzymia, skreśla… Pozwala rządzić niedopowiedzeniom, choć przecież wychodząc z dormitorium miała nadzieję na uzyskanie klarowności całej sytuacji i o tą klarowność chciała walczyć.
A teraz – rozpacza nad pseudozwycięstwem Elinor. Przecież Smoczyca upokorzy i wygra tylko wtedy, kiedy Jules jej na to pozwoli. Czyli na pewno nie teraz i nie tak. Chce Syriusza? Proszę bardzo. Ale o tym, jak i gdzie zakończy się ich przyjaźń mogą zadecydować tylko dwie osoby: Jules Justice i Syriusz Black.
A pierwsza z tych osób miała zamiar do tego końca przy najbliższej okazji doprowadzić. Bo bez względu na winę lub jej brak, ta cała znajomość zbyt wiele Jules kosztowała. Teraz chciała odrobiny spokoju.
Teraz, w chwili obecnej doszła do miejsca piknikowego jej i Dariusa, z którego rozpościerał się widok na Wrzeszczącą Chatę, a Darius machnięciem różdżki roztopił sporą połać śniegu tak, żeby mogli usiąść na suchej i ciepłej ziemi. Uśmiechnęła się do niego.
- Już dobrze?
- Będzie dobrze, jak sobie wyjaśnię kilka spraw z pewną nielubianą przez Ciebie osobą. Ale w chwili obecnej nie mam zamiaru już o tym myśleć. – powiedziała i usiadła po turecku.
Czyli myślała o Syriuszu… - pomyślał pełen goryczy Darius i w tej chwili zdecydował się, że użyje prezentu od Timothy’ego.
- Co tak stoisz? Siadaj. I opowiadaj, jak to jest zobaczyć brata po tak długim czasie. Jak się domyślam, zrobił Ci niespodziankę, bo nic nie wspominałeś o tym, żeby miał przyjechać. – Jules przyjęła typowy dla siebie radosny sposób bycia i nie była to żadna poza, tylko chęć spędzenia czasu z Dariusem normalnie, po staremu, bez komplikacji. A kiedy wpadliby już w odpowiednią atmosferę, miała zamiar z nim porozmawiać, porozmawiać o nich, jako parze.
- Timothy lubi chodzić swoimi drogami, ale trzeba przyznać, że dobry z niego brat. – powiedział zadumany.
- Absolutnie tego nie podważam. Ale skąd taki nagły przypływ miłości braterskiej? – zażartowała po swojemu.
- Tak po prostu. – powiedział niemrawo. – Przywiózł mi prezent.
- Aha, i wszystko jasne. Nie sądziłam, że jesteś taki przekupny. – Jules wychodziła z siebie, żeby wciągnąć Dariusa w utarczki słowne i go trochę rozruszać, ale ten zdawał się tego nie dostrzegać. Albo dostrzegać i dopatrywać się jej dobrego nastroju u innego, kompletnie niewłaściwego źródła. – A co to za prezent?
- Zobaczysz. – powiedział Pattern i spojrzał w tak ukochane przez siebie zielone oczy Jules. Klamka zapadła.

CDN




5 komentarzy:

  1. Ależ długo musiałam czekać na ten rozdział! Ale warto było, bo czytało się go wspaniale. Był lekki pomimo niekoniecznie najlżejszych tematów w nim poruszanych. Czy już mówiłam Ci, że uwielbiam Twoje dialogi? Jeśli nie, to mówię teraz: są rewelacyjne. Potrafisz idealnie wycelować w połączenie humoru, ironii. Są inteligentne i przede wszystkim każda wypowiedź ma swój cel. Ja strasznie nie lubię na innych blogach rozmów w stylu: "cześć/cześć/co slychać/a nic ciekawego/idę do kibla" itd. A u Ciebie na szczęście ich nie doświadczyłam i to wielki plus.

    Spodobała mi się postać Timothy'ego. Ciekawa jestem, czy zamierzasz kontynuować jego wątek z szerszym opisem, czy pozostanie on postacią epizodyczną. Elinor to wredna zołza. Ja wiedziałam, że z listem jest coś nie tak. Tylko dalej nie wiem, dlaczego Syriusz nie umie się od niej opędzić... co go zmusza do takiej uległości? Powiedz mi proszę, bo biję się w pierś, ale zapomniałam. Cieszę się, że Jules dobrze radzi sobie z ciosami, które w nią wymierza Syriusz. Nie podoba mi się związek z Dariusem, tym bardziej że w tym dziwnym prezencie węszę coś okropnego, jak np. eliksir miłości. Mam nadzieję, że wszyscy się ogarną i w końcu zaczną zachowywać się jak dorośli, bo narazie ciężko im będzie we wszystkich relacjach. A propos jeszcze początku, to bardzo fajna jest taka wybaczająca Lily, ale tak gładko przeszłaś w opisie do innych bohaterów, że o tym kompletnie zapomniałam.

    Szkoda trochę, że tak krótko. Mam nadzieję na więcej i na duuuużo mniej czekania. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo czasu i weny ❤
    Drama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie komplementy, serce mi rośnie i powiem szczerze, że Twoje komentarze są często jedyną motywacją, żeby publikować :)
      Nie mogę Ci odpowiedź na pytania zadane w komentarzu, bo zdradzę już wymyślona wcześniej fabułę następnych notek :))
      Cieszę się, że Ci się podoba to, co piszę :) Dziękuję <3

      Usuń
  2. Masz zamiar kontynuować to opowiadanie? Tak rzadko publikujesz i mało mam informacji zwrotnej... chyba nie porzuciłaś tego bloga na dobre? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam bardzo. Nie porzuciłam, chcę pisać dalej i będę na bank. Chwilowo nie mam na to czasu - jestem na semestrze inżynierskim na studiach, piszę pracę i przygotowuję się do egzaminu dyplomowego. Jak tylko to będę miała za sobą, ruszę na powrót z notkami.
      Bardzo proszę o cierpliwość, dziękuję za wierność zaglądania tutaj i pozdrawiam serdecznie :* :)

      Usuń
  3. Jestem i nadal czekam z nadzieją, że jednak będzie kontynuacja.
    Pozdrawiam <3
    Drama

    OdpowiedzUsuń